Zwrotnik Raka
Zwrotnik Raka (ang. Tropic of Cancer) – autobiograficzna powieść amerykańskiego pisarza Henry’ego Millera wydana po raz pierwszy w roku 1934 w Paryżu.
Uwaga: W dalszej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne!
- Och, Taniu, gdzie jest teraz ta twoja gorąca cipa, te grube, ciężkie podwiązki, te miękkie, pełne uda? W moim kutasie jest sześciocalowa kość. Rozepcham swoim nasieniem wszystkie zmarszczki w twojej cipie, Taniu. Odeślę cię do domu, do tego twojego Sylwestra, z bólem podbrzusza, z przenicowanym łonem. Ach, ten Sylwester! Wie, co prawda, jak rozniecić ognisko, ale ja wiem, jak rozpalić cipę. Taniu, ciskam błyskawice w twoje wnętrzności, rozżarzam twe jajniki. Sylwester robi się trochę zazdrosny, co? Coś tam czuje, nie? Czuje ślad mojego wielkiego kutasa. Poszerzyłem nieco brzegi, wyprasowałem zmarszczki. Po mnie możesz oddawać się ogierom, bykom, baranom, łabędziom, bernardynom. – Możesz sobie wsadzać w odbytnicę żaby, jaszczurki, nietoperze. Możesz wysrywać ar-peggia, jeśli zechcesz, albo stroić cytrę na swoim podbrzuszu. Rżnę cię, Taniu, tak, abyś czuła się zerżnięta. A jeśli obawiasz się publicznego rżnięcia, zerżnę cię prywatnie. Wyrwę kilka włosków z twojej cipy i przykleję je na brodzie Borysa. Wgryzę się w twoją łechtaczkę, wypluwając dwie jednofrankówki…
- Problem, widzisz, polega na tym, że nie potrafię się zakochać. Jestem zbyt wielkim egoistą. Potrzebuję kobiet, bo pomagają mi marzyć, to wszystko. To nałóg, jak opium i alkohol. Codziennie muszę mieć nową dupę; jeśli jej nie mam, popadam w depresję. Za dużo myślę.
- Llona – szalona dupcia, która nawet z wiatru potrafiła wycisnąć odrobinę rozkoszy. Na każdym wzniesieniu bawiła się w nierządnicę, a czasami nawet w budkach telefonicznych i toaletach. Kingowi Carolowi kupiła łóżko i kubek do golenia z jego inicjałami. Leżała na Tottenham Court Road z zadartą spódnicą i zabawiała się sama ze sobą. Używała świec, petard, klamek do drzwi. W całym kraju nie było dla niej dostatecznie dużego kutasa… ani jednego. Mężczyźni wchodzili w nią i kurczyli się. Pragnęła kutasów z przedłużaczem, samozapalnych rakiet, gorącego, gotującego się oleju zrobionego z wosku i kreozotu. Chętnie odcięłaby ci chuja i zatrzymała w sobie na zawsze, gdyby jej tylko pozwolić. Jedna cipa na milion ta Llona!
- Kiedy zdaję sobie sprawę, że ona odeszła, może na zawsze, otwiera się pode mną głęboka otchłań i czuję, że spadam, spadam i spadam w bezdenną mroczną przestrzeń. I to jest gorsze od łez, głębsze od żalu, bólu i smutku; to otchłań, w którą wrzucono Szatana. Nie można stamtąd wspiąć się z powrotem, nie ma tam promienia światła, dźwięku ludzkiego głosu ani dotyku ludzkiej ręki.
- Tę właśnie szparę spenetrować chciałbym aż po same oczy, pragnąłbym, by wściekle zadygotały te drogie, szalone, metalurgiczne ślepia. A gdy już zadrżą, wówczas znów usłyszę słowa Dostojewskiego, usłyszę jak przetaczają się, strona za stroną, niosąc najdrobniejsze spostrzeżenia, najbardziej szalone instrospekcje, wszelkie półtony cierpienia, to tracące lekko, niemal humorystycznie, to znów wzmagające się jak organowa nuta, aż pęka serce i nie ma nic poza oślepiającym, spalającym, promienistym światłem, które niesie zapładniające nasienie gwiazd. Oto historia sztuki, której korzenie tkwią w masakrze.
- – To tutaj przyprowadzam dziewczyny – zwierza się. Po czym ciągnie tonem pełnym smutku i tęsknoty: nie wsadzam dziewczynom. Trzymam je tylko w objęciach i mówię im różne rzeczy. Wystarcza mi to, że do nich mówię.
- Do licha, przecież przez to wszystko przeszedłem — całe lata temu. Przeżyłem swoją melancholijną młodość. I chuj mnie teraz obchodzi, co jest za mną, a co przede mną. Jestem zdrowy. Nieuleczalnie zdrowy. Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy!
- Miałem tu któregoś dnia mężatkę, która nie pieprzyła się od sześciu miesięcy. Możesz sobie wyobrazić coś takiego? Jezu, ale była napalona. Myślałem, że mi urwie chuja. I cały czas jęczała: ,,A ty? A ty?" Powtarzała to w kółko, jak wariatka.