Szmalcownik – w czasie niemieckiej okupacji ziem polskich osoba szantażująca lub wymuszająca okup na ukrywających się Żydach lub pomagających im Polakach.

  • Chciałabym też, aby zachowała się pamięć o wielu szlachetnych ludziach, którzy narażając własne życie, ratowali żydowskich braci, a których imion nikt nie pamięta. Ale pamięć nasza i następnych pokoleń musi też zachować obraz ludzkiej podłości i nienawiści, która kazała wydawać wrogom swoich sąsiadów, która kazała mordować. Widzieliśmy też obojętność wobec tragedii ginących. Moim marzeniem jest, aby pamięć stała się ostrzeżeniem dla świata. Oby nigdy nie powtórzył się podobny dramat ludzkości.
  • Jakbyś podszedł do niego i powiedział: odczep się, on by się mógł przestraszyć. Przecież on nie szarpał tego Żyda legalnie, bo legalnie miał prawo Żyda sponiewierać Niemiec, wachman. On to robił dlatego, żeby od Żyda wziąć pieniądze, a potem albo oddać go Niemcom, albo nie oddać. I nic nie groziło komuś, kto powiedział do szmalcownika: odczep się od tego Żyda. Szmalcownik, jak wyłapał Żyda, to po pierwsze ciągnął go gdzieś do bramy. Dlaczego? Żeby ich nie widzieli ludzie. Wiedział, że to jest nie w porządku. Wiem dokładnie, bo przecież wiele razy mnie łapali. Dwa razy się zdarzyło, że ktoś powiedział: odczep się od niego, co ty chcesz, to też jest człowiek. I szmalcownik się odczepił.
    • Autor: Marek Edelman
    • Źródło: Witold Bereś, Krzysztof Burnetko, Bóg śpi. Ostatnie rozmowy z Markiem Edelmanem, wyd. Świat Książki, Warszawa 2010, s. 63.
  • Kiedy parę lat temu napisałem książkę „Ja tego Żyda znam. Szantażowanie Żydów w Warszawie 1939–1943”, próbowano mi wmawiać, że szmalcownicy to hołota z marginesu. Jaka hołota? To byli synowie i córki z dobrych rodzin, przeciętni rzemieślnicy, przed którymi otworzyła się niepociągająca za sobą specjalnego ryzyka możliwość zarobkowania.
  • Moim zdaniem dla jakichś 75 proc. ludności obojętne było to, co działo się za murem getta. Z kolei takich, którzy z różnych powodów – głównie ideologicznych – zwalczali Żydów i wydawali Niemcom, było znacznie mniej, nie więcej niż 10 proc. To właśnie ci niesławni szmalcownicy i sporo drobnomieszczaństwa, które wzbogaciło się na opuszczonych żydowskich domach.
  • Problemem szmalcownictwa państwo podziemne zajęło się pod wpływem Żegoty w 1943 roku, gdy Holokaust dobiegał już niemal końca. Z ogłoszonych wyroków bardzo niewiele zostało wykonanych. Państwu podziemnemu można zarzucić grzech zaniechania. I to zaniechania intencjonalnie wypływającego z pobudek antysemickich. Żydów wykluczono ze wspólnoty obywatelskiej, ich los niezbyt zaprzątał głowy elit państwa podziemnego.
  • Skoro tylko dojrzeli w tłumie ścierpłą, ciemną od strachu twarz, zaraz biegli za jej właścicielem i wołali: „Szapiro, daj na szmalec” albo krótko „Szmalec!”. Wzrok i węch nie myliły ich nigdy. Tropili swoją zwierzynę zajadle i cierpliwie. Szukali punktów zagęszczenia, ruchliwych miejsc spotkań. Jak myśliwi z żerowiska nie rezygnowali łatwo z przypadku. Polowali w pojedynkę i sforą na przystankach, w bramach i na ulicy. W okresie masowej deportacji i masowych ucieczek na tę stronę siadywali stadkami na chodniku pod murem i godzinami nie ruszali się z miejsca. Zwierzyna przychodziła sama (…). Dawałeś oku: potem mówiłeś „do widzenia” i szedłeś w swoją stronę. Oni mówili „do widzenia” i również szli w swoją stronę. Mało zostało prawdziwych słów, mało słów zachowało swój sens, nawet najbardziej zdawkowe”.
    • Autor: Bogdan Wojdowski, Najniższa cena „Przegląd Kulturalny”, wrzesień 1957
    • Źródło: Anna Bikont, Sendlerowa. W ukryciu, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 178.
  • Wykorzystywanie tragicznego położenia Żydów, czy to z powodów antysemickich, czy z chęci zysku, pojawiło się już na początku okupacji, ale dopiero „akcje likwidacyjne” uczyniły ten proceder masowym (…). Szantażyści czyhali przy bramach getta, przeczesywali miasto i dokonywali najść na mieszkania. W najlepszym wypadku żądali okupu, często zabierali cały majątek, bez którego dalsze ukrywanie się było praktycznie niemożliwe. Przez wiele miesięcy ludzie ci, których określano potocznie mianem „szmalcowników”, poruszali się całkowicie bezkarnie. Działali w pojedynkę albo tworzyli szajki, w których skład wchodzili nierzadko zdemoralizowani funkcjonariusze policji granatowej i Kripo.
    • Autor: Dariusz Libionka, Zagłada Żydów w Generalnym Gubernatorstwie, Państwowe Muzeum na Majdanku, Lublin 2017, s. 252.