Cezary Pazura

polski aktor

Cezary Pazura (ur. 1962) – polski aktor; brat Radosława Pazury.

Cezary Pazura (2012)
  • A dlaczego mielibyśmy odbierać mu prawo do istnienia? Jest przecież demokracja, wolny wybór. W TVN słyszę, że staruszki pod katedrą obrzuciły dziennikarzy obelgami. Oglądam relację i słyszę, że chcą, by wzięli te kamery, ale ani jednej obelgi. Co jest tam złego, nie rozumiem? Do mnie nie przemawiają powszechnie rzucane oskarżenia. Ilekroć słuchałem Radia Maryja, a słucham go czasem, zwłaszcza w podróżach, zawsze trafiałem na dobre, wartościowe audycje. Nigdy nie natknąłem się tam na przykład na treści antysemickie.
  • Byłem kiedyś w Los Angeles podczas procesu O.J. Simpsona. Mieszkałem kilka kroków od jego domu. I cały czas nad nami wisiał helikopter. Pamiętam ten straszny huk. Jak można tak żyć? Ja się cieszę się, że naszych paparazzi nie stać jeszcze na helikopter.
  • Film został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność, a dla mnie to jest najważniejsze. Poza tym zdradzę pani najnowsze wieści: Weekend jako pierwszy i jak na razie jedyny polski film trafił do brytyjskiej sieci kin Cineworld, gdzie kilka dni temu zaczęto go grać. Polonia w Londynie jest zachwycona.
  • Intelektualista to osoba, która za pieniądze sprzedaje swój intelekt. Intelektualista nie zrozumie artysty, bo artysta to energia. Inną sprawą jest to, że my nie mamy krytyki.
  • Jest dla mnie guru, jeśli chodzi o budowanie tekstów, szukanie pointy, rodzaj poczucia humoru i klasę bycia na scenie. Bardzo podobało mi się w nim to, że tworzył skecze obyczajowe, a mało wtrącał się w politykę.
  • Jest młode pokolenie, które mnie nie zna, i aby dać mu się poznać, muszę zacząć mówić jego językiem. Aktorstwo jest jak zawód lekarza, cały czas trzeba doskonalić swój warsztat. Inaczej zostaną tylko bańki i lewatywa.
  • Kiedyś zdroworozsądkowy Julek Machulski widząc, jak się napinam powiedział: Przestań, przecież my robimy tylko film. Praca nie może być całym naszym życiem. Czas trzeba dzielić na pracę i życie. A do tego my jeszcze pracujemy w zwariowanym zawodzie. Stwarzamy iluzoryczny świat, w który ludzie zaczynają wierzyć. Gorzej jak w ten świat zaczynają wierzyć sami twórcy. Kreujemy życie, jakiego nie ma. Te wszystkie szpitale w serialach są czyste. Te wille takie wymuskane. Nikt w nich nie sprząta. Tylko siedzą w nich ludzie i rozmawiają o „prawdziwym” życiu.
  • Męska przyjaźń jest możliwa, za to z przyjaźnią damsko-męską zawsze są problemy, znamy to z literatury i z życia.
  • Myślę, że w przypadku bohaterów Kariery Nikosia Dyzmy, każdy, kto podłoży sobie konkretne nazwisko, będzie miał rację. Bowiem Dyzmów jest w naszym życiu coraz więcej i to nie tylko na scenie politycznej, ale na przykład w show-biznesie. Każdy może sobie zatem podłożyć w moje miejsce swojego konkretnego bohatera. Dla jednego będzie to kolega z podwórka, dla innego koleżanka z pracy.
  • Osobiście nie jestem przeciwnikiem programów reality show. Jeśli znajdują się odbiorcy takich produktów, to niech one sobie będą. Na tym właśnie polega wolność, że nie musimy ich oglądać. Możemy przełączyć sobie na inny kanał czy wręcz w ogóle wyłączyć telewizor i zabrać się na przykład za książkę.
  • (…) nie wolno czytać bryków. Z dziełem trzeba obcować.
  • (…) nikt Witkacego nie czyta i nie rozumie. Witkacego trzeba poznać. Nie rozumieją tego nauczyciele i ci, którzy układają program nauczania. Tylko do nich trzeba mieć pretensje.
    Na przykład w Cambridge Witkacego poznają jako filozofa, a nie pisarza dramatów. Stawia się go obok Kanta, Nietzschego i Freuda. To, że nikt Witkacego nie zna i każdy ma uszy czerwone, bo przeczytał kilka stron z erotyką, to jest problem. Najpierw trzeba zreformować oświatę, a potem nauczycieli… (…) Nam wpychają te lektury, które rozumieją nauczyciele, tzw. lektury „bezpieczne”. A później mają pretensje, że nie rozumiemy Witkacego. Oczywiście, najprościej jest słuchać disco polo.
  • Pamiętam, że kiedy byłem w przedszkolu bawiliśmy się w „Czterech pancernych”. Pewnego dnia przerabialiśmy odcinek, w którym Janek miał rękę w gipsie. Wiadomo, każdy chciał być Jankiem. Jeden z moich kolegów, żeby wygrać tę rywalizację, złamał sobie rękę. Już w dzieciństwie chcemy być tacy jak nasi bohaterowie. Kiedy zobaczyłem po raz pierwszy Bruce'a Lee, to skopałem wszystkie drzewa w lesie. Nogi bolały mnie jak cholera, ale dzięki temu poczułem niezwykła więź z moim idolem. Ludzie potrzebują mieć wodza, bo to dla nich wygodne. Szczególnie w tych ciężkich czasach pożądany jest ktoś kto wskaże drogę czy pokaże jak żyć.
  • Po głowie chodzi mi pomysł na film z przesłaniem, który traktowałby o człowieczeństwie. Zdrowa część społeczeństwa pozbywa się tej chorej. Na Manhattanie budują nowy świat. Jest w tym coś z takiego dziecinnego spojrzenia, że jutro Heniek będzie prezydentem, a Zdzisia królową. Chodzi o zabawę bez przemocy i kalkulacji. Tworzą nowy świat, o którym wszyscy zawsze marzyli. Utopię bez zawiści. Po jakimś czasie okazuje się jednak, że ci zdrowi ludzie chcą uciec do świata, który wcześniej porzucili. Byłaby to trochę tragikomedia, a zarazem widowiskowa produkcja. Science fiction o tym, że powinniśmy wrócić do korzeni i podstawowych, pierwotnych, odruchów z dzieciństwa.
  • Po śmierci Kałużyńskiego krytyków filmowych nie ma.. Krytykiem filmowym powinien być człowiek niezależny, który absolutnie nie jest powiązany koteriami z żadnym wydawnictwem, telewizją. A ponieważ Polska jest taka, jaka jest, nie ma ludzi niezależnych.
  • Scenariusz musi mnie przede wszystkim zainteresować, a to nie jest takie proste, bo choć scenariuszy jest rzeczywiście sporo, to większość z nich jest słaba. Podobnie jest z piosenkami. Każdy nowy hit wydaje się przeróbką poprzedniego. Oryginalnych rzeczy jest coraz mniej. W tej kwestii chyba na całym świecie panuje kryzys.
  • Show jest czymś pomiędzy Truman Show a Lotem nad kukułczym gniazdem.
  • Święty człowiek. Od razu postawiłem na nim krzyżyk.
    • Opis: opinia o jednym z uczestników.
    • Źródło: Zabij mnie śmiechem, Polsat, 16 października 2010
  • Trudno jest mi powiedzieć, który film jest dla mnie najważniejszy. Bo w każdym filmie zostawiłem kawałek serca… To tak, jak pytać ojca, które dziecko kocha najbardziej. Z każdym filmem łączy się inny okres życia, inny stan ducha…
  • W szkole teatralnej uczą rzemiosła, przekazywania tekstu, jego interpretacji i analizy, ale nie uczą jednej istotnej rzeczy – nie ma takiego przedmiotu jak świadomość, po co się wychodzi na scenę. Tego mi zawsze brakowało i w związku z tym musiałem nadrabiać to w pracy. Świadomość wychodzenia na scenę zdobyłem wraz z uczestnictwem w serialu „Pogranicze w ogniu”. A jeśli chodzi o moje aktorstwo, to staram się kierować taką zasadą, że każdy człowiek w każdym zawodzie powinien sobie znaleźć pretekst do zabawy. Jeżeli praca nas zaczyna nużyć, denerwować, przestajemy ją lubić, to znaczy, że musimy się zastanowić, czy warto tę pracę wykonywać. Myślę, że dla zdrowia psychicznego, dla dobrej kondycji całego społeczeństwa dobrze byłoby, gdyby taką zasadą kierowali się wszyscy. Bo nawet jeśli kopie się dół łopatą i robi się to beznamiętnie, to dół ten będzie słaby i nieciekawy, a cóż dopiero w przypadku aktorstwa.
  • Zabrakło czasu na wiele rzeczy, które chciałem w życiu robić. Nigdy nie posiadłem umiejętności gry na instrumencie tak, abym mógł wylać tę muzykę, która jest we mnie. Nigdy też nie nauczyłem się żadnego obcego języka w takim wymiarze, żebym mógł czytać w oryginale i wszystko rozumieć. Ale to też był duch czasu, dlatego, że w czasach komuny nie przywiązywało się zbytniej uwagi do nauki obcych języków, w szkole traktowane były po macoszemu. I teraz niestety moje pokolenie jest koślawe. Człowiek większości rzeczy uczy się w młodości.
  • Zawsze są wątki komediowe. Na przykład gdyby ktoś mi zaproponował Hamleta – przecież on mówi śmieszne rzeczy. Ośmiesza innych, gubi zeznania. To wcale nie dramat.

O Cezarym Pazurze

edytuj
  • Świetnie zaczął, ale nie zanosi się na to, by dobrze skończył. W „Pierścionku z orłem w koronie” Wajdy pokazał, że jest uzdolniony dramatycznie, u Koterskiego („Nic śmiesznego)” i u Machulskiego (oba „Kilery”) ujawnił niebywały talent komiczny. Ale to już przeszłość. Teraz leci wyłącznie kabarecikiem, gdzie główną atrakcją jest „gumowa” twarz aktora i parę beznadziejnych grymasów na krzyż. Nic tylko płakać, chłopaki. I dziewczyny zresztą też.
  • To jest świetny aktor z wielkim potencjałem i z całego serca życzę mu, żeby spełnił to, co zapowiada. Chodzi na castingi, stara się. To jest pokazanie pokory, co mi się podoba. Ja tego aktora stawiam na półce z napisem „wybitny, aczkolwiek źle wykorzystywany”. Ale on sobie znajdzie miejsce na rynku, tym bardziej, że klateczka jest! Forma niewiarygodna! Świetnie wygląda, co też się liczy w tym zawodzie. Nie musi grać starych dziadów. Niech sobie mówią, co chcą. Człowiek się uśmiecha na jego widok i to jest fajne.

Zobacz też

edytuj