Nikt nie wyjdzie stąd żywy. Historia Jima Morrisona
Nikt nie wyjdzie stąd żywy. Historia Jima Morrisona – książka Jerry'ego Hopkinsa i Danny'ego Sugermana o Jimie Morrisonie, wokaliście zespołu The Doors. (ang. No One Here Gets Out Alive, tłum. Grzegorz Grątkowski).
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Jim mógł nosić to samo ubranie całymi tygodniami, aż stawało się brudne i cuchnące. Kiedyś nawet jeden z nauczycieli, zaoferował mu pomoc finansową. Ale gdy dostał od matki pięć dolarów na nową koszulę, kupił ją za dwadzieścia pięć centów w sklepiku Armii Zbawienia, a resztę wydał na książki.
- Oboje starsi Morrisonowie byli abstynentami i choć dziadek miał słabość do psich wyścigów, w ich luksusowym domu, stojącym w eleganckiej dzielnicy, panował fundamentalizm. Jim prześmiewał się z nich. Lekceważył ich prośby o ścięcie włosów, o golenie się, o zmianę ubrania, o pójście do kościoła. Groził, że sprowadzi do domu murzyńską dziewczynę i zostawiał w swym pokoju puste butelki po winie. Czasami nie odzywał się całymi dniami; wkraczał w ścisły rozkład dnia dziadków, a potem wychodził cichy niczym czarny dym.
- Jim zachęcał Fuda, by chodził razem z nim pod dom Joy Allen przy ujściu rzeki, gdzie podglądali Joy i jej matkę przebierające się do kąpieli.
- Bycie poetą to coś więcej niż pisanie wierszy. Bycie poetą to również podjęcie szczególnego zobowiązania: by zaakceptować tę tragiczną rolę, jaką wyznaczył los, cieszyć się nią i godnie ją wypełniać.
- Gdy spóźniał się do szkoły, opowiadał wydumane historyjki o tym, jak złapali go bandyci albo jak został porwany przez Cyganów. Za którymś razem wyszedł nagle z klasy, oznajmiając próbującemu go zatrzymać nauczycielowi, że udaje się właśnie na operację guza na mózgu.
- Interesuje mnie wszystko to, co wiąże się z przekraczaniem i łamaniem ustalonego porządku, z rebelią, dezorganizacją, chaosem.
- Ja nie wyjdę. – To wy musicie wejść do mnie. Na moje łono, do mojego ogrodu, gdzie się ukazuję. Gdzie mogę zbudować wszechświat wewnątrz czaszki, by rywalizować z rzeczywistością.
- Jeśli celem mojej poezji jest osiągnięcie czegokolwiek, to ma ona chronić ludzi przed ograniczeniem ich postrzegania i czucia.
- Jim opowiedział też Fudowi, że odbył stosunek z dwiema dziewczynami naraz, i to w swym własnym pokoju, w czasie, gdy matka poszła po zakupy. Fud pokręcił głową z zazdrością i zrewanżował się innym kłamstwem.
- Jim stawał po cichu w ogrodzie i wpatrywał się w okno jej sypialni na pierwszym piętrze. Tandy opowiada, że zawsze się budziła, ale gdy schodziła na dół, jego już nie było. Gdy zarzucała mu, że ją budzi, zapewniał, że nie wychodził z łóżka.
- Logicznym rozwinięciem ego jest Bóg.
- Lubię pić, alkohol rozluźnia ludzi i pomaga w nawiązywaniu rozmowy. To taki hazard; wychodzisz wieczorem się napić, a nie wiesz, gdzie wylądujesz następnego ranka. Może być wspaniale, może nastąpić katastrofa – tak jakbyś rzucał kostką. Różnica pomiędzy samobójstwem a powolną kapitulacją.
- Mam tak dość tego wszystkiego. Ludzie widzą we mnie gwiazdę rock and rolla, a ja już nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie mogę już z tym wytrzymać. Chciałbym, żeby mnie nie poznawano – w końcu, co oni sobie myślą; że kim jest Jim Morrison?
- Myślę, że najpierw powstawała mi w głowie muzyka, dopiero potem tworzyłem słowa, by zawiesić je w melodii, w pewnym rodzaju dźwięku. Słyszałem w sobie ten dźwięk, a ponieważ nie znałem zapisu muzycznego, jedynym sposobem utrwalenia go było znalezienie słów i dodanie ich do niego. Ale ileż to razy zostawały w końcu same słowa, a melodii nie mogłem już odtworzyć.
- – Och, Jim, dlaczego ty bez przerwy wkładasz maskę? Czy musisz grać przez cały czas? Jim rozpłakał się nagle i ukląkł przy niej, łkając histerycznie.
– Czy ty nie widzisz – wykrztusił z siebie – Że to wszystko dla ciebie?
- Pewnej nocy spałem, oświetlony przez księżyc w pełni. Kiedy się obudziłem, okazało się, że to twarz mojej matki, która na mnie patrzyła. Co o tym myślisz? Jak ci się zdaje, co to oznacza?
- Płyniemy po ślepych orbitach, bezbronni, samotni.
- Tajemnica atrakcyjności kina leży w lęku przed śmiercią.
- To tak, jak oglądanie fresku. – Jest ruch, ale zamrożony. Lubię patrzeć na to, jak długo ludzie są to w stanie wytrzymać. Kiedy są już na granicy, otwieram zawór.
- Uliczkami przy plaży snuły się zapłakane, ubrane na czarno wdowy po zaginionych rybakach.
- Wydaje mi się, że sztuka, a zwłaszcza film, jest dla człowieka sposobem potwierdzenia własnej egzystencji.
- Zasłaniamy się muzyką po to, by się odsłonić.
- Jim związał się z małą grupką absolwentów szkoły w Clearwater, z którymi pił. Upijał się na wieczorkach tanecznych i stał pod ścianą udając, że jest drzewem.
- Wypijał swym współmieszkańcom piwo, podjadał ich żywność, ubierał się bez pytania w ich stroje. Prowadził przy tym dokładne zapisy swoich wyczynów i reakcji na nie, wypełniając tym swój dziennik, jak gdyby był antropologiem, a jego koledzy przedmiotem badań.
- Upicie się było dla niego ważnym wydarzeniem. Ale już wtedy było widać, że jest to także rodzaj ulgi.
- Jim poszedł jak w dym na przedmieścia, rozmawiał z barmanem, którego podejrzewał o hermafrodytyzm. Później próbował poderwać lesbijkę, lecz jej kochanka wyciągnęła nóż i zagroziła, że go potnie.
- Jim przez całą noc rozmawiał swą akademicką hiszpariszczyzną z meksykańską prostytutką w pełnej pijaków miejscowej spelunie.
- Popołudnia i wieczory spędzał czasami w Lucky U, meksykańskiej restauracji położonej koło szpitala weteranów wojennych, o niecałe dwa kilometry od szkoły. Lubił to miejsce. Obsługiwały tam kobiety, pełno było niewidomych, popychających wózki z beznogimi przyjaciółmi, którzy pokrzykując podawali kierunek. Bywało, że inwalidzi upijali się i dochodziło do bitew na kule. Jimowi kojarzyło się to z opowiadaniem Nelsona Algrena; nazywał Lucky U „miłym zakątkiem" do picia.
- Cały świat mnie nienawidzi! Pierdolony świat! Nikt mnie nie kocha. Cały pierdolony świat mnie nienawidzi.
- Jim pokazał mi, jak się żyje. Piłem piwo za piwem, a on wlókł mnie od jednego baru do drugiego, wykłócał się po hiszpańsku z Meksykanami, gdy chcieli nas oszukać, rozmawiał z prostytutkami, biegał po ulicach ścigany przez psy. To było coś!
- Kiedyś, gdy upili się w Lucky U, Jim nalegał, by poszli do pobliskiej biblioteki publicznej. John niechętnie podążył za nim i przechadzał się wolnym krokiem między półkami, zerkając na długość spódniczek i rajstopy dziewcząt w czytelni. Gdy natknął się na Jima, ten oddawał właśnie mocz na podłogę pomiędzy dwoma rzędami półek. John chwycił go i zaczął wyciągać z sali.