Charlotte Link (ur. 1963) – niemiecka pisarka. Córka Almuth Link.

  • Jeśliby bowiem kiedykolwiek nazwał ów ból po imieniu, stałby się on rzeczywistością. A wówczas nigdy więcej nie mógłby postępować tak, jakby ten ból nigdy nie istniał.
    • Źródło: Grzech aniołów (niem. Der Sünde der Engel), tłum. Dariusz Guzik

Dom sióstr edytuj

(niem. Das Haus der Schwestern; tłum. Ryszard Wojnakowski)

  • Czasem masz szczęście i wiedzie Ci się zadziwiająco dobrze. A czasem życie daje ci się we znaki. Najlepiej nastaw się na to z góry, bo nigdy nie będzie inaczej.
  • (...) gdy jesteśmy młodzi, często nie wiemy jeszcze, czego tak naprawdę pragnie nasze serce. Dręczy nas obawa, że przejdzie nam coś koło nosa, i choć mamy przed sobą całe życie, wydaje nam się, że czas przecieka nam jak piasek przez palce. Boimy się, że jeśli nie zrobimy czegoś od razu, to nie zrobimy tego nigdy.
  • Można też trzymać się prawdy. Prawda bywa okrutna, a czasem bolesna, ale przynajmniej jest prawdą. Dzięki niej cała sprawa ma jakiś sens.

Ostatni ślad edytuj

(niem. Die Letzte Spur; tłum. Małgorzata Rutkowska-Grajek)

  • Najgorszy bowiem był strach. Dlatego z wdzięcznością przyjmowała każde schronienie, nawet takie, które jednocześnie odgradzało ją od ludzi, przyjaźni i miłości.
  • Ten, kto zbyt długo i zbyt wygodnie umości się w roli ofiary, rzeczywiście się nią staje.
  • To prawdopodobnie jedyna prawdziwa zaleta starzenia się. Fakt, że powoli zaczynamy się akceptować.
  • To rzeczywiście niezwykle ważne, żeby żyć w zgodzie z samym sobą. Od tego wiele zależy. Człowiek staje się spokojniejszy.
  • W przypadku niektórych osób człowiek czuje, że pod przykrywką nienagannych manier czai się coś nieprzyjemnego. To jak przykry zapach, który się czuje, ale nie można dociec jego pochodzenia.
  • Wszyscy żyjemy uwięzieni w świecie pozorów. Nawet kiedy nam się wydaje, że potrafimy przejrzeć istotę rzeczy.

Przerwane milczenie edytuj

(niem. Am Ende des Schweigen; tłum. Sława Lisiecka)

  • Cisza w Stanbury była czymś szczególnym. Przypominała dziewiczość. Jakby świat został na zewnątrz za bramami, pełen respektu i wyzbyty natarczywości. Miejsce spokoju i zapomnienia. Brama się zamykała, całe przeszłe zło i wszystkie przyszłe zagrożenia odsuwały się w dal. Oczywiście jednak było to w rzeczywistości wyłącznie pobożne życzenie. Nic bowiem nie było w porządku, nic a nic, a stare mury, zaklęty park i bezkresna samotność służyły tylko przemilczaniu wszystkich dysonansów. Co ja mówię – dysonansów? To nie do końca prawda. Nie chodziło o dysonanse, tylko o najrozmaitsze obrzydlistwa, zło i nieprawości. O brutalność i ohydę. Tak, o to szło. Prawdopodobnie więc ta słynna cisza w Stanbury była jedynie zespołowym przemilczaniem tego, czego nie można byłoby znieść, gdyby chciano stawić temu czoła. Martwota i milczenie. Jak się dobrze zastanowię, to znacznie bardziej te pojęcia niż ciszę wiążę ze wspomnieniem o Stanbury.
  • Zwodniczy spokój zawisł nad posiadłością, fałszywa sielanka. Wszyscy przebywali w ogrodzie, czytając albo oddając się innym rozrywkom, ale nie sprawiali wrażenia ludzi radosnych, którzy wspólnie spędzają słoneczny urlop. Było raczej tak, jakby niewidzialny reżyser kazał ustawić tę scenę pod hasłem: „Więcej luzu, nie spinajcie się tak! Rozkoszujcie się pięknym dniem!”. Wszyscy starali się wypełnić to zadanie. Nikomu jednak nie udawał się przekonujący występ.