Boczne drogipowieść kryminalna Joanny Chmielewskiej z 1976 roku. Cytaty za wyd. KAW, Katowice 1989.

Wypowiedzi postaci

edytuj

Joanna (w narracji)

edytuj
  • Co najmniej tydzień wcześniej jęłam czynić próby wczesnego chodzenia spać, żeby zdążyć na lotnisko na wpół do ósmej rano i do tego jako tako przytomna. Istniały wprawdzie czasy, kiedy biura projektów pracowały od szóstej rano i mnie również ten kataklizm dotknął, na szczęście jednak trwało to niezbyt długo, bo tylko do chwili, kiedy jeden z filarów naszego zawodu na jakimś szalenie ważnym zebraniu w obliczu wysoko postawionych osobistości mocno zirytowany powiedział, że szósta rano to jest godzina do niczego. Zbyt późna do udoju krów, a zbyt wczesna do udoju architektów. Jego wypowiedź wzięto pod uwagę i rzecz uległa zmianie. Od tamtych czasów minęło wiele lat i przywykłam raczej do oglądania świtów niejako od tyłu.
  • Lucyna uczyniła przypuszczenie, że Teresa przyodziała się w ów czerwony kapelusz na wszelki wypadek, z uwagi na ustrój, bo kto wie, jakie kretyńskie plotki znów tam się u nich zalęgły.
  • Moja mamusia na łące pokazała wielką klasę i wobec awantury, jaką nam urządziła, utopienie się w bagnie mogło stanowić samą przyjemność.
  • Nie wiadomo było dokładnie, co moja mamusia nosi w swojej torbie, w każdym razie stanowiła ona zazwyczaj ciężar, pod którym mogło się ugiąć dwóch silnych tragarzy. Teraz zaś zawartość jej uzupełniały dwie butelki mleka i trzy termosy, jeden z mlekiem, a dwa z herbatą.
    • Źródło: s. 44, 45
    • Zobacz też: torba
  • Po jakiego diabła komukolwiek miałby być potrzebny film, na którym moja matka kuca dookoła samochodu, a Lucyna pastwi się nad smażonym dorszem, doprawdy nie byłabym w stanie odgadnąć!
    • Źródło: s. 43, 44
  • Pytałam dyplomatycznie i po większej części w cztery oczy, więc uzyskiwane informacje można było uznać za prawdziwe.
  • Teresa narzekała trochę, że ten Bałtyk dziwnie zimny, tak jakby w Kanadzie panował klimat co najmniej tropikalny.
  • W tej trawie jest pełno wążów i żmij.
  • Zdjęłam pantofle i wlazłam w bagno, uprzedziwszy przedtem Lucynę, co będzie, jeśli dopadnie mnie bodaj jedna pijawka.
    • Źródło: s. 135

Lucyna

edytuj
  • Jakie tam góry, ledwo pagórki (…). Beskid Śląski i Góry Stołowe.
    • Źródło: s. 23
    • Zobacz też: góry
  • Za naszej młodości niedaleko naszych dziadków, w sąsiedniej wsi, żyła jedna baba, potwornie skąpa (…) bo słynęła ze skąpstwa na całą okolicę. No i pewnego razu na Wielkanoc ksiądz chodził po kolędzie, tfu, chciałam powiedzieć ze święconym.(…) księdza trzeba było stosownie podjąć, stół zastawić, poczęstować, (…) trzy wsie zastanawiały się, co też poda owa skąpa baba. Z tradycji wyłamać się nie mogła, bo od razu byłaby potępiona. Baba zdobyła się na gest, szarpnęła się niesłychanie i dała księdzu jajko na miękko… (…) Jajko na miękko było to coś tak niezwykłego w jej chałupie, taki nieprawdopodobny frykas, że zleciało się wszystko, co żyło, i wwaliło do izby. Tłok się zrobił niemożliwy, wszelka żywina stała wpatrzona w jajko, przepychając się i włażąc księdzu na głowę, aż baba zdenerwowała się okropnie i krzyknęła: „Psy na dwór! Dzieci pod stół! Ksiądz nie wołoduch, som całego jajka nie zji, jak zostawi to wom dom!” No i stąd się wziął wołoduch…

Teresa

edytuj
  • Na litość boską, dajcie mi coś pić, w samolocie była herbata na pomyjach i już od Montrealu zabrakło wody! Gdzieś mi się podziała jedna noc i ja zaraz idę spać!
    • Postać: Teresa
    • Źródło: s. 12
    • Zobacz też: herbata, woda
  • Ona była zdania, że ja jestem na diecie, tak? (…) I dlatego kupiła trzy kilo schabu i cztery kurczaki i ja, nie daj Boże, miałam to wszystko zeżreć? To co ja jestem, wołoduch?
    • Źródło: s. 21

Inne postacie

edytuj
  • To po co runął na panią, skoro nie chciał pani gwałcić?
    • Postać: kobieta
    • Źródło: s. 123
    • Zobacz też: gwałt

Dialogi postaci

edytuj
  • (…) a może oni zabłądzili? – zaniepokoiła się nagle moja mamusia. – Tam bardzo łatwo zabłądzić!
    – No! – przyświadczyła Lucyna. – I niedźwiedź ich zeżarł…
    – Na podwieczorek.
  • – A to podolec! wykrzyknęła z oburzeniem Lilka.
    Wszyscy spojrzeli na nią. Teresa przerwała sensacyjną opowieść.
    – Co takiego? – spytała z zainteresowaniem.
    – Mówię, że to podolec…
    – A cóż to takiego jest? Taki z Podola?
    – Ale skąd, to skrót. Połączenia podleca z padalcem. Nie mogłam się zdecydować, które gorsze, więc zestawiłam razem. Wychodzi podolec…
    • Źródło: s. 183, 184
  • – Będziesz chyba musiała dostać jakiegoś ataku – powiedziała do mnie Lilka z troską. – Nie mam już do nich sił. Osobiście radzę ci zatrucie pokarmowe, zdaje się, że to najłatwiej symulować.
    – Nie wiem, czy mi się uda zzielenieć na twarzy (…).
    • Źródło: s. 191, 192
  • – Co my jej damy do jedzenia? Poprzednim razem jadła tylko chudą szynkę, skąd ja jej wezmę chudą szynkę?
    – A tłustą szynkę masz? – spytała jadowicie jej siostra, druga moja ciotka, Lucyna. – Bo jakbyś miała tłustą, to wiesz, ten tłuszcz można odkroić…
    • Źródło: s. 7
    • Zobacz też: szynka
  • – Dużo ich było?
    – Trzy sztuki. Dwóch facetów i babka.
    – Iiiii, wielka mi szajka, trzy osoby – prychnęła wzgardliwie Lucyna. – Nas jest więcej.
    – Pewnie – przyświadczyła z zapałem moja mamusia. – Jak wylecimy wszystkie w nocnych koszulach z drągami w ręku, to nie ma takiej szajki, która nie ucieknie ze strachu.
    – Właśnie nikt nie ucieknie, bo każdemu odejmie władzę w nogach – zaprotestowała Lucyna.
    – Skąd weźmiemy drągi? – zaciekawiła się znienacka ciocia Jadzia.
    – Przestańcie się wygłupiać! – zażądała Teresa. – Właśnie, nie wiem, skąd te drągi… To jest, chciałam powiedzieć, że mnie się to jakoś nie podobało. Tu chyba robią ciemne interesy…
    • Źródło: s. 40, 41
    • Zobacz też: szajka
  • – Jak on się nazywa? Jakiś robak, to wiem, ale nie wiem jaki.
    – Coś gryzącego – przypomniała niepewnie ciocia Jadzia. – Pluskwa…?
    – Czy nie komar…? – powiedziała równie niepewnie Teresa.
    – Wiem, że nie karaluch, ale coś podobnego – stwierdziła Lucyna. – Może prusak?
    – No nie zamelduję się tam przecież, wymieniając jak leci rozmaite robactwo! (…) Gdyby w grę wchodziły na przykład kwiatki, to jeszcze, ale insekty?
    – To było jakoś pieszczotliwie – zauważyła Teresa (…).
    – Weszka – zaproponowała słabo moja mamusia.(…)
    – No nie, jeśli on się nazywa komarek, a ja wejdę i powiem weszka, to koniec. Chałę dostaniemy, a nie klucz, i jeszcze nas do sądu zaskarży! (…)
    Żadna nie chciała zaryzykować konwersacji z facetem o niepokojącym nazwisku. Czas płynął, minęła siódma, Lucyna upierała się, że to było jakieś słowo na S, próbowałyśmy zdrabniać stonkę i szarańczę. Sytuacja stawała się rozpaczliwa.
    Z drzwi portierni wyszedł jakiś facet, przyjrzał się nam, po czym podszedł do samochodu.
    – Przepraszam, czy to może panie są te panie, na które ja tu czekam? – spytał grzecznie. – (…) Panie pozwolą, moje nazwisko Pchełka, bardzo mi miło.
    • Źródło: s. 50, 51
    • Zobacz też: nazwisko
  • – Peruka, mur beton – potwierdziłam. – Numer zapamiętałaś?
    – Peruki?
    – Nie, motoru albo samochodu.
    • Źródło: s. 189
    • Zobacz też: peruka
  • – Przełoży się moje szóste koło na tył i walizka wejdzie do bagażnika.(…)
    – Można wiedzieć, po co ci szóste koło? (…)
    – Chuligański element rżnie mi opony, bo się wdałam w kryminalną aferę. Usiłują mnie w ten sposób zastraszyć. Szóste koło mam na wszelki wypadek, żeby w razie czego nie pożyczać po ludziach.
    – I co, jesteś zastraszona?
    – Przeciwnie. Lubię niezwykłe wydarzenia. Gdyby mi się gdzieś zmieściły jeszcze dwa koła, siódme i ósme, miałabym z tego już samą przyjemność…
    • Opis: rozmowa Joanny i Teresy.
    • Źródło: s. 14, 15
    • Zobacz też: chuligan
  • – Tam jest nazwisko faceta, wiedziałam, że ma coś wspólnego z jakimiś insektami. Do kogo mamy się zgłosić przed dziewiętnastą?
    – Do pepchełki…
    – Sprawdź porządnie! Zdaje się, że to nie Pepchełka, tylko zwyczajnie Pchełka, ale nie jestem pewna. Zobacz, czy to pe na początku nie stoi oddzielnie. Tylko nie pomyl się, bo w końcu zaczniemy pytać o pana Karalucha i facet się obrazi.
    • Źródło: s. 31
    • Zobacz też: insekty
  • – Trafić, bym trafiła, ale nie pamiętałam ani ulicy, ani nazwiska tego dyrektora. Wiedziałam tylko, że coś z jarzyn, Rzepka albo Buraczek, ale bałam się, że znów będzie jak z tą Weszką…
    – Brukselski! – jęknęła Lucyna.
    – No proszę. Za Rzepkę mógł się obrazić…
    • Źródło: s. 180
  • – Tu jest coś napisane – zauważyła Lucyna. – Nie widzę bez okularów, niech która przeczyta.
    Ciocia Jadzia miała okulary pod ręką.
    – Wola – przeczytała. – Tu jest litera T, tu S, a obok napisane pr.
    – No to już przecież wiecie, gdzie to jest – wtrąciła się moja mamusia słabym głosem, ale bardzo zaciekawiona sytuacją. – Wola. To miejscowość, nie?
    – A owszem. Jedna z kilkuset prawdopodobnie – odparła Lucyna. – Tych Wól… czy Woli? Jest w Polsce zatrzęsienie.
    – Wola koło prrr i jeszcze wam mało? – zdziwiła się moja mamusia.
    – Skąd, całkiem starczy – rzekła Teresa zgryźliwie. – Krzykniemy: prrrrr! i ta Wola sama się koło nas zatrzyma.
    • Źródło: s. 64

Inne cytaty

edytuj
  • – Moje zęby!!! – jęknęła Teresa strasznym głosem. – Jezus kochany, zgubiłam zęby!
    Uspokoiłam się, że nie kręgosłup. Zęby wydały mi się mniej pilne.
  • (…) Teresa zadziałała energicznie. Wydarła jej rybę razem z papierem i wyrzuciła za okno.
    – Jak ty się zachowujesz? – zgorszyła się moja mamusia. – Jak ciemna masa z prowincji! Kto to widział śmiecić na zamkowym dziedzińcu!
    – Temu dziedzińcowi już nic nie zaszkodzi, jedna ryba mniej czy więcej nie zrobi mu różnicy. Schowajcie te łupy i wyspy skarbów i, do diabła, chodźmy wreszcie spać! (…)
    Wędzoną rybę znalazłam nazajutrz na dachu samochodu, słońce ją podgrzało, podsuszyło i przylepiła się na mur.
    • Źródło: s. 65, 66

Zobacz też

edytuj