Radom

miasto w województwie mazowieckim

Radom – miasto w województwie mazowieckim.


A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

Bilewicz Michał/Michał Bilewicz

edytuj
  • Pokolenia traumy pozostawiło po sobie zapisy swoich doświadczeń. Przekazało też historię swoim dzieciom i wnukom. Stworzyło literaturę i filmy, które kształtują mentalność, lęki i wrażliwość przyszłych pokoleń. (…) Historie te są zapisem ekstremalnego okrucieństwa (…) Nauczyciel Ludwik Smrokowski wspomina swoje przesłuchania na Gestapo w Radomiu.
  • Obrazy z filmu „Pogrzeb kartofla” Jana Jakuba Kolskiego współgrają z tym, co wiemy z prac historyków, choćby z książki „Dom, którego nie było” Łukasza Krzyżanowskiego, opisującej powroty Żydów do Radomia.
  • Czasy traumy zostawiły piętno lęku i nadwrażliwości, szczególnie gdy dotyczy to potomstwa. Ludzie zaczynają interpretować różne ambiwalentne sygnały jako zagrażające. W Polsce badali to historycy Łukasz Krzyżanowski i Marcin Zaremba. Piszą oni, że pogłoski o rzekomych porwaniach czy napaściach na dzieci towarzyszyły wielu polskim rozruchom i manifestacjom ulicznym. W 1976 roku w Radomiu, w czasie protestów przeciw podwyżkom cen, pojawiły się pogłoski, że milicjanci zabili dwoje dzieci i ukryli ich ciała na komendzie. To spowodowało dramatyczny przebieg demonstracji i ataki na Urząd Wojewódzki i komendę milicji.

Canin Mordechaj/Mordechaj Canin

edytuj
  • Było kiedyś żydowskie miasto Radom. Mówiono nawet złośliwie, że nazwa miasta bierze się od hebrajskiego ra-dam – zła krew – ale niesłusznie. Radom był miastem uczonych i rabinów, żydowskiej mądrości i tradycji. W żydowskiej Polsce zajmował poczesne miejsce, bo oprócz Tory i mądrości miał liczną świecką inteligencję żydowską. Żydowscy przemysłowcy i fabrykanci, wielcy kupcy i uczciwi rzemieślnicy, robotnicy, prości, krzepcy Żydzi – tragarze i woźnice, barczyści o szerokich plecach i tak silni, jak wielkie były ich żydowskie serca.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 339, ISBN 9788362795864
  • Trzydzieści tysięcy Żydów żyło tu i tworzyło. W porównaniu z polskimi ulicami i ich spokojem żydowski Radom, wyglądał jak ul, gdzie niezmordowane pszczoły harują i brzęczą, tworząc jakieś wielkie dzieło. Tym dziełem było żydowskie życie w jego wszelkich przejawach: politycznym, społecznym, kulturalnym, religijnym, ekonomicznym.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 339, ISBN 9788362795864
  • Rok po zajęciu Radomia zapędzili udręczoną już wtedy żydowską ludność do dwóch gett. W dużym getcie zamknęli dwadzieścia trzy tysiące Żydów, w małym – dziewięć tysięcy. Aby ich wykorzystać jako niewolniczą siłę roboczą w fabryce broni, pod groźbą kary śmierci zabronili im uprawiać rzemiosło.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 339–340, ISBN 9788362795864
  • W dniu wybuchu wojny między Niemcami a Rosją, 22 czerwca 1941 roku gestapo wygarnęło Żydów, którzy wcześniej uciekli na sowiecką stronę, a następnie wrócili do Radomia. Wszystkich rozstrzelano jako rosyjskich szpiegów.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 340, ISBN 9788362795864
  • W Radomiu jest park zwany „ogrodem Pentza”, grunt, na którym jest położony, należy do folksdojcza nazwiskiem Pentz. Ten kawałek ziemi przesiąkł żydowską krwią. To jeden wielki bratni grób. Tutaj Niemcy prowadzili Żydów na rozstrzelanie. Właśnie w tym ogrodzie zabito wszystkich, którzy wrócili z sowieckiej strony.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 340, ISBN 9788362795864
  • W czasie, gdy rodzice pracowali jako niewolnicy w fabrykach, dzieci snuły się bez opieki po ulicach i chłonęły całą gorycz gettowej rzeczywistości. Opowiadała mi pewna kobieta z Radomia, że dzieci w getcie bawiły się w gestapo, łapały inne dzieci jako szmuglerów, jako tych, którzy wrócili z sowieckiej strony, prowadziły je na podwórze nazywane przez nie „ogrodem Pentza” i rozstrzeliwały „żydowskich bandytów”. Odgrywały tragiczną rzeczywistość.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 341, ISBN 9788362795864
  • Duże getto chciało wierzyć, że najstraszniejsze minęło, że niemieccy oprawcy wzięli już swoją daninę z Radomia i na tym skończy się płacenie krwią gminy.

Ale los Radomia miał być taki sam jak wszystkich żydowskich gmin w Polsce. Niemcy nawet jeszcze nie skończyli rabować małego getta po pierwszym „wysiedleniu”, kiedy 14 lipca na ulicach dużego getta zainstalowano wielkie reflektory. To był złowieszczy znak, że szykuje się najgorsze, ale na ucieczkę było już za późno. Getto zostało otoczone, bramy zamknięte. Wczesnym wieczorem reflektory oświetliły dużą część miasta. Getto było skazane.

    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 343, ISBN 9788362795864
  • Teraz w Radomiu mieszka kilkudziesięciu Żydów. Żyd na ulicy sprawia wrażenie, jakby nie był stąd, bo wszystko jest tutaj obce: domy, ulice, nawet mieszkanie, w którym mieszka, jest mu obce, jakby to nie jego dziadowie i ojcowie budowali to miasto, oddając mu wszystkie swoje twórcze siły. Korzenie radomskiej gminy zostały wyrwane. Odłamane gałęzie schną na obcej, wrogiej ziemi.
    • Autor: Mordechaj Canin
      • Przez ruiny i zgliszcza. Podróż po stu zgładzonych gminach żydowskich w Polsce, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 344, ISBN 9788362795864

Fołtyn Maria/Maria Fołtyn

edytuj
  • Z tego grodu w samym sercu Polski, z dawnego Królestwa Polskiego, wywodzi się mój ród… W dzieciństwie Radom wydawał mi się wspaniały. Park w środku miasta pozostał we wspomnieniach oazą pełną alei, zieleni, świeżego powietrza.
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 9, ISBN 8387039446
  • „Ojcem chrzestnym” rodu był Władysław Kaczor, białogwardzista, starszy sierżant armii carskiej. Tuż przed rewolucją wygrał od swego dowódcy dwa tysiące rubli i tysiąc dusz. Zrozpaczony oficer strzelił sobie w łeb, zaś Stasio z Moskwy przybył do Radomia, ożenił się z ciocią Heleną, jedną z sióstr ojca. Byli niezwykle reprezentacyjną parą. Ona – jasna blondynka o przepięknych oczach i twarzy Madonny, on – z długimi wąsami, urodziwy i… łysy niczym Yul Brynner. Założyli pierwszy w Radomiu sklep kolonialny, rodzaj delikatesów.
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 10, ISBN 8387039446
  • Dwóch synów – Janusz (w latach pięćdziesiątych najlepszy tenisista kadry narodowej) i Władek, obaj uczestnicy Powstania Warszawskiego, uciekli z obozu w Pruszkowie, zaś ciocia Zosia wywieziona została do Mauthausen. Po powrocie nie pożyła już długo. W 1957 roku obaj jej synowie zginęli w wypadku samochodowym na trasie Warszawa-Radom. Tragiczna rodzina!
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 11, ISBN 8387039446
  • Jan Fołtyn, pierworodny babci Julianny, stał się mitem, nierealnym stryjem z opowieści. Dopiero w latach dwudziestych dotarł do nas list z Kaukazu, gdyż tam się osiedlił… I nagle mój brat Zdzisław spotyka go w mundurze lekarza – majora WP – na schodach rodzinnego domu w Radomiu. Jest rok 1945.
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 11, ISBN 8387039446
  • Trzeba pamiętać, że ówczesny powiatowy Radom liczył dziewięćdziesiąt pięć tysięcy mieszkańców, w którym wyznawcy Mojżesza stanowili przynajmniej jedną trzecią. Nic dziwnego, że za sąsiadów mieliśmy Żydów, obok nich mieszkali pepeesowcy i kapitaliści, mali ciułacze i „imperatorowa właścicielka”, czyli gospodyni domu.
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 13, ISBN 8387039446
  • Muzyka dźwięczała również w kościołach. Organy, chór i soliści. Gounod, Donizetti, Schubert, Bach, Szymanowski. W naszej parafii Najświętszej Marii Panny organista – pan Wrocławski – „trząsł” kościołem w czasie mszy świętej, wygrywając fugi Bacha czy Francka. Wszyscy czekali na sopranowe solo Kwaśnikówny. Po kilku latach Radom doczekał się Fołtynówny…
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 13, ISBN 8387039446.
  • Jeździłam więc każdego tygodnia z Radomia do Warszawy, śpiewałam z Mieciem duety, aż się chłopak zakochał. Odwzajemniałam to uczucie, choć moja „sympatia” czekała w Radomiu. Już wtedy wiedziałam, że miłość miłością, a uniesienie, jakie daje sztuka, nie da się porównać z niczym. Śpiewanie śmiało można nazwać uzależnieniem, ale jakże czystym, twórczym i uzdrawiającym. Sielanka trwałą do sierpnia. Dokładnie trzy dni przed powstaniem Miecio rzekł: – Kochana, wracaj do Radomia, bo tu zaraz będzie gorąco! Odwiózł mnie aż do Warki i pożegnał gorącym pocałunkiem.
    • Autor: Maria Fołtyn
      • Żyłam sztuką, żyłam miłością…, Wydawnictwo i Zakład Poligrafii ITE, Warszawa-Radom 1997, s. 15–16, ISBN 8387039446

