Żaba (M. Musierowicz)

powieść Małgorzaty Musierowicz z cyklu Jeżycjada

Żaba – szesnasta część Jeżycjady autorstwa Małgorzaty Musierowicz, powstała w roku 2005. Cytaty za wyd. Akapit Press, Łódź 2005.

Wypowiedzi postaci

edytuj

Ida Pałys

edytuj
 
Małgorzata Musierowicz
   Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Ida Pałys.
  • (…) dziewczynka wychowana bez dobrego wzorca męskiego może łatwo zdziwaczeć, wyrosnąć na wredne monstrum i występować potem w telewizji, gadając uczone banały i machając sobie samej przed nosem rozczapierzonymi dłońmi.
    • Źródło: s. 58
  • Opatrzyłam jej kończyny i pozszywałam przygryziony język. Choć teraz właściwie sądzę, że trzeba było zająć się raczej językiem Piotrusia. Przyszyć mu go do brody albo i do ramienia.
    • Źródło: s. 61
    • Zobacz też: język

Piotr Żeromski

edytuj
  • Ciociu, jaki znów zastrzyk przeciwtężcowy? To się na jednym nie skończy. Tam nie było żadnego tężca, ona upadła na asfalt, a asfalt myją raz na tydzień. Tam, ciociu, nie było ani kruszyny końskiego nawozu, proszę mi wierzyć, bo ja bym na pewno zobaczył. Zawsze widzę.
  • Nie przejmuj się, stracisz jej parę litrów, a ona myk-myk – i odrośnie. Ona odrasta, jak włosy, paznokcie czy naskórek.
    • Opis: o krwi.
    • Źródło: s. 33

Wolfgang Amadeusz Schoppe

edytuj
  • Najlepsze dziewczyny trafiają na drani.
    • Źródło: s. 79
  • Piętnacha, co? (…) Jeszcze trochę i zaczniesz siwieć. To tak szybko idzie.
    • Opis: do siostry w jej 15. urodziny.
    • Źródło: s. 15
    • Zobacz też: młodość
  • Spotykam dziewczynę życia, po czym się okazuje, że w jej domu był już Frycek i naczadził.
    • Źródło: s. 146

Inne postacie

edytuj
  • Dobra fryzura połową sukcesu (…).
  • Nic nie jest na próżno (…). Może mylimy się co do celów, może nie to widzimy, co ważne. Może boimy się, uciekamy i popełniamy błędy. Może się szarpiemy, nie wierzymy w siebie, wyrządzamy krzywdy. Ale przecież, z najgłębszej głębi naszych serc płyną do nas niewidzialne znaki, coś nas kieruje ku dobrym pragnieniom – a one przygotowują przyszłość. Wystarczy tylko mieć dobrą wolę – i nagle już się umie pokonać to, co było przerażające, dźwignąć ciężary, które zdawały się zbyt wielkie, naprawić błędy i krzywdy. Może nie to się w końcu liczy, że błądziliśmy, tylko – czy i jak ostatecznie zdołaliśmy to naprawić.
  • To dziecko niedługo się urodzi. Widziałam je na wydruku z USG. Już jest gotowe! Ma rączki, nosek, oczy…
    • Postać: Hildegarda Schoppe (Żaba)
    • Źródło: s. 77
  • Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin. Masz tu dwadzieścia złotych, kup sobie jakiś dezodorant.
    • Postać: ojciec Hildegardy
    • Opis: do córki.
    • Źródło: s. 17

Dialogi

edytuj
  • – Ciekawe, jaka ona będzie – zastanowiła się Laura.
    – Ona już jest.
    • Opis: o nienarodzonym dziecku Róży.
    • Źródło: s. 165
  • Ciocia, której nie łączyło ścisłe pokrewieństwo z Żeromskim, była ogniście rudą, bardzo szczupłą pieguską około czterdziestki. (…) Jej przenikliwie zielone oczy spojrzały ku wejściu tak, jakby w nich miała zoom oraz migawkę.
    – O. Który to z was? – zadała zaskakujące pytanie.
    – To ja (…). Piotr.
    – Ach, Piotr. Pogorszyło ci się?
    Pogorszyło mu się bez wątpienia, drwiąco pomyślała Żaba, podczas gdy jej obecny opiekun i protektor odparł pogodnie:
    – Skąd ciociu. Krople pomogły. Wszystko mi w nosie wyschło na wiór. Jak zwykle przyprowadziłem cioci pacjentkę (…). Ale proszę potraktować ją ulgowo, bo to ja ją wepchnąłem pod malucha.
    – Ach, tak?
    – Tak. Sama by tego przenigdy nie zrobiła, jest doskonale wychowana.
    – To pewne, że samej siebie nie wepchnęłaby pod malucha (…). Otwieraj usta – to rzekłszy, zalała oczy pacjentki białym światłem lampy bezcieniowej. – Kolanami zajmiemy się za chwilę. Rękę też masz otartą. A pani kim jest?
    Zagadnięta w ten sposób pani Sznytek wyjawiła, kim jest.
    – Ach, nauczycielką – złowróżbnie powtórzyła pani doktor. – Mam syna w szkole podstawowej. A więc, jak rozumiem, w pani obecności uczennica wpadła pod samochód?
    – Jaki samochód? – zdziwiła się szczerze pani Sznytek.
    Żeromski wyprodukował ostrzegawcze spojrzenie i zrobił znaczący grymas.
    – Nie, nie, ciociu, absolutnie nie, pani dopiero nadbiegła, kiedy uczennica – cóż, nie wpadła, nie wpadła, tylko upadła, upadła, tak, dobrze mówię, upadła w pobliżu małego fiata. Trudno upaść na jezdni nie będąc zarazem w pobliżu jakiegoś pojazdu. To samochód sobie jedzie, to znów jakiś rowerek… pojazdy inwalidzkie…
    – Żeromski! Ty mi jeszcze opowiesz, jak było naprawdę! – przejrzała go pani Sznytek.
    – Ależ po co – uprzejmie odparł jej uczeń. – Są sytuacje, do których lepiej nie wracać pamięcią.
    • Źródło: s. 35, 36
  • – Czy mógłbyś z góry obiecać, że spełnisz moją prośbę, nie pytając o nic, nie usiłując poznać przyczyny i nie wyciągając absolutnie żadnych wniosków? – natarczywie spytała Hildegarda.
    – Cóż – odrzekł. – Mógłbym to z góry obiecać. Ale to by było bardzo nierozważne z mojej strony. Przypuśćmy, że mnie poprosisz, żebym wytarzał panią Sznytek w smole i pierzu po to, by przegonić ją po ulicach miasta. Nie mógłbym tego zrobić, Hildegardo. Nie mam dostępu do smoły.
    • Źródło: s. 97
  • – Do rówieśnika mówisz per „pan”?
    – To ma ustalić dystans między nami.
    • Źródło: s. 178
  • – Ładnie się paliło – palnął Piotr, zanim zdążył pomyśleć. Zabrzmiało to jakoś niewłaściwie – ni to protekcjonalnie, ni to szyderczo.
    Ona też to chyba tak osądziła. Spojrzała na niego z niechęcią.
    – Podoba ci się? To zostaw włączone żelazko.
    • Źródło: s. 45
    • Zobacz też: pożar
  • – Nadal strzyżesz się sama? – spytała Ida, postukując paznokciem o stół.
    Siostra odwróciła się do niej, błysnęła zębami.
    – A bo nie miałam czasu iść do fryzjera.
    – Jakaś nowość – mruknęła Ida. – Wpadnij do mnie, do przychodni, wyrównam ci to skalpelem. I tak będzie lepiej niż teraz.
    • Źródło: s. 56
  • – Nie masz jeszcze dyplomu, nie masz zawodu… – szepnęła mama Fryderyka, łamiąc palce. – Może być ciężko.
    – Nie wszystkie matki mają dyplom – odparła Pyza. – Ale ja, przecież, jestem na urlopie dziekańskim. W październiku mogę wrócić na studia. Albo podjąć nowe, bo astronomia wraz z astrofizyką, prawdę mówiąc, kompletnie mi obrzydła. A gdybym nie dała rady, to mogę żyć i bez dyplomu. Dla mojego dziecka mogę robić wszystko. Mogę smażyć kurczaki w budce na ulicy, nie przeszkadza mi to. Mogę zostać nawet babcią klozetową.
    – Widzę cię w tym kitelku – wtrąciła zachwycona Laura.
    – Praca wykonywana z miłością – uszczęśliwia – wytłumaczyła jej siostra. – Można czuć radość i dumę nawet przy myciu podłogi.
    – Szmatą – dorzuciła Laura.
    – Za pozwoleniem, nie wtrącaj mi się co chwilkę. Obniżasz ton.
    – Za pozwoleniem, robię to celowo. Jest za wysoki.
    – Może tylko dla ciebie.
  • – Pawełek chciałby medytować… – słychać było głos mamy, a tata odpowiadał:
    – Zgadzam się, Niello, lepiej niech medytuje, niż gdyby miał siedzieć i nic nie robić, patrząc w ścianę.
    • Źródło: s. 96
  • – Poczekajcie wszyscy przed domem, będzie wam łatwiej. A ja tylko się przebiorę i już lecę.
    – Przecież i tak włożysz koszulę wujka i dżinsy – powiedział pobłażliwie Józinek.
    • Źródło: s. 113
  • Przez chwilę dzieci trwały w milczeniu, nabożnie oblizując swoje lody. Józinek pokapał sobie bluzę.
    – O! – rzekł, stropiony. – Wyglądam jak świnia.
    – I pokapałeś sobie bluzę – powiedział Ignaś.
    • Źródło: s. 115
  • – Zadajesz trudne pytania – zaśmiała się Gabrysia.
    – Zadawać trudne pytania jest bardzo łatwo! – radośnie oznajmiła Łusia.
    Gabriela spojrzała na siostrzenicę ze zdumieniem.
    – Czy ty w ogóle wiesz? – przed tobą już to powiedział Auden! To samo! Twój rozum, Łusiu, prowadzi cię do najbardziej logicznych i właściwych wniosków. Wyrośniesz na świetną kobietę i nikt ci nie będzie w kaszę dmuchał!
    • Źródło: s. 116
    • Zobacz też: pytanie

Cytaty z narracji

edytuj
  • Cały problem człowieka wychowanego w domu, gdzie króluje matka wybitna, matka stanowcza i w dodatku krewka, polega na tym, że przyzwyczajony jest do posłusznego i bezwarunkowego wykonywania kategorycznych poleceń wydawanych przez kobiety. Nawet mu do głowy nie przychodzi, by kwestionować ich rozkazy.
    • Źródło: s. 99
    • Zobacz też: kobieta
  • (…) ciekawe, jak (…) stwierdziła, że on się na nią gapi? Kobiety umieją patrzeć bokiem, jak płastugi.
    • Źródło: s. 99
  • Kobiety z klasą płaczą wyłącznie w pachnącym, słabo oświetlonym zaciszu swych apartamentów, przed potrójnym lustrem, jak Joan Crawford w TCM. Wychodząc do ludzi i świata przeczesują loki, przypinają brylantowe kolczyki i nakładają na twarz maseczkę kamiennego spokoju oraz niezachwianej pogody ducha, która, w przeciwieństwie do łez, nigdy nie spowoduje odklejenia się ich sztucznych rzęs.
    • Źródło: s. 185
    • Zobacz też: płacz
  • Laura poczuła, że ma mokre oczy. Nie pomogło dowcipkowanie. Patosu i piękna nie dało się obrócić w żart. Widocznie w chwilach prawdy to się nie udaje.
  • (…) miał starego garbusa, kupionego chyba na złomowisku.
  • Nie mając poczucia humoru, na żarty reagował zwykle urazą albo gniewem.
    • Opis: o ojcu Żaby.
    • Źródło: s. 19
    • Zobacz też: humor
  • Pościel w żadnym razie nie powinna być taka czysta, bo nie można się w niej porządnie ułożyć i zasnąć.
  • Potrafili się pokłócić o wszystko i wszędzie, nawet w kawiarni czy na dworcu. I zawsze musieli kogoś brać na świadka lub arbitra.
    • Opis: o rodzicach Żaby.
    • Źródło: s. 23
    • Zobacz też: kłótnia
  • Przed jedenastą Róża wciąż siedziała w zielonym pokoju i demonstrowała siostrze, jak mała Mila kopie. Laura posłusznie przytykała co chwila dłoń do tego wielkiego brzucha i udawała, że jest zachwycona, choć, szczerze mówiąc, robiło jej się słabo z przerażenia, kiedy wyobraziła sobie, co biedną Pyzę teraz czeka, i jakiego wysiłku wymagać będzie od niej wypchnięcie tego ogromnego dziecka na światło dzienne.
    • Źródło: s. 85
  • Trzy małe pokoje. Pięć osób, w tym dwaj bracia. Książki. Ciasnota. Żaba miała na to swój sposób: idealny ład. Najdrobniejszy przedmiot w jej schludnym pokoiku musiał mieć stałe miejsce.
  • Umowa, jaką zawarli we wczesnym dzieciństwie, obowiązywała nadal. W miarę możliwości występowali osobno. Żadnych identycznych berecików i spodni, gamy kolorystycznej czy nawet podobieństwa stylu. Inne przedszkola, podstawówki i gimnazja. Byli doskonale identyczni od urodzenia i nawet mama rozróżniała ich tylko po wyrazie oczu. Jedynie uzdolnienia układały się u nich nieco inaczej: Paweł był filozofem i myślicielem. Piotr był świetnym organizatorem. Obaj za to cechowali się umiejętnością improwizowania, co odziedziczyli po tacie, mistrzu świata także i w tej dziedzinie.
