Radzimir Dębski
polski kompozytor, dyrygent, producent muzyczny
(Przekierowano z Jimek)
Radzimir Dębski (pseud. Jimek; ur. 1987) – polski kompozytor muzyki filmowej i rozrywkowej, dyrygent, a także producent muzyczny. Syn Krzesimira Dębskiego i Anny Jurksztowicz.
- Hip-hop był dla mnie jakimś niespełnieniem. Muzycznie zawsze mi siedział. Ten niski krok w tej muzyce, te bity, ten luz, jakaś taka arogancja hip-hopu. Zawsze to lubiłem.
- Jak poznawałem wielkich artystów od dziecka, to zwróciłem uwagę, że jakoś żaden z nich nie kazał nazywać się artystą. No więc moja buntownicza natura sprawia, że kiedy dostaję zlecenie, to nie mogę go zrobić „po bożemu”. Muszę je zrobić po swojemu, po szatańskiemu. Polecieć w swoją, trochę dziwną stronę.
- (...) Jest na przykłada taka Lady GaGa, którą szanuję za to, że pisze swoje numery. Ona zaczynała tworząc dla innych. Nie szło jej, nie miała kopa, patentu i pomysłu na siebie. Stworzyła tego swojego potwora. To jest jeden z przykładów przerostu formy nad treścią. Ta muzyka jest bardzo prosta, natomiast ona robi z tego coś wielkiego. Fajnie, że jest takie zjawisko, natomiast ludzie w pewnym momencie mają tego dość do tego stopnia, że sami tworzą zapotrzebowanie na taką Adele. Totalne odwrócenie.
- Muszę działać po swojemu i pod prąd. W moim projekcie hiphopowym to jego niehiphopowość: rasowa symfonika, sonoryzm, neoromantyzm, nawet klasycyzm, filmowa narracja. Rapowanie bez bębnów na przykład wcale nie jest tak łatwe dla raperów, jak się wydaje. Miuosh był otwarty jako artysta, zaufał mi, ciekawiło go nieznane, a jako raper był technicznie na tyle dobry, żeby spróbować czegoś trudnego. Takie sytuacje wydają mi się najciekawsze. Po to działamy, żeby zrobić ten przeciąg. Nie ma sensu robić tego, czego się wszyscy spodziewają, albo dopasowywać do czyichś wytycznych.
- Wychowano mnie na jazzie. Chodziłem do szkoły muzycznej, uczyłem się muzyki poważnej, grałem na instrumentach klasyczne utwory. Najczęściej słuchałem ciężkiego amerykańskiego, ale również polskiego hip-hopu. Był to mój muzyczny bunt dlatego, że był niemuzyczny. Te pocięte frazy skradzione od kogoś. To było wszystko brzydkie i brudne, wręcz wiecznie powtarzalne. W kółko jedna pętla.
Zobacz też: