Jan Rodowicz

polski bojownik ruchu oporu

Jan Rodowicz (1923–1949) – polski harcerz, żołnierz Szarych Szeregów i Armii Krajowej oraz Delegatury Sił Zbrojnych, porucznik, powstaniec warszawski.

  • A następnego dnia, w drodze do szpitala, zostałem rany odłamkami granatnika w lewy łokieć i przy upadku noszy doznałem złamania lewej ręki w łokciu.
Jan Rodowicz (z prawej) z kolegami – Sławomirem Szymankiewiczem ps. „Czarnota” (z lewej) oraz Józefem Saskim ps. „Katoda” (w środku)
  • Dobrze, że ta wojna się kończy. Nareszcie zabierzemy się do uczciwej roboty, bo czasem łatwiej walczyć niż normalnie pracować i żyć.
  • Tadeusz, uważaj, ostrzał.
    • Opis: do Tadeusza Zawadzkiego „Zośki”, który pełnił funkcję obserwatora akcji pod Sieczychami w likwidacji niemieckiego posterunku granicznego i włączył się w walki w celu zażegnania kryzysu; gdzie poległ na polu walki.
    • Źródło: Jan Rodowicz „Anoda”, pdf. s. 10, pamiec.pl
  • Z powodu bezwładu ręki nie mogę poświęcić się od razu studiom w upragnionym zawodzie architekta, toteż z chwilą uruchomienia Politechniki Warszawskiej wstępuję na Wydział Elektryczny, gdzie kończę dwa lata studiów.

O Janie Rodowiczu

edytuj
  • „Anoda” był dla mnie zawsze symbolem tego niezwykłego pokolenia, które umiało walczyć za Polskę i chciało pięknie dla niej żyć. Niestety – „Anodzie”, bohaterowi akcji pod Arsenałem i Powstania Warszawskiego – los odebrał szansę życia w Polsce, za którą zginęli jego towarzysze broni. Myśląc o nim przywołuję zawsze gorzką konstatację Norwida, że „Polak w Polaku to olbrzym lecz człowiek w Polaku to często karzeł”. „Anoda” i bohaterowie Harcerskiego Batalionu AK „Zośka”, którym dane mi było poświęcić moje książki i wystawę w Muzeum Niepodległości są przykładem, że i Polak w Polaku i człowiek w Polaku może być olbrzymem.
  • Byłem świadkiem ciężkiego zranienia „Anody”. Zajmował stanowisko bojowe na drugim piętrze. Leżał na balkonie z pistoletem maszynowym, obserwując budynki po parzystej stronie Wilanowskiej. Stamtąd właśnie nadjechał czołg. Pocisk z działa trafił w balkon. Rannego „Anodę” wyciągnęliśmy z trudem do pokoju, potem do piwnicy. Straszny był widok poszarpanej odłamkami klatki piersiowej. Byłem załamany, płakałem…
  • Było to w Milanówku. Wracam z wyprawy po żywność, otwieram drzwi. Schował się przede mną jak dziecko. Ale zobaczyłam go w lustrze! Był w kożuszku pożyczonym od jakiegoś dozorcy, letniej czapce, ręka na temblaku, bezwładna, okropne blizny… Jedną noc przebył z nami. Już gnał do Warszawy, już spieszył.
  • Było to wysadzenia przepustu mostowego na trasie kolejowej ze Lwowa w stronę Krakowa. Dowodził tą udaną akcją w kwietniu 1944 r. i dotąd nie był znany jego raport z niej, który zachował się w rękopisie – to siedem stron wraz z rysunkami prezentującymi m.in. szkic akcji i trasę marszu jego oddziału. Warto też zwrócić uwagę na oryginalny plan akcji pod Sieczychami, który nie był wcześniej publikowany, wiele nieznanych rozkazów i relacje o zjazdach koleżeńskich. Nowe są także analizy i opisy Archiwum Batalionu „Zośka”, bo Rodowicz to też archiwista formacji i de facto jej pierwszy historyk.
  • Co parę godzin opuszczał siennik i snuł się po podziemiach między rannymi. Szczupły, dowcipkujący, był jedną z najbardziej charakterystycznych postaci podziemnego szpitala. Umiał przechodzić obok ludzi leżących prostopadle do ścian, nie przeklinali go za nadepnięcie lub potrącenia.
  • Janek odjechał o trzeciej po południu. Ucałował mnie, wskoczył na rower, pomknął. Był w doskonałym nastroju, przekonany, że zwyciężą. Nawdziewał na siebie, co tam miał wojskowego, nawet potem skądś zdobył czapkę ułańską…
  • Janek praworęki, Ziutek leworęki, gdy projektowali kable, spotykali się z dwóch stron tablicy. Byli jak jedność w sprzeczności, różni absolutnie. Ale się przyjaźnili.
  • Janek upadł na schodach z przestrzelonym płucem. Zbiegłem natychmiast do Janka, a gdy ujrzałem szybko rosnącą plamę krwi na podłodze, byłem kompletnie załamany (…), wkrótce wezwane moim krzykiem sanitariuszki zniosły Janka Anodę do izby sanitarnej w suterenie, gdzie dokonano opatrunku i wkrótce Janek został przeniesiony do szpitala powstańczego św. Jana Bożego na ul. Bonifraterskiej na Starym Mieście.
  • (Janek) zajmował stanowisko bojowe na balkonie II piętra w budynku przy ul. Wilanowskiej 1. Pocisk z działa czołgowego trafił skutecznie w balkon (…), straszny był widok poszarpanej odłamkami lewej górnej części klatki piersiowej Janka Anody.
  • Matka dała mu opłatek do podzielenia się w celi i już go nigdy więcej nie zobaczyła, bo 7 stycznia 1949 r. został wyrzucony przez okno z budynku Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w czasie śledztwa. Niezwykła jest też historia jego trzech pogrzebów. Najpierw tuż po śmierci został skrycie zakopany w bezimiennej mogile na Powązkach. Rozpoznali go jednak grabarze, ponieważ wcześniej był zaangażowany w ekshumacje kolegów i powstanie kwatery Batalionu „Zośka”. Zapisali więc sobie, gdzie został pochowany.
  • Mogiła była w środku cmentarza w drugim rzędzie, pokryta, jak cały cmentarz, śniegiem. Pani zarządzająca ekshumacją, zapytana przeze mnie w cztery oczy, czy pamięta pogrzeb mojego syna w dniu 12 stycznia, powiedziała mi, że wszyscy w biurze pamiętają, iż tego dnia, pod wieczór, kilku młodych ludzi z Urzędu Bezpieczeństwa przywiozło ciężarówką zawinięte w kocu ciało, zakupili więzienną trumnę, bez świadków sami złożyli zwłoki do trumny i kazali natychmiast wieźć na cmentarz komunalny i pochować jako NN. (…) Opisuję wszystko tak szczegółowo, gdyż sprawa wyglądała zagadkowo… W czasie przekładania zwłok do naszej trumny stwierdziliśmy brak wszelkich oznak połamań nóg, żadnych wylewów, uszkodzeń twarzy, rąk. Był ubrany w swe wojskowe angielskie ubranie, zapięte agrafką pod szyją, ułożony starannie, uczesany, nawet kanty spodni były wyrównane.
  • Myliłby się ten, kto by widział w Janie Rodowiczu tylko utalentowanego humorystę, którego żywiołowy dowcip, fantazja, pomysłowość przyciągały i pociągały kolegów (…), potrafił być także i zasadniczy: mimo iż tak niezwykle żywy i wesoły, ślubował, że nie będzie tańczył, dopóki trwa wojna. Ślubu swojego dotrzymał i gdy czasem na imprezach towarzyskich zdziwione panny pytały, dlaczego nie tańczy, odpowiadał z niezmąconą powagą: „bo nie umiem”. A tańczył świetnie!
  • Na architekturze odnalazł pełnię swoich zainteresowań – jego talent do rysunku mógł się wreszcie rozwinąć (…), z łatwością wykonywał prace z projektowania, rysunku, uzyskiwał bardzo dobre, najwyższe oceny. Wszedł z całą pasją „w Wydział”, studia, życie studenckie i koleżeńskie.
  • Niemiec zauważył schodzącego schodami Janka Rodowicza „Anodę”. Padł strzał, Janek upadł. Byłem pół piętra wyżej i usłyszałem niesłychany łomot padającego człowieka. Kiedy dobiegłem na dół zobaczyłem, że to Janek. Ściągnąłem go na dół do naszych sanitariuszy.
  • Nigdy chyba żaden z chłopców nie zapomni prowadzonych przez Janka „kąpieli świętego Szczepana”. (…) każdego ranka, zaraz po pobudce – a jeszcze przed myciem – musieliśmy biegać za Jankiem gęsiego przez zagajniki z jałowcowymi krzewami (…) ubrani jedynie w spodenki kąpielowe. Twarda to była, ale wspaniała zaprawa oraz pożyteczna szkoła hartu.
  • Olbrzymią zasługą Janka Rodowicza było nakłanianie nas, byłych „zośkowców”, do spisywania wspomnień z wojennej przeszłości oraz odszukiwania i zabezpieczania wszelkich materiałów historycznych na temat naszego batalionu. To Jankowi „Anodzie” zawdzięczać będzie polska historia, że na półkach księgarskich znalazło się pięć wydań „Pamiętników żołnierzy Baonu Zośka”.
  • Pamiętam jego ostatnie imieniny – w 1948 roku. Było ich u nas siedemdziesięcioro (...) układali plany, snuli marzenia, nareszcie tańczyli. Myślałam, że jednak jestem bardzo szczęśliwą matką – los ocalił dla mnie chociaż jedno dziecko, a przecież spotykałam matki, którym poginęli wszyscy…
  • Pierwszy widok – dwóch zabitych (…), w izbie głuchy łoskot schmeissera „Anody”, trzaski pojedynczych wystrzałów i oszołomienie, aby nie strzelić do kogoś z naszych.
  • Pochodził bowiem z rodziny o pięknej karcie patriotycznej. Jego pradziad był powstańcem styczniowym. Wuj, gen. Władysław Bortnowski – bohaterem wojny polsko-bolszewickiej, Legionów Polskich i dowódcą Armii „Pomorze” w 1939 r. Ciotki były więźniarkami Ravensbrueck, a cioteczne rodzeństwo poległo w powstaniu i partyzantce.
  • Przeżegnałem się jak go zobaczyłem! Zaniesiony na drzwiach nad Wisłę, wysypany jak ziemia (ja tak samo zresztą), czekaliśmy na zmiłowanie Boże.
  • Przypomnienie jego sławnych wojennych akcji, łącznie z tą pod Arsenałem, gdzie wykazał się niesłychaną odwagą i pomysłowością. Opowiadam też o jego życiu po wojnie – podjęciu wymarzonych studiów na architekturze i zgromadzeniu ogromnego archiwum Batalionu „Zośka”, co stanowi jedną z jego wybitnych zasług.
  • Szukałem w nim jakichś cech herosa. I nie znalazłem. To ciągle był ten sam uśmiechnięty, pogodny i łagodny Janek.(...) Może tylko gdzieś, na samym dnie jego uśmiechu, czaiły się te stalowe błyski, właściwe ludziom, którzy przemaszerowali przez piekło.
  • To był pistolet! Chłopak pełen wigoru, poczucia humoru, ruchliwy i wiecznie zajęty. Kiedyś przybiegł do mnie, propozycję wypicia kawy odrzucił: „Nie, wpadłem tylko opowiedzieć ci dobry dowcip”. Opowiedział i już go nie było.
  • Wspaniały chłopak. Utalentowany student, szalenie wesoły, koleżeński i przyjacielski. W ogóle bardzo wybitna indywidualność. Miał bardzo cięty język i kochał rozmaite polityczne dowcipy.
  • Wydobyli go i pochowali w grobie rodzinnym na Powązkach. W 1995 r. jego szczątki zostały ekshumowane i poddane, bez powodzenia, badaniom w Instytucie Medycyny Sądowej, by stwierdzić przyczynę śmierci. Trzeci pogrzeb Janka był już bardzo uroczysty, w Katedrze Polowej, z kompanią reprezentacyjną i pocztami sztandarowymi.
  • Z jednej strony pełną brawury, odwagi, fantazji i nieprawdopodobnego szczęścia. Z wielu akcji wychodził bez szwanku. Dopiero w powstaniu został kilkakrotnie ranny, na końcu bardzo ciężko, ale też znalazł się w gronie szczęśliwców, których udało się żołnierzom polskim przeprawić na drugą stronę Wisły. Uchodził więc naprawdę z tych wszystkich niebezpieczeństw nadzwyczajnie. Był przy tym pełen fantazji, poczucia humoru i talentu aktorskiego, stąd koledzy go przezwali „ułanem Batalionu Zośka”. A jednocześnie wykazywał ogromną troskę o zachowanie pamięci poległych kolegów, apelując do ocalałych, by opowiadali o nich i utrwalali ich historię dla kolejnych pokoleń.
  • Za uderzenie flankowe z rejonu Sołtyka w krytycznym momencie natarcia polskiego na cmentarz ewangelicki; uderzenie to zdecydowało o utrzymaniu stanowisk w tych rejonach.
  • Za wyróżniającą się służbę żołnierską w szeregach wojska w konspiracji.