Katarzyna Szymielewicz

polska prawniczka, współzałożycielka i prezes Fundacji Panoptykon

Katarzyna Szymielewicz (ur. 1981) – polska działaczka na rzecz wolności i ochrony praw człowieka, prezeska fundacji Panoptykon.

  • Ci najgłośniej nawołujący do „racjonalnej debaty” zapewne wiedzą, że w sytuacji gigantycznej asymetrii informacyjnej i rzadko spotykanego skomplikowania materii prawnej do stołu będą mogli zasiąść tylko nieliczni. I w gronie tym zapewne przeważą głosy dobrze opłacanych prawników, niekoniecznie występujących w obronie praw demokratycznej większości. Łatwiej jest krytykować debatę publiczną, która siłą rzeczy upraszcza i wyjaskrawia sens projektowanych przepisów, niż podjąć trud pracy u podstaw – na przykład szeroko zakrojonej akcji edukacyjnej, która wyjaśni, o co toczy się gra, co może się zmienić i dlaczego to jest ważne.
  • Coraz częściej celem nie jest dopasowanie produktu do potrzeb klienta, ale wykreowanie potrzeb na podstawie wiedzy o kliencie.
    • Źródło: Maciej Samcik, Wielki brat bank, „Gazeta Wyborcza”, 13 maja 2013.
  • Każde doniesienie o tajnym programie nadzoru nasuwa więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Ale wszystkie one prowadzą do wspólnego mianownika: aparat nadzoru, który został stworzony w imię naszego bezpieczeństwa, działa poza demokratyczną kontrolą i poza jakąkolwiek dyskusją o tym, co konieczne i proporcjonalne. W Stanach Zjednoczonych i w Europie jego prawne fundamenty zostały położone w momencie największego strachu. Patriot Act, FISA, europejska dyrektywa o retencji (zatrzymywaniu na potrzeby bezpieczeństwa) danych telekomunikacyjnych to wszystko owoce paniki po 11 września 2001 r. Łączy je ta sama logika prewencyjnej, masowej inwigilacji. To był moment zmiany paradygmatu i punkt kulminacyjny erozji powojennego systemu ochrony praw człowieka. Reszta dokonała się dyskretnie, na linii tajne służby – prywatne korporacje.
  • Lobbing ma to do siebie, że z definicji nie jest ani zły, ani dobry. To jedna z wielu, zgodna z prawem metoda wpływania na decydentów politycznych. Po korytarzach w Warszawie i Brukseli plączą się wszyscy gracze: biznesowi, pozarządowi i rządowi (bo rządy w Brukseli też muszą swoje wychodzić). Nie brakuje wśród nich nawet instytucji takich jak inspektorzy ochrony danych osobowych czy rzecznicy praw konsumenta. A że niektórzy mają większy budżet, więcej struktur reprezentujących ich interesy i większe przełożenie na ostateczne decyzje? No cóż, taki system polityczny stworzyliśmy i takie relacje władzy akceptujemy.
  • Społeczeństwa krajów Unii są uśpione, bo sądzą, że toczą się prace nad prawem, które zgodnie z nazwą zwiększy ochronę ich prywatności. A więc wszystko OK. Tymczasem jest niebezpieczeństwo, że bardzo ważna i potrzebna inicjatywa Reding może zaowocować zachowaniem status quo albo wręcz pogorszeniem tej ochrony. Obrazowo: Komisja Europejska zaprojektowała dom; my – czyli organizacje pozarządowe – wytykamy jej, że futryny są krzywo i dach trochę przecieka. A środowiska biznesowe manipulują przy fundamentach.
  • To skomplikowana układanka – przesunięcie jednego elementu tworzy szczeliny, które dobry prawnik potrafi wykorzystać w sposób niebezpieczny dla prywatności. Nasze starcie z międzynarodowym biznesem jest dramatycznie nierówne, bo nie dysponujemy ich zapleczem: pieniędzmi i politycznymi wpływami. I trudno nam uświadomić ludziom zagrożenie.
  • Za chwilę może się okazać, że wiedza o nas wykorzystywana jest w sposób dla nas nieakceptowany. Już dziś nastolatki gotowe są świadczyć seks w zamian za ubrania czy inne gadżety, które „muszą” mieć, bo im to wmówiono. Firmy zatrudniają analityków, psychologów, marketingowców, którzy potrafią stworzyć reklamę na miarę każdego z nas. Reklama behawioralna wychowuje młode pokolenie do konsumpcji, nie do wartości, i to się może stać społecznym problemem. Możemy łatwo dojść do punktu, w którym trzeba będzie płacić za zostawienie w spokoju, za niemolestowanie reklamami, niepoddawanie naciskom.
  • Zgodnie z propozycją Reding wszystkie firmy, bez względu na to, gdzie mają siedzibę, jeśli chcą działać na rynku UE, będą musiały stosować się do jednolitych europejskich standardów. To uderza w amerykański model prowadzenia biznesu w sieci, który obecnie dominuje. Jego podstawą jest nierówna wymiana: pozornie darmowa usługa za nieograniczony dostęp do danych. Dlatego spór o projekt rozporządzenia to w istocie spór o hierarchię wartości w społeczeństwie opartym na przetwarzaniu informacji – o to, czy ważniejsza jest nasza wolność decydowania o sposobach korzystania z naszych danych, czy zysk i obietnica rozwoju ekonomicznego.