    • Opis: o Piotrze i Pawle Żeromskich (bliźniakach).
    • Źródło: s. 95.
  • (…) w domu nazywano ją Żabą i, prawdę mówiąc, tak wolała. Ochrzczono ją bowiem jako Hildegardę – na cześć średniowiecznej zakonnicy, kompozytorki i pisarki w jednej osobie. Mama (z wykształcenia muzyk-wirtuoz) była fanką Hildegardy von Bingen i kiedyś, w rozkwicie swych twórczych lat, wiązała zapewne z osobą córki sprecyzowane nadzieje. Szkoda, że w stosownym czasie nie zachwyciła się na przykład Grażyną Bacewiczówną. Wolfi też by pewnie wolał dostać imię po – powiedzmy – Krzysztofie Pendereckim (…).
    Najgorzej miał Fryderyk. Jemu z reguły wpisywano do dziennika szkolnego nazwisko Szopen, czasem przez dwa „p”, a czasem przez „Ch”, a niekiedy nawet przez jedno i drugie. Może to dlatego zaraz po studiach tak spiesznie, skwapliwie i bez cienia żalu opuścił ojczyznę.
    • Źródło: s. 12, 13
    • Zobacz też: imię
  • Zbliżała się właśnie dróżką, usianą plasterkami światła i cieniami ruchliwymi jak myszy, gdy Żeromski, balansując na balustradzie, zwrócił wzrok w jej stronę.
    – Kukuryku! – zapiał i omal nie zleciał. – Udka! Udka! Udka!
    (…) wszyscy… odwrócili się i spojrzeli na Żabę, jak maszeruje w swoich króciutkich szortach, po raz pierwszy w tym sezonie wydobytych z szafy, i jak przemieszcza swoje gołe nogi, specjalnie na tę okazję posmarowane samoopalaczem w kremie. Od razu splątały się jej kolana; zmylił krok, a nawet się niezgrabnie potknęła. Z zakłopotania oblała się rumieńcem i na chwilę przystanęła, walcząc z chęcią ucieczki. Żeromski dostrzegł to nieomylnie i miał z tego, rzecz jasna, nieziemską uciechę. Zaśmiał się triumfalnie, wykonał nagły ruch – i w tym momencie dosięgła go ewidentna kara boska: noga mu się omsknęła, po czym runął z poręczy mostku.(…)
    – Och! Nie żyje! – zakrzyknęła wrażliwie turpistka Marianna, przewieszając przez poręcz swoje długie, proste włosy i blade oczy.
    Rzeczywiście, Żeromski leżał martwo i żywo u stóp Żaby, oczy miał przymknięte, a wartkie wody omywały jego znieruchomiałe adidasy. Przeraźliwa cisza zapanowała teraz wokół – młodzież z zapartym tchem wpatrywała się w ciało kolegi, zaś nauczycielki skamieniały ze zgrozy, brzemiennej w świadomość nieuchronnych konsekwencji. Słychać było tylko bulgotanie strumyka, toczącego się po kamieniach – hej, i cóż jeszcze? Żaba pochyliła się, by zidentyfikować ów dźwięk, lecz w tym samym momencie, gdy pojęła, że ofiara emituje nie tylko normalny oddech, ale i wewnętrzny oddech – typek ten poderwał się gwałtownie, rycząc jak jakieś ciastko, szczerząc zęby i wyciągając przed siebie długie łapy z palcami jak szpony drapieżcy.
    – Uuu! Yyy! – wył, niczym bohater horroru, podczas gdy ona, w pierwszym, niekontrolowanym odruchu przerażenia, rzuciła się do ucieczki.
    • Źródło: s. 27, 28

Zobacz też

edytuj