Andrzej Barszczyński

polski reżyser, scenarzysta i operator filmowy

Andrzej Barszczyński (ur. 1941) – polski reżyser, scenarzysta i operator filmowy.

  • Do Pokrzywnej jeździło się na podryw, po to aby kogoś poznać. Te czasy minęły bezpowrotnie. Nie rozumiem dzisiejszej młodzieży i nawet się nie staram. Są to zupełnie inni ludzie.
    • Opis: Podczas dyskusji o filmie Niedziela w Pokrzywnej, który przedstawiał ludzi spędzających czas wolny na kąpielisku w Pokrzywnej koło Prudnika.
    • Źródło: Katarzyna Idziorek, Niedziela w Pokrzywnej, Tygodnik Prudnicki, 42 (672), 15 października 2003, s. 5.
Andrzej Barszczyński
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • Do wycięcia miała pójść scena, gdy Kaowiec (Stanisław Tym) gra w salonowca, czyli „dupaka”, z Filozofem, bo kojarzyło się to, że władza daje w dupę inteligencji.
  • Fabuła filmu opierała się na tym, że rejsowicze chcą coś zrobić dla kapitana. Początkowo scenariusz przewidywał, że ów kapitan miał się w ogóle w filmie nie pokazywać. No i tu się wtrącili cenzorzy. Stwierdzili krótko: „nie będzie kapitana, to nie będzie też filmu”. Bo przecież widz mógłby sobie pomyśleć, że ta postać symbolizuje kogoś zupełnie innego. Na przykład pierwszego sekretarza partii. Dlatego kazali nam dopisać sceny, w których występuje kapitan z krwi i kości. To była nasza największa klęska, bo film stracił na poetyce.
  • Himilsbach zawsze był na lekkim rauszu, bo tylko wtedy czuł się wyluzowany i mógł grać. Opowieści o nieustannym pijaństwie na Rejsie są jednak grubo przesadzone. No, może na rufie, gdzie mieszkali Himilsbach z Maklakiewiczem, było weselej niż gdzie indziej.
  • Nagrywaliśmy od razu dźwięk z obrazem, bo w studio naturszczycy nie potrafiliby podłożyć głosu. To rodziło szereg komplikacji. Kamerę okryliśmy dźwiękochłonną obudową wielkości niewielkiego biurka. Można sobie wyobrazić, jak czuł się zamknięty w tej puszce operator. Na czas kręcenia trzeba było wyłączać też silniki statku, który płynął siłą rozpędu.
  • Po nakręceniu Rejsu też mieliśmy ambitne plany. Marek Piwowski przymierzał się do adaptacji Wycieczki na południe Sławomira Mrożka oraz do filmu w rodzaju polskiego Greka Zorby z Himilsbachem w roli głównej. Niestety, po kolaudacji rozbito naszą paczkę. Janusz Głowacki długo nie mógł znaleźć pracy, Marek Piwowski też przez osiem lat nic nie robił. Na szczęście ja musiałem odrobić studenckie stypendium w telewizji i wróciłem tam do pracy. A czemu pozwolili nam nakręcić Rejs? No cóż. Władza robiła takie wentyle dla niepokornej młodzieży. Poza tym pracowaliśmy w zespole filmowym „TOR”, którym kierował Stanisław Różewicz. To był niezwykle kulturalny człowiek, nie związany z polityką. To dzięki niemu udało nam się pokonać ówczesny beton. A była już koncepcja, żeby film pociąć na kilkuminutowe kawałki i puszczać w telewizji jako przerywniki.
  • Scenariusz był dość precyzyjny, choć pracując z naturszczykami należało liczyć się z niespodziankami. Słynna scena, w której inżynier Mamoń opowiada o polskich filmach, została wymyślona przez Maklakiewicza, który co prawda improwizował, ale według zatwierdzonych przez Piwowskiego punktów. Maklakiewicz był wtedy na sporym kacu i mógł ględzić godzinami. A my mieliśmy limit na taśmę filmową. Wspaniała aktorska mimika grającego również w tej scenie Jana Himilsbacha, wzbudziła zachwyt krytyków swą autentycznością. I słusznie – aktor cierpiał straszliwe katusze po nocnej, suto zakrapianej imprezie.
  • Scenę usunęliśmy, bo groziła nam sądem. Później przepraszała za to Piwowskiego, a teraz pewnie żałuje, bo byłyby to kultowe piersi kina polskiego. A miała co pokazać – jej biust liczył w obwodzie 140 cm.
    • Opis: O wyciętej scenie z Rejsu, w której pokazano nagie piersi Jolanty Lothe, na co nie zgodziła się aktorka.
    • Źródło: Michał Lewandowski, Jak płynął „Rejs”, Nowa Trybuna Opolska, 27 września 2002
    • Zobacz też: Rejs
  • Wymyśliliśmy swój patent, który nazwaliśmy „tureckim zoomem”. Chodziło o to, żeby aktorzy sami podchodzili do kamery w czasie zbliżeń. O ile profesjonaliści radzili sobie z tym doskonale, to naturszczycy często zapominali, kiedy trzeba zbliżyć się do obiektywu. Feridun Erol przywiązywał im do nóg sznurki. Kiedy ze swojej puszki z kamerą dawałem mu znak, przyciągał nimi aktorów do kamery. To był właśnie nasz „turecki zoom”.
  • Zdjęcia do Rejsu rozpoczęliśmy rok po marcu 68. Nasza uczelnia poparła wystąpienia studentów warszawskich, a część profesorów i kilku kolegów musiało wyjechać z kraju. Kiedy z Piwowskim, Głowackim, Tymem i innymi zaczynaliśmy ten film, decydenci wiedzieli, że nie kochamy socjalizmu. Na kolaudacji przyznano Rejsowi najgorszą, czwartą kategorię artystyczną i zezwolono na rozpowszechnianie w dwóch kopiach wyłącznie w kinach studyjnych.