Wanda Felicja Lurie z domu Podwysocka (1914–1996) – polska nauczycielka, pracownica służby zdrowia, świadek i ofiara rzezi na warszawskiej Woli, nazywana przez historyków Polską Niobe.

  • Gdy pierwsza czwórka dochodziła do miejsca, gdzie leżały trupy, strzelali Niemcy i Ukraińcy w kark od tyłu. Zabici padali, podchodziła następna czwórka, by tak samo zginąć. (…) Podeszłam więc w ostatniej czwórce razem z trojgiem dzieci do miejsca egzekucji, trzymając prawą ręką dwie rączki młodszych dzieci, lewą – rączkę starszego synka. Dzieci szły, płacząc i modląc się. Starszy, widząc zabitych, wołał, że i nas zabiją. W pewnym momencie Ukrainiec stojący za nami strzelił najstarszemu synkowi w tył głowy, następne strzały ugodziły młodsze dzieci i mnie. Przewróciłam się na prawy bok. Strzał oddany do mnie nie był śmiertelny. Kula trafiła w kark z lewej strony i przeszła przez dolną część czaszki, wychodząc przez prawy policzek. Dostałam krwotoku ciążowego. Wraz z kulą wyplułam kilka zębów. Czułam odrętwienie lewej części głowy i ciała. Byłam jednak przytomna i leżąc wśród trupów, widziałam prawie wszystko, co się działo dokoła. Obserwowałam dalsze egzekucje. Wprowadzono nową partię mężczyzn, których trupy padały i na mnie. (…) Wprowadzono dalszą partię kobiet i dzieci – i tak grupa za grupą rozstrzeliwano aż do późnego wieczoru.
Grób Wandy Lurie na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie (kw. 23A, rząd 3, grób 26)
  • W przerwach oprawcy chodzili po trupach, kopali, przewracali, dobijali żyjących, rabowali kosztowności. Ciała dotykali przez jakieś specjalne szmatki. Mnie samej zdjęto z ręki zegarek, nie zauważyli przy tym, że jeszcze żyję. W czasie tych okropnych czynności pili wódkę, śpiewali wesołe piosenki, śmieli się. Obok mnie leżał jakiś tęgi, wysoki mężczyzna w skórzanej kurtce, który długo rzęził. Niemcy oddali 5 strzałów, zanim skonał. W czasie dobijania strzały raniły mi nogę. Leżałam tak przez długi czas w kałuży krwi, przyciśnięta trupami. Myślałam tylko o śmierci, jak długo będę się jeszcze męczyć. W nocy zepchnęłam martwe ciała leżące na mnie.
    • Opis: o rzezi warszawskiej Woli w 1944.
    • Źródło: Szymon Datner, Kazimierz Leszczyński (red.), Zbrodnie okupanta w czasie powstania warszawskiego w 1944 roku (w dokumentach), Wydawnictwo MON, Warszawa 1962, s. 61–65.

O Wandzie Lurie

edytuj
  • Dziennikarze, historycy, prawnicy najpierw nazwali mamę warszawską Niobe, a po krótkich sporach wewnątrz ich klubu dyskusyjnego została polską Niobe.
  • Modliła się. Trzeciego dnia poczuła moje ruchy pod sercem. Musiała wstąpić w nią nadzieja i jakaś nowa siła, skoro udało się jej, postrzelonej, z krwotokiem, w ostatnim miesiącu ciąży wygrzebać ze stosu ciał.
  • Powstanie zostawiło ślady nie tylko na jej zdrowiu. Matka, którą znałem, była sucha, ascetyczna, bezprzymiotnikowa. Wiem, że przed wojną była zupełnie inną osobą – otwartą i radosną.
  • Taki przypadek w Polsce znam jeszcze jeden, w Europie – trzy, na świecie może pięć. To są przypadki kilkukrotnego ocalenia od śmierci i ratowania do życia dla życia, gdzie miłość jest silniejsza od śmierci. Symbol Niobe z greckiej kultury antycznej jest do dziś aktualny.
  • W 1944 r. cudownie ocalała w egzekucji ludności na Woli (…) Wanda Lurie, która podczas rozstrzeliwania była w ostatnim miesiącu ciąży. Gdy zrozpaczona błagała Niemców, by ratowali ją i dzieci, któryś zapytał czym się wykupi. Wyjęła trzy złote pierścionki. Wziął je, ale za chwilę uderzył jej 11-letniego syna: „Prędzej, ty polski bandyto”.