Gut-Opdyke Irena/Irena Gut-Opdyke

edytuj
  • W 1938 roku rozpoczęłam naukę w Radomiu. W mieście dominował przemysł, działały fabryki broni, naczyń emaliowanych, ceramiki, odlewnie stali i garbarnie, nasycając powietrze dymem, chemicznymi wyziewami i odorem zwierzęcych odpadów. mieszkałam na stancji z koleżankami ze szkoły i byłam całkowicie pochłonięta nauką.
  • Mój stosunek do szkoły był bardzo poważny, a wrodzona nieśmiałość też się przyczyniała do unikania większego towarzystwa. Siostra mamy, ciocia Helena, mieszkała w Radomiu i czasem jadałam u niej obiady. Jednak większość czasu poza szkołą i szpitalem spędzałam w domu na nauce chemii i anatomii. Pragnęłam zostać najlepszą uczennicą na roku, aby rodzice mogli być ze mnie dumni.
  • Spokojnie wróciła w sierpniu do Radomia, aby kontynuować naukę. Dwudziestego trzeciego sierpnia został zawarty pakt Ribbentrop-Mołotow. Ludzie przystawali w grupkach na ulicach, zbierali się w kawiarniach i dyskutowali o konsekwencjach tego wydarzenia dla Polski. Znajdowaliśmy się pomiędzy dwoma wrogami, zdani na ich apetyty. Nikt nie potrafił rozmawiać o niczym innym, istniała tylko polityka.
  • W końcu dostałam nowe dokumenty i przepustkę na podróż. Kiedy znalazłam się w pociągu, prosiłam Boga i Marię Pannę, żebym bezpiecznie dotarła do Radomia. Jechaliśmy w bydlęcych wagonach, przez szpary w deskach widzieliśmy świat po drodze na Zachód.
  • W Radomiu nie było mnie przez dwadzieścia miesięcy, a rodziny nie widziałam dłużej – niemal od dwóch lat. Straciliśmy bezpowrotnie ważny wspólny czas. Wojna zdążyła nas naznaczyć.
  • Nazajutrz Janina zabrała mnie na wędrówkę po Radomiu tak innym od tego, który opuściłam. Nazwy ulic upamiętniały trumf Trzeciej Rzeszy. Restaurację, w której pracowała, prowadziła polska para, ale obsługiwani byli tylko Niemcy, zresztą Polaków nie stać było na korzystanie z takich miejsc.
  • Skierowałyśmy się w stronę Glinic, żydowskiej dzielnicy Radomia. Kiedy się do niej zbliżałyśmy, zobaczyłam świeżo zbudowane ogrodzenie z drutem kolczastym u góry. Nie zapytałam, po co to było.
  • – Getto na Glinicach – szepnęła Janina, dalej manipulując przy kołnierzyku. – Wszyscy Żydzi z Radomia i okolic zostali przesiedleni tutaj i do getta przy Wałowej, – Po chwili fałszywie pogodnym głosem powiedziała: – Irenko, idziemy do domu! – Olśniewająco uśmiechnęła się do żołnierzy, kiedy zaczęłyśmy szybko się stamtąd oddalać.
  • Na szczęśliwe połączenie z rodziną padł cień. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Wokół krążyły różne pogłoski. Słyszeliśmy, że podobno Hitler planuje wyniszczenie Żydów, nam jednak wydawało się to zbyt niedorzeczne, aby w to wierzyć. Wielu naszych sąsiadów w Radomiu uważało, że to, co się dzieje z Żydami, nie jest naszą sprawą. My, Polacy, mieliśmy dosyć własnych nieszczęść i byliśmy bardzo brutalnie traktowani.
  • Jedyne w tym pocieszenie, że wciąż byłam w Polsce. A nawet w Radomiu. Ciężarówki przywiozły nas tu z powrotem i zostaliśmy wsadzeni do baraków. Nie potrafiłam określić, w której części miasta jestem ani jak daleko od naszego domu. Nie miałam pojęcia, jak przesłać wiadomość Janinie i cioci Helenie, że jestem w Radomiu i muszę pracować dla Rzeszy.
  • Przed wyjazdem Radom był dla mnie nie do zniesienia. Teraz już nie było najmniejszych wątpliwości co do planów Hitlera wobec Żydów, każde moje przejście obok ruin getta oznaczało otwieranie ran na nowo. Czasami w nocy przypominałyśmy sobie z Janiną żydowskie koleżanki i kolegów z dzieciństwa, różne śmieszne zdarzenia z naszych zabaw. Dawid, Aaron, Rachela, Rut – żydowskie dzieci, które nie różniły się od nas.
  • Było mi smutno, że zostawiam ciocię Helenę, ale nie żałowałam, że wyjeżdżam z Radomia. Wcale jednak nie spodziewałam się, że gdzie indziej życie będzie lepsze. Wysłano nas ciężarówką do Lwowa.

Jackiewiczowa Elżbieta/Elżbieta Jackiewiczowa

edytuj
  • A samolot, lśniący na błękicie jak srebrny wykrzyknik, zniżał się nagle i ziemia zaczynała dygotać od wybuchów. Znowu chowaliśmy się do schronów. Z czyjegoś mieszkania posypały się szyby na chodnik. U nas „piec rozszedł się”, jak to określiła Bronia – to znaczy rozsunęły się kafle od wstrząsu i wyraźne zarysowała się gruba na palec brązowa krata szczelin na białym tle kaflowej polewy. Ktoś mówił, że już nie odchodzą i nie przychodzą żadne pociągi. Tory – zbombardowane. Ktoś inny tłumaczył, że to wyjątkowo nasz Radom jest pod takim ostrzałem, bo mamy wytwórnię broni i tuż obok fabrykę prochu w Pionkach. Ktoś inny zdecydował, że wobec tego nie ma sensu tu siedzieć – trzeba wieczorem zabrać rzeczy na furę i wyjechać. Do ciotki na wieś. Do znajomych w Jedlni czy Garbatce. Do krewnych w Zwoleniu. Wszystko jedno. Byle wyjść z tego osaczonego miasta.

Janas Agnieszka L.

edytuj
  • Następnego dnia już jako Marianna Zimińska, rozpoczęła pracę w teatrze. Kariera w Płocku nie trwała długo. Marzeniem jej męża było natychmiastowe wyjechanie z tego miasta i rozpoczęcie wielkiej kariery, do której czuł się stworzony. Wszystko wskazywało na to, że rzeczywisty talent i staranne muzyczne wykształcenie Jana pozwolą mu się wybić. Zwłaszcza, że otrzymał posadę koncertmistrza w Radomiu. Zabrał młodziutką żonę i z ulgą opuścił Płock.
  • W tym samym czasie Profesor był chirurgiem w Radomiu, w szpitalu św. Kazimierza. (Profesor jest wysokim, szpakowatym, dystyngowanym mężczyzną. Ma piękne ręce. Lubi muzykę, sam chętnie grywał na skrzypcach. Zna liczne języki obce. Jego pradziad był napoleońskim oficerem, a dziad powstańcem). Do tego szpitala codziennie przywożono jakichś rannych partyzantów.

Kuciel-Frydryszak Joanna/Joanna Kuciel Frydryszak

edytuj
  • Kiedy Konstancja Zieja ze wsi Ossa koło Radomia postanowiła kształcić swojego Janka, koleżanki śmieją się z niej za plecami. „Pierw mi wyrosną włosy na dłoniach, nim Kostcyn syn wyuczy się na księdza. To nie na oską gospodarkę” – mówią do siebie.
  • Wstydzą się żebrać. Mogą pożyczyć od bogatego gospodarza zboże na chleb, ale nie żebrać o nie. Proszą więc o pożyczkę, ale bogatszy nie ma już zapasów, zwłaszcza na przednówku. Co miał, to sprzedał, bo też ledwo daje radę. W 1933 roku w Broniszewie na Mazowszu, w połowie drogi między Warszawą a Radomiem, głoduje dwadzieścia rodzin.
  • Kilka dni później w Przytyku, osiemnaście kilometrów od Radomia, podczas antyżydowskich zajść na jarmarku giną trzy osoby, siedemnaście zostaje ciężko poturbowanych. Liczące trzy tysiące mieszkańców miasteczko, z czego 87 procent stanowią Żydzi, żyje głównie z handlu. Dwa razy w tygodniu zjeżdżają tutaj na targ okoliczni włościanie, by sprzedać zboże i artykuły gospodarcze.

Luboński Jan

edytuj
  • Początki Radomia giną we mgle prastarych wieków, a pierwsze wzmianki pisane, jako już o starym grodzie, spotykamy w XII st. w dokumencie bowiem z 1154 r. jest mowa, że „wieś Sławno juxta Radom, nadaną jest katedrze Włocławskiej”.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 7.
  • W jaki sposób powstała nazwa „Radom” nic stanowczego powiedzieć nie można, rozmaicie ją wyprowadzają: od „domu rady” od słów króla Kazimierza W. „rad wam dam” i od imienia własnego Radomir.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 7.
  • Według słów Oskara Kolberga, w czasach przedhistorycznych, w okopie nad rzeką Mleczną, nad którą leży Radom, było oszańcowane opole, w którem starszyzna lacka odbywała swoje zebrania czyli „wiece”.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 8.
  • Powierzchnia tej góry przy starym Radomiu miała 3 morgi 79 prętów, obwodu u góry 622 łokci, u spodu–896 łokci, średnica jej u góry wynosiła–198 łokci, w podstawie – 285 łokci, wysokość pionowa – 15 łokci, a długość boków – 19 łokci. Góra ta znajduje się po dzień dzisiejszy, w okolicach Starego miasta, a w XVI st. twierdzono, że na niej stał dawnej zamek, przyczem w XVII st. nazywano ją „mons quondam arcis”, t.j. góra niegdyś zamkowa, a następnie „mons S. Petri” góra św. Piotra, która to nazwa utrzymała się po dzień dzisiejszy (Piotrówka). Owóż ponieważ na górze tej, za czasów 12 wojewodów, miał się znajdować dom, w którym starszyzna zbierała się na narady, stąd wyprowadzają nazwę Rad-dom, a z niej Radom.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 8.
  • Według innych nazwa Radomia pochodzi jakoby od słów króla Kazimierza W., wyrzeczonych do osadników tutejszych w okolicznościach następujących. Wiadomo iż pierwotnie cała kraina polska była pokryta lasami, a ziemia była własnością panującego, który ją rozdawał osadnikom, ci zaś wycinali bory, zakładali pola i dawali daninę na utrzymanie drużyn zbrojnych. W owych czasach Radom otoczony był ze wszystkich stron leśnemi puszczami: od wschodu ciągnęła się puszcza zwoleńska, od zachodu – opoczyńska, od południa – iłżecka i od północy – kozieniecka, a w puszczach tych pełno było grubego zwierza i rabowały bandy rozbójników. Otóż w czasie pobytu króla Kazimierza W. w Radomiu, który z zamku tutejszego robił częste wycieczki na łowy do przyległych borów, mieszkańcy prosili króla o danie im przywilejów i obrony przed rozbójnikami. Król miał odpowiedzieć „rad wam dam” i przez tę obietnicę nadał nazwę powstającej osadzie.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 8–9.
  • Nazwę Radomia wyprowadzają też od legendy następującej: Kazimierz W. goniąc pewnego razu w lasach sulejowskich jelenia, wypłoszył z legowiska dzika, który rzucił się na dziewicę zbierającą zioła, król zabił dzika oszczepem, ratując dziewicę od niechybnej śmierci. Dziewicą tą kształtnej postaci i zachwycających wdzięków, była znana w historyi Esterka, która wywarła na króla tak silne wrażenie, że przywiózł ją do zamku radomskiego i częste chwile przy jej boku spędzał, a że król rad był w domu Esterki przebywać, stąd jakoby powstała nazwa Radom.
    • Autor: Jan Luboński
      • Monografja historyczna miasta Radomia, Druk J. Grodzicki i S-ka, Radom 1907, s. 9.

Łazarewicz Cezary/Cezary Łazarewicz

edytuj
  • Potem Witek z Kubą zniknęli. Kuba z ojcem prowadził fabrykę kryształów w Radomiu, Witek wyjechał za gdanicę. Z Gaju wyjechała też Zosia Florek.
  • Historia Janusza Walusia przez niego samego spisana na potrzeby procesu resocjalizacyjnego: „W Radomiu spotykam swoją żonę – Wandę. Jest recepcjonistką w hotelu Europa, w którym wtedy mieszkam. Pobieramy się w styczniu 1976 roku. Na początku wszystko jest fajnie. Nie ma żadnych małżeńskich nieporozumień. W 1978 roku rodzi się nasza córka Ewa. Nasze małżeństwo ulega szybkiemu psuciu. Głównie to moja wina. Może za mało się angażowałem?”

Meloch Katarzyna/Katarzyna Meloch

edytuj
  • Książka Jana Gauzego jest niewątpliwie wierna historii. Historyk, specjalista zweryfikował ją pod względem prawdy historycznej, pochwalił – z pewnością słusznie. Z oceną literacką sprawa nie jest taka prosta. Czekałam na książkę o „Czerwonym Radomiu”. Znam go z opowieści rodzinnych i anegdot. Opowiadano mi między innymi, że gdy się w 1905 roku w Radomiu urodził syn – mówiono: urodził się rewolucjonista; i rzeczywiście wyrosło z tego pokolenia niemało „zawodowych nielegalników”, działaczy.

Olczak-Ronikier Joanna/Joanna Olczak-Ronikier

edytuj
  • Jakób Mortkowicz (tak się wtedy pisało jego imię, przez „ó”) miał w tej dziedzinie poważne osiągnięcia. Już w Radomiu, gdzie chodził do gimnazjum, należał do podziemnych kółek samokształceniowych. Później w Belgii działał w studenckim ruchu socjalistycznym, dzięki czemu zetknął się z Maksem Horowitzem.
  • Ojciec Jakuba – Eliasz – miał w Radomiu księgarnię i antykwariat, stąd zapewne wzięły się u syna intelektualne aspiracje do książek. Ale sądząc z tego, że tak mało mówiło się u nas o rodzinie dziadka, a tak wiele o rodzinie babki, skłonna jestem przypuszczać, ze wstydzono się trochę tych Mortkowiczów.

Pakuła Mateusz

edytuj
  • Ziółek umrze dopiero w 2006 roku, do połowy lat siedemdziesiątych wyszkoli wielu pracowników SB, przez całe lata dziewięćdziesiąte i pół dwutysięcznych, do końca życia, będzie chodził sobie spokojnie po Kielcach i Radomiu.
    • Autor: Mateusz Pakuła
      • Skóra po dziadku, Wyd. AGORA, Warszawa 2024, s. 24.

Pawlak Zacheusz

edytuj
  • Radom. Noc z 1 na 2 września 1942 roku. Miasto zaciemnione, ulice puste. Czasem słychać dudnienie podkutych butów niemieckich zbliżające się, to znów oddalające gdzieś za skrzyżowaniem ulic. Czasem mąci ciszę nocną hałas rozbawionej, podchmielonej grupy żołnierzy wędrujących z knajpy do knajpy, wykrzykujących ochrypłym głosem swoje „Heili, Heila”. Nagle przeciągły ryk syren zagłuszył te nieliczne odgłosy życia. Był to chyba pierwszy alarm lotniczy od września 1939 roku.
    • Autor: Zacheusz Pawlak
      • Przeżyłem…, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1973, s. 11.

Podsiadły-Natorska Ewa

edytuj
  • Radom po raz kolejny (czyli do licha, który? – zaczęłam się zastanawiać – piaty, dziesiąty, a może pięćdziesiąty?) został uznany za „najgorsze polskie miasto do życia”.
  • Krew mi się w żyłach ścinała, gdy słyszałam, że Radom to dziura, prowincja, stolica zupek chińskich i disco polo. Że niby takie dzikie miasto. A najbardziej mierził mnie fakt, że ranking „Najgorszych polskich miast do życia” opracowano, podobno, na podstawie wypowiedzi samych mieszkańców.
  • – Też mnie to wkurza – fuknęłam wytrącona z równowagi, ciągle myśląc o przeklętym reportażu. – Nigdy nie powiedzą o Radomiu niczego dobrego.
  • Redakcja „Głosu Radomia” mieściła się w sercu miasta, na parterze elegancko odrestaurowanej kamienicy przy ul. Piłsudskiego, w sąsiedztwie kościoła garnizonowego.
  • Wróciłam do siebie zadowolona, choć było jasne, że mój jawny sprzeciw wobec pomysłu ośmieszenia Radomia żałosnymi fotografiami nie ujdzie mi na sucho. Moja szefowa była pamiętliwa i mściwa.
  • Padało aż do późnego popołudnia, gdy parę minut po siedemnastej wysyłaliśmy najnowszy numer „Głosu” do drukarni. Z tytułem „Jest aż tak źle?” na pierwszej stronie i dwoma moimi niezłymi zdjęciami przedstawiającymi ulicę Żeromskiego, główną arterię Radomia, oraz tłumy kłębiące się przed urzędem pracy – królowa Zoja uparła się, by pokazać, jak wielu radomian jest bezrobotnych, bo w końcu mniej więcej do tego sprowadzały się te nieszczęsne badania.
  • Patrzyłam na nią i czułam, jak wraca mi dobry humor. Zapomniałam nawet, która jest godzina. Cieszyłam się, że spotkałam się z tą dziewczyną, miała w sobie dużo pozytywnej energii, której poszukiwałam w mieszkańcach mojego miasta. I była żywym przykładem na to, ze w Radomiu można było coś osiągnąć.
  • – Słyszałaś o tych badaniach, z których wynika, że Radom jest najgorszym polskim miastem do życia? – zapytała, gdy patrzyłam na nią zza obiektywu. – Aż mi się gorąco zrobiło, gdy to usłyszałam.
  • – Wiesz, wkurza mnie, że każdy wyciera sobie tym miastem twarz jak ścierką. Niektórym się wydaje, że Radom ledwie zipie. Nasi wyjeżdżają do Warszawy jak do ziemi obiecanej i potem piszą na Facebooku, że mieszkają „w Łorsoł”, a tam się z nich śmieją i nazywają słoikami. Co się więc dziwić, że w badaniach wychodzi potem, jaki to Radom jest beznadziejny.
  • Jej emocje były mi bliskie, jakby je sobie ode mnie wzięła w wieczyste użytkowanie. Obie zapuściłyśmy korzenie w Radomiu i nie podobało nam się, gdy inni zachowywali się, jakby takie postępowanie było głupotą.
  • – Pięknie. – Zacmokał. – Czytałem ostatnio jakiś wasz artykuł. Rozśmieszyło mnie, że nazywają Radom Dziadomiem.

Romanowiczowa Zofia/Zofia Romanowiczowa

edytuj
  • To miasto nazywa się Radom. Znam je, było moje, nie muszę chyba tego taić do jakichś wymogów kompozycji. Mogłabym owszem znać je z opowiadania, to byłoby właściwie wszystko jedno.
  • To miasto opuściłam, gdy Halina w nim pozostała, i to ona za mnie podzieliła jego losy do końca.

W momencie, kiedy ciężarówka skręcała, wiatr odwiał brzeg brezentowej płachty i na jedno mgnienie okaz ukazał mi się Radom.

  • A jeszcze przedtem stale coś się działo, we wszystkim Radom brał udział szczodrze, nie targując się o cenę wolności. Okoliczne lasy, aż po Sandomierz, aż po Kielce rozbrzmiewały echami powstańczych potyczek.
  • W całym Radomiu nie było prądu, dzwonek nie działał. Długo musieli dobijać się, nim odważyła się otworzyć.
  • Bliżej Radomia pasy wężeją i ciemnieją, za to bliżej Opoczna są pyszne i bogate w swej rozmaitej jaskrawości, bez pomarańczowej, obowiązkowej monotonii pasiaków łowickich.
  • Po jego drganiu pleców Halina poznała, że płakał, i przypomniał jej się inny jego płacz, inny wieczór sprzed paru lat, gdy na radomskim dworcu asystowali przejeżdżającej na pogrzeb do Krakowa trumnie Marszałka Piłsudskiego. Nigdy przedtem nie widziała płaczącego mężczyzny.
  • Parę dni później konwój żałobny przejeżdżał przez Radom z Warszawy na Wawel i ojciec zabrał Halinę na dworzec. Wśród gęsto zbitego tłumu panowała taka cisza, że słychać było oddechy zebrane w jeden zbiorowy oddech, jak wznoszący się i opadający wiatr.
  • W drodze powrotnej do Radomia zboczyli z ojcem do Sandomierza, gdzie mieszkał jeden z jego kolegów i dawnych towarzyszy broni.
  • Do Radomia dojeżdżało się dosyć wyboistą szosą. Na górce zaczynały gęstnieć pierwsze, drewniane domki przedmieścia, ustępując miejsca po prawej stronie murowi starego cmentarzyska zarosłego drzewami.
  • W pewnym momencie domki te jakby rozstępowały się, aby odsłonić panoramę Radomia. Stad to zapewne dawny podróżnik najlepiej mógł podziwiać średniowieczne miasto w blasku zachodzącego słońca.
  • Tyle razy jeździła tędy, wracając ze wsi, za dawnych czasów wozem zaprzężonym w Siwego, powożonym przez wuja, i potem autobusem albo okazją, znała na pamięć każdy zakręt, każdą kępę drzew, wiedziała po kolei, co się wyłoni na horyzoncie. Ale teraz to wszystko było zasnute dymami pożarów. Cały Radom drgał, jakby ktoś potrząsał nim z gniewem.
  • Nauczycielka została w Radomiu. Matka powoziła teraz sama, zasiadając często i prowadząc za uzdę konia, który płoszył się i strzygł uszami. Babka trzymałą na kolanach braciszka, który asystował zdarzeniom z nietutejszym spokojem.
  • Zresztą tych rzeczy Halina prawie nie próbowała, czym żyła, Bóg jeden wiedział, według słów pani Dobikowej. Od niej też wiem, co się później działo w Radomiu aż do końca, co stało się z resztą rodziny Haliny, a nawet z Ryfcią i Januszem. Do momentu, w którym ciężarówka skręciła na szosę i wiatr owiał płachtę, wszystko. co opowiadałam o Halinie jest z pierwszej niejako ręki. Żyłyśmy przecież w tym samym mieście, chodziłyśmy tymi samymi ulicami. Byłyśmy w tym samym mniej więcej wieku i te same notatki wpisywałyśmy do brulionu pod dyktando tej samej nauczycielki na lekcjach nauki o życiu współczesnym.
  • Kiedyś, gdy Radom rozwinie się i przesunie nowymi dzielnicami poza figurkę na skrzyżowaniu Wysokiej i Żeromskiego, poza którą za naszych, moich i Haliny czasów, już tylko bardzo nędzna, kocimi łbami brukowana ulica prowadziła na lotnisko, za przejazd kolejowy, zabudowana po obydwu stronach jednopiętrowymi najwyżej kamieniczkami, zapewne rozbierze się te domy pod wysokie osiedla, które już naszkicowane są w projekcie, jak mnie o tym pouczyła moja monografia.
  • To był rok strajków w Radomiu, czyli siedemdziesiąty szósty.
    • Autor: Marek Stelar
      • Krzywda, Wydawnictwo FILIA, Poznań 2022, s. 64.

Święcicka-Łuczyńska Zofia

edytuj
  • Stałam na dworcu kolejowym w tłumie z rodziną. Czekaliśmy długo. Pociąg wjechał powoli, rozdzwoniły się dzwony kościelne, rozszalały werble, zagrzmiały armaty. Tłum falował, było mi duszno. Tata uniósł mnie w górę. – Spójrz – powiedział – i zapamiętaj, to pożegnanie Marszałka, mego dowódcy. Tata był legionistą. Niewiele zapamiętałam, miałam niespełna cztery lata. Resztę opowiedzieli rodzice. Całą trasę przejazdu pociągu specjalnego, który 17 maja 1935 roku wieczorem, wjechał na dworzec w Radomiu, rozświetlały palące się wzdłuż torów ogniska. Na lawecie stojącej na platformie wagonu, tonęła w kwiatach trumna. Pociąg jechał powoli. Ostatnia droga Marszałka trwała całą noc. Na trasie przejazdu przez Radom, Skarżysko, Kielce, Jędrzejów i Miechów stały warty honorowe i tłumy cywilów. Padał deszcz. Wróciłam do domu zasypiając w ramionach ojca. A kiedy w dalekim Krakowie Naczelnego Wodza witał dźwięk dzwonu Zygmunta, obojętna na wielkie wydarzenia, tuliłam do siebie misia.
  • Kiedy niemieckie wojska okupacyjne wkroczyły do Radomia, większość maszyn już wcześniej wywieziono. Ukryto tajne dokumenty dotyczące produkcji broni. Zdążył także ukryć się w Warszawie znakomity, ceniony dyrektor Fabryki, Kazimierz Ołdakowski. Ale kiedy okupant trafił na jego ślad i nie było szans na ucieczkę, popełnił samobójstwo. Zbyt dużą posiadał wiedzę o polskiej broni, na uzyskaniu której zależało wrogowi. Uratował tajemnice. Nie uratował życia…

Zobacz też: