Pogrom w Radziłowie
Pogrom w Radziłowie – masakra żydowskiej ludności z okolic Radziłowa na Podlasiu dokonana przez Polaków 7 lipca 1941 r., w której zginęło ok. 800 osób, z czego 500 spalono żywcem.
Cytaty z relacji świadków
edytuj- Gdy Niemcy przyszli, byłem na miejscu w Radziłowie i wiem, że zaraz Leon K. zebrał bandę składającą się z kilkunastu osób i zaczął rozbijać mieszkania ludności żydowskiej. Wyciągali oni z mieszkania i bili do utraty przytomności. Również bardzo dużo gwałcili młodych dziewczyn, a specjalnie zwróciło uwagę zgwałcenie matki i córki B., które później zabili. Te grasowanie po nocach odbywało się dwa tygodnie aż do 7 lipca 1941 r. (…)
Dnia 7 lipca 1941 r. szajka wygnała wszystkich mieszkańców żydowskich na rynek, tam po uprzednim biciu zagnali ich do stodoły i tam wszystkich spalili. Jeszcze potem trwała obława i kogo złapali, zaraz zabijali. Gdy im brakło naboi do karabinów, zaczęli zabijać łopatami i tymi podobnymi rzeczami, ja wtenczas siedziałem ukryty i się ratowałem.- Opis: relacja Izraela F., Żyda, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 261–262.
- Kiedy przyszedłem pod stodołę, widziałem, jak obecni mordercy zabijali kolejnych Żydów. Mordował Stanisław L. Był to krawiec, który mieszkał chyba na ulicy Nadstawnej. Przed wojną terminował u krawca żydowskiego M., tego samego, w którego okna strzelał ksiądz Kamiński. Oprócz Stanisława L. był tam ten milicjant z czasów radzieckich Sz. oraz niejaki Cz. Było tam jeszcze dwóch młodych dwudziestolatków, których nazwisk nie znam. Mieszkali w Radziłowie. (…)
Także Stanisław L., Sz. i Cz. zabijali Żydów. Doprowadzali tych Żydów różni Polacy. Spomiędzy tych doprowadzających ja znałem swojego kuzyna, nieżyjącego już Teofila S. z Radziłowa. (…) On przyprowadzał Żydów w okolice stodoły. W tym czasie widziałem, jak żydowski młynarz kończy kopać rów. Pytał przy tym Stanisława L.: „Stasiu, czy mnie będzie bolało, jak będziesz strzelał?”. Stanisław L. kazał mu dalej kopać. Potem któryś z morderców, nie wiem, który, zastrzelił tego młynarza w trzecim grobie.
Widziałem jeszcze, jak któryś z morderców zastrzelił starego Żyda z Radziłowa, znanego mi z widzenia, nie z nazwiska. Strzał oderwał dół twarzy temu Żydowi. Strzelano do niego na schodach wiodących do murowanego domu. Syn tego Żyda ciągnął jeszcze żyjącego, jęczącego ojca za nogi do grobu. W tym grobie zastrzelono i tego syna. Mnie zemdliło, jak zobaczyłem, że temu Żydowi urwało pół twarzy. Zaraz stamtąd odszedłem do domu. Jeszcze przed odejściem widziałem, jak doprowadzano kolejnych Żydów w okolice stodoły.- Opis: relacja Henryka P., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 247.
- Kiedy strzelano do Żydów próbujących uciec ze stodoły po wyrwaniu desek we wrotach, jeden z zabitych leżał twarzą oparty o betonową futrynę. Widocznie od jego tłuszczu na betonie odcisnął się wizerunek jego twarzy. Bardzo długo był tam widoczny. Ludzie chodzili to oglądać. Nawet jacyś to próbowali zdrapać, ale beton był głęboko nasycony tłuszczem. On wyglądał podobnie, jak na całunie turyńskim.
- Opis: relacja Jana Jerzego R., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 253.
- Zobacz też: całun turyński
- Ksiądz Dołęgowski z ambony nawoływał do nienawiści przeciwko Żydom. Gdy proboszcz z orszakiem doszedł do rynku, (…) Żydów ustawiono wówczas w czwórki, na początku tej kolumny ustawiono kobiety i dzieci, następnie mężczyzn… Na początku szedł proboszcz Dołęgowski z krzyżem. Był też Niemiec z aparatem fotograficznym, bo robił zdjęcia. Innych Niemców nie było, przyjechali później, ludność witała ich chlebem i solą. Kolumnę prowadził ksiądz – nie wiem, kto pilnował Żydów w kolumnie. Ksiądz prowadził ich ulicą Piękną do stodoły mieszczącej się na końcu ulicy Pięknej. To była stodoła mojej mamy najstarszej siostry, Stanisławy Ś. Jej mąż był na wojnie, a ona sama z dziećmi została przez Polaków dwa dni wcześniej wywieziona pod Przytuły. Sądzę, że była to przygotowana akcja – przygotowanie miejsca – gdzie będą spaleni Żydzi. Wszystko to przygotowywali „swoi”: wójt gminy G. Feliks, sekretarz gminy M. Piotr (po wojnie był wójtem Radziłowa), ksiądz Dołęgowski i lekarz M., tak mi mówiono. To oni byli prowodyrami. Żydów zaprowadzono pod stodołę. Tam już czekano na nich. Nie potrafię podać nazwisk, mieli ze sobą kije. Wrota stodoły był otwarte. Wpędzano kobiety, dzieci, mężczyzn – wszystkich Żydów z rynku do środka stodoły.
- Opis: relacja Antoniego O., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 225–226.
- Zobacz w Wikipedii: mord rytualny
- Na powyższe Godlewski odpowiedział „Ani mi się ważcie”. Kiedy powiedziałam, że pan Godlewski ma do dyspozycji cztery domy, a ja żadnego, to odpowiedział: „Gówno to was obchodzi, do mnie ma przyjechać z Rosji brat, gdzie przez Sowietów był odwieziony, i musi posiadać dom”. Kiedy ja nadal domagałam się o to mieszkanie, to ten odpowiedział: „Jak trzeba było likwidować Żydów, to nikogo nie było, a teraz chcecie mieszkania”. Na to ostro zareagowała moja teściowa: „nie chcą dać mieszkania, a wnuczka mego posłali do oblewania benzyną stodoły”.
- Źródło: zeznanie sądowe Heleny Klimaszewskiej, cyt. za: Andrzej Żbikowski, Pogromy i mordy ludności żydowskiej w Łomżyńskiem i na Białostocczyźnie latem 1941 roku w świetle relacji ocalałych Żydów i dokumentów sądowych, wyd. IPN, Warszawa 2002, t. 1, s. 244.
- Nie łamać niczego, niczego nie rozrywać, to wszystko i tak jest już nasze!
- Opis: krzyki organizatorów zbrodni biegających między domami w trakcie rozwijającego się pogromu według relacji Chai Finkelsztajn.
- Źródło: Jan Tomasz Gross, Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach Zagłady Żydów, współpraca I. Grudzińska-Gross, wyd. Znak, Kraków 2011, s. 125.
- Rów był wykopany wzdłuż domu mieszkalnego siostry mojej matki. Tam mężczyźni stawiali dzieci żydowskie w wieku 6 do 10 lat. Jak dziecko było starsze, wpędzano je z dorosłymi do stodoły. Dzieci ustawiono po 10 koło siebie i mój wuj Władysław D., który miał jako jedyny karabin – strzelał w pierwszego. Pociski po przejściu przez ciało pierwszego dziecka – zabijało następnego. Mówili, że szkoda kulek na Żydów. Jednym pociskiem wuj mordował 10 dzieci żydowskich. Ciała dzieci wrzucano do dołu i zasypywano wapnem. Nie wiem, ile dzieci w ten sposób zamordował. Podobno jeden chłopiec uratował się. Tych dzieci żydowskich zamordowanych przez wuja było dużo. Żydów w ogóle było bardzo dużo – kilkaset osób. Podobno około 800 osób. W tym samym czasie, jak mordowano dzieci, podpalono stodołę z ludźmi wewnątrz. Wiem, że stodołę oblewał środkiem palnym K., imienia nie znam. Sam proboszcz podpalił stodołę, to znaczy podłożył ogień. Ludzie w środku krzyczeli, potem krzyk ustał.
- Opis: relacja Antoniego O., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 226.
- Słyszałem również o siostrze mojego szkolnego kolegi z ławki Dawida G. To była piękna Żydówka, w wieku około 20 lat. Opowiadali ludzie, że stary kawaler z Radziłowa Józef B. tę G. zabrał ze stodoły jeszcze przed jej paleniem. Miał ją wyprowadzić w pobliskie zboże i zgwałcić. Potem odprowadził ją z powrotem i wepchnął do płonącej stodoły.
- Opis: relacja Henryka P., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 248.
- Śpiewy i dzikie okrzyki pijanych krwią bandytów zagłuszały przeraźliwe jęki i okrzyki bólu smażonych żywcem niewinnych ludzi. Te dzikie bestie nie miały jeszcze dość, byli jeszcze spragnieni krwi i dlatego powstało u nich hasło „wybić do jednego”. Wtedy rozpoczęła się nagonka na Żydów w całej okolicy. (…) Z powodu braku amunicji zwierzęta te rozbijały dzieciom główki kułakami lub roztrzaskiwały główki dziecięce o mur. Gwałcili swe ofiary przed zabójstwem, nożami obcinali części ciał u żyjących jeszcze ludzi. Po pożarze weszli do stodoły i wyrywali złote zęby z ust spalonych ofiar. Pogrom ten trwał trzy dni od 7 do 10 lipca 1941 r. Na trzeci dzień przyjechali Niemcy, którzy zwrócili się do swoich pupilków, mówiąc im, że sobie za dużo pozwolili. Niemcy wyrwali też z rąk bestii kilka żywych ofiar. Można sobie wyobrazić, jak wyglądały te bestialskie mordy, że nawet Niemcy, ci arcykaci, poczuli wstręt i obrzydzenie.
- Opis: relacja Menachema F., Żyda, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 259–260.
- Zobacz też: Niemcy
- Widziałem, jak (…) strzelano do nich tak, żeby jedną kulą trafić kilku. Chodziło o to, żeby oszczędzać kule. Mówili, że trzeba strzelać na „dziesiątaka”, to jest żeby zastrzelić jedną kulą 10 osób. To było niemożliwe, żeby tak wszystkich zabić. Ci trafieni ściągali do dołów innych, bo byli objęci. Nad dołem stało pełno oprawców. Nawet jak ktoś nie zginął, to nie było szans, żeby uciekł z tego dołu. Potem ludzie mówili, że jeszcze trzy dni po zasypaniu tego dołu ziemia się tam ruszała. (…) W dole warstwa po warstwie przybywało. Wieczorem przywieziono pięć beczek wapna do sypania na te ofiary, po posypaniu wapnem po kilku minutach słychać było jęk ciężki, jakby spod ziemi. Trudno było dużej słuchać tego i udałem się do domu.
- Opis: relacja Jana Jerzego R., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 253–254.
- Z opowiadań wiem, że mordercy mieli mało amunicji. Dlatego kazali Żydom doprowadzonym pod stodołę siadać jeden za drugim w grobie. Następnie od tyłu strzelali do kilku tak siedzących osób jednym nabojem. Jak zeznałem, dokonywano grabieży mienia pożydowskiego. Ja chodziłem po opuszczonych domach żydowskich, już po ich ograbieniu. Leżały tam różne książki. Wziąłem kilka z nich. Pamiętam „Trylogię” Sienkiewicza i książki J.I. Kraszewskiego.
- Opis: relacja Henryka P., Polaka, mieszkańca Radziłowa.
- Źródło: Akta śledztwa S15/01/Zn ws. zabójstwa w dniu 7.07.1941 r. w Radziłowie 800 osób narodowości żydowskiej (postępowanie zawieszone), IPN Białystok; cyt. za: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 248.
- Zobacz też: Henryk Sienkiewicz, Józef Ignacy Kraszewski
Cytaty na temat sprawców
edytuj- Różne były losy sprawców masakry radziłowskich Żydów. Po wojnie kilku popełniło samobójstwo bądź zmarło w niewyjaśnionych okolicznościach. Ci najbardziej aktywni zwykle jednak trafiali do oddziałów partyzanckich i w szeregach Narodowych Sił Zbrojnych czy Armii Krajowej Obywatelskiej nareszcie mogli dać wyraz swoim antykomunistycznym i antysemickim przekonaniom. Tak postąpił Feliks G., który (…) przebywał w oddziale NSZ mjr Jana Tabortowskiego „Bruzdy”, razem z braćmi Leonem i Ludwikiem K. (…) Leon K., główny sprawca mordu należał do oddziału mjr „Bruzdy” niemalże do samego końca jego szlaku bojowego (…)
Również Teofil K. „Kosa”, „Dołęga”, Józef K., Henryk D., Wacław D., Jan Ch., Józef D., Stanisław B., Kazimierz M., Józef L., Wacław B., Stanisław K., Zygmunt S. należeli po wojnie do Narodowych Sił Zbrojnych. Józef L., zbrodniarz z Radziłowa, został nawet jednym z dowódców tej formacji na Podlasiu.- Autor: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 230.
- Zobacz też: Narodowe Siły Zbrojne
- Uczestnik mordów w Radziłowie Piotr M. wybrał inną drogę życiową, a zarazem polityczną. Po II wojnie światowej został przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej w Radziłowie i wieloletnim informatorem miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa. Podobnie Szymon Z., uczestnik mordu, po wojnie został sekretarzem PZPR w Radziłowie.
- Autor: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 234.
- Zobacz też: PZPR
Inne
edytuj- Dlaczego mieszkańcy Wąsosza, Radziłowa i Jedwabnego, z samozwańczymi policjantami i „mścicielami” na czele, nie rzucili się do zbiorowego mordowania Żydów od razu, gdy tylko ustąpili Rosjanie? W Galicji Wschodniej odkrycie stosów trupów pozostawionych przez NKWD wywoływało natychmiastową eksplozję agresji.
- Opis: O sytuacji w rejonie wymienionych miejscowości po 22 czerwca 1941 r.
- Autor: Edmund Dmitrów, Oddziały operacyjne niemieckiej Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa a początek zagłady Żydów w Łomżyńskiem i na Białostocczyźnie latem 1941 roku, [w:] Wokół Jedwabnego, red. P. Machcewicz, K. Persak, t. 1: Studia, Warszawa 2002, s. 344.
- W Radziłowie przed wkroczeniem wojsk sowieckich część społeczności żydowskiej utworzyła straż obywatelską, która następnie przekształciła się w milicję, a na jednej z ulic wjazdowych komuniści, głównie Żydzi, zbudowali bramę powitalną. Podobnie było w Wąsoszu, Jedwabnem i Grajewie. W Przytułach Żydzi przyjmowali Sowietów kwiatami. W relacjach podkreśla się szczególne zaangażowanie ludności żydowskiej w tworzeniu komitetów rewolucyjnych i milicji. Niekiedy zwraca się też uwagę na udział w nich pojedynczych komunistów narodowości polskiej. Na ogół jednak dominuje opinia, że w skład komitetów i miejscowej milicji wchodzili „przeważnie sami Żydzi”. Tak postrzegano sytuację w Jedwabnem, Wiźnie, Stawiskach i wielu innych miejscowościach.
- Autor: Jan Jerzy Milewski, Zeszyty_Naukowe_Ostroleckiego_Towarzystwa_Naukowego 645,2002,22893
- Do najbardziej bulwersujących historii, jakie rozegrały się w Radziłowie i jego okolicach już po koszmarnych wydarzeniach z lipca 1941 r., należy historia rodziny żydowskiej D. Pierwsza z rąk Polaków zginęła nastoletnia Dora D. (…)
Antoni K. razem z Zygmuntem S. poszli na kolonię Słucz do K., gdzie Dora się ukrywała, wyprowadzili ją na pole i zabili za pomocą kamienia i pałki. Tak twierdził Antoni K. W ludzkiej świadomości jednak utkwiło przekonanie, że zginęła w straszliwych męczarniach, ponieważ Antoni K. i Zygmunt S. mieli odpiłować jej głowę, tępą piłą. Szczątki Dory zapewne do dziś leżą na polu K. w bezimiennym grobie.
Nie był to zresztą koniec tragicznej historii rodziny Dory. Wojnę przeżyli bowiem jej ojciec i brat. Ukrywali się w pobliżu wsi Konopki w samodzielnie wykopanym bunkrze. Ojciec Dory był dobrym szewcem. Świadcząc usługi mieszkańcom wsi w zamian za jedzenie i ochronę, doczekał z synem wyzwolenia. Wtedy dowiedział się o nich Antoni K. Bał się, że brat i ojciec Dory zgłoszą władzom, że zamordował ją z Zygmuntem S., poszedł więc do swojego dowódcy z AK Antoniego B. ps. „Torf” i powiedział mu o sprawie. Ten się długo nie zastanawiał, wysłał z nim patrol, w skład którego wszedł brat Zygmunta Józef K. oraz Feliks M. We trzech zwabili w zasadzkę brata i ojca Dory, a następnie Antoni K. zamordował ich siekierą. (…)
I tu przechodzimy do najbardziej haniebnego wątku historii rodziny D. Otóż po dokonanym morderstwie Antoni K. udał się do swojego brata, a jednocześnie dowódcy batalionu Armii Krajowej Obywatelskiej, w którym służył, Teofila K. ps. „Kosa”, przedstawił mu całą historię i poprosił o pomoc w zatuszowaniu sprawy. Teofil K. się nie wahał. Sporządził notatkę z zajścia, w której obu D. określił mianem „szpicli sowieckich”, a sam mord opisał jako mający ochronić organizację podziemną. W jaki sposób D. mieli zagrażać organizacji, skoro nie byli nawet uzbrojeni i, jak wynika z samej relacji Antoniego K., ukrywali się, a nie byli „szpiclami”, tego „Kosa” już nie wyjaśnił. Charakterystyczne dla tej sprawy jest to, że pod notatką, skierowaną do przewodnika Okręgu AKO Białystok ppłk Władysława Liniarskiego „Mścisława”, podpisali się, akceptując jej treść, również por. Franciszek Wawrzyński „Wawer” oraz przewodnik Rejonu „D”, były inspektor AK Łomża – obwodu Łomża, Grajewo, legenda podziemia Narodowych Sił Zbrojnych mjr Jan Tabortowski ps. „Bruzda”.
Antoni K. oraz Zygmunt S. zostali po wojnie oczyszczeni ze wszelkich zarzutów.- Autor: Mirosław Tryczyk, Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów, Wyd. RM, Warszawa 2015, s. 235–240.