Język Trolli

powieść Małgorzaty Musierowicz z cyklu Jeżycjada

Język Trolli – piętnasta część Jeżycjady autorstwa Małgorzaty Musierowicz, powstała w roku 2004.

Uwaga: W dalszej części znajdują się cytaty ze szczegółami fabuły lub z zakończenia utworu.

Wypowiedzi postaci

Helmut Oracabessay

 
Małgorzata Musierowicz
  • Ja ostrzę sobie język za zębami (…).
  • Jak ja zobaczyłem, ciarki mi przeszły koło nosa. Idiom
  • Nie pocić się trzeba (…).
    • Opis: do dziecka rozpinając mu bluzeczkę.
  • Pan dziadziusiu nic nie wie o rasta. My zapraszamy pana zdjąć płaszcz i gawędzić. Napijemy się dobrą herbatą.
  • Proszę siostrę, czy szczeka pani Zajączek?
    • Opis: do katechetki, pytając, czy czeka na niego pani Zajęczyk.
  • Szczerzonego Pan Bóg strzyże!
  • (…) trzymaj język pod korcem!
  • Więc Stachna i Laura będą jedzieć z nami.
  • Woła o pomstę na puszczy!
  • Yes taka sprawa, żes tanisława (…). Yes taka sprawa, żes tanisława.

Laura Pyziak

   Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Laura Pyziak.
  • Mam osiemnaście lat, inne już za mąż wychodzą, a ja?! Żaden chłopak mnie nie chce. Zachowują się tak, jakby chcieli uciec. Czy ja jestem trędowata (…)?
  • Uczciwy nie musi kłapać dziobem. Może siedzieć cicho!

Staszka Trolla

  • Mój sposób jest taki: zawsze zakładam, że mam do czynienia z kimś godnym szacunku. Z kimś, kto ma dobrą wolę. I słowo wam daję, chłopaki, ludzie tacy właśnie się stają, kiedy się w nich wierzy.
  • Przemoc nie jest dobrym środkiem porozumienia.
  • Są tacy, co okradną nawet wiejski kościółek. I są tacy, co oddadzą ostatni grosz dla chorego. Jak wiem, że są ci drudzy, to się nie boję tych pierwszych.
  • Tam, z tyłu, jest parę pokoi i łazienka z kuchnią, tak jakby w jednym pomieszczeniu. (…) po prostu prysznic się Helmutowi nie zmieścił w toalecie, to go dał do kuchni. Helmut jest wynalazczy i niekonwencjonalny, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
  • Wszystko, co chce się zrobić porządnie, wymaga pracy. Muzyka klasyczna czy rozrywkowa, jazz czy reggae, rzeźba w marmurze czy w gipsie – zawsze do tego trzeba wysiłku i cierpliwości. Prawdziwe piękno stawia opór.
  • (…) z kłótni absolutnie nic dobrego nie wynika.

Inne postacie

  • Czy jest w tym kraju cokolwiek na serio? (…) Wszystko jest na niby, na tymczasem, wszystko szare i smutne. Można dostać depresji. Chyba już dostałem.
    • Postać: kierowca
  • Dawniej było gorzej (…). Dzieci znajdowano w kapuście.
    • Postać: Szymon Rojek
  • (…) gdy mnie zabraknie, nie róbcie z mojej biblioteki masy spadkowej. Proszę was o to. Każda książka, jaka stoi na naszych półkach, jest cenna, wyjątkowa i potrzebna, bo każdą z nich czytał ktoś z waszych bliskich. Cieszył się tymi książkami, uczył się z nich, nad niejedną płakał, nad inną się śmiał. Jeśli sami nie będziecie ich chcieli, oddajcie je tym, którzy książki kochają.
  • Helmut? Czy to Szkop? (…) Pewnie przyjdzie w oficerkach i tyrolskich gaciach. Niech mi tu tylko nie jodłuje, bo mu zaraz odpłacę za historyczne krzywdy narodu.
    • Postać: Manuel
  • Jakoś go wychowamy (…). Nie płacz.
  • Jeśli pan czyta prasę, to już się pan dowiedział, że jesteśmy zgrają brudnych narkomanów (…). Ale nie piszą tam o tym, że nasz ruch popierał nawet pastor Martin Luther King. Ludzie myślą stereotypami, i tyle.
  • Przecież muszą istnieć pomiędzy ludźmi różnice zdań. Co by to było za życie – bez dysput, rozpraw, wymiany poglądów oraz dyskusji et cetera.
    • Postać: Ignacy Grzegorz Stryba
  • Trzecia „f”, uprzedzam was! (…) Jak mi który gębę otworzy, to w nią dostanie!
    • Postać: Zajęczyk, wicedyrektorka szkoły
  • Zgoda w rodzinie to podstawa. Zresztą – zawsze i wszędzie trzeba szukać porozumienia. Szukać dobrych cech w człowieku i do nich się odwoływać.
    • Postać: Marek Pałys
    • Zobacz też: zgoda

Dialogi

  • – Co wy tu, ranne ptaszki, robicie?
    A wtedy Laura, z błyskawicznym refleksem i ku wielkiemu zgorszeniu Józinka, skłamała gładko:
    – Spadł taki cudny śnieg, dziadziusiu, więc wyszliśmy sobie ulepić bałwana przed śniadankiem.
    Ale jeśli sądziła, że wolno jej łgać dziadkowi w żywe oczy, to myliła się głęboko.
    – Bujda! Byliśmy całą noc na balu u Murzynów! – zawołał z oburzeniem Józef Pałys, na co dziadek wybuchnął śmiechem, mówiąc:
    – A to paradne! – i dodał, cofając się w głąb kuchni: – Lepcie tego bałwanka, lepcie, a ja wam zrobię kakao.
  • – Ja bym już chciał do domu – wyznał nieco płaczliwie [Ignacy Grzegorz].
    – Miągwa – rzucił w przestrzeń Józef Pałys.
  • – Jak masz na imię?
    – Józef – wyznał niechętnie.
    – O. A jak na ciebie mówią w domu?
    – Tak samo! – skłamał bez namysłu.
    – Po włosku to Giuseppe.
    – Też źle – zauważył.
    – Zdrobniale: Pepe. Mogę na ciebie mówić Pepe?
    – Możesz.
  • Laura, ubrana w szlafrok, leżała dramatycznie na wznak w rozrzuconej pościeli, a twarz jej była w całości zbryzgana jakąś białawą, grudkowatą substancją.
    – Co ci jest? Zwymiotowałaś? – spytał, spiesząc jej z pomocą. Ale ona otworzyła pośród tej papki błyszczące złością oczy i warknęła:
    – Odjazd, cymbale. To maseczka kosmetyczna.
  • – Moim zdaniem Staszka jest bardzo seksy – oświadczył Ignacy G. Stryba, dzwoniąc zębami z zimna.
    – Co przez to rozumiesz? – spytał oschle Józef Pałys.
    – Rozumiem przez to, że jest szalenie pociągająca.
    – Sam jesteś pociągający – wściekł się Józinek. – Wytrzyj smarki. I zamknij gębę.
  • – Naprawdę tak uważasz? Że życie jest wspaniałe?
    Przytaknął.
    – Dziękuję ci – powiedziała mama.
  • – Nie martw się, Pepe! Pan Helmut nie wypadł kotu spod ogona.
    – Sroce! – poprawiła go machinalnie Trolla, ale jej szwagier pokręcił głową i rzekł z uporem:
    – To był kot. Kota wykręca ogonem.
  • – Nie zostawić na pastwę lodu – mówił przy tym.
    – Losu, Helmut.
    – Przecież on jest zimny (…).
  • – Odrzućmy złych emocji (…). Prawdziwy Rasta nigdy ich nie ulega.
    – Im nie ulega – poprawiła go żona.
    – Im nie ulewa. Dziękuję.
    – Podobnie jak prawdziwy stoik – zauważył dziadek.
    – Stolik? – spytał pan Oracabessa.
  • – Pijmy zdrowie naszej ukochanej! – zakrzyknął dziadek (…).
    – Każdy swojej? – upewnił się Józinek.
  • – Z Luckiem – dorzucił Ignacy Grzegorz, wznosząc znad pokawałkowanej jajecznicy swe niewinne oczy.
    (…) – Bracia Rojek natychmiast do stołu! – zawołała Babi, nalewając do kubków świeżego kakao. (…) Uspokój się i jedz po ludzku.
    – Ja nie jestem Polucek, tylko Jędrek! – obruszył się młodszy z Braci Rojek. Wybuch śmiechu przy stole strącił z choinki złotą bombkę.
    – A ten Lucek? – drążył wytrwale Ignacy Grzegorz.
    – Polucek – poprawiła go Babi.
    – Och, cha cha cha, doprawdy, przezabawne – wykrzywiła się Laura. – To już może powiem, skoro mój braciszek nie może opuścić tego tematu, że Lucek Lelujka, którego tu wszyscy zapewne pamiętacie…
    – Ja nie – rzekł dziadek stanowczo.
    – … oczywiście, że pamiętasz, dziadziusiu, tylko tego nie pamiętasz. Ten Lucek trafił nam się wczoraj w tym koszmarnym korku i przywiózł mnie do Poznania. Skuter najlepszy jest na korki.
    – Nie na korki, tylko na benzynę.
    – Nie skuter, tylko Lucek.
    – Polucek – bąknęła Babi.
    – Jędrek! Jestem Jędrek!
    – To jedz po ludzku!
  • – (…) z pewnym trudem przechodzi mi przez usta zwrot „ciąża mojej wnuczki”. Zwłaszcza gdy go uzupełnię określeniem „nieślubna”. Ale to pewnie dlatego, że jestem taki staroświecki.
    – Chyba jesteś – wtrąciła Babi. – Dzisiaj wiele jest samotnych matek, które dzielnie sobie radzą, skoro nie mogą liczyć na pomoc ze strony swoich mężczyzn.
    – … a jeszcze trudniej przechodzi mi przez usta – dziadek nie dawał się sprowadzić z raz obranego szlaku – taka oto fraza: „nieślubna ciąża mojej wnuczki, której zaufanie zostało dotkliwie zawiedzione”.
    – Ja niczego nie zawodziłem! – zakrzyknął nerwowo Fryderyk. – Odwrotnie! To Róża mnie nie uprzedziła, że może zajść w ciążę!
    – Ta możność nie należy do szczególnie wyjątkowych w świecie kobiet, o ile mi wiadomo – odrzekł na to Ignacy Borejko, sztywno i z godnością. – Przy dopełnieniu, rzecz jasna, pewnych niezbędnych warunków.
  • – Zaskakujesz mnie (…). Jesteś taki prostolinijny i prawdomówny.
    – Łatwiej.
    – Łatwiej niż kłamać?
    – No. (…) Z kłamstwa trzeba się tłumaczyć (…).

Cytaty z narracji

  • Aż wiało od niej [Trolli] duchem wolności.
  • (…) chlusnęła na siebie perfumami z flakonu. Takie zabiegi dodają dziewczynom pewności siebie. Ale są trudne do zniesienia dla kogoś, kto się znajduje w bezpośrednim pobliżu.
  • Dom wariatów, pomyślał Józinek, owijając szyję klubowym szalikiem KS Lech – nosił go nie z upodobania do brzydoty, lecz tylko jako asekurację przed chłopakami z drugiego podwórka, a także przed tą bandą, która dla odmiany biła przed szkołą. Jak się im wmówiło, że jest się kibicem Lecha, to uznawali człowieka za swego, a to mogło chronić przed sytuacjami mocno przykrymi. Cóż, takie są realia na Jeżycach i nie ma co się na nie dąsać – trzeba po prostu przybrać przekonujące barwy ochronne. Nie wiedział tego Przemek, kumpel z klasy, toteż stracił dwa zęby stałe, jak mu przyłożyli za to, że nie chciał oddać swojej komórki. Jaki naiwny. I po co mu była ta komórka? Żeby do niego stale dzwonili rodzice?
  • Dziadek złapał się za kieszenie, a spłoszona jego mina wskazywała, że tym, kto zapłaci [rachunek], nie będzie raczej on.
  • Dźwięki sypały się jak szklane kulki i skakały jak kamyki po powierzchni wody. Nagle włączyła się spokojnie trąbka i miękki strumień melodii zagarnął wszystko. Muzyka chlusnęła szeroką, pogodną rzeką.
  • I po to właśnie są monologi wewnętrzne. Można powiedzieć „dom wariatów” i nikt się nie obrazi. Można powtarzać z udręką: Trolla, tęsknię za tobą – i nikt nie ma o tym pojęcia, toteż nie wypytuje, nie doradza, nie odradza, a już zwłaszcza – niczego nie zabrania.
  • (…) Ignacy Grzegorz – którego migdałowe oczy były dzisiaj nieco podkrążone, a odstające uszy nadal płonęły niezdrową czerwienią – grymasił, że w jego jajku pływa zarodek. Na pytanie kuzynki Ani („żabką czy crawlem?”) nie udzielił odpowiedzi (…).
  • (…) ilekroć przechodzili ulicą Libelta, pod wiaduktem, Łusia zrywała trawkę lub gałązkę i składała na chodniku, tuż pod starym hydrantem. Józinek długo nie rozumiał przyczyn jej zachowania, aż kiedyś wreszcie spytał i się dowiedział: Łusia sądziła, że to pomnik nurka. Głębinowego.
  • Im rozleglejsza stłuczka, tym sprawca bardziej agresywny.
  • Józinek grzecznie skinął głową panu woźnemu, który tkwił w oszklonym boksie, na wypadek gdyby do szkoły chciał wkroczyć dealer narkotyków (obecność cichego staruszka była wielce skuteczna; dealerzy nie wchodzili nawet w progi szkoły, tylko spokojnie handlowali sobie na chodniku).
  • Józinek już dawno zaobserwował, że kobiety potrafią jeść tak, jakby nie jadły zupełnie. Żadna z nich, na przykład, nie siorbała.
  • Ludzie często popełniają ten błąd! Kucając przed wózeczkiem lub cmokając nad czyjąś nieletnią główką, upraszczają swe wypowiedzi do minimum, w przekonaniu, że istota mniejsza od nich posiada także i mózg drobniejszych rozmiarów, o niedoskonałej przy tym sprawności.
  • (…) Lusia długo nie chwytała istoty telewizji. Przez pewien czas żyła w przekonaniu, że Hubert Urbański, prowadzący teleturniej „Milionerzy”, patrzy tylko na nią i do niej się uśmiecha. Zawsze przed tym programem wkładała aksamitną spódniczkę.
  • Ład jest kwestią organizacji.
  • Nie ma co się wdawać w rozwlekłe dyskusje, w dzielenie włosa na czworo czy ustalanie strategii. To dobre dla teoretyzujących mózgowców. Ktoś natomiast musi tu być praktykiem i zacząć po męsku podejmować decyzje.
  • Nie masz to jak porządna bitka z godnym siebie przeciwnikiem.
  • Nie wiadomo, dlaczego cała rodzina padała plackiem z zachwytu, ilekroć ten młody geniusz coś powiedział, choć przecież dziadzio mówił mniej więcej to samo, tyle że mądrzej i więcej. Ostatnio przeklęty lizusek zaczął masowo wkuwać łacińskie sentencje, dzięki czemu na dobre zmonopolizował uwagę dziadka.
    • Opis: o Ignacym Grzegorzu Strybie.
  • Niestety, wszystko na tym świecie musi po jakimś czasie się popsuć albo przynajmniej zmienić. Na przykład śnieg: jeszcze wczoraj nienagannie świeży, dziś przeobraził się w brudnawe, zbite placki.
  • O, doprawdy, [Józinek] czasem musiał się zastanawiać, czy mama i jej trzy siostry są aby na pewno dorosłe i zrównoważone.
  • Oczywiście, wszystkie miasta – nie mówiąc już o wsiach – wyglądają korzystniej, gdy napada na nie kupa śniegu. Ale to, jak odmienił się Poznań, naprawdę zadziwiło Józefa Pałysa. Wymyślił sobie, dlaczego ta odmiana tak bije w oczy: bo stwarza obraz nierzeczywisty. Pokazuje, mianowicie, jak mogłoby być ładnie, gdyby się mieszkało w mieście prawdziwie europejskim, nie zaś w jednym z większych skupisk kraju, rządzonego, zdaniem taty, przez łobuzów.
  • Oczywiście. Piżama jest, jak wiadomo, najbardziej stosownym strojem na noc sylwestrową. Boże, Boże. Cały świat się bawi, kąpie się w szampanie, przypina sobie pióra do tyłków i odpala petardy. Bawią się dzisiaj wszystkie ciotki i wujowie, bawi się mama z tatą, choć mają na głowie wielki kłopot w postaci zadłużenia szpitala, i nawet najgłupszy trzecioklasista ma dziś z pewnością plany imprezowe – tylko Józef Pałys, jak ostatnie niemowlę, musi iść do łóżka najpóźniej o dziesiątej!
  • Odrobina ogłady oraz opanowania – i już życie rodzinne biegnie bez zakłóceń.
  • Po chwili na jej [Laury] talerzu znalazły się jeszcze kiełbaski i oto urocza kuzynka zaczęła jeść z apetytem zapaśnika sumo. Józinek co chwila na nią spoglądał. Ciekaw był, w którym momencie ona zje całą tę fioletową szminkę.
  • Prawdę mówiąc, mogła wszystko. Nawet gdyby chciała zwracać się do niego per: głupolu – też byłby rad, że w ogóle się zwraca.
  • Przebiegając wzrokiem po gimnazjalistach mógł bez trudu wyróżnić osoby znacznie bardziej prowokujące niż Trolla. Oprócz Barbi i Manuela były tu przecież postacie o włosach turkusowych i malinowych, było trzech dorodnych dresiarzy-repetentów, a także paru hip-hopowców, była Guślarz Grażyna, cała jakby w żałobie, w czasie lekcji spokojnie zmieniająca tipsy z niebieskich na czarne, była też niejaka Kaczkowska z tatuażem na nerkach i brylancikiem w nosie. Ani te istoty, ani nawet Kopiec Kristal i jej znakomicie widoczne czarne stringi nie wzbudzały w wice-dyrektorce takiej agresji, jak Trolla i jej kapelusz.
  • Tak właśnie powinien postępować lekarz. Żadnych komentarzy, żadnych kpin, czysta rzeczowość, kompetencja i profesjonalizm. Józinek postanowił, że przy najbliższej okazji, od niechcenia, przekaże rodzicom, z punktu widzenia pacjenta, kilka podstawowych prawd.
  • To było naprawdę zastanawiające: skąd ten człowiek brał siły do życia, skoro wiecznie grymasił przy jedzeniu i brzydził się nawet dotknąć takich pysznych i pożywnych rzeczy, jak pierogi ruskie oblane smalcem ze skwarkami czy też zasmażana kapucha z kminkiem.
    • Opis: o Ignacym Grzegorzu.
  • Trolla wyglądała jak przerośnięty krasnal. Nazwisko nadzwyczajnie do niej pasowało.
  • W tej szkole sporo czasu traciło się na wyczekiwanie pod drzwiami; nauczyciele nie przykładali się do swojej roboty, w przekonaniu, że za takie marne grosze nie warto kiwnąć nawet palcem. Józinek szczerze popierał ich stanowisko. Niech się nie przykładają.
  • Zostali przekazani babci w taki sposób, jakby istniały tysiączne obawy co do ich bezpieczeństwa, zdrowia i równowagi umysłowej – choć przecież oboje, od zarania życia, bywali u dziadków kilka razy dziennie, a często i w nocy (jak się ma rodziców lekarzy, człowiek nie zna dnia ani godziny).

Zobacz też