Dowcipy Polski międzywojennej

Dowcipy Polski międzywojennej zebrane i opracowane przez Marka S. Foga – zbiór anegdot i dowcipów anonimowych autorów. Wyd. Vesper, Poznań 2008, ISBN 9788361524137.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

  • Aby być dobrym urzędnikiem, wystarcza śmiać się z dowcipu przełożonego.
  • Ach, jakie śliczne ma pani nóżki! (…) Tak ładne, że należy żałować, iż nie ma pani takich czterech.
  • Adwokat wygrał proces wbrew nadziei. Rozpromieniony telegrafuje do nieobecnego w mieście klienta: „Sprawiedliwość zwyciężyła!”.
    „Załóż pan apelację!” – odpowiedział klient bezzwłocznie.
  • Ależ oczywiście (…), jestem rogaczem. Zresztą wszyscy mężowie noszą rogi. Mąż pani również jest rogaczem, tylko że nic pani o tym nie mówi.
  • Anna: Wyobraź sobie, Klaro, przed tygodniem oświadczył się o moją rękę pan Orlicki.
    Klara: No tak, kiedy ja mu dałam kosza przed tygodniem, zapewniał mnie, że zrobi sobie coś złego.
  • – Bimbalski, z czego powstaje człowiek?
    – Z łóżka, panie profesorze.
  • – Był czas, kiedy mówiłeś mi, że jestem dla ciebie całym światem…
    – No tak, ale od tego czasu zrobiłem duże postępy w geografii…
  • Były dwie siostry: mądra i głupia. Jedna brała wszystko za dobrą monetę, druga – dobrą monetę za wszystko.
  • – Co mam uczynić, żebyś była moją?
    – Zamknąć drzwi na klucz.
  • – Co to jest „fragmentaryczna negacja symetrycznej wełnianej powłoki mej realnej egzystencji”?
    – Dziura w spodniach.
  • – Co, podobno się przeprowadzasz?
    – Tak, wyobraź sobie, wynająłem od nich pokój z łazienką. Mija rok, nadchodzą święta, chcę się nareszcie wykąpać i nagle okazuje się, że łazienki w ogóle nie ma.
  • – Cóż? Pogodziłaś się z Henrykiem?
    – Tak, ale to długo nie potrwa. Pojutrze bierzemy ślub.
  • – Czemu nie ukłoniłeś się swemu szefowi?
    – Mój kochany, czy nie wiesz, że jeszcze za czasów Mojżesza Pan Bóg zabronił kłaniać się bałwanom…
  • – Czy czytał pan Piekło Dantego?
    – Nie, łaskawa pani, ale mam o nim jakie takie pojęcie, byłem bowiem już dwa razy żonaty.
  • – Czy jadłeś już śniadanie?
    – Ani kropli…
  • – Czy wyszłabyś za rozrzutnika?
    – A ile on ma do roztrwonienia?
  • Do Komendy Policji w Warszawie wpłynęło podanie jednego z posterunkowych, który domaga się podwyżki pensji.
    Jako powód tego żądania policjant podaje, iż jest zezowaty i na rogu, na którym pełni służbę, pilnuje dwóch ulic jednocześnie.
  • Dostojnik: Czy w waszym miasteczku urodzili się już jacy wielcy ludzie?
    Burmistrz: Nie (…), do tej pory tylko same małe dzieci…
  • Dyrektor biura: Tamtych idiotów nie ma jeszcze?
    Kelner: Nie, panie dyrektorze, pan pierwszy.
  • Dyrektor jest to osoba mająca nieustanną przyjemność odmawiania posad pretendentom bez protekcji.
  • Gdy nas kto zmusza, nazywamy to gwałtem; gdy my kogoś zmuszamy – władzą.
  • Głupi żołądek woła: „pić!”. Mądra głowa powiada: „Bracie, wstrzymaj się!”. Święte przysłowie zaś mówi „mądry głupiemu ustąpi”.
  • – Ile jest sakramentów? – pyta ksiądz.
    – Sześć, proszę księdza proboszcza.
    -(…) Siedem!
    – Tatuś mówi, że sześć, bo małżeństwo i pokuta to jedno.
  • – Ile lat ma mąż pani?
    – Trzydzieści pięć. Różnica wieku między nami wynosi sześć lat.
    – Hm. Doprawdy, nigdy bym nie powiedziała, że ma pani już czterdzieści jeden lat…
  • – Jak pan śmie mówić wszystkim, że ja jestem idiota?
    – Przepraszam bardzo! Nie wiedziałem, że pan z tego robi tajemnicę.
  • – Jak pani spędziła Sylwestra?
    – Skąd pan wie, że to miał być chłopiec?
  • – Jak sądzisz, Fredziu, jak długo mogłabym przebywać pod wodą?
    – Co najwyżej kilka dni, potem trup sam wypłynie.
  • – Jaka jest różnica między pierwszą a ostatnią miłością?
    – Pierwszą uważa się zawsze za ostatnią, ostatnią zaś za pierwszą.
  • Jedna ze znakomitych pań warszawskich była niedawno w Rzymie. Po długich staraniach udało jej się uzyskać audiencję u papieża. Ojciec Święty dopytywał się, czy Rzym jej się podobał i co widziała. Dama odrzekła, że jest zachwycona Wiecznym Miastem.
    – Obejrzałam wszystko, Ojcze Święty. Żałuję tylko, że jednej rzeczy nie udało mi się widzieć.
    – Jakiej?
    – Konklawe.
  • – Jeśli pani nie odrzuci mej ręki, wygram wielki los.
    – Jeśli pan wygra wielki los, może nie odrzucę…
  • Kto mało pracuje, naraża się przełożonym. Kto dużo pracuje, naraża się kolegom.
  • Małżeństwo jest to wiekuista służba na dyżurze pod okiem nader surowego zwierzchnika bez prawa wysłużenia emerytury i brania urlopom.
  • Mały Józio, oglądając tęczę na niebie, pyta matki:
    – Cóż to znowu za reklama, mamusiu?
  • Mąż zastał żonę w objęciach kochanka.
    – Zapłacisz mi, łotrze, za to! – krzyczy z wściekłością do tego ostatniego.
    – Zupełnie słusznie, drogi panie. Ile?
  • Mąż (wyglądając oknem): Wiatr taki, że mógłby wołom pourywać rogi.
    Żona: Więc nie wychodź, kochanie.
  • – Moja żona za nic w świecie nie chciała jechać na wakacje w góry.
    – A to dlaczego?
    – Z powodu echa. W górach nie można mieć nigdy ostatniego słowa.
  • Mój przyjaciel ma taki niski pokój, że może w nim jeść tylko placki.
  • Najpiękniejszy wiek kobiety to te dziesięć lat pomiędzy 28 a 30 rokiem życia.
  • Najpilniejszymi i najdłużej przesiadującymi w biurze są nieszczęśliwi mężowie.
  • Nauczyciel: Jeśli sześciu chłopaków uda się nad rzekę i jeśli trzem z nich zakazano się kąpać, ilu chłopaków kąpać się wtedy będzie?
    Uczeń: Sześciu…
  • Nauczyciel: Objaśniłem wam, że Ziemia jest kulą. Zobaczę, czyście dobrze zrozumieli. Moryc, uważaj: jeżeli na środku miasta zaczniesz wiercić dziurę i będziesz wiercił coraz głębiej i głębiej, bo będziesz chciał wyjść na drugą stronę – to dokąd zajdziesz?
    Moryc: Do szpitala wariatów!
  • – Niestety muszę się już pożegnać. Czas na mnie.
    – Jaka szkoda… Zawsze gdy tylko pan wyjdzie, zaczyna być wesoło.
  • No, już mogę sobie powiedzieć, że nigdy nie odstąpiłem od moich przekonań. Tylu naczelników przeżyłem, a jednak ze wszystkimi miałem jednakowe zdanie.
  • Odmień rzeczownik „kilogram”.
    – Ja kilogram, ty kilograsz, on kilogra.
  • On: Kocham panią. Czy pani kocha mnie także?
    Ona: Tak, pana także.
  • – Oskarżony zwymyślał go od osłów i idiotów, a na dobitek dał mu w twarz. Dlaczego?
    – Bo on niedosłyszy.
  • – Pan jest idiota!
    – Panie!!… To obraza!
    – Nie… To diagnoza!
  • Pan X: Wie pan, panie kolego, zauważyłem u siebie dziwny rys charakteru: przechodząc koło baru, nie mogę się oprzeć, aby nie wejść, a gdy wychodzę, nie mogę iść, aby się nie oprzeć.
  • – Panie komisarzu, znalazłem zarżniętego indyka.
    – Doskonale, o ile właściciel nie zgłosi się przed upływem roku, indyk należy do was.
  • Pewien rzeźnik kupił u wieśniaczki świnię i zażądał od nieobecnego w domu wieśniaka pisemnej zgody na sprzedaż.
    Nazajutrz rzeźnik otrzymał kartkę następującej treści: „Sprzedaż mojej żony jest prawomocna i jutro może pan świnię zabrać”.
  • – Po co nastawiasz budzik?
    – Żeby sąsiedzi myśleli, że mamy telefon.
  • Poeta: Pańska córka jest piękna jak poezja.
    Ojciec córki: O tak, panie. Trudno ją wydać.
  • – Potrzebuję pieniędzy na gwałt.
    – Ja na rzeczy niemoralne pieniędzy nie daję.
  • Przełożonego przeważnie poznaje się dopiero po jego następcy.
  • Przyjezdny: Proszę pana, chciałbym dojść do dworca.
    Przechodzień: Proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu.
  • Rok jest to 365 razy jedno i to samo.
    • Zobacz też: rok
  • – Rozenduft, ja już całkiem tracę pamięć…
    – Co ty mówisz? A może byś mi pożyczył tysiąc złotych?
  • Rybak: Powiedzcie mi, gospodarzu, czy tu można łowić? I gdy się co złowi, to nie będzie przestępstwo?
    Gospodarz: Nie, panoczku, to będzie ino cud.
  • Stary ojciec: Chwała Bogu, wszystkie dzieci jakoś mi się dobrze udały: córki wyszły za mąż, a synowie zostali kawalerami.
  • Szczyt pokory u podwładnego: zdjąć z głowy kapelusz, gdy się rozmawia z pryncypałem przez telefon.
  • Szef: Dlaczego zwolniono pana z ostatniej posady?
    Urzędnik: Bo uciekłem z żoną mego szefa.
    Szef (nadstawiając ucha): Angażuję pana natychmiast.
  • – Tatusiu, co to jest pliszka?
    – To taka zwariowana ryba – odpowiada pan Perkal.
    – Tatusiu, a tu w książce pisze, że ona sobie skacze z gałązki na gałązkę…
    – No przecież ci mówiłem, że jest zwariowana…
  • Uciekł z Warszawy pewien kasjer, zabierając pół miliona złotych. Prokurator rozesłał listy gończe, dołączając do nich fotografie przestępcy przedstawiające go w sześciu różnych pozach. W kilka miesięcy potem nadeszło zawiadomienie komisariatu policji w Kolumbii (w Ameryce Południowej), że pięciu zbrodniarzy udało się już zaaresztować, zaś szóstego śledzą władze i są już na jego tropie.
  • – Widać, że z dawnych lat pociąg do ładnych panienek u pana został.
    – Pociąg został, tylko lokomotywa odeszła!
  • – Widziałem, jak pan pocałował moją siostrę! – oświadcza groźnie mały Janek do pana Romka, który przyszedł z wizytą do swej ukochanej.
    – Tak? No to masz złotówkę na cukierki i siedź cicho.
    – Dobrze. Proszę 50 groszy reszty, bo tyle mi wszyscy płacą.
  • Wieczór w Parku Skaryszewskim.
    On: Co za noc!
    Ona: Dwadzieścia złotych.
  • Wiesz, kiedy pierwszy raz wziąłem łapówkę, nie mogłem spać całą noc, no a teraz nie mogę spać, jeżeli nie wezmę łapówki.
  • Wiosna. Maj. Boluś Sztamajza, znakomity poeta doby współczesnej, poczuł, że coś w nim wzbiera. Nogi poniosły go na podwórze, później na ulicę i za miasto. Tam siadł w cieniu zapomnianej olszyny i zaczął marzyć. Jaskółki – szypułki, cienie – natchnienie. Pierwszą strofę miał gotową. Ale na czym to utrwalić? Akurat drogą przechodziła młoda dziewoja.
    – Hej, bladolico! Czy nie mógłbym otrzymać od ciebie kartki papieru?
    Dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła chwilę na poetę. W końcu rzekła:
    – A liściem to nie wystarcza?
  • Żona moja poszła trzy miesiące temu kupić szpulkę nici i jeszcze nie wróciła. Zaczynam się niepokoić…
  • Żona odprowadza męża do pociągu:
    – Słuchaj, Izydor, proszę cię bardzo, zapamiętaj sobie jedno: nie wydawaj pieniędzy na rzeczy, które w domu możesz mieć za darmo!
  • Żona: Mężulku!, co zrobić? Od godziny Wicuś tak przeraźliwie krzyczy, że już wytrzymać nie można. Może jak mu zaśpiewam, to prędzej uśnie.
    Mąż: Och! Nie, niech on już lepiej krzyczy.
  • Życie jest urzędem, śmierć dymisją, a cmentarz to archiwum.