Autobiografia. Dzieciństwo

Autobiografia. Dzieciństwo – pierwszy tom autobiografii Joanny Chmielewskiej. Cytaty za wyd. Vers, Warszawa 1993.

  • Autobiografia będzie uczciwa. Mogę sobie na to pozwolić z tej racji, że nie mam za sobą przestępstw, które należy ukryć po wieku wieków, amen.
    • Źródło: s. 6
  • Czwórka z religii i czwórka ze sprawowania to były stopnie krew w żyłach mrożące. Lepiej już było dostać pałę z każdego innego przedmiotu.
    • Źródło: s. 222
  • Czyś ty się z choinki urwał, czyś przez most przeskoczył?
    • Źródło: s. 40
  • Dla kariery zeszmaciłam się raz, mianowicie zapisałam się do ZMP. Potrzebne mi było to ZMP jak dziura w moście i szczęśliwie mnie z niego później wyrzucono, ale z wszelkich rozważań, przykładów i licznych informacji wynikało, że bez dodatkowego argumentu na studia się nie dostanę. Pochodzenie miałam niewłaściwe, a protekcji żadnej, pozostawały stopnie w szkole i ewentualnie organizacja młodzieżowa. Omówiłyśmy kwestię w klasie, rozgrzeszyłyśmy się wzajemnie i zapisały się prawie wszystkie, które chciały iść dalej.
    • Źródło: s. 316
  • Duch przekory prawdopodobnie urodził się razem ze mną. Moja matka często i smętnie wspominała swoje zabiegi dyplomatyczne. Rychło poznawszy własne dziecko, udając się ze mną na spacer, z reguły ruszała w stronę przeciwną, niż naprawdę zamierzała podążyć. Dziecko nie zawiodło nigdy, z miejsca zaczynałam ryczeć, wyłaziłam z wózka i energicznie maszerowałam z powrotem.
    • Źródło: s. 39
  • (…) dziadek skompromitował się zmywakiem. Zdarzało mu się niekiedy (…) pójść na kielicha z kolegami i wrócić na lekkim rauszu. Wkradał się wówczas na palcach, usiłując nie budzić rodziny, światła nie zapalał i cichutko szedł spać. Raz wrócił, możliwe, że coś potrącił, babcia otworzyła jedno oko i wyraziła dezaprobatę.
    – W kuchni jest rosół w garnku – rzekła gniewnie. – Możesz sobie wziąć.
    Głodny dziadek posłusznie udał się do kuchni, pomacał po garnkach, znalazł rosół, wypił, spróbował także zjeść mięso, ale jakoś mu nie dał rady. Nazajutrz babcia krzyk wielki podniosła.
    – Kto mi ten zmywak tak poszarpał, co za gangrena jakaś w strzępy podarła?! – awanturowała się. – I dlaczego nie zjadłeś rosołu?! Mówiłam, że na kuchni stoi!
    Dziadek w drzwiach, cichutki i pokorny, smętnie zaprzeczył.
    – Jak to, przecież zjadłem. I dziwiłem się, dlaczego to mięso takie twarde…
    Wypił pomyje i usiłował spożyć zmywak, rosół stał obok, na szczęście wcale mu te produkty nie zaszkodziły.
    • Źródło: s. 16, 17
  • Grali moi rodzice i Teresa, usiłowali dokooptować Lucynę, ale Lucyna była twarda, nie chciała. Na polecenie: „Wychodź!” kładła karty i wychodziła z pokoju.
    • Źródło: s. 291
  • Harówka zaczęła się od razu, od następnego dnia. Moim pierwszym obowiązkiem było zerwać dziewczyny o szóstej rano i poprowadzić gimnastykę. Najtrudniej było zerwać siebie (…).
    • Źródło: s. 272
  • Mówi się, mniej może obecnie, a więcej mówiło w przeszłości: „Równo, sztywno, z bukietem w ręku. pod watowanym parasolem”. Hrabia przybył uroczyście i Lucyna otworzyła mu drzwi. Spojrzała na strój wytworny, odpowiedni wyraz twarzy i bukiet w ręku i z wielkim wyrzutem spytała:
    – No, a gdzie watowany parasol?
    Hrabia zmieszał się tak potwornie, że oświadczyny przez gardło mu nie przeszły, a na bukiecie usiadł. Tym sposobem nie zostałam hrabianką.
    • Źródło: s. 25
  • Najpiękniejszym wydarzeniem szkolnym był „Powrót taty”. Dziewczyny z klasy mojej matki poprzekręcały sobie poemat (…) i moja matka zapamiętała wersję przekręconą. (…) „Dziatnęły krzyki, do przypa ojcadły, płaszczą mu się pod tul na łonie…” Dalej była „buła ogromnawa” i tym podobne perły.
    • Źródło: s. 15
  • Największe powodzenie miała przedwojenna pani generałowa, osoba delikatnego zdrowia, co najmniej pięćdziesięcioletnia, w dni zwykłe rzucająca się w oczy powłóczystym purpurowym szlafrokiem, w którym chodziła rano i wieczorem do łazienki. Ktoś raz okazał niewiarę w jej dolegliwości, mocno eksponowane przy okazji rozmaitych wymagań.
    – …a tak pani dobrze wygląda? – powiedział podejrzliwie.
    – Bo ja, proszę pana, jestem chora na serce, a nie na twarz – odparła dama z godnością i nieco zgryźliwie.
    • Źródło: s. 264
  • (…) nauczyłam się nowej formy życzeń imieninowych, syn gospodarzy, człowiek dorosły, acz młody, był wypychany na imieniny ciotki, nie chciał jechać, uległ w końcu, ale zgniewał się i rzekł:
    – Dobra, żeby mamusia wiedziała, pojadę i powiem jej: kochana ciociu, dziś twego patrona, siadaj na świni, trzymaj się ogona!
    • Źródło: s. 261
  • Ojca nie było, został zmobilizowany, do wojska w ogóle nie dotarł (…). Razem z kolegą błąkał się (…) o głodzie i chłodzie, żywiąc się przez parę tygodni wyłącznie jałowym krupnikiem. Kasza w nim była, gotowana na wodzie, i zdaje się, że nic więcej. I kolega stworzył (…) anegdotę, mianowicie któregoś wieczoru rzekł przed snem marzącym głosem:
    – Wiesz, jak się ta wojna skończy i jak wrócę do domu, ugotuję taki wielki sagan krupniku…
    Ucichł na chwilę. Ojciec przeraził się, że facet zwariował.
    – I co? – spytał możliwie łagodnie.
    – Wyniosę go na schody. I jak kopnę…!!!
    • Źródło: s. 97
  • Po powrocie zastawała sceny krew w żyłach mrożące. Raz znalazła najstarszą córkę w pokoju z woreczkiem mąki, z którego dziecko wydobywało biały pył garściami, siało z zapałem wokół siebie i mówiło „Sip, sip, sip!”
    • Źródło: s. 11
  • Początki Polskiego Radia, jak wiadomo, były dość prymitywne. Nie nagrywano wszystkiego, rozmaite rzeczy szły na żywo, głównie uroczystości (…).
    Odbywały się pierwsze marsze jesienne. Dostojnik wszedł na trybunę i odezwał się w następujące słowa:
    – Towarzyse i towarzyski! Łobywatele i łobywatelki! Wy idzieta w te marsze jesinne na pamiątkie Tadeusa Kościuszki, któren przy boku Armii Radzieckiej pobił hitlerowskiego gada pod Grunwaldem!
    (…) Inne wydarzenia były już może mniej barwne, ale przy którymś tam przemówieniu w plenerze mówca rzekł:
    – A teraz wznoszę okrzyk…
    I w tym momencie w mikrofon poszło potężne, chrapliwe:
    – Beeeee! Beeeee…!
    A zaraz za tym głos ludzki:
    – A pódziesz, cholero! A pódziesz!
    • Źródło: s. 195, 196
  • Podróż trwała dostatecznie długo, żeby znalazł się czas na rozmaite głupoty. Na jakiejś innej stacji kupiłyśmy truskawki i przypomniało mi się nagle, że maseczka z truskawek doskonale robi na cerę. Radośnie, wśród chichotów i ogólnej aprobaty, rozmazałam sobie dwa owoce po brudnej i zakurzonej twarzy i efekt był wstrząsający. Truskawki zaschły, pociąg ruszył, nie miałam wody do zmycia tego upiększenia i pod koniec podróży wyglądałam jak ranny Indianin, osoba chora na czarną ospę i w ogóle mazepa. Nabyte tym sposobem parchy zeszły mi dopiero po paru dniach.
    • Źródło: s. 271
  • Postanowiłam napisać autobiografię.
    Zdaję sobie sprawę, że autobiografię należy pisać przed samą śmiercią, ale skąd, na litość boską, mam wiedzieć, kiedy umrę? Egzystencja, jaką wiodę obecnie, bardzo energicznie pcha mnie w kierunku grobu, i to różnymi drogami.
  • Pożywiała się ta moja matka dosyć dziwnie [w ciąży], mianowicie jadła codziennie dziesięć deko kiełbasy i dziesięć deko landrynek.
    • Źródło: s. 34
  • Przyszła nasza grójecka służąca i powiedziała do naszej wsiowej gospodyni:
    – Pani nie idzie aby do miasta, bo wszystkich ludzi ledykimują.
    Natychmiast gosposia przyleciała do mojej matki i ostrzegła:
    – Ady niech pani nie idzie do miasta, bo wszystkich ludzi deklamują.
    Po czym moja matka poszła do grójeckiej służącej i spytała, co, na litość boską, robią Niemcy z ludźmi w mieście.
    • Źródło: s. 114, 115
  • „Psy na dwór! Dzieci pod stół! Ksiundz nie wołoduch, som całego jajka nie zji, jak zostawi, to wom dom!”
  • To właśnie w Bytomiu nastąpiło wówczas wydarzenie, które wcale nie jest anegdotą, tylko faktem przeraźliwie autentycznym. Z okazji tychże wyborów, a może późniejszej uroczystości, wszystko było udekorowane, sklepy też, i na wystawie jednej drogerii wisiały trzy portrety, Gomułki, Cyrankiewicza i Osóbki-Morawskiego. Pod nimi zaś widniał napis: ŚWIEŻE PIJAWKI.
    • Źródło: s. 198
  • Urodziła wreszcie to cholerne dziecko w szpitalu na Karowej. Poród trwał trzy doby, o co mam do niej pierwszą pretensję. We wczesnym dzieciństwie czułam się winna i pełna skruchy, że omal własnej matki na samym wstępie nie wpędziłam do grobu, później jednakże zrozumiałam, iż winien był całkiem kto inny. Moja matka, pojęcia nie mająca o fizjologii, wstrzymała akcję porodową. Wytrzymała na ból, nie wydała z siebie jęku, a lekarz, nie umiejąc wytłumaczyć sensu sprawy, domagał się krzyku. Cud zwyczajny, że się dziecko w końcu urodziło, żywe, nie uduszone, i z miejsca zastąpiło położnicę, drąc pysk, aż echo poszło po Wiśle.
    • Źródło: s. 34
  • W sąsiednim domu mieszkał zdun, który zasłynął akcją przeciwko teściowej. Wrócił do domu na ciężkiej bani, co bez wątpienia dodało mu kurażu, krzyknął potężnie: „Kto tu rządzi, teściowa czyja?!”, po czym rozebrał piec.
    • Źródło: s. 16
  • W wieku lat pięciu dostałam rozstroju żołądka wielkiej klasy, czyli, elegancko mówiąc, kosmicznej sraczki.
    • Źródło: s. 48
  • Wlazłyśmy do wody obie z Janka, mydląc się gorliwie normalnym mydłem, niechętnym słonej wodzie, słona woda przeszkadzała, Jankę nagle poderwało.
    – No kto się wygłupia z tymi falami?! – wrzasnęła z irytacją.
    – To jest morze – pouczyłam ją (…).
    • Źródło: s. 272
  • Wyrosłam w przekonaniu, iż kłamstwo jest przejawem tchórzostwa, a tchórzostwo to w ogóle ohyda haniebna.
    • Źródło: s. 93
  • Zaraz potem wyszłam za mąż i obawiam się, że w tym momencie moje dzieciństwo skończyło się definitywnie…
    • Źródło: s. 318

Zobacz też: