Zapiski stanu poważnego

Zapiski stanu poważnego – powieść obyczajowa Moniki Szwai z 2004 r.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

A edytuj

  • A dzisiaj są moje imieniny.
    Bo ja tak naprawdę nie mam na imię Wiktoria.
    Mam na imię Wiktoryna.
    Upiorne.
    To był straszny pomysł mojego tatusia, bo jutro jest Amelii i tato chciał, żeby dziewczynki obchodziły imieniny blisko siebie. Ale z drugiej strony Amelii jest Kordula, więc już nie wiem, co lepsze.
  • – (…) A może zresztą zdecydujemy się na przyjęcie na statku. (…)
    – Bałabym się, że mi się goście weselni potopią.
    – Ale za to, jakby kiwało, to nie będą tyle jedli.
  • Autor programu (…) to jest człowiek, który program wymyślił. A kiedy ten program leci na żywo (…) i kiedy autor widzi, że prowadzący za długo gada z jednym rozmówcą, mówi mu na ucho: „Spadaj, czas ci się skończył!”

B edytuj

  • – Boże, gdzie on miał rozum, kiedy się z nią żenił?
    – Prawdopodobnie nie w głowie.

C edytuj

  • – Cześć, ranne ptaszki. Jak się czujesz, Wiciu?
    Pytanie było na tyle nietypowe, że zainteresowało Mateusza.
    – Coś ci jest?
    – Nie, nic mi nie jest. W każdym razie to nie choroba.
    – Wiktoria będzie miała dziecko – poinformował radośnie mój ulubiony operator. – Tylko nie chce powiedzieć, z kim. To nie twoje przypadkiem?
    – Nie wydaje mi się. Ja osobiście nie robiłem nic w tym kierunku (…).

F edytuj

  • – Fajną rzecz podsłuchałem w autobusie, ciocia. Taka wytworna mamusia jechała i miała syneczka, całkiem małego. I mówiła do niego Denis.
    – No, Denis. Ładne imię. Francuskie. A bo co?
    – Ciociu, czy ona sobie nie zdaje sprawy, jak na niego będą mówili w przedszkolu? A najdalej w zerówce… Biedne dziecko…

I edytuj

  • Idąc za mądrą radą (…) Krysi, udałam się do banku – nie tego mojego dotychczasowego – i założyłam sobie konto. Teraz mam dwa, w różnych bankach. Zobaczymy, jak będzie w praktyce wyglądało to przelewanie z pustego w próżne.
    Ale zrobiłam w międzyczasie sondę wśród kolegów. Mnóstwo osób tak ma i uważają to za bardzo dobry patent.

J edytuj

  • Jakby tak wszystkie dzieci zrobione w stanie nietrzeźwym miały być nienormalne, to połowa stanu na porodówkach byłaby nienormalna! Przynajmniej w naszym kraju.
  • (…) jeżeli u nas człowiek wykaże się inicjatywą, to jeśli podatki go nie zeżrą, zjedzą go koledzy.

M edytuj

  • Minę w tej chwili miał nieprzeniknioną. Jak Sztyrlic.
  • (…) mogliśmy sobie posiedzieć i po-nic-nie-mówić.

N edytuj

  • Nasza charakteryzatorka była jedyną znaną mi kobietą, która na widok Rocha nie dostawała miękkich kolan. Zapytałam ją kiedyś dlaczego.
    – A bo wiesz, Wikunia – odpowiedziała pogodnie – ja widziałam u niego pryszcze na czółku…
    – I co?!
    – I nic. Zapaćkałam mu korektorem, nic nie było widać.
  • Nie lubię życia szpitalnego.
    Nie znoszę, jak się mnie budzi o świcie.
    Nie cierpię tego zapachu.
    Brzydzi mnie wspólna łazienka.
    Od jedzenia mam odruch wymiotny.
    Oraz nie lubię, kiedy nieznajome osoby traktują mnie familiarnie!
    – Nie wstawaj, niunia – mówią pielęgniarki. Dlaczego w szpitalu nie ma obowiązku mówienia do pacjentek „proszę pani”?!
  • Nie należy za wiele myśleć na tematy uboczne, prowadząc samochód, bo to dekoncentruje kierowcę.
    Byłabym rozjechała faceta na pasach. Na szczęście miał szybkie nogi. Zwiał. Ale odwrócił się i pokazał mi brzydkie rzeczy rękoma.
  • No i mamy nowe tysiąclecie. Na razie wygląda zupełnie jak stare.

O edytuj

  • O Boże, a ja wciąż nie wyglądam jak kobieta.
    Jak prawdziwa kobieta, tyle że trochę zmarnowana, ale prawdziwa, nie z plastyku.

P edytuj

  • – Pali pani?
    – A gdzie tam. Tylko biernie, ale tego nie można się ustrzec.
    – Bardzo dobrze. Niech pani stara się jednak uciekać od palaczy jak najdalej.
    – Ciekawe jak pani profesor to sobie wyobraża. Przecież musiałabym robić awantury…(…) Naprawdę mam się awanturować?
    – Jak najbardziej. Dym z papierosów to straszna zaraza. Będzie szkodził pani dziecku. Lubi pani swoje dziecko?
    – Czy ja wiem? Jeszcze się nie zdążyłam przyzwyczaić do tego, że będę miała jakieś dziecko.
    Już je pani ma.
  • Pani Zosia miała, niewątpliwie, bardzo porządnego i pracowitego anioła stróża. Może jej nie uchronił przed reformą Balcerowicza, ale i tak miał sporo zajęcia.
  • – Porozmawiajmy jak kobieta z kobietą.
    – Trudno by nam było rozmawiać jak mężczyzna z mężczyzną.

R edytuj

  • Rodzina zawsze uważa, że szczęśliwy człowiek to człowiek nażarty.
  • Rybak pokazał w uśmiechu trzy ostatnie reprezentacyjne zęby przednie.

S edytuj

  • Sądzę, że wątpię.
  • (…) spojrzał na mnie oczami spaniela, którego przyłapano na tym, że wykopał właśnie trzecią jamkę pośrodku grządki z najpiękniejszymi różami pani domu.

T edytuj

  • Tak naprawdę to ja tu wcale nie żyję w tym szpitalu, tylko przeczekuję.
  • (…) tak źle nie można grać. Trzeba by było mieć ujemny iloraz inteligencji.
  • Taka jakaś wymogła blondaska. Miągwa makolągwa.
  • Telewizja jest jak narkotyk, jak się raz spróbuje, to może zostać w organizmie.
  • To nie ludzie, to turyści.
  • – Ty, słuchaj, ona się jakoś nazywa?
    – Taaaak – szepnął konfidencjonalnie Karolek. – ona się nazywa Fryderyka Stanisława Zawratyńska.
    – Matko Boska, po co jej takie dwa imiona długie? I jak wy do niej mówicie? Frydzia? Frycka? Czy Stasia?
    – (…) Frida na nią mówimy.

U edytuj

  • U nas lepiej się sprzedaje hochsztaplerstwo i aferalność prawdziwa od pomówionej.

W edytuj

  • W naszym kraju sama uczciwość nie wystarczy.
  • – Wika, jaka kolacja, obiad jest. (…)
    – O której my te obiady jadamy… – westchnęłam. – Normalni ludzie jedzą obiad o pierwszej w południe, góra o drugiej…
    – Chyba w sanatorium – oburzyła się mama. – Normalni ludzie jedzą tak jak my, bo przedtem pracują ciężko.
  • Wstaliśmy w środku nocy. O siódmej.
  • Wyglądam jak nieboszczka po reanimacji.

Z edytuj

  • Założyła ciemne okulary.
    – Boże, jakie to słońce intensywne.
    – Tak? A już myślałam, że to dla kamuflażu.
  • Zaniedbana baba w ciąży to zgroza.

Ż edytuj

  • Żebyś ty widziała, jakie miał u mnie entrée! Przy domofonie przycisnął oba dzwonki, mój i tej mojej sąsiadki, która mieszka obok mnie, więc obie mu otworzyłyśmy te nasze wspólne drzwi. Maksio wszedł krokiem defiladowym, odsunął pańskim gestem panią Kropowiak, bo wyleciała na korytarz, dobrze, że jej nie dał dwóch złotych!