Zimowa wyprawa na Mount Everest 1980

najważniejsze wejście na Mount Everest w historii polskiego himalaizmu

Zimowa wyprawa na Mount Everest 1980polska wyprawa himalaistyczna, podczas której zdobyto po raz pierwszy zimą ośmiotysięcznik.

  • Andrzej Zawada: – Halo, baza! Leszek! Leszek! Krzysztof! Odbiór!
    Leszek Cichy: – Czy nas słyszycie... czy nas słyszycie? Odbiór!
    AZ: – Nie słyszę, powtórz, powtórz, gdzie jesteście? Odbiór!
    LC: – Na szczy-cie E-ve-re-stu, na szczycie... Zimą, zimą... Polacy!
    ...
    AZ: – Czy jest ten trianguł chiński?[1] Zróbcie zdjęcia. Odbiór!
    LC: – Jest... jest... Była kartka z ostatniego wejścia... takiego z Alaski... ten, co zginął po drodze... Tak... mamy dowód... Na ostatnim odcinku grani strasznie wiało... Gdyby to nie był Everest... tobyśmy chyba nie weszli.
    • Opis: rozmowa po zdobyciu szczytu 17 lutego, godz. 14:40 czasu nepalskiego.
  • Cieszę się i gratuluję sukcesu moim Rodakom, pierwszym zdobywcom najwyższego szczytu świata w historii zimowego himalaizmu. Życzę Panu Andrzejowi Zawadzie i wszystkim Uczestnikom wyprawy dalszych sukcesów w tym wspaniałym sporcie, który tak bardzo ujawnia „królewskość” człowieka, jego zdolność poznawczą i wolę panowania nad światem stworzonym. Niech ten sport, wymagający tak wielkiej siły ducha, stanie się wspaniałą szkołą życia, rozwijającą w Was wszystkie wartości ludzkie i otwierającą pełne horyzonty powołania człowieka. Na każdą wspinaczkę, także tę codzienną, z serca Wam błogosławię.
  • Everest nie jest szczytem pięknym. Prawdopodobnie gdyby cała okolica była położona o tysiąc metrów niżej, nikt by tu nie zajrzał. Przyjechałaby jedna wyprawa, zrobiła pierwsze wejście i na tym by się skończyło. Everest niższy o tysiąc metrów byłby niewiele wart. Nietrudny, nieładny. Jego ogromna atrakcyjność bierze się stąd, że jest bezwzględnie najwyższy, a nasza stechnicyzowana cywilizacja wymaga wyników dających się wyrazić w kategoriach obiektywnych.
  • To była pierwsza i ostatnia ekspedycja, gdzie zaobserwowałem zbiorowy wysiłek, gdzie jeszcze zadziałała prawdziwa kolektywność – bez względu na to, jak okropnie brzmi to słowo. Gdzie obowiązywała zasada: wszyscy za jednego, jeden za wszystkich. Gdzie naprawdę nie było ważne, kto zdobędzie szczyt. Ważne, żeby w ogóle ktoś na nim stanął. Ci, którzy nie weszli, cieszyli się tak samo jak my, którzy to zrobiliśmy. Ani Leszek, ani ja nawet przez chwile nie pomyśleliśmy, że jest to nasz osobisty sukces. Wiedzieliśmy, że musimy to zrobić dla naszego całego zespołu i dla polskiego alpinizmu. Mieliśmy absolutna pewność, że zwyciężyła drużyna. W następnych latach nastąpiła personifikacja, wielka indywidualizacja. Zaczęło się wyłącznie mówić: Scott, Loretan, Wielicki czy Kukuczka. Tamta wyprawa była anonimowa. Mówiło się: Polacy zdobyli Everest w zimie! Nie wiedzieliśmy wówczas, że to był schyłek alpinizmu zespołowego.

Przypisy

edytuj
  1. Mowa o trójnogu geodezyjnym, umieszczonym w 1975 roku przez chińską ekspedycję na szczycie Everestu; na takich trójnogach lub w ich wnętrzu alpiniści tradycyjnie zostawiają pamiątki dla następców.