Zygmunt Klukowski

polski regionalista i bibliofil, lekarz

Zygmunt Klukowski (pseud. Podwiński, 1885–1959) – polski lekarz, bibliofil, historyk regionalista, autor pamiętników, żołnierz Armii Krajowej i podziemia antykomunistycznego.

Dziennik z lat okupacji Zamojszczyzny 1939–1944 edytuj

(Lubelska Spółdzielnia Wydawnicza, 1958)

 
Ta sekcja ma chronologiczny układ cytatów.
  • Noc przeszła spokojnie, lecz panika wśród Żydów jeszcze bardziej się wzmogła. Od rana oczekiwali zjawienia się lada chwila żandarmów i gestapowców (…) Z różnych stron dochodzą wiadomości o skandalicznym zachowaniu się części ludności polskiej (…). Żydzi mnóstwo rzeczy oddali na przechowanie mieszczanom i chłopom. (…) Za przechowanie w ciągu kilku dni dzieci i dorosłych dawano ogromne pieniądze, lecz chłopi z pobliskich wsi boją się, bo za ukrywanie Żydów grozi kara śmierci, a donosicieli wszędzie jest pełno.
    • Opis: zapis z 15 kwietnia 1942.
    • Źródło: s. 255.
  • Obcy żandarmi i SS-owcy wyjechali wczoraj. Dzisiaj działają nasi żandarmi i granatowi policjanci, którym kazano zabijać na miejscu każdego złapanego Żyda. Rozkaz ten wykonują bardzo gorliwie (…). W ogóle ludność polska nie zachowywała się poprawnie. Wielu ludzi brało czynny udział w tropieniu i wynajdywaniu Żydów. Wskazywali, gdzie są ukryci Żydzi, chłopcy uganiali się nawet za małymi dziećmi żydowskimi, które policjanci zabijali na oczach wszystkich.
    • Opis: zapis z 22 października 1942.
    • Źródło: s. 290.
  • Tymczasem w Szczebrzeszynie działało gestapo przy pomocy miejscowych żandarmów, granatowych policjantów i przy czynnym udziale niektórych obywateli miasta. Popisywał się też młody policjant z Sułowa, Matysiak. Woźny Skórzak, nie mając karabinu ani rewolweru, siekierą rąbał głowy wyciąganych z kryjówek Żydów. Inni cywile z amatorstwa też gorliwie pomagali, wyszukiwali Żydów, pędzili ich do magistratu lub na posterunek, bili, kopali itp.
    • Opis: zapis z 23 października 1942.
    • Źródło: s. 291.
  • Wczoraj, w niedzielę, przez cały dzień ludność wyłapywała Żydów i odprowadzali ich do aresztu przy magistracie (…). I w dalszym ciągu tropiono wszędzie Żydów. Widziałem, jak w pobliżu szpitala, w zabudowaniach znanych powroźników Dymów, wynaleziono i wyprowadzono pięćdziesięciu Żydów. Liczyliśmy, gdy pędzono ich do aresztu. Tłum gawiedzi stał i przyglądał się. Niektórzy „z amatorstwa” pomagali: rozbijali dachy i ściany, szukając Żydów, a potem bili ich pałkami (…). Ludność z otwieranych żydowskich domów rozchwytuje wszystko, co jest pod ręką, ludzie bezwstydnie dźwigają całe toboły z nędznym żydowskim dobytkiem lub towarem z małych żydowskich sklepików.
    • Opis: zapis z 26 października 1942.
    • Źródło: s. 292.

Inne edytuj

  • 5 listopada 1947 r. O 9.30 rozprawa w sądzie i moje zeznania. Duża sala, czternastu oskarżonych: w tym pięciu generałów SS (po cywilnemu) i kobieta. Rozwinąłem zwięzły rzeczowy obraz akcji wysiedleńczej na Zamojszczyźnie. Byłem jedynym świadkiem mówiącym o Zamojszczyźnie, o wysiedlaniu ludności, pacyfikacjach i akcji werbowania Volksdeutschów. I nie było we mnie ani odrobiny współczucia dla tych, co siedzieli na ławie oskarżonych.