Tajemnica (powieść)

Tajemnicapowieść Joanny Chmielewskiej z 1993 roku.

Wypowiedzi postaci edytuj

Gucio edytuj

  • Bez gaci, ale w ostrogach (…).
  • Daj Boże zdrowie, bo na rozum za późno (…).
  • Kobyła z wozu, babie lżej.
  • (…) przepłoszony jak przepiórka (…).
  • (…) to był właśnie ten twój były eks.
  • Żebym ja wiedział, co ja wiem! (…) Dużo wiem, fakt, ale co komu z tego? Zabijać każdego, kto coś wie, to już by całe społeczeństwo nieżywe chodziło.

Joanna edytuj

  • Zważywszy, że wszystko w tym kraju stoi na głowie, dno znajduje się wysoko u góry (…).

W narracji edytuj

  • Bożydar zadzwonił nazajutrz i grzecznie spytał, czy chcę go widzieć. Takie idiotyczne pytanie zadawał dość często i już dawno korciło mnie, żeby wrzasnąć: NIE!!! i rąbnąć słuchawką, ale hamowałam charakter i słodkim głosem wyrażałam zachwyt.
  • Charakter to moje bóstwo miało rzadkiej jakości, egoista, egocentryk i megaloman, perfidny w dodatku i hipokryta. Przed samym sobą symulował szlachetne motywy, cel zaś uświęcał mu wszelkie środki. Pobłażliwości i miłosierdzia więcej by człowiek znalazł w nagrobku cmentarnym, a poczucia humoru u hipopotama.
  • Ciągle jeszcze zależało mi na nim i z całej siły chciałam wzbudzić w nim zachwyt bez granic. Czym? Nie tą gębą przecież, na operację plastyczną nie pójdę, wiedzą może jakąś niezwykłą eksplodować, odkryciem, osiągnięciem…
  • Gdybyż ten półgłówek posiadał odrobinę bystrości…! Polotu w nim było tyle, co w mózgu dżdżownicy.
  • (…) jeżeli jedna radiestetka, całkowicie obca osoba, na ulicy zgadła, że szukam protetyka dentystycznego, aczkolwiek żadnego zęba mi nie brakowało, być może w tej dziedzinie wszystko jest możliwe.
  • (…) każdy normalny człowiek na miejscu półgłówka popukałby się palcem w czoło bardzo energicznie. Półgłówek reagował jak dębowy pień.
  • Moja dusza zaparła się zadnimi łapami na ciernistej drodze do prawdy.
  • Obejrzałam się w lustrze porządnie, dokładnie i z lekkim obrzydzeniem.
    Ohyda. Oczka jakieś takie nie wydarzone, nos idiotyczny zgoła, czółko kretynki myślącej, w dodatku jakby łysawe, z usteczkami też nie najlepiej, uszy… No nie, uszy normalne, nawet specjalnie nie odstające, ale tego i tak nie widać. Za to włoski, pożal się Boże, niczym sianko na jałowej glebie…
  • Połowa mojego umysłu zajęta była kontemplacją oglądanej w lustrze urody, druga połowa zastanawiała się, jakim cudem coś takiego mogłoby wzbudzić zachwyt w mężczyźnie. Chyba w nienormalnym, albo ślepawym. Jaki by ze mnie nie tryskał intelekt, osobowość, oraz inne ukryte zalety, nie może się facet zakochać nie tylko na śmierć, ale nawet na lekką grypę…
  • Przyjęcie składało się z licznych puszek piwa i pokrojonego w kawałki serka na talerzyku.
  • Rekonwalescencją uczuciową nie musiałam się już więcej zajmować. Załatwiły to za mnie przemiany historyczne, które szeroko otworzyły wrota namiętnościom odmiennego rodzaju…
    Automaty do gry znałam od lat i grywałam na nich maniacko.
  • Szaleństwo w zwojach mózgowych ukoiło mi się dopiero, kiedy nissan wraz z zawartością zniknął z oczu.
  • Wcale nie miał na imię Dariusz. Miał na imię Bożydar i sama usiłowałam o tym nie pamiętać. Może i był darem bożym dla swoich rodziców, ale jakiś umiar w tej kwestii należało jednak zachować. Co na litość boską można zrobić z takim imieniem we współczesnych czasach, pasowało do oręża w dłoni, zbroi na piersi i zgoła skrzydeł husarskich, a nie do parasola, który dzierżył w miejsce miecza. Z rozpaczy przerobiłam Bożydara na Darka i wszyscy byli przekonani, że Darek pochodzi od Dariusza. Głębszą prawdę, dotyczącą jego różnych imion, ukrywałam wszelkimi siłami…
  • We wszystkim koniecznie musiał we własnych oczach osiągać doskonałość, bo, chroń Bóg, ktoś gdzieś mógłby coś zrobić lepiej. Kompleksy zapewne jakieś, z tajemniczego dzieciństwa pochodzące.
  • Wyjaśnienia składałam równie kłamliwe, jak wyczerpujące, bo wiadomo, jaki jest rezultat tajemniczości. Im więcej do niej nagadam, tym mniej będzie chciała słuchać, jeśli spróbuję milczeć, nie spocznie, póki mnie nie rozszyfruje.
  • (…) wyleciałam z domu z takim odrzutem, że dopiero na schodach sprawdziłam, czy mam na sobie spódnicę.
  • Zaczął mi się w umyśle rysować jakiś obraz. Mętny, bo mętny i niekoniecznie może właściwy, ale coraz wyraźniejszy.
  • Zepchnęłam bóstwo z postumentu. Bóstwo na gołej ziemi egzystować nie mogło. (…) Konwulsji może nie dostał, ale niewiele brakowało, kontakt ze mną, w każdym razie, został zarąbany siekierą.
  • Żadne twórcze wnioski nie tylko we mnie nie zakwitły, ale nawet nie wykiełkowały.

Dialogi postaci edytuj

  • – A można wiedzieć, do czego ci to narkomańskie centrum? Szukasz go przeciwko komuś?
    – Dariusz jej kazał – podsunęła jadowicie Ewa.
    – Przeciwnie, kazał mi się odchromolić. A mnie korci i żądam wiedzieć. Zdaje się, że wmieszane jest w to jakieś odgórne bagno.
    – Jak jej kiedyś nie trzasną, to ja będę Paganini – rzekł proroczo Tadeusz (…).
  • – Czekaj, ja też mam propozycję – przerwałam zimno. – (…) kupisz sobie gazetę i będziesz ją czytał.
    – Po co? (…)
    – Żeby zasłonić tak zwany cyferblat. Niczym lepiej, jak gazetą. Znają cię, skoro się odczepili, nie pchaj się na nowo, bo dojdzie do tego, że zajmą się tobą energiczniej. Mnie nikt nie widział, mogę sobie pozwalać. Pójdę sama.
    Pawłowi się to nie spodobało.
    – Ja bym wolał też…
    – Albo kupujesz gazetę, albo zawracam natychmiast. Istnieją granice kretyństwa. Zwracam ci uwagę, że stanowisko matki piastuję od ładnych paru lat i ciesz się, że nie próbuję ci wbić na głowę żelaznego garnka. Też zasłania doskonale.
    • Opis: rozmowa Joanny i Pawła.
  • (…) przypomniała mi się rozmowa telefoniczna sprzed lat, jaką przeprowadziłam z moim profesorem ze studiów. Przyszłam z wizytą do mojego szwagra, również architekta, zadzwonił telefon i podniosłam słuchawkę.
    – To pani? – spytał głos z tamtej strony.
    Rozpoznałam profesora i zgadłam, że ma na myśli moją szwagierkę.
    – Nie, to nie ja – odparłam uprzejmie.
    – A, to pani? – ucieszył się profesor, który również rozpoznał mój głos.
  • – Właśnie myślę. Z niczym się nie wyrwałam i jedyne co widzę, to ta rozmowa z nią. Po rozmowie trzeba mnie było zabić.
    – Usamobójczyć – skorygował Gucio.

Zobacz też edytuj