Godziny (film)
amerykański film fabularny
Godziny (ang. The Hours) – film obyczajowy produkcji amerykańsko-brytyjskiej z 2002 roku, powstał na podstawie powieści Michaela Cunninghama pod tym samym tytułem w reżyserii Stephena Daldry'ego. Autorem scenariusza jest David Hare.
Wypowiedzi postaci
edytujVirginia Woolf
edytuj- Myślę, że nawet szaleńcy lubią być zapraszani.
- Zobacz też: szaleniec
- Skradziono mi życie. Żyję w mieście, w którym nie chcę żyć. Prowadzę życie, jakiego nie chcę prowadzić. (…) Gdybym miała jasność umysłu, Leonardzie, powiedziałabym ci, że zmagam się sama w głębokich ciemnościach. Tylko ja je znam. Tylko ja mogę zrozumieć swój własny stan. Twoja codzienność to zagrożenie moim zejściem. Leonardzie… Ja też z nim żyję. To moje prawo. Prawo każdej ludzkiej istoty. I nie wybieram duszącej, usypiającej prowincji, ale gwałtowny wstrząs stolicy. Oto mój wybór. Najuboższy pacjent, nawet on, może wyrazić swoje zdanie o zalecanej mu terapii, wyrażając tym samym swe człowieczeństwo.(…) Nie można odnaleźć spokoju, unikając życia.
- Zobacz też: miasto
- Żeby spojrzeć życiu w twarz… Zawsze patrz życiu w twarz. Dopóki się nie przekonasz, do czego ono jest. Do końca, aż je poznasz. Aby pokochać je takie, jakim jest. A później, żeby je odłożyć. Leonard… Zawsze między nami całe lata… Zawsze lata. Zawsze miłość. Zawsze godziny.
Laura Brown
edytuj- Są takie dni, kiedy myśli się, że to już nie na nasze siły i ma się ochotę zabić.
- To była śmierć, a ja wybrałam życie.
Richard
edytuj- Głosy zawsze tutaj są…
- Jeszcze chcę to wszystko opisać. Wszystko, co dzieje się w jednej chwili. Kwiaty, które niesiesz, obejmując je. Ten ręcznik. Jego zapach, jaki jest w dotyku, jak jest tkany. Wszystkie nasze uczucia – twoje i moje. Ich historię. Dzieje ludzi, którymi niegdyś byliśmy. Wszystko na świecie. Wszystko to splecione ze sobą. Tak jak jest teraz. I zawiodłem. Niezależnie od tego, gdzie zaczniesz, zawsze pozostanie tak wiele.
- Och, Pani Dalloway… Wydajesz przyjęcia, by ukryć ciszę.
- Zobacz też: cisza
Inni
edytuj- Pamiętam, któregoś ranka wstałam o świcie. Poczułam, że życie stoi przede mną otworem. Pamiętam jak pomyślałam: Oto początek szczęścia. W tej chwili się zaczyna, i od tej chwili zawsze będę je odczuwać. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że to nie był początek. To było szczęście. Ta chwila. Właśnie wtedy.
- Postać: Clarissa Vaughn
- Uważam, że nie można być kobietą, dopóki nie urodzisz dziecka.
- Postać: Kitty Barlowe
- W dniu, w którym go opuściłem, wsiadłem w pociąg i przejechałem całą Europę. Czułem się wolny, pierwszy raz od lat.
- Postać: Louis Waters
Dialogi
edytuj- Angelica: Co stanie się z nami, jak umrzemy?
- Virginia: Co się stanie? Wrócimy tam, skąd pochodzimy.
- Angelica: A ja nie pamiętam, skąd pochodzę…
- Virginia: Ja też nie.
- Angelica: Wygląda na bardzo małą…
- Virginia: Tak, to się niekiedy zdarza… Wyglądają wtedy na mniejsze. I na bardzo spokojne.
- Richard: Czy byłabyś na mnie zła…
- Clarissa: Czy byłabym zła, jeśli nie pojawiłbyś się na przyjęciu?
- Richard: Czy byłabyś na mnie zła, gdybym umarł? (…) Dla kogo to przyjęcie?
- Clarissa: Jak to: dla kogo? O co ty mnie pytasz? Co mi próbujesz powiedzieć?
- Richard: Nic. Chodzi mi o to, że… Wydaje mi się, że pozostaję przy życiu, by cię zadowolić.
- Clarissa: Czyż nie tak się postępuje? Ludzie tak robią. Żyją dla siebie nawzajem.
- Clarissa: Kochanie, to nie jest występ.
- Richard: Ależ tak. Przecież za to mnie nagrodzono. Za to że mam AIDS, że wariuję, ale jestem w tym dzielny. Za to, że przetrwałem.
- Zobacz też: AIDS
- Richard: Żyłem dla ciebie… Ale teraz już musisz mnie puścić.
- Clarissa: Richard…
- Richard: Nie, nie zaczekaj… Opowiedz mi historię.
- Clarissa: Ale o czym?
- Richard: Opowiedz mi, co dzisiaj robiłaś?
- Clarissa: Wyszłam i… poszłam kupić kwiaty. Zupełnie jak Pani Dollaway z książki. No i to był przepiękny poranek.
- Richard: A był taki?
- Clarissa: Tak. Był taki piękny i taki świeży…
- Richard: A, świeży, jak… Jak poranek na plaży?
- Clarissa: O tak…
- Richard: Właśnie taki?
- Clarissa: Tak.
- Richard: Jak wtedy kiedy wyszłaś na ganek starego domu? Miałaś z 18 lat, ja chyba 19… Tak, miałem 19 lat i w życiu nie widziałem nic równie pięknego… Ciebie, wychodzącą zza szklanych drzwi, zaspaną… Czy to nie dziwne? Jak większość poranków w czyimś zwykłym życiu… Obawiam się, że nie będę mógł pójść na przyjęcie.
- Clarissa: Przyjęcie… To nie ma żadnego znaczenia…
- Richard: Byłaś dla mnie taka dobra Pani Dalloway… Kocham cię. I nie sądzę, aby dwoje ludzi mogło być bardziej szczęśliwych niż my.