Magdalena Cielecka
polska aktorka
Magdalena Cielecka (ur. 1972) – polska aktorka.
Wypowiedzi
edytuj- Bardzo chętnie zagrałabym coś w Krakowie. Byłam tam w teatrze przez 6 lat. Jeżeli nadeszłaby jakaś ciekawa propozycja z tamtejszych teatrów, z radością bym ją przyjęła.
- Bardzo lubię czerwone wino, które mi szkodzi, bo miewam po nim straszne migreny. A mimo to nie mogę mu się oprzeć. Nie mogę się też oprzeć dalekim podróżom. Jestem w stanie wyścibolić ostatnie pieniądze, żeby wyjechać gdzieś w najdalszy koniec świata.
- Bo ciało lubię. Ale przez fizyczność rozumiem to, co widać na pierwszy rzut oka. A tak to pojmując, nie zawsze bywam zadowolona. Nie zawsze mi się podoba, że na przykład jestem blondynką albo że mam sto sześćdziesiąt parę centymetrów wzrostu. Natomiast generalnie moje ciało akceptuję. Bo wszystko mam na swoim miejscu, jestem zdrowa i nie brakuje mi żadnej kończyny.
- Bywam nieznośna. Nigdy pierwsza nie wyciągam ręki do zgody. Widzę w sobie winę, ale potrafię przyznać się do tego dopiero post factum, kiedy już zostanę przeproszona za moje własne złe zachowanie. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak jest. Przeżywam zwykle wszystko w skrytości ducha, chowam w sobie emocje.
- Dla mnie zawód aktora opiera się na rozumieniu ludzkich nieszczęść. Kiedy dostaję trudne role, moje aktorstwo karmi się znajomością takich sytuacji. Jako człowiek też nie jestem impregnowana na cudze problemy.
- Dziś często ważniejsze jest bycie osobą publiczną czy popularną, a mniej istotne, co się zrobiło i z jakiego powodu. Żenuje mnie to, i bardzo nie chciałabym wpaść w taką pułapkę. Mam nadzieję, że dbam o to wystarczająco. Najpierw jest mój zawód, a potem związana z nim reszta – wywiady, bywanie na premierach. Ważne, by zachować właściwe proporcje.
- Jeśli jakiś aktor twierdzi, że takie sceny nie są problemem to ja mu nie wierzę. W każdym człowieku tkwi jakaś naturalna bariera wstydu oraz potrzeba intymności, której nie chce się przekraczać. Ale w naszym zawodzie czasami trzeba to robić. Chyba najlepszy sposób na uporanie się z rozbieranymi scenami polega na całkowicie zawodowym podejściu do nich. Mam czasami wrażenie, że niektórzy ludzie wyobrażają sobie, że aktorzy czerpią z grania takich scen przyjemność. Nic bardziej mylnego. Proszę mi uwierzyć, nie ma nic bardziej stresującego od grania scen erotycznych.
- Źródło: Wywiad, 2005
- Kiedy ktoś daje mi jakiś rodzaj emocji, jakieś uczucie, ja to odbijam jak lustro. Nie jest tak, że ktoś mnie kocha, uwielbia, adoruje i otacza opieką, a ja nic, zimna ściana. Ja rezonuję! I myślę, że w relacjach między mężczyzną i kobietą właśnie o taki przepływ emocji i energii chodzi.
- – Lubię postać, którą gram w Magdzie M. Wiem, że jest negatywna, i że widzowie jej nie lubią. Ale jeśli jej nie lubią, to znaczy, że dobrze ją gram. Negatywne, pokomplikowane postaci są ciekawsze do grania.
- Ludzie boją się być otwarci. Co nie jest normą dla nich samych, wydaje się im przerażające. Jeśli człowiek zada sobie pytanie, co jest normą, okazuje się, że wszystko nią może być.
- Na pierwszym miejscu razem: miłość i rozwój duchowy. Potem praca. Nie jestem maniakiem pracy. A może po prostu pracę ustawiam na końcu, bo ona ciągle jest i nie muszę o nią mocno zabiegać.
- Nie jestem w życiu zbyt widowiskowa. Odwracam się i odchodzę. Można mnie zrazić ignorancją, brakiem uwagi, atencji. W niepowodzeniach zamykam się i trudno mnie potem otworzyć, dotrzeć do mnie. Bywa, że wychodzę z domu, gdzieś uciekam, chcę być goniona i przepraszana.
- Na to na prawdę nie ma reguł. Dwie osoby się spotykają, i dla jednej ty będziesz coś po prostu udawał i wymyślał i stwarzał siebie jakoś nadzwyczajnie i to nie trafi choćby nie wiem co, choćbyś ty obiektywnie robił wspaniałe rzeczy i (...) mógł zrobić dla tej osoby wszystko. Ale co to znaczy? Może ona wcale tego nie chce...?
- Paradoksalnie niewiele spotykaliśmy się na planie, nie mieliśmy wielu scen ze sobą, bo ta relacja jest rzeczywiście przez internet. Dochodzi do spotkania w Paryżu i tam następuje spełnienie. Granie z kimś bliskim scen bliskości jest trudne...
- Sukces jest wtedy, gdy nagrody, uznanie, popularność nie naruszają mojego kośćca, mojego wewnętrznego azymutu. Nie wiem, czy go osiągnęłam, ale jestem na dobrej drodze, żeby go w sobie pogłębiać i rozwijać, bo wydaje mi się, że taki sukces nie jest dany raz na zawsze.
- Trudno to nazwać zakochaniem. Kocham. Ale nie jestem zakochana w tym znaczeniu, w jakim rozumiem to słowo: pierwsze zauroczenie, fascynacja początkowych miesięcy.
- W dojrzałym związku pojawia się spokój, pewność i duma z partnera. Z tego, co on robi, jaki jest, co mówi. Pojawia się wtedy we mnie pewien niezwykły rodzaj wibracji: to jest mój człowiek. Ten, o którym można marzyć, jest mój. Pierwsza namiętność przemienia się w coś, co nazwałabym ciepłem, przywiązaniem i uspokojeniem, poczuciem bezpieczeństwa i przyjemnością. On jest tylko dla mnie, ja tylko dla niego. W tej kwestii nie uznaję kompromisów. Jeśli ludzie się zdradzają, dzieje się tak z jakiegoś powodu. Rozpada się związek. Zdrada to decyzja jednej ze stron. Brzemienna w skutkach.
- Ważne jest, żeby krytyka nie była wytykaniem błędów, tylko krytycznym, a więc analizującym podejściem do roli. Wiele recenzji czy zdań mówiących o naszej pracy jest krytykanctwem, a nie konstruktywną krytyką, która dla mnie byłaby bardzo cenna. Z tego można się wiele nauczyć.
- Właśnie! Ciało aktora – oprócz tego, że jest domem dla wszystkich jego organów i tego czegoś niematerialnego, co czyni nas ludźmi – jest też instrumentem. Biurkiem, przy którym pracujemy. Dlatego musi być niezawodne i posłuszne. By nigdy nie zbuntowało się przeciwko temu, co chcę z nim zrobić.
- Wierzę, że to się może zdarzyć. Musiałam sobie to wyobrazić, grając postać w „Samotności w sieci”. Tak naprawdę miłość przychodzi, kiedy chce. Nie mamy na to wpływu. Różnymi drogami. Jedną z nich może być internet... Ale ja nie jestem wielką internautką, więc mnie to nie grozi!
- Wychowywałam się w męskim towarzystwie – Piotra i jego kolegów. Piotrek był takim szalonym wynalazcą. Wszystkie swoje eksperymenty testował na małym króliku, czyli na mnie. Byłam bardzo wdzięcznym materiałem: chętna, otwarta, naiwna.
O Magdalenie Cieleckiej
edytuj- W kobietach Celeckiej jest upór – bycia piękną, inną i najpotężniejszy – upór niezależności. Cielecka wygląda jak aktorka Bergamana, ale gra nowocześnie, operuje ostrymi kontrastami skokami napięć i emocji. Po neurastycznych zgrzytach i trzaskach następują chwile wyciszenia. Jej bohaterki nie oddzielają się od widza murem, ale w reakcji obronnej atakują...(...) Gra dynamicznie, drażni i denerwuje swoja obecnością na scenie czy w filmowym kadrze, tak jak kiedyś robiła to Krystyna Janda. W przeciwieństwie do młodej Jandy Cielecka pamięta jednak o niebezpieczeństwie zaszufladkowania, dlatego co rusz ucieka od swego emploi, eksperymentuje z fizycznością.
- Autor: Łukasz Drewniak, Kobieta na skraju, „Przekrój” nr 37, 16 września 2001
- Zawsze zaskakiwała nas umiejętnością koncentracji. Ale ona nie tylko szybko wchodzi w rolę. Ona wchodzi w jakąś prawdę o bohaterce. Potrafi powiedzieć najtrudniejszą kwestię, najbardziej nieprawdopodobny dialog, niezależnie od tego, czy gra księżniczkę, czy brzydkie kaczątko.
- Autor: Barbara Sass, „Marie Claire” nr 8/1999