Szajka bez końca – powieść Joanny Chmielewskiej z 1990 roku. Cytaty za wyd. PDW, Warszawa 1990.

Wypowiedzi postaci

edytuj

Joanna

edytuj
  • Będę ci wdzięczna, jeśli zechcesz ominąć kwestię administracji państwowej – przerwałam mu [Mateuszowi] głosem, który mógłby na kamień zamrozić okolice równika. – Nie mów do mnie na ten temat, bo nie odpowiadam za siebie. Wiem, czego się po niej spodziewać (…).
  • Właśnie myślę, co myśleć.
    • Źródło: s. 154

W narracji

edytuj
  • Byłam święcie przekonana, że przez cały czas mówiła do siebie, a wysiadłszy, kontynuowała do mnie. Z reguły pani Kulskiej było wszystko jedno do kogo mówi i kogo uszczęśliwia informacjami, byleby mogła uszczęśliwiać.
    • Źródło: s. 169
  • Mój młodszy syn z rzadką pilnością uczył się matematyki. Już sam ten fakt świadczył, że coś jest nie w porządku.
  • Myśl o Alicji dźgała mnie już nie szydłem, ale zgoła widłami. Jej znajomości wypełniłyby całą książkę telefoniczną, diabli wiedzą, kto tam się koło niej pęta!
    • Źródło: s. 147
    • Zobacz też: myśl
  • Nie musiałam się długo rozwodzić nad jej roztargnieniem, skoro była mu znana. Tę osobliwą cechę, przemieszanie matematycznej ścisłości z beztroską dystrakcją, posiadała prawdopodobnie od urodzenia.
  • Od długiego już czasu całe mieszkanie miałam zastawione i obwieszone suchym zielskiem. Upodobanie do roślinności wyzwoliły we mnie przepisy budowlane, nakazujące prowadzić rury centralnego ogrzewania po wierzchu. Jedną z takich rur, razem z wichajstrem do zakręcania, miałam akurat przed samym nosem, na ścianie za biurkiem i był to widok, który mógł nosorożca wpędzić w depresję. W ramach protestu przeciwko nieludzkim zarządzeniom omotałam rurę bukietami kolorowego zielska i skutek objawił się z miejsca. Urządzenie ogrzewcze zmieniło oblicze i zaczęło budzić okrzyki zachwytu. Zachęciło mnie to do dalszych wysiłków, bardzo szybko zabrakło mi rur, przerzuciłam się na inne formy, niezależne od elementów budowlanych i w rezultacie dekoracjami z mojego mieszkania można by śmiało przeżywić w zimie co najmniej dwie krowy.
  • Oryginalny pseudonim pochodzi od określenia „niedojda”, którym to mianem długo był obdarzany przez grono przyjaciół, aż wreszcie postanowił się wykazać, zaprzysiągł zuchwałe czyny i wówczas stwierdzono, że już nie jest niedojda. Nie niedojda, zatem dojda, i tak mu zostało.
    • Źródło: s. 122, 123
  • Pan Seweryn, człowiek anielskiej dobroci, pełen dziecięcej ufności do świata, posiadał jedną zasadniczą cechę, potężnie rozrosłą i na wszystko odporną. Był mianowicie roztargniony. Był roztargniony do tego stopnia, że potrafił zapomnieć, jak się nazywa. Można by wręcz powiedzieć, że istniało olbrzymie, gigantyczne roztargnienie, a do niego skromnie doczepiony był pan Seweryn.
    Nie zdarzyło mu się, żeby w chęci pójścia do kina skojarzył prawidłowo trzy decydujące o sukcesie elementy: dzień, godzinę i miejsce. Jeśli nawet trafił do właściwego budynku i na właściwą godzinę, data okazywała się inna, jeśli data i godzina były w porządku, inne okazywało się kino. Nauczona doświadczeniami żona pana Seweryna odbierała mu bilety i pilnowała ich osobiście.
    • Źródło: s. 11

Alicja Hansen

edytuj
  • Naprawdę trzeba to oglądać w tej pozycji? Myślałam, że odgadywanie tajemnic polega na pracy umysłowej, a nie na ćwiczeniach gimnastycznych?
  • To jest zegar mojej ciotki (…). Właśnie: jest nie: był, bo nie uznaję zmiany właściciela rzeczy zrabowanych.

Robert

edytuj
  • (…) nie wiesz, co to znaczy cmokać? Tak cmok, cmok, cmok…
    • Źródło: s. 166
  • Trzeba mnie zawieźć do kumpla czym prędzej. Najlepiej jeszcze dziś albo nawet wczoraj.
    • Źródło: s. 28

Inne postacie

edytuj
  • Wydaje mi się, że ma jakiś uraz na tle mężczyzn. Chce nimi pomiatać, a oni tego nie lubią. Mści się za coś, czy co? Poza tym nie interesuje jej nic poniżej Gregory Pecka, ale gdyby przyszedł Gregory Peck, natychmiast kazałaby mu wynieść śmieci.
  • (…) zawsze trudniej trzasnąć dwie osoby, niż jedną.
    • Postać: Maciej
    • Źródło: s. 115
    • Zobacz też: morderstwo

Dialogi postaci

edytuj
  • – Byliśmy w Wałbrzychu i przyjechaliśmy przez Złotoryję – powiedział Maciek.
    – Przez Złotoryję! – ucieszył się sierżant. – Piękna trasa. Żadnych przeszkód państwo nie mieli?
    – Owszem, mieliśmy – powiedziałam zgryźliwie. – Jeden objazd i jednego półgłówka.
    – Co proszę, słucham?
    – Półgłówka na motorze – uzupełnił Maciek. – Jak ktoś się upiera pompować dziurawą dętkę, to co on jest? Einstein?
    • Źródło: s. 134
  • – Mam latarkę – pochwaliło się moje dziecko i wyciągnęło spod siedzenia półmetrową maczugę.
    Zainteresowałam się.
    – Można tym komuś rozbić łeb?
    – Jeszcze jak! Specjalnie wybierałem najcięższą. I mam wytrych. Wygrzebał z kieszeni kawałek prymitywnie wyklepanego żelastwa.
    • Źródło: s. 176
    • Zobacz też: latarka
  • – Musiałbym… Aż ci nie śmiem tego powiedzieć…
    – No co byś musiał, do licha?! Ożenić się ze mną, czy co?!
    – Tak daleko moje poświęcenie nie sięga.
    • Opis: rozmowa Mateusza i Joanny.
    • Źródło: s. 101
  • – Potem jeden człowiek powiedział mi mnóstwo rzeczy i umarł – zakomunikowała Alicja, w skupieniu studiując kalendarzyk.
    Odczekałam długą chwilę.
    – Może odrobinę za mocno streściłaś tę informację – zauważyłam w końcu delikatnie.
    • Źródło: s. 78
  • – Szuka pan faceta, którego pan nie pamięta, i spodziewa się pan znaleźć kobietę, która nie ma z nim związku?!
    – A może…?! – wykrzyknął pan Seweryn z tak zuchwałą nadzieją, że skołował mnie do reszty.
    • Źródło: s. 14
  • – Ten facet – powiedziałam powoli i uroczyście – leżał u mnie pod szafą. Przeszło piętnaście lat…
    – Do tego stopnia nie sprzątasz? – zdziwiła się Alicja.
    – Nie. Nie leżał PRZEZ piętnaście lat, tylko przeszło piętnaście lat TEMU. Ile czasu leżał, nie wiem, chyba co najmniej kwadrans.
    – No, przez kwadrans nie zamiatać, to dość zrozumiałe…
    • Źródło: s. 26
  • – To jest deska Gaci!
    – Jakich gaci? – spytał mój syn nieufnie.
    – Nie jakich, tylko jakiej. Jedna moja przyjaciółka nazywa się Gacia i to jest jej deska. Powinnam jej chyba oddać, kompletnie o tym zapomniałam…
    – Ładnie się nazywa – pochwalił mój syn.
    • Źródło: s. 63

Inne cytaty

edytuj
  • Pana Seweryna spotkałam przypadkiem (…) Wpatrywał się w okna okolicznych budynków mieszkalnych zadzierając głowę, schodził z chodnika na jezdnię i o mało go nie przejechałam. Ucieszyliśmy się obydwoje nadzwyczajnie.
    – Nic się pani nie zmieniła! – zapewnił mnie pan Seweryn z zachwytem. – Nic a nic! Ciągle młoda! Ciągle piękna!
    Rzecz gustu, jak wiadomo, nie to ładne, co ładne, tylko to, co się komu podoba. Pan Seweryn zawsze miał dziwne upodobania.
    • Źródło: s. 10

Zobacz też

edytuj