Pacyfikacja Różańca

zbrodnia okupantów niemieckich

Pacyfikacja Różańca – pacyfikacja i wysiedlenie polskiej ludności cywilnej dokonane przez okupantów niemieckich w Różańcu w powiecie biłgorajskim, w gminie Tarnogród na Zamojszczyźnie. Zamordowano około 70 osób w tym większość spłonęła w zabudowaniach.

  • Droga wiedzie przez wieś Różaniec, gdzieś koło Tarnogrodu. Kapliczka, wokół niej mogiły dorosłych i mogiłki niemowląt. Istne wzgórze śmierci! To ofiary rzezi, straszliwej zbrodni niemieckiej. A wśród mogiłek bracia i siostry, matki pomordowanych. Wszystko tu płacze wspomnieniem, wbrew woli. Nie można oprzeć się łzom. Wieś ogromna, ale bez chaty, bez stodoły. Wstępuję do szkoły: barak o ścianach świecących niebem, natłoczony. Dzieci około sto pięćdziesiąt. Pytam: „Dzieci, kto z was był wywieziony do Niemiec?”. Podniosły się niemal wszystkie rączki. Iluż nie wróciło!? A ci co wrócili, zastali we wsi Różaniec pustkowie i różaniec... mogił przy kapliczce. Chodzi się tu bez butów; nawet do szkoły, ale szkoła pełna. Nie ma tu chat, nie ma obór, spichlerzy, nawet drzew, nawet całych kamieni, ale jest szkoła, jest dziatwa, jest wiara w Boga, jest wola życia!
Pomnik ofiar niemieckiego terroru podczas II wojny światowej w Różańcu
  • Niemcy ustawili liczących od 14 do 60 lat w szeregi. Przyprowadzili dwóch schwytanych sowietów. Ci mieli wskazywać osoby, które znają. Pierwszy wskazywał, drugi kulawy powiedział, że nie zna nikogo, bo dopiero wczoraj przyszedł. Byłem tego świadkiem. Stałem w szeregu. Po jakimś czasie zapędzono nas pieszo do Tarnogrodu. Tam zamknięto w kościele. Wieczorem i nocą wywożono do obozu w Zwierzyńcu.
  • Od wczesnych godzin porannych, kiedy ludzie jeszcze spali, Niemcy obstawili całą wieś Różaniec. Kiedy zaczęło świtać podpalali pierwsze zabudowania. Rozpoczęła się brutalna i krwawa pacyfikacja. Ludność była przerażona, wszystkich ogarnęła panika i strach. Wieś zaczęła się palić na długości 5 kilometrów. Kłęby dymu wznosiły się ku niebu, słychać było strzały i płacz. Tego dnia zginęło 62 osoby, spalono 187 gospodarstw, zaś w latach 1939 - 1944 z Różańca zginęło prawdopodobnie 284 osoby, zaś spłonęło ponad 260 gospodarstw. Do dziś pozostał ból w sercach rodzin wywołany bezprawiem i zniewoleniem ponurego okresu wojny. Jednak umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci. Kolejni świadkowie tamtych wydarzeń odchodzą, ale ofiary wojny będą żyły w sercach ludzi dopóty, dopóki żyła będzie pamięć o tamtych okrutnych czasach.
  • Pacyfikacja była częścią realizacji założeń Generalnego Planu Wschodniego, czyli wysiedleń Zamojszczyzny. Głównie były to działania wymierzone w walkę z partyzantką polską, która miała wsparcie ludności cywilnej. Niemcy byli rozwścieczeni takim wsparciem dla, jak to nazywali, „band”. 18 marca 1943 roku rozpoczęli akcję, która miała na celu zlikwidować całe zaplecze dla tych oddziałów. Metodą, jaką stosowali, była odpowiedzialność zbiorowa.
  • Tragedia rozpoczęła się o 6.00 rano. We wsi zatrzymały się samochody i rozpoczął się atak. Nieustannie słychać było eksplozje granatów i strzały. W ciągu dwóch godzin wschodnia część wsi stanęła w płomieniach. Ludzi spędzano w tzw. punkty. W pierwszej części Różańca takie miejsce wyznaczono na moście koło rozlewni mleka. Wiatr skierował ogień w kierunku środkowej części wsi. Niemcy polecili go gasić. Niestety ich decyzja szybko uległa zmianie i już o godz. 8.00 w płomieniach stanęła również ta część Różańca. Nielicznym mieszkańcom udało się uciec dzięki schronieniu w dymie i w wodzie pod mostami. Oprawcy strzelali do ludzi ratujących resztki swojego dobytku. Zabierali kosztowne przedmioty. Tropiono nas jak zwierzęta.
  • Trzymałam się mamy spódnicy, bo byłam najmniejsza. Przyszli esesmani i rzucili granatami w stodołę.
  • Wyjątkowo okrutny był jeden z nich. Znał język polski. Biegał od jednego do drugiego gospodarstwa i strzelał do każdego, kto stanął na jego drodze. Kilkanaście osób z sąsiedztwa zginęło z jego rąk. Pastwił się nad ludźmi. Pięciu kazał przechodzić przez kładkę, strzelał w głowę. Zginęły kolejne cztery osoby. Jedną z ofiar był Maciej Bukowiński, uczestnik I wojny światowej. Ranny w twarz, leżał bez ruchu na ziemi. Niemiec zabił również matkę małych bliźniąt. Ciało leżało na progu płonącego domu. Tylko ta część, która leżała na podwórku nie spłonęła. W innym domu zabił matkę i babcię. Chciał również zastrzelić syna, ale temu udało się ukryć w dymie. Siał postrach. Ludzie ostrzegali się przed jego nadejściem, krzyczeli: „Uciekaj, bo idzie taki, co zabija”. Oprawca, wspólnie z innym Niemcem palił kolejne domy. Z komory zabierali najcenniejsze rzeczy. Ci, którzy próbowali uciekać, zostali zabici.


Zobacz też: