Wzrost gospodarczy – zwiększenie się rocznej produkcji dóbr i usług w kraju. Jeśli w kolejnym roku w całej gospodarce uda się sprzedać więcej towarów i usług niż w roku poprzednim – mamy do czynienia ze wzrostem gospodarczym.

  • Drugą połowę zeszłego wieku w sferze ekonomicznej zdominowały dwa na pozór niepodważalne założenia, które wpłynęły głęboko na zachowania indywidualne i zbiorowe. Pierwsze brzmiało: PKB kraju stanowi panaceum na wszystkie problemy społeczne, jego wzrost oznacza, że wszystkie bolączki zostaną rozwiązane. Drugie – dążenie do szczęścia idzie łeb w łeb ze wzrostem konsumpcji.
    To przekonanie zrodziło bardzo dużo cierpienia i w sferze materialnej, i w duchowej, naruszyło też poważnie zasoby naturalne naszej planety.
    • Autor: Zygmunt Bauman
    • Źródło: rozmowa Giulio Brottiego, Szczęście to nie kawa rozpuszczalna, „L’Osservatore Romano”, 20 października 2013, przeł. Katarzyna Pawłowska-Salińska, „Gazeta Wyborcza”, 26-27 października 2013.
  • Hipoteza [Gordona] jest klarowna: załóżmy, że wzrost gospodarczy to epizod w dziejach, który trwał jakieś 250 lat. Wcześniej coś takiego, jak wzrost praktycznie nie istniało. Może po 250 latach fajnego ekscesu wracamy do normy. Swoją drogą czeski ekonomista Tomáš Sedláček w świetnej książce „Ekonomia dobra i zła” przekonuje, że spokojnie możemy obyć się bez wzrostu. Tylko musimy zresetować swoje myślenie o życiu, jego jakości i dobrobycie.
  • Można przeprowadzić ćwiczenie umysłowe: co by się stało, gdyby eksport spadł o 25 procent, a import o 60 procent? No cóż, bilans handlu zagranicznego byłby jeszcze lepszy, a wkład tego czynnika we wzrost PKB byłby większy. A przecież byłaby to tragedia zarówno dla zatrudnionych w firmach związanych z handlem zagranicznym, jak i dla budżetu (mniejsze podatki). PKB wzrośnie też, jeśli wzrosną zapasy. Pozostaje jednak pytanie: dlaczego zapasy rosną? Czy dlatego, że firmy wierzą w ożywienie i zapasy zwiększają, czy dlatego, że spada popyt?
  • Nie rozumiem ekonomii. Nie potrafię na przykład zrozumieć obiegu pieniądza. Ani tego, skąd ta cała radosna szczęśliwość wzrostu PKB. Po co komuś czwarty jacht albo piąty dom? Bo że ktoś chce mieć jacht, no to jeszcze jakoś zrozumiem. Ale kolejny? I na jakiej zasadzie nieustanne kupowanie ma napędzać gospodarkę? (...) Codziennie umiera 26 tysięcy ludzi z głodu. A jednocześnie żywności produkuje się coraz więcej, tylko po to, aby bogaci mogli więcej i więcej wyrzucać. Bogaci – czyli również my. System zjada własny ogon. Globalne koncerny puchną ponad miarę i zyskują nieprawdopodobną władzę.
  • Przesadna uwaga poświęcana w indyjskich mediach ludziom sukcesu stworzyła fałszywie optymistyczny obrazek życia w Indiach. A ponieważ do grupy korzystającej na wzroście gospodarczym należą nie tylko biznesmeni, ale także artyści, intelektualiści i ludzie wolnych zawodów, zewsząd usłyszeć można optymistyczne relacje na temat fantastycznego indyjskiego sukcesu. Co jeszcze bardziej niepokojące, stosunkowo zamożna i opiniotwórcza część społeczeństwa łatwo może ulec pokusie, by traktować wzrost gospodarczy jako główny wskaźnik społecznego rozwoju. Martwię się, że ta iluzja sprawi, iż demokratyczna polityka nie będzie się koncentrować w należytym stopniu na rozwiązywaniu problemów społecznych nękających ogromne rzesze mieszkańców.
    • Autor: Amartya Sen, Czy Indie dogonią Chiny?, „Gazeta Wyborcza”, 4-5 czerwca 2011.

Zobacz też: