Krzesimir Dębski
polski kompozytor, skrzypek jazzowy
Krzesimir Dębski (ur. 1953) – polski kompozytor, m.in. muzyki współczesnej i muzyki filmowej, skrzypek jazzowy i dyrygent. Mąż Anny Jurksztowicz, ojciec Radzimira Dębskiego.
- Każdy bywa amantem dla węższej czy szerszej grupy osób. Valentino był wielbiony globalnie. Pomogło mu w tym kino.
- Źródło: „Gazeta Wyborcza”, Łódź, 24 stycznia 2007
- Zobacz też: amant
- Nie dałbym swoich utworów do orkiestracji komuś innemu.
- (…) opera jest wieloobsadowa, a na współczesne czasy to jest bardzo nieekonomiczne.
- Pisanie wpadających w ucho piosenek jest naprawdę bardzo łatwe. W pewnym wieku już nie wypada już robić rzeczy pod publiczkę.
- Pracowałem niemal w każdej branży muzycznej. Rockowcy uważają mnie za muzyka rockowego, jazzmani za jazzmana, jeszcze inni za kompozytora muzyki filmowej. Tymczasem wiem, że mój świat to świat muzyki poważnej. Na komponowanie muzyki poważnej, współczesnej, poświęcam około osiemdziesięciu procent czasu – a niekiedy nawet więcej. Niestety, świat muzyki współczesnej jest tak malutki, że czasami odnoszę wrażenie, że można się w nim udusić. No i ja w nim chyba nie jestem za bardzo akceptowany. (…) „O! – powiadają – wszędzie go pełno, to po co się jeszcze do nas pcha.” Nie narzekam jednak, bo mam dużo wykonań.
- Źródło: „Studio” 1999, nr 5
- W jazzie faktycznie można dać upust artystycznym dążeniom. Niestety, szybko okazuje się, że to działalność szalenie niszowa. Ostatnią płytę jazzową jako lider Montreal Ballad wydałem w 1988 r.
- Wolałbym, żeby współczesne przeboje miały więcej smaku, zmian rytmu i akordów. To zadziwiające, że cywilizacja technologiczna idzie naprzód, a formy sztuki cofają się. Marin Marais, XVII-wieczny mistrz violi da gamba, napisał podręcznik dla zupełnie początkujących muzyków. To sto razy bardziej skomplikowanie utwory niż dzisiejszy pop.
Wypowiedzi o rzezi wołyńskiej
edytuj- Mój dziadek, który urodził się i studiował we Lwowie, a także babcia Anisja Czemierkin, pochodząca z rodziny zrusyfikowanych kozaków zaporoskich przeniesionych przez cara na Kaukaz zginęli oboje. Dodam, że co warte podkreślenia zginęli z rąk UPA mimo, że babcia była rodowitą Ukrainką, a dziadek lekarzem, który często „judymował” – leczył biednych Ukraińców za darmo. Kilkadziesiąt lat później, gdy byłem w Kisielinie, ukraińscy sąsiedzi wiele razy podkreślali jak wspaniały był to człowiek i jak niesamowicie dobry. Pewnego razu moja mama nie wytrzymała i zapytała: „To dlaczego go zamordowaliście?”. Odpowiedzieli: „Bo tak trzeba było”. „A nas też, gdyby trzeba było, zamordowalibyście?”. „No tak” – usłyszała.
- Źródło: Wywiad z Krzesimirem Dębskim, polskiekresy.pl, 3 czerwca 2008
- Zobacz też: Lwów, Ukraińska Powstańcza Armia, Ukraina
- Nie można relatywizmu moralnego popełniać. Tu chodzi o UPA, organizację, która zgłosiła akces do ruchu nazistowskiego. Tu nie ma o czym mówić. Takie są fakty, ale niektórzy uważają, że Ukraińcy nie są gotowi na przyjęcie takiej prawdy.
- Przez 70 lat nie potrafimy nazwać tego. Kiedyś nie wolno było. Teraz wolno, ale nawet Sejm ma problemy z uchwałą. Nawet historycy ukraińscy nazywają to ludobójstwem. Natomiast u nas są środowiska, które uważają, że Ukraińców trzeba przyciągać w stronę Europy i nie można denerwować.
- Rzeczywiście poruszył Pan jeszcze inną kwestię. Dziwi mnie więc ta nacjonalistyczna ukraińska metoda „panowania nad przeszłą rzeczywistością”, która m.in. twierdzi, że Polacy tam również napadali. Czy polska mniejszość – tak niewielka mogłaby cokolwiek zrobić w tej sytuacji, mając nad sobą jeszcze czapkę niemiecką czy sowiecką?