Otwarty fundusz emerytalny

(Przekierowano z OFE)

Otwarty fundusz emerytalny (OFE) – osoba prawna stanowiąca odrębną masę majątkową, zarządzana i reprezentowana przez powszechne towarzystwo emerytalne (PTE). Otwarte fundusze emerytalne powstały w ramach reformy systemu emerytalnego w 1999 roku i pozwalają na gromadzenie środków na emeryturę w tzw. II filarze.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

  • Balcerowicz ze swoim wielkim hip-hopowym zegarem (jo!), Solorzem (właścicielem OFE Polsat) i paroma innymi współwłaścicielami innych OFE, nie są w stanie założyć własnej partii, która zgromadziłaby więcej wyborców niż Unia Wolności, kiedy nie wchodziła do Sejmu (…). Ale zdolność do demobilizacji elektoratu „mieszczańskiego” mają, więc jej używają jako karty przetargowej w walce o swoje miliardy albo o swoją godność. To ostatnie, wbrew pozorom, jest istotne dla Balcerowicza, bardziej nawet niż materialnie rozumiane interesy, bo to człowiek przywiązany do swojej godności – podeptanej dziś przez Rostowskiego i Bieleckiego – jak każdy poczciwy arywista (…), który przebijał się z Lipna, przez Toruń, aż do SGPiS-u, aby wreszcie pełnić rolę człowieka wypowiadającego się do Polaków w imieniu rynkowego Zeitgeistu.
  • Celem rządu nie jest poprawienie efektywności OFE. Spotkanie przedstawicieli towarzystw emerytalnych z Donaldem Tuskiem to był tylko manewr służący doprawieniu OFE gęby nieudaczników i pasożytów.
    • Autor: Jerzy Hausner, Co się stało z „zieloną wyspą”?, „Gazeta Wyborcza”, 14 lutego 2011.
  • Choć mieli zapewniony nieustanny dopływ składek od milionów przyszłych emerytów, to inwestowali dość pasywnie (…) Ofermom nie zależało na maksymalizacji zysków. Chcieli zarobić akurat tyle, by ich fundusz nie odstawał na tle innych. W przeciwnym razie właściciel musiałby dopłacić różnicę. Ich firmy i tak miały zapewnione solidne zyski: pasły się na wysokich prowizjach od składek płaconych przez przyszłych emerytów.
  • Decyzja rządu o zmianach w systemie emerytalnym została przedstawiona jako prosta operacja techniczna. Tymczasem dotyka ona fundamentalnych spraw: uczciwości w życiu publicznym, powagi państwa i prawa, rozwoju polskiej gospodarki. Tylko przy tendencyjnych założeniach można dowodzić, że na tej operacji nikt nie straci, a może niektórzy skorzystają.
  • Demontując OFE teraz, zmniejszymy dług publiczny, ale kosztem jego zwiększenia w przyszłości. Koszty obsługi przyszłego długu będą wyraźnie wyższe niż obecnego, co w skrajnej sytuacji oznacza, że państwo nie będzie w stanie wypłacać emerytur.
    • Autor: Jerzy Hausner, Co się stało z „zieloną wyspą”?, „Gazeta Wyborcza”, 14 lutego 2011.
  • Doprowadziło to do ustanowienia rozbudowanych przywilejów dla prywatnych ubezpieczycieli. Grupa podmiotów (w przytłaczającej większości zagranicznych) uzyskała rodzaj zbiorowego monopolu na przejmowanie bardzo dużej części składki ubezpieczeniowej i pobieranie gigantycznych potrąceń z tej składki (początkowo nawet 10 proc.!). Ustanowiony został system, w którym – w praktyce – PTE zarabiają wiele, nawet gdy ubezpieczeni dużo tracą (tak było w 2009 r.). W tym systemie ubezpieczeni są jeszcze bardziej ubezwłasnowolnieni niż w ZUS. Ubezpieczony w ZUS przyszłe świadczenie ma ex ante określone. Oczywiście gwarancją jest tylko stabilność prawa, ale w demokracji emeryci są silni i trudno jest uzyskać polityczne przyzwolenie na jego niekorzystną zmianę.
  • Działający w ich imieniu obrońcy OFE wmawiają nam: zadłużajcie się teraz, to będzie wam łatwiej wypłacać emerytury w przyszłości. Liczą na bezmyślność Polaków. (…) Zaciągać dług dziś, by gromadzić rezerwy na jutro? To absurd, ale tak właśnie działa mechanizm OFE. A przecież na rynkach kapitałowych koszt długu jest zawsze wyższy niż oprocentowanie nawet najlepszej lokaty!
  • Emisja obligacji na sfinansowanie naszych wpłat do OFE kosztuje. Gdyby nie OFE, nasz narodowy dług byłby o jedną trzecią niższy. A im mniejszy dług, tym niższe oprocentowanie. W różnych latach ta różnica wynosiłaby między 0,17 a 0,29 proc. W 2010 r. było to ok. 1,7 mld, a w tym będzie więcej, jeśli plany rządu upadną. Są też koszty związane z przygotowaniem emisji i jej przeprowadzeniem. Łącznie jakieś 2 mld rocznie, czyli ok. 100 zł na pracującego Polaka. 100 zł każdy z nas musiał w ubiegłym roku dołożyć, żeby OFE mogły swoje zarobić. Jest to kwota zbliżona do średniej sumy pobranych przez nie prowizji i opłat. Można więc cynicznie powiedzieć, że prościej było wprost wyjąć z kieszeni po stówce i dać te pieniądze OFE, a emerytury zostawić ZUS-owi.
  • Fakty są bezlitosne. (…) Musielibyśmy pożyczyć kolejne 200 mld zł w ciągu 10 lat, żeby ten system OFE utrzymać. (…) Kiedy po 11 latach, a to jest kawał czasu, ocenimy, ile emerytury daje OFE, a ile ZUS, to okazuje się, że ZUS-owska jest bezpieczniejsza, też w tym sensie, że tzw. stopa zwrotu w przypadku ZUS-u jest trochę większa niż w przypadku OFE.
  • Faktycznym celem [rządu] jest likwidacja OFE i przejęcie kontroli nad zgromadzonymi tam aktywami. Chciałbym się mylić.
    • Autor: Jerzy Hausner, Co się stało z „zieloną wyspą”?, „Gazeta Wyborcza”, 14 lutego 2011.
  • Finansujemy te „oszczędności”, przechodząc z długu w dług. Ta cała konstrukcja, by użyć sformułowania Bogusława Grabowskiego, przypomina Trójkąt Bermudzki. Emitujemy obligacje po to, by sfinansować deficyt – ale OFE wykupują je za pieniądze, których brak jest właśnie… źródłem deficytu.
  • Gdyby OFE wzywały: „Brońcie naszych pieniędzy” lub „Dajcie nam więcej pieniędzy”, nie byłoby w tym nic złego. Ale oni znów robią nam wodę z mózgu. Tak być nie powinno. Państwo, które zmusza nas do płacenia na OFE, powinno przynajmniej pilnować, żeby nas za nasze pieniądze nie okłamywano.
  • Giełda nie da przyszłym emerytom dodatkowej premii. (…) Może inwestycje w akcje w perspektywie 30–50 lat przynoszą zyski, ale w ciągu 20 lat – niekoniecznie. (…) Rynki finansowe są bardzo niestabilne i podatne na wpływy wielkich graczy. A to generuje zbyt duże ryzyko, bo ci emeryci, którzy będą przechodzić na emeryturę w czasie bessy na giełdzie, będą poszkodowani. I przesuwanie oszczędności do tzw. funduszy bezpiecznych nic nie da.
  • Ja osobiście byłabym za dobrowolnością – jaka zresztą obowiązywała dwadzieścia roczników obywateli w okresie przejściowym reformy. Ludzie powinni mieć prawo do decyzji o tym, czy wolą wziąć udział w kapitałowej ruletce „wygram-przegram”, czy raczej wybrać pewne i stabilne emerytury. Rząd uznał, że stać go na obsługę tych 200 miliardów, które są już w portfelu, oraz dodatkowych 2,3 procenta składki. Ale to, co najważniejsze w proponowanej ustawie, to zobowiązanie rządu do przeglądu sytuacji co trzy lata.
  • Ja też jestem za całkowitą likwidacją OFE. Ale jeśli człowiek wchodzi po schodach na 30. piętro, licząc, że im wyżej wejdzie, tym więcej zyska pieniędzy, a na 10. piętrze widzi, że nie ma nic, to nie otwiera okna i nie skacze z 10. piętra, tylko powoli schodzi.
  • Jeśli jednak dostrzega się podstawowy fakt, że dzięki odpowiednim pakietom reform można przyspieszyć wzrost gospodarki i chronić transfery do OFE, to dla każdego, kto myśli o rozwoju Polski, sprawa budowy II filaru pojawi się w zupełnie innym świetle. Owe reformy będą wówczas inwestycjami w szybszy rozwój naszego kraju, a nie jakimś niepotrzebnym poświęceniem.
  • Jeśli my nie zapewnimy stabilności finansowej, to będziemy musieli, tak było w wielu krajach, które te swoje OFE wprowadziły, że trzeba radykalnie podwyższyć podatki, żeby to OFE utrzymać w przyszłości.
  • Jeśli obecny system emerytalny jest tak zły, jak utrzymuje minister Jacek Rostowski, to dlaczego dowiedzieliśmy się o tym dopiero po trzech latach istnienia rządu? Jedynym logicznym wyjaśnieniem jest fatalny stan finansów publicznych. Ale skok na OFE niewiele pomoże.
    • Autor: Witold Gadomski, Demontaż OFE – Porażka Platformy, „Gazeta Wyborcza”, 29–30 stycznia 2011.
  • Mamy wiele prac naukowych, które pokazują, że powyżej pewnego niskiego poziomu większe wydatki publiczne są gorsze dla wzrostu gospodarki, czyli zamożności ludzi, niż mniejsze wydatki publiczne. Innymi słowy, gdyby Niemcy kilkadziesiąt lat temu mieli taki sam poziom wydatków budżetowych co dziś, to nie mieliby dzisiejszego poziomu zamożności. A jeśli Polska utrzyma dzisiejszy poziom wydatków publicznych, to ma marne szanse, aby kiedykolwiek osiągnąć poziom zamożności Niemiec.
  • Media też nie zawsze pilnują tego, by te interesy grupowe czy polityczne motywy pokazywać, i tak zaciera się często granica pomiędzy tym, co jest ekonomiczną, a tym, co jest polityczną argumentacją.
  • Musimy się nauczyć, że reformy w dojrzałej demokracji najlepiej wychodzą w procesie ciągłego usprawniania, rzetelnego oceniania skutków zmian przed ich wprowadzeniem i po nim i szybkiego korygowania błędów. Etap partyzantki polegający na wprowadzaniu rewolucyjnych reform intuicyjnie i zgodnie z rynkową ortodoksją był nam oczywiście potrzebny, kiedy liczyło się tempo zmian, a nasze doświadczenia były ograniczone. Ale teraz, gdy stoimy na progu pierwszej europejskiej ligi, musimy się skupić na pragmatyzmie i jakości wprowadzanych rozwiązań.
  • My wbrew stereotypom nie chcemy zniszczyć OFE. Chcemy poważnej, merytorycznej dyskusji, jak bezpiecznie wyjść z pętli zadłużenia. Czyli: z jakich wydatków państwa można zrezygnować, ale z drugiej strony: jakie wydatki trzeba wręcz dodać, żeby rozwój kraju był szybszy.
    • Autor: Michał Boni, Samo zaciskanie pasa to żadna reforma, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 lutego 2011.
  • Nie mam zdania na ten temat (…). Bo rozsądny człowiek nie może mieć zdania o OFE. Można mieć emocje i uczucia z tym związane. I gwałtownie je wyrażać. Ale zdanie to mogą mieć ekonomiści i eksperci. I nie wierzę im jak psom. (…) Bo jeden pracował w banku, który jest właścicielem OFE, inny po prostu doradza OFE i się bezczelnie wypowiada, a trzeci nie chce sobie robić kłopotów w środowisku i uchodzić za oszołoma, więc mówi to samo co tamci dwaj.
  • Niski stan świadomości, jak działa system emerytalny, sprawił, że dopiero załamanie dochodów do budżetu spowodowane światowym kryzysem i rosnące koszty reformy emerytalnej uprzytomniły niektórym ekspertom i politykom, jak niebezpieczna stała się sytuacja. Ale i tak reakcja wielu ekspertów związanych z wprowadzeniem reformy była zdumiewająca. Prawie stumiliardowy deficyt strukturalny w systemie emerytalno-rentowym wywołał co prawda nawoływanie do uporządkowania finansów publicznych, ale to, że jedna czwarta tej sumy wynikała z konieczności zaciągania długu na rynkach, by sfinansować OFE, pozostało dla nich tematem tabu!
  • Obecna dyskusja o przebudowie ubezpieczeń to nie tylko spór intelektualny. To także gra interesów. Zastanawiające, że ustanowiony został system jawnie preferujący interesy pewnej grupy biznesu i ignorujący interesy wielkich grup społecznych.
  • Pamiętajmy, że system emerytalny taki, jaki mamy w Polsce, wprowadzały dość słabe ekonomicznie państwa, mające problemy z obsługą zadłużenia i uzależnione od pomocy międzynarodowej: kraje środkowo – i wschodnioeuropejskie oraz Chile i Argentyna za czasów prawicowych dyktatur. Dzisiaj wiele z tych państw próbuje się z tego wycofać.
  • Pan profesor chce zlikwidować zasiłek pogrzebowy, chce obciąć zasiłek chorobowy z 80 proc. płacy do 60 proc. To nie są rzeczy, które wymagają długiej odpowiedzi w formie listu. Powiedzmy Polakom, na czym miałaby polegać alternatywa do tej reformy OFE, którą proponujemy. Pan profesor może im to powiedzieć podczas debaty.
  • Paradoks polega na tym, że wszystkie inne propozycje, jakie się pojawiają, mogą w konsekwencji oznaczać rozmontowanie tego systemu.
  • Po co my to robimy? Żeby – dzięki mniejszym potrzebom pożyczkowym państwa i dzięki efektom skutecznie wdrożonych reform – znalazły się pieniądze na rozwój dzięki mądrej alokacji wydatków. Więcej na dobrze określone priorytety i nasze aspiracje: od przedszkola z książkami do autostrad, od lepszego startu zawodowego młodych i dobrze wykształconych kobiet do bezpiecznej emerytury po dłuższej pracy w lepszych warunkach, od warunków rozwoju nowej energetyki po wzrost małych i średnich, naprawdę innowacyjnych przedsiębiorstw. Żeby taka dekada oszczędności i rozwoju dała rezultat, mamy półtora roku ciężkiej pracy przed sobą. Zmiany w OFE są potrzebne.
    • Autor: Michał Boni, Samo zaciskanie pasa to żadna reforma, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 lutego 2011.
  • Powstał więc finansowy dziwoląg, który zamiast inwestować w długoterminowe aktywa napędzające rozwój gospodarki, pakował pieniądze w skarbowe papiery i giełdowe akcje. Finansowe perpetuum mobile, w którym minister finansów transferował środki z budżetu do OFE, finansując te transfery za pomocą obligacji kupowanych z kolei przez OFE, niezbyt dobrze świadczy o całej reformie. Dodajmy do tego mało optymistycznego obrazu jeszcze możliwość powstania bąbla spekulacyjnego na giełdzie przy zbyt wysokiej dynamice inwestycji OFE na warszawskim parkiecie.
  • Pragmatyzm wymaga rozwagi i spójności, bo jeżeli z jednej strony twierdzi się u nas, że największym wyzwaniem jest demografia – starzenie się społeczeństwa i niska stopa zatrudnienia – a z drugiej proponuje konsolidowanie finansów publicznych za pomocą eliminacji ulg prorodzinnych, podnoszenia składek rentowych czy skracania urlopu macierzyńskiego, to nie jest to przejaw konsekwencji i długoterminowej spójności.
  • Prawdziwa rewolucja nastąpiłaby wówczas, gdyby Polacy mogli wybrać: czy swoje składki przekazać do OFE czy raczej do ZUS. „Wolny wybór” powinien zatem dotyczyć kwestii, czy cała reforma z roku 1999 miała w ogóle sens. Ale taka dawka wolności – to chyba za dużo nawet dla profesora Balcerowicza.
  • Prawdziwym skandalem jest spot telewizyjny wyprodukowany za pieniądze PTE (czytaj: ubezpieczonych), w którym zachęca się ludzi, by „bronili swoich pieniędzy”, tak jakby były one w ich dyspozycji. To zwykłe kłamstwo. Nikt nie może pójść do PTE i wycofać swojej wpłaty. Może uzyskać – po osiągnięciu wieku emerytalnego – świadczenie na podstawie nagromadzonego kapitału, ale nieznana jest ani kwota kapitału, ani „przelicznik”.
  • Rządowy projekt reformy ma głęboki sens – obecny system emerytalny generuje tak przyrost długu publicznego, jakiego państwo nie uniesie. Nie da się po prostu zrekompensować wydatków na OFE innymi oszczędnościami.
    • Autor: Michał Boni, Samo zaciskanie pasa to żadna reforma, „Gazeta Wyborcza”, 26–27 lutego 2011.
  • Spowolnienie tempa narastania długu za cenę czasowych dostosowań w systemie transferów do OFE jest poważną opcją godną rozważenia.
  • Środki kontrolowane przez ZUS będzie można przeznaczać na różne cele, w tym utrzymywanie różnych przywilejów.
    • Autor: Jerzy Hausner, Co się stało z „zieloną wyspą”?, „Gazeta Wyborcza”, 14 lutego 2011.
  • Tak jak XIX-wieczna solidarność narodowa była ideologiczną fikcją, tak samo współczesną ideologiczną fikcją jest przekonanie, że prywatne jest bardziej trwałe niż państwowe i że system emerytalny oparty na kontrakcie zawartym przez obywatela z prywatną instytucją jest bardziej bezpieczny niż system oparty na kontrakcie zawartym przez obywatela z państwem. To złudzenie niebezpieczne, bo daje iluzję bezpieczeństwa. Tymczasem kiedy państwo polskie z jakiegoś powodu przestanie regulować swoje zobowiązania, o emeryturze i tak będę mógł zapomnieć.
  • To, co twórcom reformy udało się zbilansować „na papierze”, w żaden sposób nie udało się wcisnąć w realia polityczno-gospodarcze. Zmieniający się stosunek do prywatyzacji kolejnych rządów i w rezultacie falowanie jej tempa czy też traktowanie prywatyzacji instrumentalnie, jako źródła wpływów służących na przykład ratowaniu upadających przedsiębiorstw państwowych, powodowało w coraz większym stopniu finansowanie reformy ze środków budżetowych.
  • To założenie, że II filar byłby finansowany tylko z długu, jest mylące.
  • Uwaga, którą usłyszałem (Leszka Balcerowicza), że ZUS to puste obietnice, OFE to realne pieniądze, nie jest trafna. To, że OFE kupują obligacje skarbu państwa jest takimi samymi obietnicami, bo to państwo gwarantuje ich wykup.
  • W OFE nie leżą żadne prawdziwe pieniądze tylko papiery. Są to zobowiązania finansowe państwa i innych podmiotów. Skarbowe papiery dłużne będą miały jakąś wartość, jeśli zostaną wykupione. Natomiast jeśli chodzi o akcje, to nigdy nie wiadomo, czy kolejny kryzys – a nie łudźmy się, taki z pewnością wystąpi – tych „niby oszczędności” nie zrujnuje. (…) Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że biorąc pod uwagę aktywa, które trafiły już do OFE i koszta obsługi długu wytworzonego przez OFE, to z tego tylko tytułu powstał dług rzędu 300 mld złotych. Ustawiony przez Prof. Balcerowicza licznik długu w Warszawie pokazuje teraz ponad 700 mld. Nie można tak tego bagatelizować, bo jest to przecież ogromny dług! Z powodu OFE zadłużyliśmy się tylko po to, żeby przyszłym emerytom wcisnąć papiery, które w istocie mogą stać się praktycznie bezwartościowe. Mam wrażenie, że w mediach wypowiadają się tylko lobbyści korporacji finansowych.
  • W tym systemie możliwe są sytuacje, gdy dwóch ubezpieczonych, którzy wpłacą do PTE tę samą kwotę, otrzyma świadczenia… w różnej wysokości, jeżeli jeden z nich uzyska świadczenie w okresie hossy, a drugi – bessy. I nic na to poradzić nie można. Nie pomoże podniesienie poziomu wiedzy ekonomicznej ubezpieczonych.
  • W zielonej księdze, która była opublikowana przed wprowadzeniem reformy emerytalnej w 1998 roku napisano, że koszty przejścia (między starym system emerytalnym, w którym był tylko ZUS a nowym ZUS plus OFE) będą ponoszone przez 7 lat, a dziś wiemy, że będą ponoszone przez 40 lat i wiemy, że każdego Polaka, każdą Polki, każde dziecko polskie będą kosztowały 25 tysięcy euro.