Zbrodnia i kara
Powieść Fiodora Dostojewskiego
Zbrodnia i kara (ros. Преступле́ние и наказа́ние) – rosyjska powieść z 1866 roku napisana przez Fiodora Dostojewskiego. Tłumaczenie – Czesław Jastrzębiec-Kozłowski.
- A chociażby nawet, to co?! Czyż chwaliłem ci go za to, że bierze łapówki? Powiedziałem, że jest dobry w swoim tylko rodzaju. Gdybyśmy chcieli szukać ludzi dobrych pod każdym względem, to czy wielu byśmy znaleźli? Jestem pewien, że wówczas za mnie całego, wraz z nadzieniem i z tobą, na dokładkę, dano by najwyżej jedną pieczoną cebulę!...
- A jeżeli nie ma się do kogo zwrócić, jeżeli nie ma dokąd pójść?! Przecież musi być tak, żeby każdy człowiek miał dokąd pójść. Albowiem nadchodzi taki moment, kiedy człowiek za wszelką cenę musi dokądś pójść!
- Aby mądrze postępować, trzeba mieć coś więcej, niż sam tylko rozum.
- Albo taka Warencowa. Żyła z mężem siedem lat, rzuciła dwoje dzieci i palnęła mężowi w liście prosto z mostu: „Zrozumiałam, że z tobą nie mogę być szczęśliwa. Nigdy Ci nie wybaczę że mnie oszukiwałeś, ukrywając przede mną istnienie innego ustroju społecznego, to jest komuny. Niedawno dowiedziałam się o tym od pewnego szlachetnego człowieka, któremu się oddałam i z którym zakładam komunę. Mówię bez ogródek, bo uważam, że niegodne byłoby cię oszukiwać. Rób, co uważasz za stosowne. Nie licz na mój powrót, jesteś zbyt zapóźniony. Życzę szczęścia”. Tak się pisze takie listy!
- Bo cierpienie, proszę pana, to wielka rzecz. W cierpieniu jest pewna idea.
- Boże, wskaż mi drogę, a wyrzekam się tego przeklętego mojego... marzenia!
- Błąkał się po ulicach bez celu. Słońce zachodziło. Ostatnio ogarniało go jakieś dziwne przygnębienie. Nie było to przygnębienie szczególnie dojmujące i bolesne. Lecz było w nim przeczucie czegoś nieustannego, wiekuistego, przeczucie beznadziejnych lat, bezdennej czarnej rozpaczy, przeczucie całej wieczności zamkniętej w „metrowej przestrzeni”.
- Cała tajemnica życia da się z łatwością wyłożyć na dwu kartkach druku!
- Ci ludzie nawet kochają, tak jakby nienawidzili.
- Czasami trzeba gdzieś pójść gdziekolwiek bądź.
- Cierpienie i ból nieodłącznie towarzyszą szerokim horyzontom myślowym i głęboko współczującemu sercu.
- Cokolwiek jest dla ludzkości pożyteczne, to szlachetne.
- Czasami zdarza się, że człowiek przez pół godziny umiera ze strachu przed rozbójnikiem, a gdy poczuje już nóż na gardle, trwoga nagle go opuszcza i przestaje się bać.
- Człowiek jest podły, do wszystkiego przywyka.
- Człowieka nie szanujecie, sami siebie przez to poniżacie...
- Człowiekiem jestem tylko dlatego, że kłamię.
- Czy rozumie pan, czy jest pan w stanie pojąć, szanowny panie, co to znaczy, kiedy nie ma już dokąd pójść? Przecież musi tak być, żeby każdy człowiek miał dokąd pójść!...
- Czy pan wie, do jakiego stopnia otumanienia może dojść kochająca kobieta?
- Czy pan wiesz, czy pan wiesz, dobrodzieju mój, że ja jej pończochy nawet przepiłem? Nie trzewiki, gdyż toby choć jako tako przypominało zwykły porządek rzeczy, ale pończochy, pończochy jej przepiłem!... Kaftanik z koziego puchu także jej przepiłem, jej własny, dawny, nie mój; mieszkamy zaś w zimnym kącie i ona tej zimy przeziębiła się i zaczęła kaszleć, krwią nawet. A małych dzieci mamy troje i Katarzyna krwawo pracuje od rana do nocy, pierze i dzieci obmywa, do czystości bowiem od dzieciństwa przyzwyczajona, a piersi ma słabe i skłonne do suchot. O, ja to czuję! Mamże nie czuć tego? I im więcej piję, tem bardziej czuję. Dlatego właśnie piję, że w tem piciu szukam współczucia i czucia... Piję, bo pragnę ciężko cierpieć!
- Czystą logiką nie można przezwyciężyć natury!
- Czy to przeznaczenie, czy jakiś instynkt pchał ich ku sobie? A może tylko zmęczenie, rozpacz?
- Czyż chęć życia miała tak wielką siłę i tak trudno ją przezwyciężyć?
- Dlaczegóż bowiem nie założyć, że wszystko to jest zrządzeniem przypadku, od którego niekiedy bardzo wiele zależy?
- Dlaczego jestem tak głupi, że wiedząc na pewno, że inni są głupi, nie chcę być od nich mądrzejszy? Później zdałem sobie sprawę, że za długo trzeba by czekać na to, aż wszyscy zmądrzeją... Potem zaś zrozumiałem, że to się nigdy nie stanie, że ludzie się nie zmienią, że nikt nie jest w stanie ich przerobić i że nawet nie warto się trudzić! Tak, tak jest!.. To ich prawo... prawo! Tak jest! Teraz już wiem, że włada nimi ten, kto ma siłę ducha i rozum! Kto na wiele się waży, ten ma u nich rację! Kto się ośmiela opluć najwięcej rzeczy, ten jest ich prawodawcą, kto się na więcej waży, ten ma rację największą! Tak było dotychczas i tak będzie zawsze! Tylko ślepiec nie widzi tego!
- Do głowy cisnęły mu się jakieś strzępy i urywki myśli, ale mimo wysiłku nie mógł uchwycić i zatrzymać żadnej...
- Działo się w nim coś zupełnie mu nieznanego, nowego, coś, czego nigdy nie odczuwał. Nie tyle umysłem, ile intuicją, całą siłą uczucia pojął, że nie tylko z czułymi zwierzeniami, jak przedtem, ale z niczym w ogóle nie może się już więcej zwracać do tych ludzi, do kancelarii cyrkułu; niechby to byli nawet rodzeni jego bracia i siostry, a nie porucznicy dzielnicowi, również nie miałby po co zwracać się do nich ani teraz, ani w żadnym innym momencie życia; nigdy dotychczas nie doznawał jeszcze równie dziwnego i przerażającego uczucia. A najbardziej męczyło go to, że było to raczej wrażenie nić świadomość, bezpośrednie doznanie, najboleśniejsze ze wszystkich przeżytych przez niego dotąd wrażeń.
- Gdzie jest zdolność poznania i serce głęboko czujące, tam na pewno nie zabraknie bólu i cierpienia. Ludzie naprawdę wielcy skazani są na tym świecie na wielki smutek.
- Im ktoś jest bardziej sprytny, tym mniej się spodziewa, że mogą go przyłapać na byle czym. Spryciarza zawsze należy łapać na drobiazgach.
- Ja zaś mówię: jeżeli człowieka przekonać logicznie, że właściwie nie ma czego płakać, to przestanie płakać. To jasne. A pan jest zdania, że nie przestanie?
– Zbyt łatwo byłoby wówczas żyć.
- Jeśli czekać, aż wszyscy zmądrzeją, za długo to potrwa.
- - Jeżeli dowieść człowiekowi logicznie, że w zasadzie nie ma powodu do płaczu, to człowiek taki przestanie płakać. To oczywiste. A pan sądzi, że nie przestanie?
- Zbyt łatwo byłoby wtedy żyć.
- Każdego człowieka należy poznać osobiście i z bliska, żeby móc o nim wydawać sąd.
- Kłamstwo – to jedyny człowieczy przywilej wobec wszystkich innych organizmów.
- Kłamstwo zawsze można przebaczyć; kłamstwo – to rzecz pożyteczna, gdyż wiedzie do prawdy.
- Korytarz był ciemny. Stali pod lampą. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Razumichin do końca życia zapamiętał tę chwilę. Palące, nieruchome spojrzenie Raskolnikowa, potężniejąc z każdą chwilą, przenikało w jego duszę i świadomość. Nagle Razumichin drgnął. Coś dziwnego przemknęło między nimi... Jakaś myśl zamajaczyła, jakby aluzja; było to coś strasznego, potwornego, co obaj nagle pojęli...
- Kto kłamie, ten dociera do prawdy.
- Kto sumienie posiada, niech cierpi, skoro zdał sobie sprawę z pomyłki. Będzie mu to karą.
- Ludzi o nowych ideach, nawet tych, którzy w ogóle są zdolni powiedzieć coś nowego, rodzi się bardzo mało, wprost zdumiewająco mało.
- Mądrych słów z przyjemnością się słucha.
- Marzycielstwo świadczy o oddaniu sprawie i o nienormalności warunków zewnętrznych, w jakich sprawa się rozgrywa. Jeżeli zaś dotąd mało zrobiono, to i czasu było niewiele. Nie mówię już o środkach. Osobiście uważam, że jednak coś niecoś zrobiono: rozpowszechnione zostały nowe, pożyteczne myśli, niektóre nowe, pożyteczne utwory zamiast dawnych marzycielskich i romantycznych; literatura nabiera cech dojrzałości; wypleniono i wyśmiano masę szkodliwych przesądów... Słowem, zerwaliśmy bezpowrotnie z przeszłością, a to już jest, moim zdaniem, krok pozytywny.
- Miała usposobienie z natury żywe, wesołe i zgodne. Jednak wskutek ciągłych nieszczęść i niepowodzeń pałała tak namiętną żądzą, żeby wszyscy żyli w zgodzie i radości i nie ważyli się żyć inaczej, że najlżejszy dysonans, najdrobniejsze niepowodzenie życiowe doprowadzało ją natychmiast do furii, w której bezpośrednio po najpiękniejszych marzeniach i fantazjach zaczynała przeklinać swój los, rzucała i darła wszystko, co wpadło jej pod rękę, tłukła głową o ścianę. (Katarzyna Iwanowna)
- Mimo tych zalet Andrzej Siemionowicz w istocie był głupkowaty. Przystał do postępowców i do „naszego młodego pokolenia” ze szczerego zamiłowania. Był jednym z licznej i różnorodnej rzeszy miernot, poronionych zdechlaków i niedouczonych zarozumialców, którzy czepiają się najmodniejszych i popularnych idei, aby je natychmiast strywializować i wykoślawić to wszystko, czemu sami służą, nieraz w najlepszej wierze.
- Mówią, że w winie tkwi prawda.
- Nie ma nic trudniejszego na świecie niż szczerość i nie ma nic łatwiejszego niż pochlebstwo.
- Nie masz pojęcia, do jakiego stopnia zidiocenia może dojść człowiek!
- Nie tobie się pokłoniłem, lecz całemu ludzkiemu cierpieniu.
- Niech tylko człowiek będzie szlachetny, a całą resztę można zdobyć talentem, wiedzą, rozumiem, geniuszem!
- Nowe, nieprzezwyciężone uczucie z każdą chwilą opanowywało go coraz bardziej: był to jakiś bezmierny, prawie fizyczny wstręt do wszystkiego, co napotkał i co go otaczało, wstręt przekorny, zły i nienawistny. Wstrętni mu byli wszyscy przechodnie, wstrętne mu były ich twarze, ruchy, kroki.
- Ogarek ledwo już tlił się w koślawym lichtarzyku, rzucając w tym ubożuchnym pokoju smętne światło na mordercę i jawnogrzesznicę, których tak dziwnie zbliżyły słowa wiecznej księgi.
- Źródło: Część 4, rozdział IV
- Ostatnio coś go zmuszało do włóczenia się po tych ulicach, zwłaszcza gdy robiło mu sie ciężko na sercu; odczuwał wówczas pragnienie, „aby ten ciężar stał się jeszcze bardziej nieznośny”.
- Po co ma żyć? Do czego dążyć? Żyć tylko po to, żeby istnieć? Przecież on i dawniej gotów był tysiąc razy oddać swoje istnienie za jakąś ideę, nadzieję lub choćby nawet fantazję. Samo istnienie nigdy mu nie wystarczało, zawsze pragnął czegoś więcej.
- Powtórnie osądził i przemyślał wszystkie swoje czyny i doszedł do wniosku, że wcale nie były takie głupie i bezsensowne, jak uważał wtedy, w tych fatalnych dla siebie chwilach.
- Później zrozumiałem, że jeśli czekać, aż wszyscy zmądrzeją, za długo to potrwa... Później zrozumiałem jeszcze, że tego nigdy nie będzie, że ludzie się nie zmienią i nikt ich nigdy nie przerobi, szkoda fatygi!
- Prawda nam nie ucieknie; można jednak popsuć sobie życie przez to głupie wyrzeczenie się indywidualności; można na to przytoczyć mnóstwo przykładów. Czym bowiem jesteśmy teraz? Nasze wiadomości z dziedziny nauki, postępu, rozwoju myśli, wynalazczości, ideałów, dążeń, liberalizmu, rozsądku, doświadczenia i w ogóle wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego, wszystkiego są na poziomie przedwstępnej klasy gimnazjum! Nabraliśmy upodobania do pomagania sobie obcą mądrością, przyzwyczailiśmy się do tego!
- Przekonałem się, że w Petersburgu wiele osób mówi do siebie głośno na ulicy. To miasto półobłąkanych. Gdyby nauka u nas była dobrze postawiona, to lekarze, prawnicy i filozofowie, każdy w swojej specjalności, mogliby porobić w Petersburgu nader cenne obserwacje. Rzadko które miasto ma tyle ponurych, ostrych i dziwnych wpływów na duszę ludzką, co Petersburg.
- Przy tym i wyglądała na daleko młodszą, jak to prawie zawsze bywa z kobietami, które do starości zachowują jasność umysłu, bezpośredniość odczuć i czysty, uczciwy płomień serca. Dodajmy nawiasem, że zachowanie tych wszystkich cech to jedyny sposób, by nie postradać piękności nawet w sędziwym wieku.
- Przyzwyczailiśmy się mieć wszystko gotowe i podane na stół, żyć cudzym kosztem.
- Rozum jest sługą namiętności.
- Rzeczowość chodzi po ziemi!
- Rzeczywistość i natura łaskawco, to są ważne rzeczy i czasami potrafią sobie zakpić z najprecyzyjniejszej kalkulacji!
- Stwierdzając fakt, który pan błędnie uważa za godny pogardy, odmawia pan istocie ludzkiej prawa do humanitarnego na nią poglądu.
- Swemi powszedniemi sprawami przestał i nie chciał się zajmować wcale. Żadnej gospodyni zgoła się nie lękał, bodajby nawet najgorsze miała względem niego zamiary. Ale zatrzymać się na schodach, słuchać byle gadaniny o tych codziennych, drobiazgach, które go nic a nic nie obchodzą, wszystkie te natrętne domagania się zapłaty, groźby, skargi, a przytem samemu kręcić się, przepraszać, wyłgiwać, — nie, lepiej już, jak kot, prześlizgnąć się przez schody i drapnąć, nie widząc się z nikim.
- Szedł po trotuarze, jak pijany, nie zwracając uwagi na przechodniów i potrącając ich, aż opamiętał się dopiero na następnej ulicy. Obejrzawszy się, zauważył, że stoi tuż przy jakimś szynku, do którego wejście było z trotuaru po schodach na dół, do suteryny. Z drzwi akurat w tej chwili wychodziło dwóch pijanych, którzy, podtrzymując jeden drugiego i wymyślając sobie nawzajem, wdrapywali się na ulicę. Raskolnikow bez namysłu zszedł na dół. Nigdy dotąd nie bywał w szynkach, ale teraz w głowie mu się kręciło, a przytem dręczyło go palące pragnienie. Zachciało mu się wypić zimnego piwa, tembardziej, że nagle swe osłabienie tłumaczył sobie głodem. Usiadł w ciemnym i brudnym kącie, przy lepkim stole, zażądał piwa i chciwie wychylił pierwszą szklankę. Zaraz wszystko odeszło i myśli mu się wyjaśniły. „Wszystko głupstwo“, ozwał się z nadzieją „nie było się czem trapić! Poprostu rozstrój fizyczny! Jedna, druga szklanka piwa, kawał suchara — i oto w jednej chwili umysł krzepnie, myśl jaśnieje, zamiary się utrwalają! Tfu! Jakaż to marność!...“
- Szedł powoli, bez pośpiechu, ogromnie poruszony, i choć sam o tym nie wiedział, ogarnęło go nowe, potężne uczucie pełni i potęgi życia. Było to uczucie podobne do tego, jakie ogarnia skazańca, który nagle i niespodziewanie dowiaduje się, że został ułaskawiony.
- Szeroka natura bez geniuszu daje złe rezultaty.
- Tak oto podniecał się i dręczył tymi pytaniami, a robił to nawet z pewną lubością. Zresztą nie były to pytania nowe, powstałe nagle, lecz dawne, bardzo dawne, ale wciąż bolesne. Już od dawna zaczęły go dręczyć i ciążyły na sercu. Już od bardzo dawna zrodził się w nim ból obecny, wzbierał, potężniał, a ostatnimi czasy dojrzał i skoncentrował się, przyjmując formę okropnego, koszmarnego i obsesyjnego pytania, które jątrzyło mu umysł i serce, nieodwołalnie domagając się rozwiązania.
- Tak to zwykle bywa: człowiek uczciwy i uczuciowy bawi się w szczerość, człowiek zaś interesów nastawia ucha, a potem przy okazji pożera cię z kościami.
- Uważam, że dowcip to wspaniała rzecz, to kwiat natury i ozdoba życia.
- (...) w końcu zaś uruchomiłem wielki i niezachwiany sposób ku podbojowi niewieścich serc, sposób, który nigdy nikogo nie zawiedzie i który oddziaływa na wszyściuteńkie, co do jednej, bez żadnego wyjątku. Sposób to znany: pochlebstwo. Nie ma w świecie nic trudniejszego od prostoduszności i nie ma nic łatwiejszego niż pochlebstwo. Jeśli w prostoduszności choć jedna setna tonu zabrzmi fałszywie, to natychmiast następuję rozdźwięk, a za nim – klapa. Natomiast pochlebstwo, nawet jeżeli wszystko, aż do ostatniej nuty, jest w nim fałszywe, to i tak bywa ono miłe i słucha się go nie bez przyjemności; wprawdzie wulgarna to przyjemność, ale przyjemność. I choćby pochlebstwo było najwulgarniejsze, przynajmniej połowa wydaje się zawsze prawdą. Dotyczy to zaś każdego poziomu rozwoju i każdej klasy społecznej. Nawet westalkę można uwieść za pomocą pochlebstwa. Cóż dopiero – zwykłych ludzi.
- W początku lipca, w dzień nadzwyczaj skwarny, pod wieczór pewien młodzieniec wyszedł ze swej komórki, którą odnajmował od lokatorów w zaułku S., na ulicę, i zwolna, jakby niezdecydowany, skierował się w stronę mostu K.
- Wczorajszy dzień, który przebiegł tak zaskakująco i przesądził o wszystkim, oddziałał na niego omalże mechanicznie: jakby go ktoś wziął za rękę i ciągnął za sobą, nieodparcie, na ślepo, z nadprzyrodzoną siłą, bez szansy na opór. Jak gdyby skraj jego ubrania dostał się w tryby maszyny i stopniowo go tam wciągało.
- W jednej chwili zagościło w jego sercu uczucie dręczącej, bezgranicznej samotności i niechęci do ludzi.
- W marzeniach i kontemplacji, o niczym właściwie nie myślał, dręczyła go jednak jakaś wielka tęsknota.
- W pewnym sensie, istotnie, my wszyscy, i to wcale nierzadko, jesteśmy jak obłąkani z tą tylko drobną różnicą, iż „chorzy” są od nas troszeczkę bardziej obłąkani, i dlatego należy koniecznie rozróżniać tę granicę.
- Władzę posiada tylko ten, kto się odważy schylić po nią i wziąć ją w ręce. Tylko to jedno, jedno: trzeba się odważyć!
- Właściwie wszystko jest w mocy człowieka, ale wszystko mu przechodzi koło nosa jedynie wskutek tchórzostwa...
- Wieczność jest dla nas pojęciem, którego nie można określić, czymś potężnym, wielkim. Dlaczego właściwie wielkim?
- Wszak rozum jest sługą namiętności.
- Wszystko to, co jest pożyteczne dla ludzkości, jest szlachetne.
- Wszystko zależy od tego, w jakim otoczeniu i środowisku człowiek przebywa. Środowisko – to wszystko, sam człowiek jest niczym.
- Wystarczy tylko mieć na sprawę pogląd zupełnie niezależny, szeroki, wolny od utartych schematów a wtedy oczywiście, myśl moja wcale nie wyda się tak bardzo... dziwna.
- Wystarczy przeoczyć najdrobniejszą błahostkę i już wyrasta dowód wielkości piramidy egipskiej. Może mucha latała i widziała? Czyż to możliwe?
- Zabiłem nie człowieka, lecz zasadę!
- - Zatem lepiej byłoby, gdyby Łużyn żył i robił świństwa! Nawet tego nie odważy się pani rozstrzygnąć?
- Ale przecież ja nie mogę rozstrzygać wyroków Opatrzności... Dlaczego pyta pan o rzeczy, o które pytać nie wolno? Po co te bezsensowne pytania? Czy to może zależeć od mojej woli? Kto dał mi prawo orzekać, kto ma żyć, a kto nie?
- Tak, oczywiście, jak gdzieś przyplącze się Opatrzność, to już nie ma rady - warknął ponuro Raskolnikow.
- Zełgać po swojemu – to nieomal lepsze niż powtórzyć prawdę za kim innym; w pierwszym wypadku jest się człowiekiem, w drugim tylko papugą.
- Zdarzają się tego rodzaju spotkania, nawet z zupełnie nieznajomymi ludźmi, którymi zaczynamy się interesować tak jakoś nagle, niespodzianie, zanim zamienimy choćby jedno słowo.
- Żałować! Za co mnie żałować! — zaskamlał nagle Marmeladow, wstając z wyciągniętą naprzód ręką, w stanowczem natchnieniu, jakgdyby tylko czekał na te słowa. — Za co mnie żałować? Mnie ukrzyżować trzeba, przybić do krzyża, a nie żałować. Ah przybij, sędzio, przybij, ale, przybiwszy, żałuj. I wtedy sam przyjdę do ciebie na przybicie, albowiem nie wesołości szukam, lecz smutków i łez!...