Franciszek Zawisza (1905–1976) – polski ksiądz, kanonik, dziekan, proboszcz Kolegiaty Zamojskiej, działacz niepodległościowy, społeczny i kombatancki. Więzień niemieckich obozów koncentracyjnych KL Dachau i Oranienburg (KL).

  • Co dwa, trzy metry stał łańcuch esmanów. Wśród krzyków esmańskich, naszczekiwania ich psów maszerowaliśmy w nieznaną przyszłość. Ludzie otwierali okna pobudzeni hałasem transportu. Esmani strzelali do nich. O godzinie 6.00 pociągiem osobowym, mocno strzeżonym wyruszyliśmy via Warszawa, Poznań, Berlin do Sachsenhausen przy Oranienburgu. Po miesięcznej kwarantannie rozdzielono nas na różne bloki. My księża dnia 13 grudnia 1940 roku zostaliśmy przewiezieni do Dachau, gdzie jako więzień przebywałem do dnia 29 kwietnia 1945 roku.
ks. kanonik Franciszek Zawisza
  • Dnia 24 czerwca przygotowano obóz na Rotundzie do transportu. Sprawdzono nazwiska. Od rana zajeżdżały samochody osobowe Lubelskiej Spółki Samochodowej i wywoziły więźniów na Zamek w Lublinie. Ja odjechałem ostatnim samochodem. Profesor Werner pozostał. Na trasie przejazdu od toru kolejowego do koszar stał szpaler ludzi , którzy kiwaniem ręki lub skłonem głowy żegnali kogoś z rodziny lub znajomych. Podziwiałem odwagę p. Kopcińskiej, dyrektorki Szkoły Handlowej w Zamościu, która nas żegnała znakiem krzyża czynionym ręką. W Lublinie trzymano nas również pięć dni.
  • Gdy przyprowadził mnie na Rotundę, z prawej strony bramy stał stół, przy którym siedziało dwóch gestapowców i dolmeczer. Przy murze po tej samej stronie z rękami podniesionymi do góry stali więźniowie, wśród których rozpoznałem p. Lipczyńskiego. Starszego, z Bortatycz. Po spisaniu personaliów gestapowiec powiedział do drugiego – „drei runde”. Nie wiedziałem, co mają znaczyć te trzy rundy. Byłem w sutannie, w ręku miałem walizkę, na sutannie prochowiec. Wokół Rotundy co kilka metrów rozstawieni byli młodzi esmani ze szkoły SS w Janowicach. Uzbrojeni byli dodatkowo w kije wiklinowe. Po raz pierwszy usłyszałem wyraz „los”, „los”. Nie wiedziałem, że to oznacza – dalej, prędzej czy coś podobnego. Zacząłem biec rundki. Esmani bili kijami. Tak trzeba było manewrować, aby przy stojącym esmanie taka była szybkość, aby ten nie zdążył uderzyć. Takich rundek zrobiłem osiem zamiast trzech. W końcu usłyszałem głos oficera gestapo – „genug”. Po tym dosyć wyczerpującym bieganiu zagnany zostałem do celi nr 14. Posiadam ocalały w ciągu pięciu lat obozu spis nazwisk współwięźniów, bez imion. 1. Zajlich, 2. Ks. Zawisza, 3. Jarosławski, 4. Baran, 5. Obniski, 6. Wojciechowski, 7. Różycki, 8. Przekociński, 9. Płachecki, 10. Stańczykiewicz, 11. Bielawski, 12. Jacewicz, 13. Zając, 14. Kuszel. Kim byli? Zajlich – profesor, Jarosławski – młody człowiek z Zamościa, z Nowego Miasta, Obniski – syn sędziego, Wojciechowski – zastępca naczelnika poczty, Przekociński – ogrodnik z ul. Szczebrzeskiej, Płachecki – młody, z Niewirkowa, Stańczykiewicz – rotmistrz z Niewirkowa, urzędnik Płacheckich, Bielawski – inżynier, Jacewicz – oficer, Zając – urzędnik gminy Skierbieszów, Kuszel – urzędnik starostwa w Zamościu.
  • Komenda Rotundy zorganizowała i zaprowadziła regulamin więzienny od pierwszego dnia pobytu. Jedni musieli wykopać obok Rotundy, z prawej strony, latrynę – ustęp. Drudzy musieli porządkować wewnątrz plac Rotundy. Starszym obozu przejściowego został prof. Werner. Każda cela miała swego starszego celi. Raport odbywał się celami. Przy pozycji na baczność starszy celi raportował komendantowi obozu, majorowi SS ze szkoły esmanów w Janowicach. Starszy obozu przejściowego był łącznikiem między więźniami, a komendanturą. Na drugi dzień PCK przyszedł nam z pomocą. Rozdzielano dostarczone przez rodziny paczki i gorącą zupę. Na prośbę p. Wernera ćwiczenia gimnastyczne prowadził ks. Zawisza, któremu PCK dostarczył cywilne ubranie, a zabrał sutannę co było koniecznym w warunkach obozowych. Rotunda już pierwszego dnia miała męczennika. Przy robieniu rundek wykończono Aleksandra Szeptyckiego z Łabuń. W pomieszczeniu obecnego muzeum na Rotundzie gestapo miało swoje biuro i miejsce kaźni. Tam odbywały się specjalne badania i katowania. Każdego dnia doprowadzano kogoś nowego. Do niektórych nie stosowano „rytuału rundek”, których wyjątkowo uniknęli księża Staniszewski i Trochonowicz doprowadzeni na trzeci dzień. Pobyt na Rotundzie trwał pięć dni.

O Franciszku Zawiszy edytuj

  • W pamięci starszego pokolenia parafian zamojskich pozostał jako wielki duszpasterz i wspaniały człowiek. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. (…) Śmierć przyszła niespodziewanie w domu chorego przyjaciela ks. dr Wacława Staniszewskiego. Zamość urządził mu iście królewski pogrzeb.


 

Zobacz też: