Stanisław Jankowski

ps. "Agaton", polski oficer, architekt, adiutant gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego

Stanisław Jankowski (ps. „Agaton”, 1911–2002) – polski architekt, kapitan artylerii, żołnierz AK, powstaniec warszawski, cichociemny, adiutant osobisty generała Tadeusza Bora-Komorowskiego i współautor planów odbudowy Warszawy.

  • „Antoni”, „Makary”, „Heller” – emisariusz do kraju, cichociemny, szef Wywiadu AK. Mój szef i przyjaciel. Po raz pierwszy spotkałem go jesienią 1941 roku w Londynie, w Szkole Oficerów Wywiadu. Mówił nam o życiu w okupowanej Warszawie, z której niedawno wrócił. Dla wprowadzenia w błąd wywiadu niemieckiego trasę Warszawa-Londyn odbył przez Budapeszt – Istambuł – Hajfę – do Freetown w Sierra Leone. Dalej konwojem morskim przez Atlantyk do brzegów Kanady, skąd do portu Cardiff w Wielkiej Brytanii.
Stanisław Jankowski
  • Dostałem tę białą furażerkę od „Krystyny” na kilka dni przed Powstaniem. Choć ze względu na swój kolor przeczyła wszelkim regułom „krycia się i maskowania w terenie”, jadąc na zbiórkę 1 sierpnia, zabrałem ją ze sobą. Utrwalił ją później na zdjęciach powstańczych por. „Kubuś” – Stefan Bałuk. Dziś znać jeszcze na niej postrzał, jaki dostałem wracając ze Stawek na Starówkę, trzecia gwiazdka wycięta z innej blaszanej puszki od konserw niż dwie poprzednie przypomina mój awans na kapitana pod koniec Powstania.
  • Gdy meldowaliśmy się z Jankiem Kochańskim w bazie skoczków spadochronowych VI Oddziału Sztabu, dwa pytania nurtowały nas przede wszystkim: z kim i kiedy będziemy skakać. Drużyna cichociemnych składa się z sześciu skoczków. Pozostałych czterech mieliśmy poznać w bazie.
  • Jest to olbrzymie przeżycie. Człowiek sobie wyobraża setki razy, jak to będzie, jak ja pierwszy raz skoczę i co to będzie, jak będę już nad Polską? Wtedy sobie uświadomiłem, jak tu jest prześlicznie – była pełnia księżyca, wielka polana pięknego, białego śniegu i te pięć spadochronów.
  • Powtarzałem uroczyste słowa przysięgi, przekazane z Warszawy, trochę wzruszony, ale i trochę zawstydzony. Nie miałem jeszcze do nich prawa. Byłem w lokalu angielskiego biura, przyjechałem wygodnie autobusem, mogłem iść po tej ceremonii do kina czy na drinka. Na pułkownika, który nas zaprzysiągł, czekało na dole służbowe angielskie auto. Prawdziwie zabrzmiał mi tekst przysięgi dopiero powtarzany za mną na strychu na Krakowskim Przedmieściu, w stolarni na Chłodnej, w szopie na Marymoncie.
  • Program naszych ćwiczeń sprawiłby gorzki zawód miłośnikom szpiegowskich książek, filmów i seriali TV. Szkoła przypominała raczej technikum niż przedsionek do tajemniczych przygód.
  • Przez dwa i pół roku mojej działalności konspiracyjnej, od momentu skoku, aż do momentu kiedy poszedłem na zbiórkę przed powstaniem, nie miałem nigdy autentycznych dokumentów. Siedmiokrotnie zmieniałem miejsce zamieszkania. Jedyny prawdziwy dokument, który w tym czasie miałem, to była legitymacja powstańcza.
  • Są to wspomnienia o ludziach, których spotykałem, i o zdarzeniach, w których brałem udział czy byłem ich świadkiem. O historycznych wydarzeniach i o codziennych sprawach, tyle tylko, że w czasach, które prostym czynnościom nadawały niezwykłą wartość, a za zwykły ludzki odruch kazały płacić najwyższą cenę. Moje osobiste losy, dwukrotne z Warszawy, ułożyły się pomyślnie. Dopiero w zestawieniu z bramą Pawiaka, mogiłami w Palmirach i drutami Oświęcimia, które wyznaczają drogi mych najbliższych, ukazują losy Polaków w okupowanej Warszawie. Mój życiorys cichociemnego skoczka spadochronowego i kierownika komórki wywiadu AK jest – mimo wszystko – prosty i łatwy. Dopiero losy „Andruszy”, „Dżula”, „Miry” i „Czarki” uzupełniają prawdę o cichociemnych, a przeżycia „Wandy”, „pani Dziuni”, „Bradla” i „Marie Springer” obrazują służbę wywiadu AK. Dla ich pełnej oceny niezbędne było przedstawienie, w ogólnym choćby zarysie, całości akcji zrzutów i działalności wywiadu. Do napisania książki zabrałem się w roku 1957. Zamierzałem – jakże naiwnie – ukończyć ją w ciągu roku. Potrzebowałem na to dwudziestu lat.
  • Zbaraniałem. Z wywiadem nie miałem nigdy nic wspólnego. Nie darzyłem tej instytucji ani zainteresowaniem, ani sympatią. Kilka książek i filmów szpiegowskich wyczerpywało całkowicie moje kwalifikacje w tym fachu. Nie widziałem siebie w roli oficera wywiadu.

O Stanisławie Jankowskim

edytuj
  • Drogiemu Przyjacielowi Stanisławowi Jankowskiemu, Towarzyszowi Broni z lat okupacji i Powstania Warszawskiego – z wyrazami najgłębszego szacunku i przyjaźni.
  • Gdy po czterdziestu pięciu latach powróciłem do Warszawy, odwiedziłem Jankowskich na Moniuszki i poznałem jego drugą żonę Hankę, powstańczą sanitariuszkę, i ich dzieci. (Pierwsza żona Zosia, zginęła wraz z matką w Oświęcimiu. Działała w komórce „Dorsze” opiekującej się jeńcami angielskimi, którzy uciekli z niewoli.) Żywot Agatona to jakby dwa wielkie tomy. Pierwszy poświęcony jest walce. Drugi – odbudowie ze zgliszcz rodzinnego miasta, które w tej walce uległo totalnemu zniszczeniu. Całość to służba Polsce.
  • Stanisław Jankowski powiedział, że powinniśmy zrobić coś więcej... szlak pamięci, gdzie ludzie przeczytają, zobaczą i dowiedzą się. W 1988 roku został już wybudowany Trakt Pamięci Umschlagplatz.
  • Stasiowi Jankowskiemu Agatonowi z ogromnym ukłonem z tytułu zbudowania przez niego wspaniałego wielobranżowego przedsiębiorstwa „Agaton”, które wielu umożliwiło życie w okresie okupacji 1942–1945 i przyczyniło się do realizacji naszych zadań. Takie przedsiębiorstwo podlegało by obecnie prawdopodobnie wielu resortom, a na pewno nie działało by tak sprawnie (niestety!).
  • Współpracował też wtedy z legendarną, cudem ocalałą łączniczką Wandą Olsowską. Z jego dokumentów zaś korzystali m.in. Zofia Rylska – kurierka do Berlina i kurier Kazimierz Leski, który jako niemiecki generał 14 razy jeździł do Paryża. Tych troje przeżyło tragiczny czas wojny i również tragiczne dla ludzi AK lata stalinowskie. W tej części dokumentu swoimi wspomnieniami, przypominającymi fabuły najlepszych filmów sensacyjnych, uzupełniają opowieść Agatona.
  • Wydział Legalizacji pod kryptonimem „Agaton” prowadzony przez Stanisława Jankowskiego „Agatona” przez dwa i pół roku, aż do Powstania, umożliwiał i ratował życie tysiącom żołnierzy i działaczy Polski Podziemnej. Używając paszportów i dokumentów podrobionych w Wydziale Legalizacji „Agaton”, nasi emisariusze, kurierzy i oficerowie wywiadu podróżowali po całej Europie. Codziennie do Wydziału dostarczano dziesiątki meldunków i zapotrzebowań na dokumenty i podobnie tyleż wychodziło. Można to porównać do pracy dużego Urzędu Pocztowego działającego pod nosem Niemców.