Marek Żukow-Karczewski

polski historyk, publicysta i działacz społeczny

Marek Żukow-Karczewski (ur. 1961) – polski historyk, publicysta i dziennikarz, autor kilkuset publikacji z zakresu dziejów Krakowa, historii Polski, historii architektury, dawnych tradycji i kultury oraz z dziedziny ochrony środowiska naturalnego.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

Marek Żukow-Karczewski (2016)
  • A pokazywanie języka? Dopuszczalne w gabinecie lekarskim, ale poza nim traktowane już w starożytności jako przejaw wyzywającego, lekceważącego stosunku do otoczenia, a także drwiny, pogardy i zuchwalstwa. (...) W odległych wiekach na Dalekim Wschodzie wystawiony język oznaczał dla odmiany szacunek i respekt wobec zwierzchnika.
  • Biblioteka to nie tylko miejsce, gdzie można przyjść, sięgnąć po wybraną pozycję i po wykorzystaniu odłożyć z błogą pewnością, iż leżeć tam będzie zawsze, gdy tylko zajdzie potrzeba ponownego do niej dotarcia. Aby tak było, trzeba ponosić ciągłe nakłady i otaczać bibliotekę opieką. Taką samą opieką jak muzea, teatry, kina, salony wystawowe. Należy o tym przypominać wszystkim, którzy o stanie kultury polskiej decydują.
  • Cóż jest w dębie takiego, że go tak często antropomorfizujemy, że mówimy o nim jak o drugim człowieku? Dąb przecież także… umiera. Umiera powoli i majestatycznie, tak jak przystało na jego 1500-letnie życie. (…) Gdy stoimy oko w oko z królem drzew polskich, to pamiętajmy, że patrzą na nas wieki, wieki podczas których jakże inny był stosunek człowieka do dębów i do całej przyrody.
  • Cóż zatem – oprócz dramatu ludzi i miasta – przyniosły krwawe zdarzenia sprzed siedemdziesięciu lat? Otóż, wykazały one wyraźnie, jak łatwo można autentyczne i uzasadnione niezadowolenie społeczne przerodzić w tragedię, której ofiarami są zawsze zwykli ludzie.
    • Źródło: Strzały w Krakowie, „Gazeta Krakowska” nr 257, 5 listopada 1993, s. 4.
    • Zobacz też: walka, walka klas
  • Generał Felicjan Sławoj Składkowski, premier i wielokrotny minister w międzywojennej Polsce, był z wykształcenia lekarzem, a więc jego starania o podniesienie poziomu higieny w kraju było czymś naturalnym. Będąc ministrem spraw wewnętrznych wydał on m.in. rozporządzenie polecające stawianie gustownych wychodków na wsiach, aby przerwać tradycję chodzenia „za stodołę”. (…) Niewdzięczny lud szybko obdarzył te publiczne przybytki mikcji i defekacji mianem „sławojek”, co splendoru imieniu generała raczej nie dodawało, a później, w okresie PRL-u, było stałym elementem w propagandzie ośmieszającej przedwojenne władze. (…) Oto kilkadziesiąt lat wcześniej, prezydent Krakowa Juliusz Franciszek Leo, ekonomista i prawnik, profesor UJ, twórca Wielkiego Krakowa, zainicjował w swoim mieście budowę szaletów publicznych, aby strzec niewinne pacholęta, dziewice, matrony i szlachetnych obywateli przed gorszącym widokiem osobników nieprzystojnie „puszczających wodę” po kątach. (…) Oczywiście dowcipna krakowska ulica nadała tym stylowym małym budyneczkom nazwę „leówek” (…).
  • Gdybyśmy w swoich sądach o wybitnych ludziach przeszłości kierowali się jedynie notkami encyklopedycznymi i poważnymi monografiami, obraz minionych epok wydałby się nam wielce ponury, a ludzie poważni, smętni i do znudzenia pryncypialni. Między linijkami tekstu wyliczającego zasługi, stanowiska i osiągnięcia niewiele, niestety, pozostaje miejsca dla człowieka z krwi i kości. A to przecież codzienne bytowanie tworzyło koloryt epoki, natomiast zalety, przywary i narowy ludzi przeciętnych i wielkich stanowiły niewyczerpalny temat rozmów i plotek, którym z równym zainteresowaniem poświęcała uwagę ulica, jak i salony.
  • Jednym z najgłębiej tkwiących i najbardziej utrwalonych w podświadomości człowieka lęków pierwotnych jest strach przed ciemnością. Jego konsekwencją był m.in. często spotykany w różnych kulturach kult słońca i ognia. Światło i jasność łączono bowiem zwykle z boską potęgą, zdolną zwalczyć mroczne moce.
  • Korupcja, łapownictwo i nadużycia finansowe są zjawiskami starymi jak świat. Towarzyszyły one człowiekowi od momentu, kiedy to wynaleziono pieniądze i bywało, że doprowadzały do upadku rządów i państw. Niechaj więc nie dziwią nas i nie gorszą rozmaite dzisiejsze afery gospodarcze i bankowe, gdyż stanowią one przecież godną kontynuację dawnych tradycji w tej dziedzinie. A trzeba przyznać, że współcześni aferzyści wiele mogliby się od swoich poprzedników w tej materii nauczyć.
    • Źródło: Od Kislinga do Kirchmayera, czyli finansowe afery w dawnym Krakowie, „Gazeta Krakowska” nr 82, 9–10 kwietnia 1994, s. 6.
    • Zobacz też: korupcja
  • Kresy Wschodnie, to obszar zaiste ogromny! Choć tereny te były niezmiernie zróżnicowane etnicznie, kulturowo, religijnie i cywilizacyjnie, to jednak wytworzył się tam swoisty kod kulturowy, który nieomylnie pozwalał rozpoznać ludzi „stamtąd”. Na ukształtowanie specyficznego typu wrażliwości mieszkańców Kresów – oprócz burzliwych dziejów – niewątpliwy wpływ miały warunki naturalne, a więc klimat oraz otaczająca ich przyroda i krajobrazy. Pośród dolin i jarów rzek, wzniesień i skał, jezior i bagien, nieprzebytych lasów i nieograniczonych przestrzeni, powstawały przecież ręką ludzką uczynione zamki, dwory, przepiękne parki i ogrody wokół rezydencji, architektonicznie wspaniałe miasta i pełne uroku wsie, kurorty i uzdrowiska, ośrodki wydobywcze i przemysłowe, a także obficie rodzące sady i pola uprawne. A nad tym wszystkim unosiło się tajemnicze, nieodgadnione i niedopowiedziane „coś”.
  • Latem niemal wszystko jest już gotowe. Przyleciały wędrowne ptaki, drzewa mają rozwinięte i dobrze ukształtowane liście dające upragniony cień, gęstnieją lasy, zielenieją i obficie porastają łąki, przemianie ulegają pola uprawne. Wydaje się, że cały świat wokół kwitnie, krzepnie, pęcznieje.
  • Nadużywanie napojów alkoholowych prowadziło często do przykrych następstw. Doświadczył tego nawet sam król Jan Olbracht, który podczas jednej z nocnych hulanek został na krakowskiej ulicy zraniony berdyszem przez pijanych pachołków. Jeden z sejmowych posłów nazwał Wszechnicę Jagiellońską jaskinią łotrowską, gdyż pili tam bez umiaru zarówno magistrowie, jak i scholarowie.
  • Nawet pobieżny rzut oka na mapę przedstawiającą lokalizację najbardziej zaawansowanych cywilizacji starożytnego świata uświadamia nam, jak ogromną rolę w ich rozwoju odgrywała sprzyjająca temperatura otoczenia. Ciepły klimat zapewniał nie tylko odpowiednią ilość pożywienia, ale także zwalniał człowieka z jakże absorbującego obowiązku ciągłego ogrzewania swoich siedzib i swojego organizmu. Łatwiej było zatem poświęcić wolny czas i energię na rozwijanie nauki, kultury, sztuki i techniki.
  • Niemal każdy człowiek popełnia w swoim życiu czyny, których przychodzi mu się wstydzić po latach. Im kto w społeczeństwie wyższą pozycję zajmuje, lub piastuje poważniejsze stanowisko, tym łatwiej mu ów błąd życiowy z płaszczyzny osobistej przenieść na płaszczyznę ogólną, publiczną. Wybitni ludzie są bowiem bacznie obserwowani przez innych i rozliczani z najdrobniejszych nawet posunięć. Taka jest oto przyczyna – oczywiście przedstawiona w największym skrócie – że o niecnych sprawkach możnych tego świata wiemy tak wiele i z taką lubością nimi się zajmujemy. A może chodzi tu o uspokojenie własnego sumienia?
    • Źródło: Brzydkie sprawki wielkich krakowian, „Gazeta Krakowska” nr 295, 18 grudnia 1992, s. 6.
    • Zobacz też: hańba, plotka
  • Niekiedy człowiek zdaje się sądzić, iż twory jego cywilizacji nie mają sobie równych odpowiedników. Lecz, gdy upoiwszy oko barokową lub klasycystyczną fasadą pałacu, zagłębimy się w cienistą aleję ogrodową, gdy zamknie się za nami zielone listowie i ogarnie nas najpiękniejsza muzyka przyrody - cisza, przerywana jedynie śpiewem ptaków, wypadnie nam chyba zweryfikować dotychczasowe poglądy. Natura bowiem najlepszym i najmądrzejszym jest architektem i urbanistą.
  • Niezbadane wyroki historii mogą uczynić z człowieka bohatera czczonego przez przyszłe pokolenia, lub na zawsze wymazać go z pamięci narodu. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 Piotr Wysocki jako przywódca spisku podchorążych dzierżył w swoich rękach przez moment los umęczonej Ojczyzny. Ta chwila uczyniła zeń bohatera i na trwałe wpisała jego nazwisko do podręczników historii. Lecz bywa i tak, że za jeden moment wyniesienia przychodzi płacić spędzonymi w goryczy i cierpieniu latami samotności i zapomnienia. Życie wydaje się wówczas karą, a śmierć oczekiwanym wybawieniem.
  • Nowożytny nomada, który na szalone eskapady mógł przeznaczyć jedynie czas ściśle reglamentowany, pragnął w nowych warunkach i okolicznościach przywołać doznania swoich przodków, galopujących niegdyś po bezdrożach na spienionych rumakach. W XIX wieku marzenia te zaczęto realizować, dosiadając rozmaitych koni mechanicznych. Najprostszym z nich był rower.
  • Ogień – dar godny bogów, żywioł, którego okiełznanie całkowicie odmieniło losy rodzaju ludzkiego. Jakże iluzoryczne okazało się jednak nad nim panowanie! Chociaż najpierw rozświetlał mroki jaskiń, ogrzewał, odstraszał dzikie bestie i pozwalał przygotować godziwą strawę, a później buzował w paleniskach wielkich machin przemysłowej rewolucji, to jednak ciągle przecież posiadał ową moc hipnotyczną, tajemną siłę, wreszcie coś na kształt własnej woli i świadomości działania. I nic nie pomagały tu składane mu hołdy i okazywany kult. Ciągle bowiem pośród trzasku i syku płomieni dawały się słyszeć słowa: Nie będę służył!
  • Poważne rabunki i zbrodnie karano zazwyczaj niezwykle surowo. Najłagodniejszym wyrokiem, na jaki mógł liczyć złoczyńca, była kara więzienia na sto lat i jeden dzień. Zazwyczaj jednak delikwenta czekało ścięcie, powieszenie, wplecenie w koło, pogrzebanie żywcem i przebicie kołem (palikiem), spalenie na stosie lub utopienie. Te dwa ostatnie rodzaje uśmiercania stosowano zwykle wobec kobiet oskarżonych o czary, trucicielstwo, zadawanie kołtuna itp.
    • Źródło: Okropności krakowskie, „Gazeta Krakowska” nr 192, 20 sierpnia 1993, s. 12.
    • Zobacz też: kara
  • Stoję o zmroku pośrodku ogromnej przestrzeni. W oddali migocą światła wielkiego miasta i słychać przytłumiony szum dobywany z tysięcy samochodowych silników. Nade mną gwieździste niebo. Jakże to niebo i gwiazdy bliskie! O ile bliższe niż te nieliczne, widziane z oświetlonego wąskiego tunelu ulicy lub ze studni ciemnego podwórza. Piękny to zaiste widok i wprost nie chce się wierzyć, iż stoję przecież niemal w centrum miasta, którego odgłosy do mnie docierają. Tych niepowtarzalnych doznań doświadczyć można jedynie w tym cudownym miejscu w Krakowie - na Błoniach.
  • Systemy dostarczania i dystrybucji wody scalały imperia, dając poczucie bezpieczeństwa ich mieszkańcom i świadcząc o potędze państwa i jego władców. Rozwiązania techniczne zastosowane w tych systemach mówiły zaś o poziomie zaawansowania technologicznego i naukowego. (…) Obecnie systemy wodociągowe wielkich aglomeracji miejskich to obiekty o znaczeniu strategicznym, strzeżone jak bazy rakietowe i taką też okryte tajemnicą. Jest to podyktowane wieloma względami, m.in. zagrożeniem terrorystycznym, ale podstawowa i niezmienna przyczyna jest ciągle tylko jedna – bez wody nie ma życia, a bez sprawnego systemu jej dostarczania nie ma miejskiej cywilizacji.
  • Trudno dociec, od kiedy człowiek zaczął w sposób przemyślany dbać o zarost. Jest jednak faktem, że w wielu kulturach broda symbolizowała męską siłę, odwagę, rangę społeczną, godność, powagę, honor oraz mądrość. Mężczyzna mógł się na nią zaklinać składając przysięgę. (…) Brody i wszechobecne wąsy stały się z czasem istotnym elementem kultury sarmackiej, a tym samym kultury polskiej.
    • Źródło: Co Sarmaci nosili na gębie, „Gazeta Krakowska” nr 228, 1 października 1993, s. 12.
    • Zobacz też: broda
  • W ciągu dnia z wychodka korzystali jedynie panowie, natomiast panie zadowalały się produktami firmy „Porcelanowy Bazes”, której sklep mieścił się w Krzysztoforach. Można tam było otrzymać szeroki asortyment towarów, począwszy od wykwintnego taboretu do wychodzenia na dwór w pokoju, a skończywszy na zwykłym naczyniu nocnym porcelanowym. Jeszcze w drugiej połowie XIX wieku te intymne naczynia nazywano „hamersztajnami” ku niesławie nazwiska barona von Hammersteina, komendanta wojskowego Galicji, który był powszechnie znienawidzony z racji swoich represyjnych poczynań w stosunku do Polaków.
    • Źródło: Krowy, świnie, dziady, rynsztoki i franca, czyli obrzydliwości krakowskie, „Gazeta Krakowska” nr 29, 5 lutego 1993, s. 6.
    • Zobacz też: nocnik
  • W Krakowie dawnym i dzisiejszym nigdy oczywiście nie brakowało i nie brakuje powodów do śmiechu. Śmiano się z instytucji rządowych, polityków, artystów, dziwaków, a nawet z… Najjaśniejszego Pana. Szyderczy lub wesoły śmiech rozbrzmiewał w teatrach, kabaretach, salonach, kawiarniach oraz na krakowskich ulicach, gdzie nie krępowały go już żadne zinstytucjonalizowane formy.
    • Źródło: Śmiech w Krakowie, „Gazeta Krakowska” nr 104, 7–8 maja 1994, s. 10.
    • Zobacz też: śmiech
  • Wbrew utartym opiniom w sferach rządowych II Rzeczypospolitej doskonale zdawano sobie sprawę z rzeczywistej pozycji i trzeźwo oceniano ekonomiczne możliwości kraju. Skoro zatem emigracja zarobkowa była tej rzeczywistości integralnym elementem, to należało bez fałszywego wstydu i szermowania patriotycznymi hasłami działać tak, aby tracąc z konieczności obywatela, nie utracić jego narodowego poczucia i tożsamości. Tak też wtedy czyniono i niepotrzebne do tego były fasadowe instytucje i biurokratyczne aparaty. Stosunki kraju z emigracją charakteryzowała po prostu normalność.
  • Wielki strach przed trądem i zarazą powodował, iż wielu mieszkańców miasta postradało zmysły, stając się pensjonariuszami szpitali waryatów, które istniały w Polsce już w XVI wieku. Krakowski szpital dla pacarellów, alias dla szalonych ludzi powstał w wieku XVII.
    • Źródło: Jak w Krakowie chorowano, czyli o szpitalach, podrzutkach, trędowatych, zapowietrzonych, wariatach i francuskiej chorobie, „Gazeta Krakowska” nr 127, 4 czerwca 1993, s. 4.
    • Zobacz też: wariat, trąd, choroba, szpital
  • Wychodźstwo polskie po klęsce powstania listopadowego współcześni zwykli szacować na ok. 15 tysięcy. My przyjmujemy, iż Wielka Emigracja liczyć mogła 7–8 tysięcy osób. Byli to w większości ludzie młodzi i wykształceni, wywodzący się ze światłych środowisk polskich. Ci inteligentni i rozumni Polacy pomimo zakazów i utrudnień dążyli gromadnie do Paryża, tworząc tam różnego rodzaju stowarzyszenia i organizacje. Wielu z nich w szeroko pojętej działalności kulturalnej widziało możliwość zachowania tradycji i ducha narodowego. A nośnikiem historii i dorobku wieków państwowości polskiej były książki.