Robert Rient

polski dziennikarz, reportażysta, pisarz

Robert Rient (ur. 1980) – polski dziennikarz, reportażysta i pisarz.

Robert Rient (2013)

Świadek edytuj

  • Boże, Ty, co mi życie zaplanowałeś, Ty, który kładziesz przede mną śmierć dla mojego dobra, Ty, który kochasz w sterylnych warunkach.
  • Jeszcze tego nie wiem, ale nigdy nie nauczę się spać z mężczyzną, którego pożądam. Co chwilę podglądam przez zmrużone oczy, potem je otwieram i patrzę ze śmiałością, opuszkami palców dotykam skóry, kości policzkowych, odsuwam się, by usnąć, i tęsknię, więc wracam, a wtedy, gdy skóra dotyka skóry, wszystko we mnie czuwa, nie śpi.
  • Ostatecznie to, kim jestem dla ciebie, nie jest tym, kim jestem.
  • Potrafię odmówić Bogu swemu wieczornej pogawędki.
  • – Przestałeś mnie kochać? – Nie przestałem. – Tylko co? – Tylko moje ciało tego nie umie.
  • Religia mówi: Gdy wszystko wyznasz, Bóg ci wybaczy. Grzeszysz. Potrzebujesz zbawienia. Jesteś na drodze do doskonałości. Psychologia mówi: Gdy wszystko wyznasz, będziesz uzdrowiony. Cierpisz. Potrzebujesz pomocy. Doskonal się cały czas.
  • Religia założyła mi gacie z drutu kolczastego.
  • Wyznawcy muszą się czuć winni. Zanim uwierzą w Boga, muszą wierzyć w grzech. Wstyd, tak jak kontemplowanie zła, jest skutecznym mechanizmem kontroli. Oto zagrażający świat, oto jego strażnicy. Im większe poczucie winy, tym większa potrzeba zbawienia, tym gorliwsza wiara.

Przebłysk. Dookoła świata, dookoła siebie edytuj

  • Czułem głód, bo szukałem. Nie szukałem dlatego, że czułem głód.
  • Dopóki mama pozostaje słowem, można ją angażować w każdą historię. Ta, która mnie urodziła i wykarmiła, ta, która mnie chroni i ubiera, jest maltretowana. Mogę uznać ją za słowo i w ten sposób oddzielić się od niej, wierząc, że stanowię indywidualny, niezależny twór. Mogę też uznać, że istnieję i doświadczam wyłącznie w zależności od Ziemi.
  • Jestem częścią bardzo starej pieśni, która była przede mną, która zostanie, gdy umrę, którą stwarzam.
  • Jestem tylko etapem w jego życiu, wiem o tym od początku. Prowadza się z rybakiem, są razem, widziałem, stąd ta obroża na szyi. Jak patrzy w morze, to wypatruje swojego rybaka. Rudy przychodzi i odchodzi, kiedy chce, uczy mnie tego. Będąc tutaj, tak daleko od tych, których kocham, i tych, których znam, tych, których lubię i nie lubię, czasami zastawiam się, na ile spotkania z ludźmi są nawykiem, a na ile odpowiedzią na realną potrzebę. I kiedy, podczas których spotkań, naprawdę wydarza się bliskość. Rudy przychodzi i odchodzi dokładnie wtedy, kiedy ma przyjść i odejść, w końcu kto oprócz niego mógłby o tym lepiej wiedzieć.
  • Każda próba odebrania wolności innej istocie jest świadectwem snu.
  • Kiedyś, pod czujnym okiem mamy i taty, udało mi się postawić pierwszy krok. Czasami myślę, że to moje ostatnie samodzielne osiągnięcie, reszta jest przetwarzaniem. Moja wiedza o świecie, kosmosie, Bogu, prawie grawitacji, kolonizacji, zazdrości, miłości, wybaczaniu, a w końcu przebudzeniu jest podarunkiem od ludzi. Czuję się przepełniony. Chcę wiedzieć, kim jestem bez tych wszystkich idei, zasad i wartości, które otrzymałem w spadku.
  • Nie tylko Chrystus umarł za nas, Europejczyków. Umarli za nas Indianie, Inkowie, Majowie, Aztekowie, umarli za nas Aborygeni i Maorysi. Może pod krzyżem katedry w Cuzco siedzi Chrystus, którego nie potrafimy rozpoznać.
  • Od podróży z plecakiem znacznie bardziej heroiczne i wymagające uważania na siebie wydaje mi się słuchanie wiadomości, chodzenie do pracy, która zabiera osiem, a z dojazdami dziesięć godzin, płacenie rachunków, życie historią ludzi z telewizora, których nigdy nie spotkałem, ale w imię których gotów jestem znienawidzić innych ludzi, którzy wybrali historię innych ludzi z telewizora, gromadzenie rzeczy i wyposażanie domu, martwienie się, ciągłe martwienie się o to, co może się wydarzyć, jak się do tego przygotować, co powinienem mieć, osiągnąć, kim być, zwłaszcza w porównaniu z tymi, którzy – co wyraźnie potwierdzają ich osie czasu na Facebooku – już kimś są.
  • Podstawą snu jest wiara, że ja się urodziło, ja doświadcza i w końcu ja umiera. Ale tożsamość może istnieć wyłącznie w formie opowieści.
  • Przestrzeń zawiera w sobie umysł i świadomość, w takim samym stopniu, w jakim zawiera piasek, fale i szum, nie utożsamiając się z umysłem, świadomością, piaskiem, falami i szumem. Im cichszy staje się świat obok mnie, im mniej słucham innych kompulsywnych umysłów, tym częściej odsłania się przestrzeń.
  • Przez lata pracy jako trener interpersonalny zachęcałem ludzi, by obserwowali swoje ciało, emocje, myśli, by nauczyli się je rozpoznawać i wyrażać, nieświadomy, że zachęcałem do oceniania, nie obserwacji. Przyglądanie się sobie, by znaleźć spokój, złość czy źródło smutku, stwarzało spokój, złość i źródło smutku. Kolejne lata spędziłem na praktyce medytacji vipassana. Jednak również w trakcie medytacji istniał przedmiot obserwacji, którym był oddech – naturalny wdech i naturalny wydech. Najmniej inwazyjny i niewymagający afirmacji, ale jednak przedmiot obserwacji. Gdy teraz obserwuję nic, okazuje się to najbardziej ekscytującym i przerażającym doświadczeniem. Obserwowanie z pozycji kamienia wyklucza zbieranie przydatnych informacji czy nakierowanie uwagi na cokolwiek. Bezpośrednio łączy w sobie dwie skrajności, absolutny bezruch i efemeryczność. Kamień istnieje bez oddechu.
  • Staję przed lękiem, wytresowany, że muszę stanąć z nim twarzą w twarz, znaleźć jego źródło, zmierzyć się z nim – albo przejść przez lęk, przepracować go, pokonać. Lata w pracowni psychologicznej nauczyły mnie, że lęk obok złości, smutku i radości jest podstawową emocją, że jest potrzebny, o ile nie przekracza tak zwanej normy. A jeśli przekracza, trzeba wyrazić stłumiony lęk w bezpiecznej przestrzeni i przy zaufanej osobie, wtedy się zmniejszy. Ale nie zniknie, bo jest w nas wpisany. Z drugiej strony jest nowomowa psychologiczno-coachingowa, która głosi akceptację siebie jako wyjątkowej osoby. Uznać, że rodzice są odpowiedzialni za to, kim jestem, wskazać winnych, wybaczyć, spojrzeć w lustro z miłością, powtarzać afirmacje typu „kocham siebie” „jestem zwycięzcą”. Jest również trzecia strona, skonstruowana z ironii intelektualistów i cyników. Zaprzeczyć lękowi, przeszłości i temu, co czuję, kpić z duchowości, wyśmiać porażki i tych, którzy popełniają błędy, ukryć pogardę do siebie przez obdarowywanie nią innych, krytykować, być złośliwym i zabawnym, opowiadać anegdoty o ataku paniki. Lęk traci twarze. Mogę mu ją nadać, ale za każdym razem będzie to maska upiora, zwanego w zachodniej kulturze urojeniem. Bawię się z lękiem.
  • Uczę się odgłosów morza, które brzmi jak szaleniec w manii. Orkiestra, która nigdy nie zagra, ale cały czas się stroi.

Inne edytuj

  • Mieliśmy wodę, banany, batoniki energetyczne. Tłum płynął, rodziny z dziećmi na rękach, młodzi mężczyźni, w tym jeden bez nogi, starsze kobiety, zmęczone twarze. To, co mieliśmy, skończyło się w kilka minut. A później podszedł do mnie mężczyzna z prośbą o buty, skóra schodziła mu z nóg. Nie mieliśmy już butów. Poczucie bezradności, niemoc, ta myśl, że wszystkim, a nawet większości nie pomogliśmy, wpędza w rozpacz. Nie wiem, na ile podanie komuś butelki z wodą ma sens, ale może właśnie chodzi o tę krótką chwilę, w której jestem spragniony, a ktoś podaje mi butelkę z wodą. Może chodzi o gesty.
  • Moja terapia polegała na tym, że nie otrzymywałem odpowiedzi na pytania, które zadawałem, otrzymywałem natomiast dodatkowe pytania. I płaciłem za to spore pieniądze. Ewidentną korzyścią było jednak to, że od ponad roku utrzymywałem się w stałej relacji z kobietą.
    • Źródło: Chodziło o miłość
  • Spośród różnych używek, których spróbowałem, najbardziej zaburzające jest ćpanie religii.
  • Żyjemy w świecie, w którym codziennie za grubymi murami mordowane są miliony zwierząt, a my kupujemy ich ciała zapakowane w kolorowe opakowania. Bo lubimy też sterylnie jeść. Te martwe ciała są pocięte na fragmenty, posolone, albo zamarynowane, uwędzone, ładnie są pocięte. Nie chcemy widzieć filmów dokumentalnych, na których ludzie zabijają maczetą ludzi. Rwanda to przecież 1994 rok. Holocaust wydarzył się niedawno, a w głowach tych, którzy ocaleli i ich dzieci trwa nadal. Tych przykładów jest mnóstwo. Bo można oszaleć od nadmiaru, od całej jaskrawości, o której pisał Stachura. Dlatego już dzieci uczy się gry w role, gry w posłuszeństwo lub rozpychanie się, osiąganie sukcesów, kończenie kursów, łaszenie się i kokietowanie, wspinania się po drabinie, która jest iluzją, bo przecież śmierć i tak przyjdzie, i wszystko zabierze, każdemu z nas. Ale mało kto kontempluje tę myśl, a przecież to ona daje wolność.

O Robercie Riencie edytuj

  • Chciałabym Roberta Rienta prosić, by odpytał dziecko we mnie, z jego potrzeb i marzeń, by mogło wreszcie dorosnąć i żyć szczęśliwie.
  • Potraktować siebie jak bohatera reportażu, a ze swojego intymnego życia stworzyć fabułę non-fiction – to duża odwaga. Bo Świadek to rzadka rzecz – autoreportaż. Robert Rient napisał książkę, jakiej potrzebuje sporo z nas, czytelników – książkę o zamianie jednego życia na inne. Jak porzucić rodzinę, własne środowisko, wpajane w dzieciństwie wartości i nie oszaleć? Bohater/autor to wie, ale zapłacił za swoją decyzję wysoką cenę. Życie da się wymienić!
  • Rient dorobił się swojego stylu, języka i pewnie czytelników, których będzie coraz więcej, ma szwung, ma pióro.