Niemiecki obóz przesiedleńczy w Zwierzyńcu

Niemiecki obóz przesiedleńczy w Zwierzyńcu (niem. Umsiedlungslager) – niemiecki obóz przesiedleńczy w Zwierzyńcu na Zamojszczyźnie, założony w 1940 dla pacyfikowanej i wysiedlanej ludności Zamojszczyzny. Szacuje się, że Niemcy osadzili w obozie około 24 000 ludzi, w tym 7 000 dzieci, z których ponad 200 zmarło w wyniku tortur i ciężkich warunków.

  • Dzień odbioru dzieci wyznaczono w niedzielę na godz. 11. Postąpiłem kilka kroków naprzód i jak mogłem najdostojniej, oznajmiłem wszystkim tym biedakom, że na skutek starań Polskiego Komitetu Opieki władze niemieckie zgodziły się na wydanie dzieci miejscowemu Komitetowi Opieki. Komitet miejscowy gwarantuje rodzicom, że dzieci będą pod należytą opieką do czasu odebrania ich przez rodziców lub osoby upoważnione. Spojrzałem na ten zmaltretowany tłum i – o zgrozo – nikt się nie ruszył! Kilka matek z dziećmi na rękach w przodzie jakby mocniej do piersi przyciskały swoje pociechy. Raz jeszcze zabrałem głos, by się zastanowili i zawierzyli nam, Polakom. Wtedy jedna przyciskająca do piersi swe dziecko zdecydowała oddać swoje pisklę. To był początek, za nią poszła druga i trzecia. Łączna ilość dzieci wyrwanych z obozu zwierzynieckiego wynosiła grubo ponad 400 maluchów.
Kościół-pomnik p.w. Matki Bożej Królowej Polski ku czci ofiar obozu niemieckiego w Zwierzyńcu
  • Jak się powiesiło na drutach jakąś bieliznę, przepłukało się jakieś majteczki czy koszulę, to się ruszało, takie były wszy i pluskwy.
  • Największe wrażenie sprawiły na mnie dzieci w szpitalu ordynackim. Około czterdziestu, najwięcej w wieku do pięciu lat, leżą po dwoje, wyniszczone i wychudzone tak, że podobne są raczej do trupków.
  • Nie ma powrotu do przeszłości, ale przeszłość nie może być zapomniana.
  • Oddziały SS otaczały wioskę, ludzi pędzono pieszo lub dowożono furmankami do obozu przejściowego w Zamościu lub w Zwierzyńcu. A tu dochodziło do dantejskich scen. Oddzielano dzieci od rodziców, a następnie je segregowano.
  • Tak dobrnęliśmy do Zwierzyńca „za druty” (tak nazywano obóz przejściowy), gdzie wieczorem, po dwóch dniach podróży, dostaliśmy kubek czarnej kawy i kawałek chleba. Niemcy rozdzielili rodzinę. Dziadek nakazał mojemu starszemu bratu, aby się nami opiekował. W obozie panował brud i głód. Wszy, pluskwy, pchły i wszelkie robactwo gryzło niemiłosiernie. Największą moją troską było to, aby nie zabrali brata. Trzymałam się go kurczowo, nie pozwalając mu ruszyć się na chwilę. Pewnego razu rozdzielili nas. To było straszne! Zostaliśmy przewiezieni do Zamościa.

Zobacz też: