Jerzy Jarocki

polski reżyser teatralny, pedagog

Jerzy Jarocki (1929–2012) – polski reżyser.

  • (…) Grotowski jako reżyser był dla Mrożka bezużyteczny. Jako teatralny teoretyk – także niebezpieczny. Nie można sobie wyobrazić przypadku, że Grotowski wystawia Mrożka. Ale Mrożek nieczęsto zajmował się Grotowskim, czy mówił coś o nim, a Grotowski prywatnie korzystał z języka Mrożka, z jego powiedzonek. Większość moich przyjaciół i znaczących znajomych nie doceniała Grotowskiego. Gustaw Holoubek, Erwin Axer. Ale wściekłość i pianę na ustach nazwisko Grotowskiego budziło u Kantora.
  • Nie da się grać Tanga śmiertelnie poważnie, od deski do deski, bo pozbawi się go całego smaku i czaru. Uważam jednak, że potrzebne są znaczne skróty i mutacje. To oczywiście przyniosło, zauważoną przez Pana, zmianę tonacji, która jest wyrazem przeobrażeń zachodzących w otaczającym nas świecie. Wydawało mi się, że Mrożek doskonale je dostrzega i wie, że jeśli chce się dotrzeć do ludzi z tym samym komunikatem, co kiedyś, to musi on być inaczej sformułowany. Szybszy i skuteczniejszy.

O Jerzym Jarockim

edytuj
  • Intelekt Jarockiego widać było w myśli inżynierskiej, w potężnym geście interpretatora literatury dramatycznej, w tym, że jego teatr w osobie autora spektaklu dostarczał przenikliwego rozmówcy.
  • Jarocki zwany Herodem wśród reżyserów jest twórcą niezwykle wymagającym. Nad naszą tradycją teatralną od lat wisiała dziwna chmura, 'chmura romantyzmu'. Aktorom polskim zdawało się, że do tego, by zaistnieć na scenie wystarczy głębokie przywiązanie do brzmienia samych słów i do tego, co można nazwać stroną uczuciową i emocjonalną roli. W ten właśnie sposób na długie lata ogłupiliśmy nasz romantyzm, bo oderwaliśmy go od warstwy intelektualnej. Od tego, co poza ładunkiem emocjonalnym jest jego mądrością. Jarocki jest jednym z pierwszych reżyserów, który ocknął się z tego marazmu.
  • Jego profesorski autorytet wynikał z nieustannego doskonalenia każdego elementu. Gdy chodziło o muzykę, niejednokrotnie czekaliśmy na próbę wznowieniową, by coś jeszcze dopracować, wymienić. Jeśli był akurat w mieście, gdzie był grany jego spektakl, przychodził na każde przedstawienie. Powie to każdy z dziesiątek czy nawet setek aktorów, których wychował, że po każdym spektaklu wybierał sobie kogoś do rozmowy. Wszystko po to, aby iść coraz głębiej, aby jeszcze jakieś wytworzyć konteksty dla widza, których sam do tej pory nie brał pod uwagę. Aktora, w ogóle człowieka poznaje się do samego końca. Nawet jeśli na początku dostrzega się jego olbrzymie możliwości, to nierzadko trzeba mu te możliwości dopiero uprzytomnić. To było genialne, profesorskie czucie Jarockiego. Tyranizował w pracy, ale nie tyranizował osoby. Mało jest takich reżyserów, którzy potrafią uprzytomnić człowiekowi jego możliwości.
  • Miałem w życiu wielkie szczęście, że zacząłem bywać późno w teatrze, właściwie dopiero będąc studentem szkoły teatralnej w Krakowie. Ale chodziłem od razu na przedstawienia najwybitniejsze, które realizowali wtedy Konrad Swinarski, Jerzy Jarocki, Andrzej Wajda.
  • Nie smakowały mu mętne teksty, romantyczną sztukę (nie licząc „Fausta”) wystawił raz, odstręczało go, jak to nazywał, wszelkie „bałaganienie”, a o polskiej mentalności romantycznej miał jak najgorsze zdanie. Antyromantyzm nie oznacza jednak, że wszystko szło u niego według rozumu – być może w dobrej sztuce bywa przeciwnie.
  • Teatr Jarockiego dawał się opisywać na poziomie obrazu albo wizji świata, ale był bardzo trudny do uchwycenia jako struktura głęboka. Jego precyzyjne mechanizmy zupełnie nie były podatne na uogólnienia, w szczególności te efektowne. Jarocki nie był więc łatwym zadaniem dla recenzentów i w rezultacie stał się szerzej rozpoznawalny raczej poprzez charakter niż poprzez dzieło.
  • To mój mistrz, od którego, jak często przyznaję, jestem uzależniony niemal jak od kofeiny. Nauczył mnie moich emocji, moich myśli, także moich zwątpień. To jedyny człowiek, który potrafi mnie okiełznać na scenie. Ufam mu bezgranicznie.
  • W Jerzym Jarockim nie było jednej rzeczy, która u wielkich mistrzów jest bardzo częsta: niechęci czy nawet zawiści wobec młodych reżyserów, którzy dopiero wstępują na scenę. Była to legendarna postać, legendarny reżyser i legendarnie byliśmy przerażeni przed każdą próbą z nim. To był twórca, od którego się nieprawdopodobnie dużo nauczyłem, głównie tego, że aby wymagać dużo od innych, najpierw trzeba ogromnie dużo wymagać od siebie.
  • Z Jerzym Jarockim straciłem pewną busolę artystyczną. Byłem przez niego wyuczony – jako aktor i jako reżyser, bo byłem jego wieloletnim asystentem. Miałem ten sam kanon artystyczny, bo to on mi go zaszczepił. Wizja sztuki teatralnej, którą mam w sobie, została przepuszczona przez jego oczy. A także sztuki pedagogicznej, czasem niełatwej. To była twarda szkoła, to nie była szkoła komplementów, lecz szkoła widzenia mankamentów, niedoskonałości.