Pożegnanie jesieni

Pożegnanie jesieni – powieść Stanisława Ignacego Witkiewicza z 1925 roku.

Stanisław Ignacy Witkiewicz, autor powieści
  • A czy Bóg, gdyby chciał, mógłby stworzyć drugiego Boga, takiego samego – przecież jest wszechmocny. Wtedyby się nie nudził.
    • Źródło: wyd. Drukarnia Narodowa F. Hoesick, Warszawa 1927, s. 262.
    • Zobacz też: Bóg
  • A jednak dobrze jest, wszystko jest dobrze. Co? – może nie? Dobrze jest, psiakrew, a kto powie, że nie, to go w mordę!
    • Opis: ostatnie słowa powieści.
  • Bądź co bądź żałował w tej chwili, że nie jest hrabią. „Takiemu to zawsze wypada zginąć w tych czasach. Może to zrobić z czystym sumieniem”.
    – Taziu, Taziu! Odbierasz mi jedyną wiarę. W ciebie tylko wierzę i to chcesz mi zabrać. Razem zginiemy pięknie. Beze mnie zamrzesz w najgłupszy sposób między tymi babami; ja wiem wszystko: Zosia i tamta, anioł z prawa i demon z lewa. Jedna warta drugiej. A potwory, puste doły, które zasypujemy diabli wiedzą po co, rzucając w nie, co mamy tylko najwartościowszego.
    – Nas nie ma co żałować. Zupełnie dobrze obejdzie się bez nas ludzkość.
  • Całowała się z nim do utraty zmysłów, w wolnych od innych rozrywek chwilach, a potem odpłacała mu swój upadek zupełnem lekceważeniem. Upokorzony, zazdrosny i coraz więcej rozjadowiony wracał do niej, jakgdyby był przywiązany na gumce. Nie mógł nawet użyć jako antydotu innych kobiet — miał do nich wstręt nieprzezwyciężony.
  • Co by dał, aby móc być z czystym sumieniem homoseksualistą, artystą, kokainistą – w ogóle jakimś „istą”, wszystko jedno jakim – nawet sportsmenom zazdrościł manii sportowej. A był tylko skomplikowanym umetafizycznionym masochistą.
    • Opis: o Atanazym.
  • Dawni ludzie nie potrzebowali sportu: byli zdrowi i silni z natury. Dziś sport zabija wszystko, zastępuje nawet sztukę, która upada coraz bardziej. Ja sam bardzo lubię narty, ale nie znoszę, jak z was, sportsmanów, robi się największe chwały narodów i kiedy wasze idiotyczne rekordy zajmują tyle miejsca w gazetach, gdzie tego miejsca nie ma na poważną artystyczną krytykę – bo ta, która jest, to są bzdury – i na polemikę w kwestiach sztuki.
    • Opis: Atanazy do Tvardstrupa.
  • I teraz leżeli oto: jedna kupa mięsa i dwa duchy na przeciwległych krańcach Mlecznej Drogi, złączone straszliwą, bezmyślną, wielką, idealną miłością.
    • Opis: o Zosi i Atanazym.
  • Jego jasnozielone oczy, prosty nos i dość dumne, łukowate usta koloru surowej wątroby stanowiły względnie sympatyczną grupę widzialnych organów jego ciała.
    • Opis: o Atanazym.
  • – Jesteś głupi, Aziu. Zasłaniałeś mi istotę życia, kiedy chciałam się pogodzić z jedynym prawdziwym katolickim Bogiem. Jestem już poza tym.
    • Postać: Helia Bertz
  • (…) jeśli się żyć pięknie nie może, należy przynajmniej pięknie skończyć (…)
  • Kocha, biedactwo! Kiedyż pan zdołał popełnić to szalone głupstwo?
  • Kocham cię — wyszeptała i pocałowała go lekko w czoło, zamiast ugryźć w wargi, na co miała ochotę.
  • Ludzkości nie ma: są tylko typy dwunożne tak od siebie różne jak słonie i żyrafy. A jeśli jednolita ludzkość będzie kiedyś istnieć, to w formie takiego mechanizmu, który niczym się nie będzie różnił od ula albo mrowiska.
    • Postać: Atanazy Bazakbal
  • Mania samobójcza, która czyniła z niej jednak mimo wielu niesmaczności coś wzniosłego i nieuchwytnego — wszystko to razem podniecało go do niej w tej chwili w sposób wstrętny i upokarzający.
  • Minęły czasy metafizycznej absolutności sztuki. Sztuka była dawniej jeśli nie czymś świętym, to w każdym razie „świętawym” – zły duch wcielał się w ludzi czynu. Dziś nie ma w kogo – resztki indywidualizmu życiowego to czysta komedia – istnieje tylko zorganizowana masa i jej słudzy. Od biedy zły duch przeniósł się w sferę sztuki i wciela się dziś w zdegenerowanych, perwersyjnych artystów. Ale ci nikomu już nie zaszkodzą ani pomogą: istnieją dla zabawy ginących odpadków burżuazyjnej kultury.
  • Może wielkość jest w tym, aby być właśnie tym, którym się być ma, w tym wypełnieniu, w wejściu wszystkiego w odpowiednie miejsce…
    • Opis: Atanazy Bazakbal do Heli Bertz.
  • Na samą myśl o wojnie dostaję drgawek obrzydliwej nudy. Małość tego, dla czego by można zginąć, przeraża mnie.
    • Postać: Atanazy Bazakbal
  • Nienawidzę jej za to, że muszę ją aż tak kochać.
  • Podoba mi się pani, jak nikt dotąd i wiem, że nikt tak podobać mi się nie będzie: Właśnie taka, jaka pani jest: bogata, ordynarna, żydowska chamka. Pani jest wcieleniem, tajemnicy wschodu na blond z niebieskiem, jest pani jedyną istotą, z którą chciałbym mieć syna — ten nie byłby degeneratem.
  • Sport rekordowy niczego nie odrodzi, tylko dogłupi jeszcze tych, których nie ogłupił dancing, kino i mechaniczna praca.
    • Postać: Atanazy Bazakbal
  • Symptomem najgorszego upadku jest to, jeśli zaczynamy zazdrościć ludziom żyjącym złudzeniami.
    • Postać: Atanazy
  • W tej chwili z przyjemnością zbiłby ją batem do krwi. „Anielskie bydlątko, czysty duszek. Boże! — za co ja kocham tak okropnie ten kawałek anemicznego mięsa z zielonemi oczkami“ — jęknął prawie i w tej samej chwili ujrzał tuż przed sobą błękitne, ukośne oczy Heli i krwawe, nagle napęczniałe, szerokie jej usta.
  • (…) umiała mówić rzeczy zdolne przewrócić mózg do góry nogami, czyniąc z niego tylko jakiś nędzny nowotwór na organach płciowych (…)
    • Opis: o Heli Bertz.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • Z góry odpieram zarzut, że powieść ta jest pornograficzna. Uważam, że opisanie pewnych rzeczy, o ile one dają pretekst do wypowiedzenia innych, istotniejszych, musi być dozwolone. Stefan Żeromski umieścił odnośnik w „Przedwiośniu“, w którym pisze, że wstrzymuje się w danem miejscu od opisu pewnych scen, dlatego, że polska publiczność tego nie lubi. Nie uważam tego za słuszne. Wobec tego co piszą Francuzi (przychodzi mi na razie na myśl: Mirbeau, Paul Adam, Margueritte), nie uważam, żeby rzeczy zawarte w tej książce były zbyt przepotwornione. Czasem lepsza jest kropka nad „i“ i ogonek przy „ę“, niż dyskretne kropeczki i myślniki. Od czasu jak Berent, wydrukował słowo „skurwysyn“ („Ozimina“), a Boy zdanie, w którem było wyrażenie: „rżną się jak dzikie osły“ (Przedmowa do „Panny de Maupin“) uważam, że można się czasem nie krępować o ile to opłaca się w innym wymiarze. Oczywiście zawsze można powiedzieć: „co wolno księciu, nie wolno prosięciu“, — trudno: trzeba zaryzykować.
  • Zdrada kobiety jest zupełnie czymś innym niż zdrada mężczyzny. My wkładamy tylko to w tamto, one wkładają w to (w co?) uczucie.
  • Żyć, będąc niezdolnym ani do życia, ani do śmierci; z świadomością małości i nędzy swoich idei; nie kochając nikogo i przez nikogo kochanym nie będąc; być samotnym zupełnie w nieskończonym, bezsensownym (sens jest tu rzeczą subiektywną) wszechświecie – jest rzeczą wprost okropną.