Zofia Komedowa
Zofia Komedowa (właśc. Zofia Janina Trzcińska, z domu von Tittenbrun; 1929–2009) – polska miłośniczka jazzu, organizatorka, promotorka i manager, guru polskich jazzmanów, muza i żona Krzysztofa Komedy. Pośmiertnie odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
- Byłam nadopiekuńcza. Ja Krzysia nawet strzygłam, bo jemu wciąż szkoda było czasu; albo komponował, albo coś mu się dobrze grało, albo ćwiczył palcówki. Szyłam mu nawet bardzo modne, piękne i kolorowe koszule. Ludzie się zachwycali. To dawało mi ogromne zadowolenie, że sprawiam mu przyjemność i że tak ładnie wygląda. Tak się nim opiekowałam, że nawet przy wyrywaniu zęba stałam za fotelem dentystycznym i trzymałam go za skronie.
- Opis: o Krzysztofie Komedzie.
- Źródło: Komeda, Zośka i inni, sadurski.com, 21 marca 2009
- Inicjatywa, żeby Komeda napisał muzykę do filmu, wyszła od Romana. Tuż po nim zgłosili się Walerian Borowczyk i Jan Lenica. Odpisałam im, że Komeda nie może, bo pisze już muzykę dla Polańskiego. To była jego pierwsza praca, więc nie do pomyślenia było, żeby wziął dwa zamówienia. Bał się, czy on w ogóle to potrafi.
- Opis: o filmie Dwaj ludzie z szafą.
- Źródło: Żółty mustang Krzysia - wywiad z żoną Krzysztofa Komedy, wyborcza.pl, 23 kwietnia 2009
- Zobacz też: Roman Polański
- Nocą przed występem na I Festiwalu Jazzowym w Sopocie spacerowaliśmy po molu. Wtedy w Polsce, jeśli już się grało jazz, to tylko tradycyjny. Mieliśmy tremę, jak ludzie przyjmą ten modern jazz Komedy. I podszedł od nas taki chłopczyk, blondynek i jąkając się, powiedział: „Nic się nie martwcie, ja będę waszym pierwszym kibicem. Będę siedział po turecku przed pierwszym rzędem i wołał: bis!”. I tak rzeczywiście zrobił. Dlatego nazwaliśmy go Kibic. Ale potem nie można się było od Skolimowskiego uwolnić. Ciągle za nami jeździł, chciałam mu okazać za to wdzięczność i załatwiałam, że będzie nam światła ustawiał. Komeda wymyślił, żeby były efekty świetlne, bo to ludziom ułatwi słuchanie, bo przecież nie byli przyzwyczajeni do modern jazzu, a jeździliśmy po różnych powiatowych miasteczkach, żeby zarobić. Ale Skolimowski się na tym nie znał, źle te światła puszczał. I chłopcy – Wróblewski z Milianem – łapali go po koncercie i robili mu „witki a la Skolimo”. Zawijali go w kołdrę i dawali mu łomot.
- On nigdzie, bidak, nie mógł beze mnie być, ani poflirtować sobie za bardzo, bo już trzask prask…, patrzą – Zośka jest przy nim… Ja sobie z tego nie zdawałam sprawy. Wiele lat po jego śmierci zrozumiałam, że nie dawałam mu odetchnąć.
- Opis: o Krzysztofie Komedzie
- Źródło: Komeda, Zośka i inni, sadurski.com, 21 marca 2009
- On wszystko co robił, starał się wykonać perfekcyjnie i był bardzo dobrym laryngologiem. Robił już nawet operacje. Ale tak strasznie cierpiał i tęsknił za muzyką, że jak chodził na poranki filharmoniczne w Poznaniu, to płakał z tęsknoty i radości, że w ogóle słucha muzyki. On nie tylko uznawał i kochał jazz, ale także muzykę poważną; zawsze miał karnet na Festiwal Szopenowski i Warszawską Jesień.
- Opis: o Krzysztofie Komedzie.
- Źródło: Komeda, Zośka i inni, sadurski.com, 21 marca 2009