Pandemia COVID-19

pandemia zachorowań na zakaźną chorobę COVID-19 wywoływaną wirusem SARS-CoV-2
(Przekierowano z Pandemia wirusa SARS-CoV-2)

Pandemia COVID-19 – światowa pandemia zakaźnej choroby COVID-19 wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Epidemia rozpoczęła się w listopadzie 2019 w mieście Wuhan, w prowincji Hubei w środkowych Chinach, a 11 marca 2020 została uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za pandemię.

  • Alergicy mają mniejsze ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i jest wśród nich niższa śmiertelność. Wynika to z ich defektu odporności typu pierwszego, która sprawia, że te osoby mają alergię. Ale ten defekt jest ich błogosławieństwem, bo ta odporność – jeśli jest na wysokim poziomie – w przypadku ciężkiego zakażenia powoduje, że organizm próbuje z nim walczyć, zabijając zawirusowane komórki, a przy okazji uśmiercając gospodarza. (…) Nawet wśród osób, które mają ciężką astmę, śmiertelność jest niższa niż wśród osób zdrowych.
Amerykańska pielęgniarka lecząca pacjenta z COVID-19 na oddziale intensywnej terapii
  • Dziś największym problemem jest dla nas bardzo szybkie przemieszczanie się ludzi. Kiedy koronawirus pojawił się w Chinach, zbyt długo zwlekano z zawieszeniem lotów. Nie pierwszy raz, gdyż wirus SARS, ten z 2002 r., też się w ten sposób rozprzestrzenił po świecie, tyle że był o wiele mniej zakaźny. I teraz przeżywamy szok spowodowany bezradnością.
  • Jeszcze za wcześnie, by kaprysić [w kwestii szczepionek na COVID-19]. Dalej mamy niedobór szczepionek, więc jeśli wejdzie regulacja, że tylko osoby z przeciwciałami mogą podróżować – to przez takie wybrzydzanie mogą ominąć nas piękne wakacje. Proszę spojrzeć, że skoro Polacy w ogóle rozważają, którą szczepionkę przyjąć – a wiem, że to robią, bo dzwonią, dopytują, czasem rezygnują z wektorów, szukają szczęścia w innym punkcie szczepień – to znaczy, że i tak jest u nas nieźle. Są kraje, gdzie akcje szczepień dopiero się rozpoczynają. Natomiast zakładam, że w dalszej perspektywie będziemy mieli wybór, pewnie powstaną też kolejne szczepionki, może doskonalsze. Już teraz testuje się donosowe szczepionki dla najmłodszych – żeby nie trzeba było kłuć dzieci. Chwilowo jednak bym nie grymasił.
  • Jeśli osoby zaszczepione [przeciwko COVID-19] ponownie się zakażą, to przebieg infekcji będzie lżejszy. Jednak nadal będą roznosić chorobę, staną się wektorem i to o tyle kłopotliwym, że mają poczucie własnej odporności, dodatkowo czasem nie mając objawów zakażenia. Ale nie jest tak, że się łatwiej zakażają, raczej trudniej. Natomiast niektóre warianty wirusa unikają neutralizacji przez przeciwciała wytworzone po szczepieniu.
  • Każde powikłanie poszczepienne to porażka – bo ktoś, komu chcieliśmy pomóc, traci zdrowie. Lecz patrząc z punktu widzenia epidemiologii, to jedna osoba zaszczepiona komuś uratuje życie, bo go nie zakazi albo sama się nie zakazi lub nie będzie miała ciężkich powikłań czy zgonu. Ale szczepienia muszą być superbezpieczne, żeby zostały zaakceptowane. Myślę, że jeśli uznaje się szczepionki mRNA za bardziej bezpieczne, to należy dążyć do tego, żeby nie szczepić tymi wektorowymi.
  • Koronawirus pokazał, że król jest nagi – państwo po dekadach demontażu sfery usług społecznych, wycofywania się z misji gwaranta solidarności społecznej, ale także na skutek przemian społecznych i strukturalnych niezależnych od państwa straciło zdolność do skutecznego działania.
  • Ktoś, kto przechorował [COVID-19], wytworzył tyle przeciwciał, co osoba, która została zaszczepiona pierwszy raz. Druga dawka, przypominająca, wzmacnia odpowiedź układu immunologicznego. Jeśli po pierwszym zetknięciu z wirusem powstały komórki zdolne do produkcji przeciwciał, to po drugim ich liczba znacznie rośnie, mnożą się w węzłach chłonnych i będą produkować bardzo dużo przeciwciał.
  • Ludzie różnią się poziomem przeciwciał [anty-SARS-CoV-2] – zarówno po zakażeniu, jak i po szczepieniu. Generalnie – im kto młodszy, ten ma ich więcej, co niekoniecznie koreluje z objawami przebytej choroby czy z objawami poszczepiennymi. Ciężkość choroby zależy od tego, czy wirus przedarł się przez barierę układu oddechowego, rozsiał się do komórek układu odpornościowego i spowodował katastrofę immunologiczną – bo tak można nazwać stan, kiedy nagle płuca przestają pracować, pojawią się zakrzepy, przestają działać nerki.
  • Młodzi ludzie [w czasie pandemii COVID-19] nie izolowali się tak jak starsi. Gdy pojawiły się komunikaty, że osoby po sześćdziesiątce, siedemdziesiątce, z cukrzycą i nadciśnieniem są szczególnie narażone i powinny zostać w domach – to te osoby posłuchały. Ale ten przekaz został również odebrany – co jest dla mnie zupełnie naturalne – w ten sposób: jak jesteś młody i zdrowy, to ryzyko jest niewielkie. I ludzie zaczęli myśleć: mam 30 czy 40 lat, specjalnie nie choruję, no to mogę działać, wybrać się na party, maseczkę trzymać pod nosem. Oczywiście, zagrożenie ciężkim przebiegiem choroby dla takich osób jest stosunkowo niewielkie. To jest prawda, tylko że to jest prawda epidemiologiczna. Jeśli jednak takich osób były tysiące, może miliony, to naturalnie musiały wśród nich znaleźć się takie, których układ odpornościowy działa słabiej. Statystyka – tak kluczowa w epidemiologii – kompletnie traci na znaczeniu, jeśli to ktoś z naszych bliskich ląduje pod respiratorem.
  • Najbardziej obawiamy się tych odmian SARS-CoV-2, których jeszcze nie poznaliśmy. A odmian jest (…) już bodaj 250. Naprawdę istotnych jest kilka: brytyjska, kalifornijska, brazylijska, indyjska i południowoafrykańska – bo zwiększyły o 25 proc., nawet 50 proc., zakaźność. Wirus zmienia się, aby zwiększyć możliwość zakażania następnych osób. A przy okazji staje się oporny na cząsteczki przeciwciał, które nabyliśmy, przechorowując infekcję wywołaną nim lub którymś z pięciu mu podobnych.
  • Nie widzę powodu, żeby poszczepienne przeciwciała utrzymywały się dłużej niż te nasze pojawiające się po chorobie. Cząsteczka przeciwciała żyje średnio cztery do sześciu tygodni. Więc ich poziom musi z czasem spadać. Nie ma uzasadnienia medycznego, biologicznego, by akurat szczepionka dawała taki cudowny efekt, by poziom przeciwciał utrzymywał się bardzo długo. Zapewne opada do takiego, który jeszcze chroni – z tysiąca do dwudziestu po roku, niezależnie od tego, jakim preparatem się zaszczepiliśmy.
  • Nikt zdaje się nie zauważać, że nic z tego wszystkiego by się nie zdarzyło, gdyby Chiny Ludowe były krajem wolnym i demokratycznym, a nie dyktaturą. (…) Przynajmniej jeden wybitny lekarz, a być może kilku, wykryło tego wirusa z dużym zapasem czasu, lecz zamiast podjąć odpowiednie środki, rząd [chiński] usiłował ukryć informacje i uciszyć ten głos lub te głosy rozsądku i stłumić informację, jak to wszystkie dyktatury czynią.
  • Od wielu lat koncerny farmaceutyczne pracowały nad lekiem działającym na pierwszego wirusa SARS. Ale zarzuciły prace już na poziomie badań na zwierzętach, bo zachorowało raptem 12 tys. osób, a wprowadzenie nowego leku to koszt setek milionów dolarów. Dziś odgrzebuje się stare projekty leków, ale okazuje się, że albo za krótko działają i trzeba by je podawać co trzy godziny, albo mają niepożądane działania, albo źle się wchłaniają. Są mało perspektywiczne, w dodatku, żeby je móc wprowadzić na rynek, musiałyby z powodzeniem przejść trzy fazy badań klinicznych.
  • Pacjenci [z COVID-19] leżący pod respiratorami, choć zakazili się tym samym dominującym w danej populacji wirusem, po pewnym czasie – choroba trwa dość długo – mają w sobie jego wersję już nieco zmienioną. Patogen staje się sprytniejszy, łatwiej atakuje komórki naszego układu odpornościowego, jest bardziej zjadliwy. Te mutacje się nie rozprzestrzeniają, choć pewnie by tak było, gdyby ludzie umierali na ulicy. Ale u osób z najcięższym przebiegiem choroby, także tych, które na nią zmarły, zsekwencjonowano nowe mutacje wirusa – i nie była to ta sama wersja, którą się zakazili. Po prostu – miał tyle czasu, żeby się w ich organizmach zmienić w taki sposób, że stał się zabójczy.
  • Potrafimy w medycynie robić rzeczy, o których się nam nie śniło dwadzieścia lat temu, a jesteśmy bezsilni. Rok pandemii to zbyt mało czasu, żeby wynaleźć lek, który skutecznie zwalczałby COVID-19. Nasze metody obrony przed nim niewiele się różnią od tych, jakie stosowano w przeszłości – zarządzamy kordony sanitarne czy izolację.
  • Przekora jest częścią ludzkiej natury i sprawia, iż to, co zostaje zakazane, budzi tym większą ciekawość. Nic więc dziwnego, że od czasu, gdy wybuch covidowej pandemii spowodował powszechne wprowadzenie oficjalnego przymusu przestrzegania społecznego dystansu, zaczęło wzrastać zarówno wśród badaczy ludzkiego zachowania, jak i laików zainteresowanie rolą dotyku w naszym życiu.
  • Są przynajmniej trzy przyczyny [tego, dlaczego akurat ten koronawirus spowodował pandemię]. Pierwsza: udało mu się tak przeobrazić, że zaatakował człowieka i nabył zdolność przenoszenia z człowieka na człowieka. A jeśli pojawia się nowy drobnoustrój, którego gospodarz nie zna, to znaczy, że trafia na „podatny grunt”: nie ma pamięci immunologicznej, nie ma przeciwciał, stąd dużo osób choruje. Druga sprawa: sposób, w jaki reagujemy na tego wirusa. On atakuje nasz układ oddechowy i łatwo przenosi się wraz z kropelkami z dróg oddechowych: śliny czy wydzieliny z nosa. Rozprzestrzenia się również wtedy, kiedy nie mamy jeszcze objawów zakażenia. Trzecia przyczyna jest trywialna: SARS-CoV-2 po prostu bardzo szybko rozniósł się po świecie. Samolotami, statkami, koleją.
  • Szczepionki przeciwko COVID-19 są transparentne. Wiadomo, jak są skonstruowane, jak działają i wbrew obiegowym opiniom nie powstały w ciągu roku. Szczepionki wektorowe [jak AstraZeneca] były testowane dziesięć lat, a prace nad nią zaczęły się około dwadzieścia lat temu, kiedy to zdiagnozowano pierwszy przypadek wirusa SARS-CoV na południu Chin. Zgodnie z badaniami obecny wirus SARS-CoV-2 jest w ponad 96 proc. genetycznie identyczny z SARS-CoV. Do tej pory nie ma żadnych przesłanek, aby w odległej przyszłości wystąpiły negatywne skutki szczepionek. Szczepionki są osiągnięciem medycyny. To niepokojące, że połowa [polskiego] społeczeństwa nie zamierza się zaszczepić [przeciwko COVID-19]. Ale nie można nikogo zmusić, bo szczepienie nie jest obowiązkowe.
  • [U osób, które przeszły COVID-19] zdarzają się depresje, ludzie mają lęki, boją się zasnąć, mają, jak to określają, mgłę mózgową, trudności z koncentracją, przypominaniem. Część objawów można by wytłumaczyć upośledzonym ukrwieniem w wyższych strukturach mózgowych, a część przewlekłym stresem i lękiem przed śmiercią. Chorzy na COVID-19, odizolowani od bliskich, podłączeni do aparatury, spotykający się tylko z personelem medycznym w „kosmicznych” strojach ochronnych – są zagubieni i zalęknieni. Dlatego część z nich ma zespół stresu pourazowego, tak jak osoby, które doświadczyły wojny.
  • Wiremia [SARS-CoV-2] jest subtelna, nie tak jak w eboli, gdzie każda tkanka, próbka krwi jest zakaźna. I bardzo krótka, bo koronawirus, kiedy już przedostanie się do układu odpornościowego i komórek śródbłonka naczyń krwionośnych, przestaje się mnożyć. Niestety, aktywuje je tak, że komórki zaczynają się zachowywać, jak gdyby było ciężkie zakażenie bakteryjne. Wytwarzają wiele różnych substancji, gasząc niejako pożar benzyną – i nasze organizmy nie wytrzymują tego.
  • Wszystko wskazuje na to, że ostatnią pandemię podobnym koronawirusem mieliśmy w 1889 r. Trwała dwa lata, była nazywana rosyjską grypą, szalała po Europie, zabijając wielu ludzi. Ten wirus wciąż tkwi w naszej populacji, choć teraz powoduje zwykłe katary. Znamy przynajmniej cztery podobne w swoich cząsteczkach budulcowych do SARS-CoV-2 patogeny. To podobieństwo nie pozwala na reakcję krzyżową przeciwciał, ale odporność komórkowa działa na innej zasadzie: ona rozpoznaje kawałki sekwencji białek wirusa – po osiem czy po dziesięć aminokwasów. Jak rozpoznaje wrogi kawałek, to limfocyty ruszają do akcji. Więc jeśli ktoś przeszedł zakażenie takim wirusem powodującym katar, być może jest chroniony.
  • Zaczęliśmy od szczepienia [na COVID-19] tej grupy, w której śmiertelność była wyższa. Co piąty zakażony senior trafiał do szpitala, wymagając tlenoterapii. Cała idea polegała na tym, żeby nie „zatkać” szpitali, żeby nie zdarzyło się to, co w ostatnich dniach działo się – i dzieje się dalej – w Indiach, czy wcześniej w Brazylii i Nowym Jorku, gdzie brakowało szpitalnych łóżek, respiratorów, leków, a nawet miejsc w kostnicach. U nas na szczęście – w dużej mierze na skutek kalkulacji dotyczących szczepień – to się nie wydarzyło.

Zobacz też: