Wyścigipowieść Joanny Chmielewskiej z 1992 roku.

Wyścig konny

Wypowiedzi postaci

edytuj

Joanna

edytuj
  • Gdyby kasy przyjmowały wpłaty tak jak na całym ucywilizowanym świecie, do ostatniej chwili, do startu, bukmacherzy straciliby rację bytu. No, mogliby prosperować na mieście, ktoś nie jedzie na tor, tylko gra pod domem, ale tych wystarczyłoby zalegalizować i kazać, im płacić podatki. I cześć, nie ma przestępstwa.
  • Ja typuję doskonale, ale gram idiotycznie.
  • Kiedyś, wiem na pewno, MSW kazało zrobić gonitwę dla siebie i prawdę mówiąc, jest to jedyny wypadek, co do którego mam pewność, że poleciała robiona gonitwa. Potrzebowali pieniędzy na jakieś cele uboczne, to było jeszcze po dwadzieścia złotych, a płacili przeszło osiemdziesiąt. Fuks przyszedł, wszyscy się dziwili, że tak mało, a oni wzięli połowę pieniędzy z toru.
  • Koń (…) jest zwierzęciem biegającym, lubi biegać. Szkodzi mu, jak stoi, do tego stopnia, że może się rozchorować i umrzeć. Dziki będzie biegał sam z siebie z pewnym sensem i umiarem, oswojony może biegać za dużo. Niektóre także skaczą dla przyjemności, znałam takie osobiście.
  • Kto, do pioruna ciężkiego, decyduje o wyścigach, jeśli dyrektor tych wyścigów nic nie może zrobić…?!!!
  • Miejsce konia na celowniku na całym świecie zależy od jeźdźca mniej więcej w jednej dziesiątej (…). Może w jednej czwartej w wyjątkowych wypadkach. U nas proporcja jest odwrotna, miejsce konia zależy od dżokeja co najmniej w połowie, a gdyby nie to, że koń jest zwierzęciem silnym i grymaśnym, zależałoby w stu procentach.
  • Mówić do tej osoby, to, mam wrażenie, walić grochem o mur oporowy. Niewykluczone, ze przystąpiłabym do rękoczynów. Ale mnie od kretynów odrzuca, więc najpierw musiałabym się postarać o narzędzie na długim drągu. Broni palnej nie dacie…?
  • Na mój rozum [chłopiec] był tak przerażony, że organ mowy mu skamienieje.
  • Nie ma na świecie tak bogatego faceta, żeby nim nie wstrząsnęła wygrana, względnie przegrana na koniach (…).
  • Nie wiem, co za kretyn wymyślił, że u nas ma być od pierwszej i ciemno mi się w oczach robi, albo to debil nieziemski, albo wróg wyścigów, społeczeństwa i ustroju! Rozmawiałam z dyrektorem, przyznał mi rację, powiedział, że spróbuje załatwić, nie udało mu się, kto to jest ten żłób wobec tego, półgłów jakiś, kozi bobek ma więcej w głowie…!
  • No więc, proszę szanownego pana, całkiem jak w szkole, zawsze się zaczynało od „więc”…
  • O łomżyńskiej mafii słyszałam, owszem (…). Podobno istnieje w Nowym Jorku.
  • To jest namiętność. Fioł, szmergiel, hobby i co tam pani jeszcze zechce. Gracze to specjalny gatunek, nie ma znaczenia, w co grają.
  • To przyjemność nie mieć do czynienia z ćwokiem wyścigowym.
  • (…) uczciwość gonitwy sprawdza się po wypłacie. Tu już potrzebne są lata doświadczeń wyścigowych.
  • Uczeń. Musi wygrać dziesięć razy, żeby zostać starszym uczniem. Starszy uczeń potrzebuje piętnastu zwycięstw, żeby się przeistoczyć w praktykanta. Praktykant dżokejski dochodzi do kandydata dżokejskiego po kolejnych dwudziestu pięciu wygranych, ma już razem pięćdziesiąt. Następne pięćdziesiąt i zostaje dżokejem.
  • (…) w pierwszej jeździe w życiu podobno każdy [dżokej] idiocieje, dopiero gdzieś od piątej zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, co robi.
  • Żaden wyścigowy szaleniec, szczególnie wygrany, nie oderwie się od tej imprezy w połowie bez istotnego powodu…

W narracji

edytuj
  • Dokładnie przez trzy sekundy zastanawiałam się, czy pół butelki wina może dać takie skutki. Nie, niemożliwe, przecież zaczęłam od pasztetu! Nagły zamęt w umyśle musi być wynikiem komplikacji sytuacyjnych, nie zaś nadmiaru alkoholu.
  • Dżokej Włóczka nie nazywał się wcale Włóczka, tylko Włóczkij i był obcokrajowcem, jak sama nazwa wskazuje, ale przerobiono go na Włóczkę i tak już zostało.
  • Facet patrzył na mnie jakby usiłował zrozumieć obcy język, którego uczył się w zamierzchłym dzieciństwie.
  • (…) imiona koni bywały tak niezwykłe, że i Wstręt mógł się zdarzyć. Etażerka na przykład biegała, Wieżowiec, Frak, jeśli są to elementy ruchliwe, to ja jestem kardynał, już widzę, jak pędzi przed siebie taki Tympanon albo tez inny szczegół budowlany. Z płcią tez robiono sztuki, chociażby Erato. Jak wiadomo, jest to muza rodzaju żeńskiego, imieniem Erato obdarzony został ogier. Gracze rozwiązywali kwestię w sposób dość swoisty. „Erato było drugie”, mówili, albo „Erato straciło”. I ten rodzaj nijaki wśród osobliwości nazewnictwa plątał się obficie.
  • Konieczność czekania zirytowała mnie nieco. Nigdy nie lubiłam czekać.
  • Kowalski w ogóle nie powinien jeździć, za duży urósł, musiał się głodzić, żeby zachować wagę, a przybywało mu podobno od jednego listka sałaty. Jego matka rozpaczała, głodny chodził bez przerwy i z tego głodu osłabiony, trudno wymagać od zagłodzonej jednostki energicznego poganiania konia.
  • (…) maszyna startowa stanowiła postęp, przed piętnastu laty automatyczny, dwuosobowy starter u nas polegał na tym, że jeden facet wrzeszczał: „jazda!!!”, a drugi walił batem.
  • Moim osobistym faworytem była piątka. Herezja, prawnuczka Hesji, którą prawie uważałam za synową. Mój syn kiedyś na punkcie Hesji dostał istnego szału, twierdził, że jest ruda i zachwycał się nią bardziej, niż wszystkimi dziewczynami, jakie przy jego boku widywałam. Potomstwo Hesji określałam mianem wnucząt i grywałam z uporem, zresztą istotnie były to całkiem niezłe konie.
  • Na wyścigach usłyszeć komplement, to już lepiej się powiesić, wszystkie pieniądze można od razu wepchnąć w kratki ściekowe, bez pośrednictwa uciążliwych manipulacji kasowych.
  • Nie lubię poprzestawać na przypuszczeniach, mogą być idiotyczne (…).
  • Nie miałam żadnych wątpliwości, że z wielką uciechą wykorzystują jego [Janusza] związek ze mną dla trzymania ręki na pulsie. Bez oficjalnych wezwań i innych podobnych sztuk mogą mieć na bieżąco zakulisowe, wyścigowe informacje. W zamian miałam być zaspokajana drobnymi okruchami tajników i zdobyczy śledztwa i całą nadzieję pokładałam w ich przekonaniu o mojej tępocie. Powiedzą za dużo i całą resztę zdołam sobie wydedukować. Ciekawość mnie ssała, jak cięte bańki.
  • Nie zabiłam go [Miecia], bo nad głową mi zawyło i bomba poszła w górę.
  • Policję miałam do dyspozycji prywatnie, w postaci jednego osobnika, zamieszkałego na tym samym piętrze i obdarzającego, mnie czymś w rodzaju wielkich uczuć. Niewykluczone, że z wzajemnością. Zawsze miałam jakiś taki dziwny fart…
  • Progenitura pracowników pętała się po terenie w dużej ilości, dla większości tych dzieci konie stanowiły ulubione zwierzątka domowe, a tajniki totalizatora chleb powszedni.
  • Przypomniało mi się, że była tu w towarzystwie, obejrzałam się jeszcze raz, facet gdzieś znikł, siedziała solo. Zdziwiło mnie trochę, że przeciętny patafian nie pilnuje takiej pięknej dziewczyny, ale nie miałam do niej głowy (…).
  • W każdym innym miejscu i (…) okolicznościach bez chwili namysłu i nie zwlekając, zawiadomiłabym byle kogo o smutnym fakcie znalezienia w berberysie znajomych zwłok. Teraz jednak zawahałam się. A co będzie, jeśli wieść się rozejdzie i bodaj cząstka zgromadzonego tu tłumu runie na łączkę i do zagajnika? Co będzie, jeśli, nie daj Boże, wstrzymają gonitwy? Co będzie, jeśli zabiorą stąd jedną osobę, mnie, jako najważniejszego świadka i nie pozwolą mi uczestniczyć w ulubionej rozrywce?
    Na dobrą sprawę, jedyne prawdopodobne było to ostatnie. Żadne wstrzymanie gonitw nie wchodziło w rachubę, przy samej próbie obecne tu społeczeństwo byłoby zdolne do rozniesienia trybun na drobne kawałki. Po łące również nikt latał nie będzie, zajęci są czym innym i nie mają głowy do drobiazgów. Mnie mogą zabrać, owszem…
  • Zabójstwo na wyścigach powinno być usprawiedliwione z góry. Coś bym temu Mieciowi zrobiła, to pewne, gdyby nie przegradzała mnie od niego Maria (…).

Janusz

edytuj
  • Zdrowie koni!
  • Ona grała kiedyś numer wypłaty bankowej, wiesz, takie kółko, które tam dają. Jeden facet gra na numer starego samochodu, a jedna facetka na numer mieszkania. Numery autobusów i tramwajów również użytkują, a czasem datę urodzenia. Specyfika szmergla.

Miecio

edytuj
  • Pośrednik po polsku umiał powiedzieć dżę dobry i wą pętaku. Nie wiem, dlaczego akurat tego go nauczyli. A, jeszcze podnosił kieliszek i mówił „owie”, trzy pierwsze litery nie przechodziły mu przez usta, a nie rozumiał ani słowa…
  • W uzdrowisku stracić zdrowie to byłby paradoks (…).

Inne postacie

edytuj
  • O wyścigach tyle akurat wiem, co na przykład o życiu pozagrobowym.
    • Postać: podinspektor Józio Wolski

Dialogi postaci

edytuj
  • – A na malignę nie wygląda – rzekła niespokojnie Maria i położyła mu rękę na czole.
    – Zabierz te kończyny! – rozgniewał się Miecio.
  • – Coś mi się widzi, że Derczyka mamy z głowy na zawsze… – Miecio drgnął gwałtownie i spojrzał na mnie.
    – Bo co?
    – Bo leży w berberysie i bardzo żywo nie wygląda. Moim zdaniem, przeniósł się na lepszy świat, chyba że jest taki strasznie pijany, ale nawet pijany, zanim padł, doznał silnych uszkodzeń.
  • – Czegoś ty się tak czepiał tej Balbiny, Mieciu? – spytałam ze zgorszeniem. – Grałeś takie kretyństwo?
    – A skąd! – odparł Miecio. – Grałem Bolka z Diodorem. A dlaczego nie mam sobie pokrzyczeć o Balbinie?
  • – Jontek to Sarnowski? – upewnił się Janusz. – Dlaczego Jontek?
    – Bo lubi śpiewać „szumią jodły na gór szczycie”. Na trzeźwo, nie po pijanemu, nawet ładnie śpiewa, raz słyszałam.
  • Jurek, mój powinowaty, odwrócił się w fotelu przede mną.
    – Ty, słuchaj, czy on jest normalny? – spytał podejrzliwym szeptem.
    – Kto?
    – Ten. No, ten. Co tu siedział…
    Miecio oddalał się właśnie, radośnie chichocząc.
    – Nie – powiedziałam stanowczo. – To znaczy w życiu prywatnym owszem, ale tu go opada aberracja umysłowa. Słyszałeś przecież.
  • Którejś niedzieli, też przed paroma laty, spotkałam na schodach własnego syna.
    – Mamunia. Lej mnie w mordę – poprosił żałośnie. – Trzaśnij, ale zdrowo.
    Zdziwiłam się nieco.
    – Chętnie, dziecko, ale dlaczego? Niech wiem, po co mam czynić te wysiłki.
    – Z dziewczyną przyszedłem, ona tu jest pierwszy raz i właśnie wytypowała trzeci kolejny porządek…
    – A ty tego nie grałeś?! Kretynie!!!
  • – Mieciu, byłeś w drzazgi pijany? – powiedziała z wyrzutem Honorata.
    – Byłem. Ale bardzo porządnie udawałem, że jestem trzeźwy. I przez to cierpię. Przez talent.
  • – Nie chcę być świnia – powiedział Józio Wolski z wielką stanowczością. – Pani się orientuje, że ja to nagrywam?
    – Nie, ale nie robi mi to różnicy. Niech pan sobie nagrywa do upojenia.
  • – No dobrze, jest mafia, jest – powiedział z irytacją. – Działa ona, ta mafia. Ale nie każdy musi do niej należeć, istnieje wolność wyboru, to czy to się nie wydaje pocieszające? Co byście jeszcze chciały?
    – Chciałybyśmy, żeby wcale nie było mafii – poinformowała go Maria.
    – Też masz wymagania! W tych warunkach? Ciesz się, że nie ma przymusu…
  • – Wolisz w końcu mnie czy gliny?
    – Wolę gliny, bo ty jesteś nieobliczalna.
    • Opis: rozmowa Joanny i Miecia.

Inne cytaty

edytuj
  • Wszystko w tym utworze jest, oczywiście, wyssane z palca, a jakakolwiek zbieżność z rzeczywistością powstała najzupełniej przypadkowo.
    Znawców tematu uprzejmie informuję, że imiona koni pozwoliłam sobie w pewnym stopniu wymyślać i przeglądanie starych programów nie ma żadnego sensu.
    Z poważaniem
    autorka
    • Opis: oświadczenie zamieszczone przed tekstem powieści.
  • Życie bez namiętności jest nic nie warte.

Zobacz też

edytuj