Bruno Schulz

polski prozaik, krytyk literacki, grafik i rysownik

Bruno Schulz (1892–1942) – polski prozaik, krytyk literacki, grafik i rysownik.

Bruno Schulz

Księga listów

edytuj

(oprac. Jerzy Ficowski, wyd. Słowo/obraz terytoria, 2002)

  • Czy to nie jest wielka rzecz – znaczyć dla kogoś wszystko?
    • Źródło: s. 130.
  • Dobrze jest i pokrzepiająco – mieć przyjaciół z ducha.
    • Źródło: s. 71.
  • Potrzebny mi jest towarzysz. Potrzebna mi jest bliskość pokrewnego człowieka. Pragnę jakiejś poręki świata wewnętrznego, którego istnienie postuluję. Wciąż tylko trzymać go na własnej wierze, dźwigać go wbrew wszystkiemu siłą swej przekory – jest trudem i udręką Atlasa. Czasem zdaje mi się, że tym wytężonym ges­tem dźwigania trzymam nic na swoich barkach. Chciałbym móc na chwilę złożyć ten ciężar na czyichś ramionach, rozprostować kark i spojrzeć na to, co dźwigałem
  • Słabość ludzi wydaje nam ich dusze, czyni ich potrzebującymi. Bez przywar byliby zamknięci w sobie i nie potrzebujący niczego. Dopiero ich wady nadają im smak i czynią pociągającymi.
    • Źródło: s. 48.
  • To jest największe nieszczęście – nie wyżyć życia.
    • Źródło: s. 163.

Sklepy cynamonowe

edytuj
   Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Sklepy cynamonowe.
  • Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym, jak szósty mały palec u ręki, wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.
  • Materii dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania.

Sanatorium pod klepsydrą

edytuj
   Poniżej znajdują się wybrane cytaty, więcej znajdziesz w osobnym haśle Sanatorium pod Klepsydrą (zbiór opowiadań).
  • Cóż można począć w takim świecie? Jak nie zwątpić, jak nie upaść na duchu, gdy wszystko jest zamknięte na głucho, zamurowane nad swoim sensem, i wszędzie tylko stukasz w cegłę, jak w ścianę więzienia?
  • Siedzę i słucham ciszy. Pokój jest po prostu wybielony wapnem. Czasem na białym suficie wystrzeli kurza łapka pęknięcia, czasem płatek tynku obsuwa się z szelestem. Czy mam zdradzić, że pokój mój jest zamurowany? Jakżeż to? Zamurowany? W jakiż sposób mógłbym zeń wyjść? Otóż to właśnie: dla dobrej woli nie ma zapory, intensywnej chęci nic się nie oprze. Muszę sobie tylko wyobrazić drzwi, dobre stare drzwi, jak w kuchni mego dzieciństwa, z żelazną klamką i ryglem. Nie ma pokoju tak zamurowanego, żeby się na takie drzwi zaufane nie otwierał, jeśli tylko starczy sił, by mu je zainsynuować.
  • Gdyby sztuka miała tylko potwierdzać, co skądinąd zostało ustalone – byłaby niepotrzebna. Jej rolą jest być sondą zapuszczoną w bezimienne. Artysta jest aparatem rejestrującym procesy w głębi, gdzie tworzy się wartość.
  • Miał oczy nieprawdopodobnie błękitne, nie stworzone do patrzenia, tylko do bezdennego zniebieszczania się w marzeniu.
    • Źródło: Republika marzeń
  • Wielkość rozsiana jest skąpo w planie świata.
    • Źródło: Powstają legendy w: W blasku legendy. Kronika poetycka życia Józefa Piłsudskiego, oprac. Krzysztof A. Jeżewski, wyd. Editions Spotkania, 1988, s. 9.

O Brunonie Schulzu

edytuj
  • Schulz jest pisarzem takiej klasy, że jedynym prawdziwym jego czytelnikiem jest tłumacz. Żeby go tak naprawdę przeczytać, trzeba go przetłumaczyć.
  • W tej chwili Schulz jest lepiej znany niż czytany. Znany przede wszystkim jako ktoś zamordowany przez Niemca na ulicy. To wiele Schulzowi jako pisarzowi odbiera. On sam w sobie, bez tego życiorysu, jest potężny, symboliczny i mityczny.
  • I on był masochistą – nieustannym, nieposkromionym – to się czuło w nim bez przerwy. Nie, ten nie nadawał się do panowania! Gnom, maleńki, olbrzymiogłowy, jakby zanadto zalękniony, aby odważyć się na istnienie, był wyrzucony z życia, przemykający się chyłkiem, na marginesie. Bruno nie przyznawał sobie prawa do egzystencji i szukał własnego unicestwienia – nie żeby marzył o samobójstwie, on tylko „dążył” do niebytu całym sobą (to właśnie czyniło go tak po heideggerowsku wrażliwym na byt). Moim zdaniem w tym dążeniu nie było żadnego poczucia winy à la Kafka, był to raczej instynkt co choremu zwierzęciu nakazuje odejść na bok, usunąć się. Był zbędny. Był dodatkowy. Możliwe, że jego masochizm inne także miał oblicza – nie wiem – ale na pewno był też hołdem, złożonym tratującym go siłom bytu.