Cichociemni

żołnierze Polskich Sił Zbrojnych (szkolenie: Wlk. Brytania, Włochy) w ramach Armii Krajowej w okupowanej przez Niemców i Sowietów Polsce (1941–1944)

Cichociemni – żołnierze Polskich Sił Zbrojnych desantowani do okupowanej Polski podczas II wojny światowej w celu prowadzenia walki nieregularnej (partyzanckiej) z niemieckim okupantem (Wehrmachtem i jednostkami specjalnymi Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy) oraz organizowania i szkolenia ruchu oporu w kraju.

  • Do Kraju skakałem w 1942 roku i od października tegoż roku byłem szefem Kedywu AK na Zamojszczyźnie.(...) Jako komendant Armii Krajowej, pomagałem zakładowi w Turkowicach przez dostarczanie kartek żywnościowych, masła i jajek. O umieszczeniu dziewczynki w klasztorze w Turkowicach rozmawiałem z księdzem kapelanem Dąbskim, który odpowiedział krótko: „Dla pana wszystko”. Dziewczynkę odwiozłem do klasztoru osobiście. Wiedziałem, że „moje” żydowskie dziecko nie jest jedynym takim dzieckiem w zakładzie, że jest tam już co najmniej kilkanaście podobnych dzieci. Dziewczynka była w Turkowicach do końca wojny. Wojnę przeżył także ojciec dziecka. Po wojnie zamieszkali w Gdyni.
Dekoracja cichociemnych przez gen. Władysława Sikorskiego
  • Gdy meldowaliśmy się z Jankiem Kochańskim w bazie skoczków spadochronowych VI Oddziału Sztabu, dwa pytania nurtowały nas przede wszystkim: z kim i kiedy będziemy skakać. Drużyna cichociemnych składa się z sześciu skoczków. Pozostałych czterech mieliśmy poznać w bazie.
  • Jest to olbrzymie przeżycie. Człowiek sobie wyobraża setki razy, jak to będzie, jak ja pierwszy raz skoczę i co to będzie, jak będę już nad Polską? Wtedy sobie uświadomiłem, jak tu jest prześlicznie – była pełnia księżyca, wielka polana pięknego, białego śniegu i te pięć spadochronów.
  • Powtarzałem uroczyste słowa przysięgi, przekazane z Warszawy, trochę wzruszony, ale i trochę zawstydzony. Nie miałem jeszcze do nich prawa. Byłem w lokalu angielskiego biura, przyjechałem wygodnie autobusem, mogłem iść po tej ceremonii do kina czy na drinka. Na pułkownika, który nas zaprzysiągł, czekało na dole służbowe angielskie auto. Prawdziwie zabrzmiał mi tekst przysięgi dopiero powtarzany za mną na strychu na Krakowskim Przedmieściu, w stolarni na Chłodnej, w szopie na Marymoncie.
  • Są to wspomnienia o ludziach, których spotykałem, i o zdarzeniach, w których brałem udział czy byłem ich świadkiem. O historycznych wydarzeniach i o codziennych sprawach, tyle tylko, że w czasach, które prostym czynnościom nadawały niezwykłą wartość, a za zwykły ludzki odruch kazały płacić najwyższą cenę. Moje osobiste losy, dwukrotne z Warszawy, ułożyły się pomyślnie. Dopiero w zestawieniu z bramą Pawiaka, mogiłami w Palmirach i drutami Oświęcimia, które wyznaczają drogi mych najbliższych, ukazują losy Polaków w okupowanej Warszawie. Mój życiorys cichociemnego skoczka spadochronowego i kierownika komórki wywiadu AK jest – mimo wszystko – prosty i łatwy. Dopiero losy „Andruszy”, „Dżula”, „Miry” i „Czarki” uzupełniają prawdę o cichociemnych, a przeżycia „Wandy”, „pani Dziuni”, „Bradla” i „Marie Springer” obrazują służbę wywiadu AK. Dla ich pełnej oceny niezbędne było przedstawienie, w ogólnym choćby zarysie, całości akcji zrzutów i działalności wywiadu.
  • Sfotografowałem w Warszawie chyba wszystkie bunkry i umocnienia, które zrobili Niemcy. (...) Chodziłem po ulicach miasta i „lajką”, znakomitym aparatem, który przywiozłem sobie z Londynu, fotografowałem wszystkie zasieki w zasięgu mojego wzroku. Za każde takie zdjęcie groziła kula w łeb. Może człowiek ma więcej szczęścia, niż rozumu czasami?
  • Tej daty się nie zapomina. Byłam jedyną cichociemną. Na pewno znalazłoby się dużo więcej chętnych, tylko nie było miejsca w samolocie.

Zobacz też: