Listy z podróży do Ameryki

cykl reportaży Henryka Sienkiewicza

Listy z podróży do Ameryki – cykl reportaży Henryka Sienkiewicza z lat 1876–1878.

  • Chcąc opisać to miasto, nie wiedzieć, od czego zacząć, gdzie zaczepić myśl i oko; jedna ulica podobna do drugiej, wszędzie ruch, gwar, ścisk, tłumy powozów i omnibusów; mieszkańcy spieszą się z gorączką na twarzy i w ruchach, jak gdyby mieli pomieszanie zmysłów.
    • Opis: O Nowym Jorku.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 112–113.
Henryk Sienkiewicz
  • Czas było wracać, bo zimno i wilgoć stawały się coraz dotkliwsze, ale tymczasem nasi Anglicy opóźnili powrót pakując do wszystkich kieszeni odłamki skały. Sądzę, że gdyby mogli, schowaliby do kieszeni całą Niagarę, aby ją przenieść do British Museum, tak jak to zrobili z greckim Akropolem.
    • Opis: O Anglikach przy Niagarze.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 168.
  • Historii Stanów Zjednoczonych szukaj w Waszyngtonie; w Nowym Jorku masz tylko kupców. Handel, handel i handel, business i business, oto, co widzisz od rana do wieczora, o czym ustawicznie słyszysz i czytasz.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 112.
  • Kuchnia amerykańska jest najbardziej niegodziwą kuchnią na świecie. Nie chodzi jej o to wcale, żebyś zjadł zdrowo i dobrze, ale o to, byś zjadł jak najprędzej i mógł wrócić do business; wszystko więc obliczone jest na łapu capu i tylko wieczorne obiady podają ci cokolwiek staranniej, wieczorem bowiem wszelki business kończy się wraz z uderzeniem piątej godziny.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 110.
  • Miasto, które na pierwszy rzut oka z morza zarysowało się tak majestatycznie i wdzięcznie, widziane z bliska nie zachwyciło mnie wcale. Nabrzeże portu brudne, między drewnianymi budynkami nie ma bruku; wszędzie leżą kupy śmieci, doki drewniane połyskują brudną wodą, ludność zaś, jak zwykle ludność portowa, wygląda, jakby przed chwilą urwała się spod szubienicy. Takie było pierwsze moje wrażenie, ale ledwo zdążyłem rzucić naokół okiem, fiakier potoczył się ulicą.
    • Opis: o Nowym Jorku.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 106.
  • Od czasu do czasu zapuszczałem wzrok w głąb kraju, ciekawy, czy nie ujrzę gdzie czerwonoskórych, których liczne pokolenia żyły jeszcze niedawno koło jeziora, a jedne z nich zostawiło w nazwie Huron wieczną po sobie pamiątkę; ale znikły nawet ich ślady. Nie ma ich nie tylko w Michigan, ale w sąsiednim Ohio, Indianie i Illinois. Indianin, dzik, niedźwiedź, kojot i jaguar ustępują coraz dalej i dalej na zachód przed białymi lub giną w rozpaczliwej z nimi walce.
    • Opis: o Indianach.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 172–173.
  • Oto np. Broadway: domy tu podobne do londyńskich, obok hotelu zbudowanego z białego marmuru od dachu aż do fundamentów stoją czerwone ceglane domy, tam dalej plac pusty ze znakami pogorzeliska; wczoraj tam był pożar, dziś postawią nowy gmach, a jak się ten jutro spali, to pojutrze znów będzie inny.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 113.
  • Przekonałem się, że tak indyanie, jak chińczycy jedzą wszystko, co tylko jest dość miękkie, żeby się dało pogryźć.
    • Opis: z zachowaniem pisowni oryginalnej.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, wyd. 1884.
  • Ruszyliśmy przez stan Michigan ku jezioru tegoż miana, nad którego południowo-zachodnim krańcem leży Chicago. Kraj przez który przejeżdżałem, niezmiernie podobny do Prus polskich. Mnóstwo większych i mniejszych jezior, rzek, strumieni, nadzwyczajna obfitość wód; słowem: wszędzie widać, że jest to jedno wielkie pojezierze, ponad którym przed wielu laty szumiały fale. Lasy wszędzie dość wielkie.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 172.
  • Spokojnego widza strach przejmuje na widok tego, co się tu dzieje! Gwar tu, wrzask i wrzawa taka, jakby za chwilę miało przyjść do bitwy. Widzisz zaczerwienione twarze, słyszysz ochrypłe głosy. Ludzie przyskakują do siebie i krzycząc jakby w napadzie maligny, wytrząsają sobie pięściami przed oczyma. Jeden stara się przekrzyczeć drugiego. Sądzisz, że tłumy te ogarnęła naraz niewytłumaczona wściekłość, pod wpływem której natychmiast poczną się wzajemnie mordować. I któż by domyślił się, że jest to nic więcej, jak tylko sposób porozumienia się handlowego, a owe krzyki i wywijania pięściami służą do tego, żeby się dać lepiej zrozumieć. Gdy wreszcie ozwie się dzwonek prezesa na znak, że obroty się kończą, po niejakim czasie ciż sami ludzie wychodzą spokojnie, trzymając się wzajemnie pod ręce.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 119–120.
  • Ściemniało się. Wjechaliśmy na sławną Broadway, wystawy sklepowe biły łuną gazowego światła, czarna i biała ludność toczyła się na chodnikach, szeregi latarni ginęły w oddaleniu. Wreszcie fiakier stanął, wysiedliśmy i po chwili znaleźliśmy się w białym marmurowym przedsionku hotelu, ubranym w kwiaty, dywany, jaśniejącym tysiącami świateł.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 106–107.
  • Z redakcji dzienników przejdźmy teraz na Wall Street, ulicę niewielką , dość ciasną, ale może jeszcze od Broadway ważniejszą. Jest to ulica bankierów. Od samego rana ludniej na niej niż na Broadway. Tu mieszczą się skarby, za które można by zakupić całe kraje. Rozmaite domy handlowe robią tu rocznie transakcji na sto siedemdziesiąt miliardów franków; o której to sumie dopiero wówczas będziemy mieli jakie pojęcie, gdy przypomnimy sobie, że pięcioma tylko miliardami Bismarck miał nadzieję zrujnować na zawsze Francję. (...) Tu także mieści się stock exchange, czyli giełda albo jeszcze, jeżeli kto chce: szpital wariatów cierpiących na febris aurea.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 118–119.
  • Z zakładów publicznych miejskich zasługuje jeszcze na wzmiankę Central Park, leżący na Broadwayu, a będący tym dla Nowego Jorku, czym Lasek Buloński dla Paryża. Jest to park ani brzydszy, ani piękniejszy od innych parków miejskich, nie może jednak, moim zdaniem, iść w porównanie z Hyde Parkiem londyńskim ani nawet z Tiergartenem berlińskim. Zresztą mniej od tych obydwóch jest odwiedzany, albowiem mieszkańcy w dzień powszedni zajęci są businessem, w niedzielę zaś, według amerykańskiego zwyczaju, siedzą po domach.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki, t. I, wyd. 2017, s. 127.
  • Zarobek w Ameryce istotnie nader jest łatwy, ale w głębi kraju, na Dalekim Zachodzie; w samym zaś New Yorku panuje przeludnienie i dlatego najbiedniejsi właśnie z emigrantów, którzy nie mają czym opłacić dalszej, bardzo kosztownej kolejami podróży, mrą z głodu, chłodu i wszelkiej nędzy. Dzielnice te przypomniały mi zaułki londyńskie, z tą różnicą, że tu stokroć jeszcze brudniej, a ludność, stanowiąca szumowiny proletariatu wszelkich narodów, gorzej jeszcze wygląda od londyńskiej. Wszelkie choroby epidemiczne i nieepidemiczne dziesiątkują ciągle tych nieszczęśliwych.
    • Źródło: Listy z podróży do Ameryki (1880)

Zobacz też:

Wikisource