Gosposia prawie do wszystkiego

Gosposia prawie do wszystkiego – powieść obyczajowa Moniki Szwai z 2009 roku.

Szczecin – miejsce akcji powieści

Uwaga: W dalszej części znajdują się cytaty ze szczegółami fabuły lub z zakończenia utworu.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

  • – A wiecie, że on, to znaczy Kołczak, właściwie sam siebie rozstrzelał?
    – Z dwóch pistoletów – roześmiała się Hanka.
    – Nie, z plutonu egzekucyjnego. Bo tam nie było nikogo wyżej pułkownika, a Kołczak był admirałem, więc nikt w zasadzie nie miał prawa wydać komendy „pli”, to znaczy po waszemu… jak, Mareszka, bo nie wiem?
    – Pal.
    – No właśnie. I Kołczak sam wydał komendę. A oni go na tę komendę zabili. To jest prawdziwa prawda (…).
    • Postacie: Sasza, Hanka, Mareszka
  • Ach, słuchaj, jaż mam dla ciebie komunikat kulturalno-oświatowy! Twój Sasza (…) ma koncert!
    • Postać: Lila
  • – Ale nie będziemy przecież mówić do ciebie „Mario”, jak na ambitnym filmie nurtu egzystencjalnego – mruknął Noel.
    – Jakie lubisz zdrobnienia?
    – Mąż mnie nie zdrabniał, bo uważał, że to gminne… (…). Mój ulubiony profesor i prawie promotor mówił do mnie „Maryniu”…
    – Zrozumiałe, pewnie lubił Sienkiewicza – kiwnął głową Noel, slawista, który doskonale znał Rodzinę Połanieckich.
    – A tak to była Marysia, Maryś, różnie. Mani nie lubię. A mój dziadek mówił do mnie „Mareszka”. To kaszubskie. Dziadkowie Kwiatkowie byli Kaszubami.
    – Pięknie! – Noel był wyraźnie zachwycony. – Mareszka. Kaszubska Mareszka. Jestem za. Czy zechcesz dla nas być Mareszka?
    – Z przyjemnością. (…) Nie byłam Mareszką od dzieciństwa.
    • Postacie: Noel, Mareszka
  • (…) Aleks nie mógł znieść myśli, że w jego domu będzie grasować jakaś obca osoba – czytaj: pomoc domowa.
  • Aleks zaglądał w oczy wszystkim, miał już taki odruch i nie miało to nic wspólnego z męsko-damskimi instynktami. Po prostu lubił być lubiany, bo nigdy nie wiadomo, kiedy sympatia tego lub owego osobnika mogła się okazać pożyteczna. W środku był zimnym draniem.
  • Byli w sobie naprawdę zakochani.
    Aleksowi przeszło to jakby szybciej. Być może dlatego, że pan i władca szybciej nuży się posłuszną niewolnicą niż posłuszna niewolnica panem i władcą. Bycie panem jest seksy. Bycie niewolnicą tylko do pewnego momentu.
  • – Chciałaś od nas rad i porad. Jedz wolniej i powiedz nam, o co chodzi, a już jak my ci doradzimy…
    – To się nie pozbierasz – uzupełniła pani Lila.
  • – Cudny jest (…). Czy jego w ogóle można głaskać? Bo wiem, że psów pracujących w zasadzie się nie głaszcze.
    – Czasem można, jak nie pracuje (…). Damy mu trochę wolnego, możesz z nim pogadać. (…)
    Maria wzięła z miseczki parę chrupek. Ferdynand natychmiast się zaktywizował, ale uruchomił tylko czubek nosa, który zawęszył gwałtownie.
    – Możesz – zezwoliła jego pani i Ferdi wstał z godnością, udając, że żadne chrupki go nie obchodzą. Przyjął je z dłoni Marii z dużą godnością, zjadł i dał jej buziaczka, kiedy tylko się do niego pochyliła. – Jesteś wspaniały, wiesz?
    Golden coś odmruknął, jakby chciał powiedzieć „nie nowina, wszyscy to wiedzą”.
  • Czterdziestolatek może wszystko. Osiemdziesięciolatek o wiele mniej. Żeby to najjaśniejszy szlag trafił. Niestety.
    – Cóż pan się tak zamyślił?
    – Poszukuję straconego czasu, Mareszko – zaśmiał się prawie wesoło. – Beznadziejna sprawa.
  • Czy pani słyszy samą siebie? (…) Dżipiesy, esemesy, abeesy, same skróty. Żeby było szybciej. Wam, młodym, stale gdzieś pociągi odchodzą, wszyscy zabiegani, zaaferowani i na normalność nikt nie ma czasu. „A mnie się marzy kurna chata”, Mareszko, bryczka w dwa koniki i życie toczące się powolutku, z umiarem. Nikt nigdzie się nie spieszy, a, o dziwo, wszystko jest załatwione, ułożone i bez zaległości.
    • Postać: Stefan Buszkiewicz
  • – Dawaj wszystko do zmywarki. – Wraz z miłością do męża wygasła Marii miłość do starej angielskiej porcelany, którą dotąd traktowała z ostrożnym szacunkiem.
  • – Dobrze, proszę pani – odrzekła Maria tonem podsłuchanym u angielskich pokojówek z seriali o Herkulesie Poirot i pannie Marple.
  • Dzieci powinny być lepsze od rodziców.
    • Postać: Stefan
  • Jak powiada Pismo Święte (…) na początku był chaos, a potem była damska torebka…
    • Postać: Sasza Winogradow
  • – Jasny szlag by to trafił!
    – Nie wyrażaj się! – W domach Bochenków i Kwiatków nie używano tak zwanych brzydkich wyrazów, a słowo „głupi” stanowiło najstraszniejszą obelgę.
    – Boże jedyny… to znaczy, że mi nie pomożecie…
    – I nie używaj imienia Boga nadaremno – ofuknął ją ojciec.
  • Jeśli to nawet nieprawda, to jest dobrze wymyślone (…).
    • Postać: Sasza
  • (…) już naprawdę czułam ostatnio, jak mi szare komórki obumierają miliardami.
    • Postać: Mareszka
  • – Miałam bardzo kochanego dziadka. Umarł, kiedy miałam piętnaście lat. A zaraz potem babcia stwierdziła, że skoro on nie żyje, to ona też nie chce. Moi rodzice próbowali jej tłumaczyć, że jeszcze my jesteśmy, że ją kochamy, ale nie słuchała. Położyła się i rzeczywiście umarła. (…)
    – (…) Pani babcia chciała umrzeć i umarła. Ja nie chcę umrzeć, ale też umrę.
    • Postacie: Mareszka, Stefan Buszkiewicz.
  • Może by rzeczywiście przymierzyć się do tego tłumaczenia? Od razu widać, że będzie masakra z nieprzetłumaczalnym początkiem. „Gori, gori, moja zwiezda” – tego się po prostu nie da przełożyć w żaden żywy sposób na polski, zachowując rytm oryginału!
    Ach, płoń, ach, płoń, ty gwiazdo ma – pomyślała Maria i zachichotała, budząc niemrawe zainteresowanie jakiegoś mocno nabombanego osobnika, który posuwał się skokami naprzód, opierając się o kolejne pnie na trasie, czyli na ulicy Starzyńskiego, obsadzonej drzewami z obu stron.
    – Ja rówszszz uwaszszam, sze szszycie jest szmieszszne, tak, ap-sslutnie… – wyszemrał nabombany i usiadł bezwładnie u stóp rozrośniętego jesionu. Maria ominęła go, a on przyjaźnie pomachał jej ręką. Przypuszczalnie zmęczyło go to bardzo, więc zwinął się w kłębek i usnął.
  • – Myślałaś o Pawle?
    – „Gdy cię nie widzę, nie wzdycham, nie płaczę, nie tracę zmysłów, kiedy cię zobaczę”… – Maria poleciała tym razem Mickiewiczem (niektórzy powiedzieliby, że Grechutą).
  • Na razie Maria nie wiedziała jeszcze, co zrobić ze swoją świeżo zdobytą wiedzą o ciemnej stronie charakteru męża, postanowiła więc pomyśleć o tym kiedy indziej. Wypróbowany patent Scarlett O'Hary.
  • Narodowe bogactwo mojego kraju.
    • Postać: Noel Hart (Irlandczyk)
    • Opis: o piwie guiness.
  • (…) nie mogę się kochać w facecie, o którym nie wiem, czy jest Leńskim, czy Onieginem.
    • Postać: Mareszka
  • – Nie znacie nowin. A ja znam.
    – Bo masz wtyczkę w Stolcu – wzruszyła ramionami Róża. – Nie patrz tak na mnie, Mareszko, jedna nasza znajoma mieszka w takiej wsi, co się nazywa Stolec.
  • Niech mi pani nie mówi „Kordianie”, bo się pochlastam. To nie jest normalne imię dla normalnych ludzi. Moja matka chciała mi życie złamać na starcie i złamała.
    • Postać: Kordian Pultok
  • – No cześć, malutka – powiedział czule, siadając na brzegu łóżka. – Jak się czujesz?
    – Dobrze – odpowiedziała i zwymiotowała mu na buty. Zerwał się z okrzykiem obrzydzenia, który natychmiast pohamował.
    – Jezus Maria, nic ci nie pomogli?! Poczekaj, zawołam jakąś salową czy kogoś, to posprząta.
    Wybiegł z pokoju i po chwili wrócił z salową.
    – Dobrze, że pani się podniosła do wymiotu – orzekła ta przytomna osoba. – Wcale się pani nie upaprała, ani pościeli, nic. Tylko podłoga. To jest pikuś. Tak mówią moje wnuczki. Pikuś. Zaraz wymyję i śladu nie będzie.
    Aleks patrzył z rozpaczą na swoje buty.
    – A pan niech idzie do łazienki i wyczyści te trzewiki – poleciła salowa.
  • No tak. Same rymy męskie. Maria ćwiczyła już dla własnej przyjemności tłumaczenia z angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego, przy czym dokonała odkrycia: z rymami męskimi, czyli jednosylabowymi, wcale w języku polskim nie jest tak źle – pod jednym warunkiem: że pisze się coś śmiesznego. Jeśli chcemy być poważni, natychmiast zaczynają się schody.
    Niektórzy tłumacze nie zwracali uwagi na takie drobiazgi i zmieniali akcenty w wierszach na polskie, ale przecież nie można zmienić akcentów w piosence, bo onaż się nie da zaśpiewać!
  • Oni wszyscy muszą wiedzieć, że doskonale mi się powodzi i firma stoi jak… – Tu w ostatniej chwili zrezygnował z tłustego porównania.
    • Postać: Witold Pultok
  • Oszukuję księdza, a Bóg pewnie nie dał się nabrać.
    • Postać: Olga Strachocińska
  • Pani nie wygląda jak Maria. Maria jest chudy, zimny patyczak. Pani wygląda jak Marysia.
    • Postać: Sasza
  • – Piżama, szlafrok, kosmetyki, szczoteczka do zębów. Takie tam. Sam wiesz, co jest potrzebne w szpitalu.
    – W życiu nie leżałem w szpitalu…
    – To w hotelu. W hotelu leżałeś.
    • Postacie: dr Jacek Brudzyński, Aleks
    • Zobacz też: piżama
  • Podobno psy sporo śpią. Nie wiadomo, czy yorkshire teriery o tym wiedzą.
  • (…) podobno Szczecin to jest wiocha z tramwajami (…).
    • Postać: Mareszka
  • – Pogodzili się po Karaibach i, jak znam naturę ludzką, to teraz Marcela pęknie, a nie wpuści do domu obcej kobiety, zwłaszcza młodszej i ładniejszej od siebie. U Marcelki Marysia nie zarobi. Chyba żeby się przebrała za starą wiedźmę…
    – Tak jak my kiedyś…
    Maria nie była pewna, czy dobrze słyszy. Dwie stare wiedźmy przebierały się za stare wiedźmy? No, uczciwie mówiąc, to nie są wiedźmy, tylko całkiem sympatyczne staruszki, ale przecież staruszki.
  • – Powiedz mi, co to za określenie, z którym masz kłopot.
    Priwieriedliwyje (…).
    – Kto wyje, powiedziałaś?
    – Nikt nie wyje. No, może ja. Konie są priwieriedliwyje. We wszystkich tłumaczeniach jest jednakowo: narowiste. A priwieriedliwyje wcale nie znaczy „narowiste”. „Narowisty koń” po dla mnie poza tym pojęcie zootechniczne, a nie poetyckie. Nie ma czaru, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. (…) Priwieriedliwyj to po naszemu „grymaśny, kapryśny”. „Narowistego” ja odczuwam jak takiego trochę świrusa. Tu kopnie, tu zrzuci z siodła… A te konie priwieriedliwyje nie są stuknięte, tylko Imają własne zdanie. Nie słuchają woźnicy są nieposłuszne…
  • Robótki przed śniadaniem? To niezdrowo!
    • Postać: Mareszka
  • Rodzice po to są, żeby się martwili.
    • Postać: Mareszka
  • Sasza Winogradow został, oczywiście, zawiadomiony o powstaniu nowej firmy. Wykazał stosowny entuzjazm i umówił się z Marią, że jakby co, to on chętnie zaśpiewa Okudżawę, Wysockiego, „Biełyje rozy” i nawet „Majteczki w kropeczki”, gdyby było zapotrzebowanie. Ostatnia część deklaracji wstrząsnęła Marią do głębi.
    – Jeżeli ktoś będzie chciał „Majteczki w kropeczki”, to mu w życiu żadnego przyjęcia nie zrobimy – parsknęła oburzona.
    Sasza pękał ze śmiechu.
    – Dałaś się podpuścić, przyjaciółko – chichotał cały zadowolony. – Nie bój się, będziemy trzymać fason jak ta twoja filmowa panienka… jak jej było? Babette?
  • – Sasza Winogradów, native speaker, tłumacz i poeta z bożej łaski oraz śpiewak. Bardzo skromny śpiewak. W każdym razie nie piosenkarz. Pieśniarz?… Tak sobie przy gitarze śpiewam troszkę.
    – Okudżawę i Wysockiego?
    – No tak, tu wszyscy ich uwielbiają, nie wiem, jakim cudem.
    • Postacie: Sasza, Mareszka
  • Są silni ludzie i słabi ludzie, tak samo jak dobrzy i mniej dobrzy, a czy to kobiety, czy mężczyźni, to chyba nie ma specjalnie znaczenia.
  • Te jajka są nielegalne jak łącka śliwowica, bo niestemplowane. Prosto od gospodarza i to niehurtowego.
    • Postać: Mareszka
  • Ty się o nic nie martw, Marysia – powiedział tonem niezrównanego doktora Pawicy.
  • Tylko idioci nie miewają wątpliwości.
  • (…) tylko ustne polecenie, najlepiej w głębokiej tajemnicy. Brylanty nie ogłaszają się ani w Internecie, ani po gazetach.
  • W drzwiach stała osoba o wyglądzie dwudziestolatki, choć jako uczennica pierwszej klasy liceum musiała być młodsza. Miała na sobie minimalną koszulkę i coś w rodzaju szlafroczka w rozmiarze dla krasnoludków, tak więc wszystkie jej wcale dojrzałe wdzięki były właściwie na wierzchu.
  • – (…) w moim pokoleniu wszyscy czytali Agatę. Jeśli w ogóle czytali kryminały. Ja czytałem dosyć dużo, zwłaszcza kiedy jeździłem po różnych budowach jako kawaler jeszcze. Byłem ulubionym klientem prowincjonalnych bibliotek.
    – Myślałam, że ci, co jeździli po budowach, robili zupełnie co innego…
    – Co innego też robiłem. Kiedy ma się tyle lat co pani, czas jest bardziej rozciągliwy. Kiedy może pani do mnie przyjść?
  • Większości kobiet dobrze robi zainteresowanie ze strony przystojnego mężczyzny, nawet jeśli nie zamierzają tego mężczyzny w żaden sposób spożytkować.
  • Zanim Maria zdążyła się zdumieć i oburzyć do głębi, poczuła, że leci. Kochający małżonek cisnął nią z dużą siłą (…). Szczęściem na trasie tego lotu stała rozłożysta kanapa, na której, mówiąc nawiasem, nieraz oddawali się namiętnej małżeńskiej miłości. Maria upadła prosto na nią, impet jednak był tak wielki, że przeturlała się przez poduchy i ostatecznie wylądowała na podłodze, uderzając głową w marmurową kolumienkę, na której stała donica z ogromną paprocią. Kolumienka była solidna, więc tylko się zachwiała, natomiast ciężka (…) donica spadła prosto na nieszczęsną ofiarę (…).
    Mecenas Aleksander Strachociński, który już opuszczał salon, odwrócił się na odgłos upadku i widząc pobojowisko, wybuchnął homeryckim śmiechem.
    – Posprzątaj ten syf! – rzucił i wyszedł ostatecznie. (…)
    Pierwszą jako tako przytomną refleksją było, że teraz powinna się popłakać. Na nic podobnego jednak się nie zanosiło. W środku miała kompletną pustkę. Pustkę, w której kiełkowała zadziwiająca myśl.
    Gdyby kiedyś ktoś powiedział Marii, że wielka miłość może skończyć się w jednej chwili, nie uwierzyłaby. Teraz siedziała na brzegu (…) kanapy, na której (…) lubili się kochać z Aleksem, i nie to, żeby czuła do niego nienawiść. Nie. Po prostu nie czuła już miłości. (…)
    Poczuła mdłości. Oznaczało to, że należy zebrać siły, przejść te kilka kilometrów do toalety i wypuścić ptaka, bo jeszcze tego brakowało, żeby musiała sprzątać nie tylko ziemię z donicy, ale i własnego pawia.
    Spróbowała wstać ponownie, ale tym razem zakręciło jej się w głowie mocniej, po raz drugi spadła z kanapy na podłogę (na szczęście z tej strony nie było żadnych kolumienek), zwymiotowała i zemdlała.
  • – Zastanawia się pani teraz, ile mam lat? (…) Osiemdziesiąt dwa. W grudniu skończę osiemdziesiąt trzy.
    – Piękny wiek – powiedziała, bo nie wymyśliła niczego mądrzejszego. Pan Stefan skrzywił się.
    – Piękny wiek to pani ma. Ja nie mam nawet pięknego charakteru.
    • Postać: Stefan Buszkiewicz, Mareszka
  • Że opuściłam dom mego męża, chciałaś powiedzieć. Był chamem i damskim bokserem. Wytrzymywałam to jak idiotka, bo kiedyś przyrzekłam jednemu księdzu przy spowiedzi, też jak idiotka, że będę matką rodu, dopóki mój syn może mnie potrzebować, to znaczy, dopóki sobie nie znajdzie własnej kobiety. Ten ksiądz chciał mnie ugrobić na całe życie z tą wiernością małżeńską, ale uznałam, że wszystko ma swoje granice. Byłam na spowiedzi przy okazji waszego ślubu i powiedziałam księdzu, temu samemu zresztą, on ma już ze sto lat, że koniec mojej przysięgi, a on mi odmówił rozgrzeszenia. Odtąd chodzę do kościoła nielegalnie.
    • Postać: Olga
  • (…) żona jest krakuską i ona mnie dokształca przez całe życie w języku krakowskim. Nachtkastlik, meszty, ramo rowerowe, tremo, myśmy są, zapomniałem sobie… Czy można zapomnieć komuś? A oni właśnie mówią, że zapomnieli sobie. I to ich „na polu”. Może być na ulicy, na podwórku, a oni mówią – na polu.
    • Postać: Stefan
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
  • – I wy tak po prostu biliście człowieka za inny kolor skóry? (…)
    – Ale nie za kolor skóry. Kolor skóry to on sobie może mieć, jaki chce, tylko niech go ma u siebie. Kto mu, kurdę, kazał razem z tym kolorem przyjeżdżać do nas, do naszego kraju? Niechby sobie siedział w Afryce albo w Azji, albo w innym Murzynowie. Jamajczyki, kurdę, Portoryki, badziewie jedno. Skoro ono jest tutaj, gdzie nie jest jego miejsce, to zasłużyło sobie, żeby mu przyłożyć. Polska dla Polaków, nie?
    Maria była coraz bardziej wstrząśnięta. Takiego oblicza Kordiana Pultoka jeszcze nie znała. A to, że je właśnie ogląda, jest zapewne karą za nadmierne parcie do wiedzy. Co ją obchodziły głupie tatuaże? (…)
    – A jeśli na przykład ten czarny albo żółty ma żonę Polkę i przyjechał tu, żeby być razem z nią? Jeśli mają dzieci?
    – To znaczy, że ta żona nie jest Polka, tylko zwykła kurew – objaśnił ją młody ideowiec. – Polki powinny dbać o czystość białej rasy. Pani uważa, że to w porządeczku jest, że taka Polka albo nawet inna Europejka pozwala się dmuchać kolorowemu?
    • Postacie: Mareszka, Kordian
  • Kiedyś dawno temu ktoś opowiedział Marii historyjkę: za górami, za lasami, za morzami i rzekami był sobie kraj, a w tym kraju stał złoty pałac. Mieszkała w nim piękna królewna. Któregoś dnia królewna wyszła na balkon w swoim pokoju, ogarnęła wzrokiem bezbrzeżne dale i powiedziała: „Cholera jasna, jak ja mam wszędzie daleko!”.
    W dziesiątej godzinie jazdy Maria była skłonna przypuszczać, że królewna miała ten pałac w Szczecinie.
  • Używając sobie z panienką w najlepsze, był jednocześnie ciekaw, dlaczego ona to robi, dlaczego robi to za pieniądze choć przecież rodzice są zamożni i nie odmawiają dzieciom niczego.
    – Bo widzisz – odpowiedziała, uśmiechając się (…) – ja po prostu lubię to robić. A pieniądze od ciebie biorę, bo życzę sobie mieć pieniądze. Własne, nie od mamusi i tatusia. Zwłaszcza że oni są skąpi strasznie. Moje koleżanki tyrają na promocjach w supermarketach albo rozprowadzają kosmetyki, a ja lubię się pieprzyć.
    – Skoro lubisz, to czemu każesz sobie płacić? – zaśmiał się.
    – Ponieważ dla samej przyjemności wolałabym, wybacz, kotku, robić to z facetem, który ma dwadzieścia lat, a nie pięćdziesiąt cztery. Tylko że oni nie mają tyle forsy co ty.
    – Skąd wiesz, ile mam lat? – Przyznał jej się do czterdziestu sześciu.
    – Zajrzałam kiedyś do twojego dowodu. Wtedy, kiedy zginęło ci z portfela trochę euro… ale chyba nie masz mi tego za złe?
    Owszem, miał, ale Roksana grała z nim, jak chciała. Wiedziała, że nie zaryzykuje utraty ulubionej zabaweczki. W gruncie rzeczy nim gardziła. Zastanawiała się czasem, jak zareagowaliby rodzice na wiadomość, że ona zarabia pieniądze właśnie w ten sposób. I że nauczyła się tego od starszej siostry (…).