Winona LaDuke
amerykańska działaczka praw Indian i ochrony środowiska
Winona LaDuke (ur. 1959) – amerykańska ekonomistka pochodzenia indiańskiego, działaczka na rzecz ochrony środowiska, budowy społeczności lokalnych i praw człowieka, feministka, aktywistka Greenpeace.
- Jako kobieta uważam, że ma sens, bym martwiła się o to, czy moje prawnuki będą mogły tu żyć i czy tubylcze społeczności przetrwają. Uważam też, że główny nurt ruchu kobiecego powinien bardziej dbać o środowisko. To sprawa kobiet. Weźmy przykład raka piersi. Kobiety powinny się buntować. Tymczasem ta choroba jest całkowicie personalizowana, a ignoruje się wszystkie te toksyczne odpady i zniszczenie środowiska, które ją powodują. Ruch kobiecy ma wewnętrzne możliwości, ale z upływem lat koncentruje się na coraz węższych zagadnieniach. Marnuje swoje siły.
- Jestem rodzicem, a bycie aktywistką jest tylko inną formą rodzicielstwa.
- Jeśli będziemy potrafili powstrzymywać drapieżnika w krytycznych miejscach, a jednocześnie budzić w ludziach świadomość, to mamy szansę.
- Czy ma się cztery nogi czy dwie, pływa się czy lata – każdy powinien mieć swoją godność.
- Duchowość jest podstawą i motywacją do aktywności politycznej.
- Korporacje nie mają prawa do podejmowania decyzji politycznych. Kapitalizm jest wewnętrznie sprzeczny z naturalnym prawem.
- Zobacz też: kapitalizm
- Na rządowym forum w Pekinie naciskaliśmy na dwie zasadnicze kwestie: po pierwsze chcieliśmy, by ONZ uznała formalnie tubylcze „ludy” – a nie tylko „populacje”, czy „ludzi”. To zagwarantowałoby nowy poziom uznania na arenie międzynarodowej i konkretne prawa. Po drugie, naciskaliśmy na rządy, by przyjęły Deklarację Praw Ludów Tubylczych, spójny dokument przygotowany w ostatnich latach przez tubylcze organizacje w Genewie.
- Najtęższe umysły fizyki jądrowej szukały przez 60 lat rozwiązania problemu odpadów radioaktywnych, aż wreszcie go znalazły: wywieźć je polną drogą i wyrzucić w indiańskim rezerwacie...
- Zobacz też: energetyka jądrowa
- Rezerwaty nie są miejscem, w którym żyje się łatwo. Mamy prawie wszystko, czego nie chcecie.
- Równowaga jest podstawą tubylczego myślenia. Dostajesz tylko wtedy, kiedy dajesz. Tym, którzy wykorzystują elementy tubylczych kultur lub po prostu kupują indiańskie wyroby, brakuje tej podstawowej wzajemności. W rezultacie mogą przeczytać książkę czy mieć pamiątkę, ale sens tego gdzieś się zagubił.
- Tubylcze ludy mają wrodzoną przewagę w zakresie rozumienia i tworzenia samowystarczalności. Mają kulturową spójność i bazę ziemską, a obie te podstawy są kluczowe dla każdej samowystarczalnej wspólnoty. Obecnie wielu zwolenników New Age tworzy „międzynarodowe komuny”, wspólne farmy, domy, itd. To dobrze, ale ci, co budują wspólnoty z niczego, mają mniejsze szanse powodzenia, niż my. Oni muszą stworzyć wspólnotę, my już ją mamy. Tubylcze ludy wspólnie pamiętają, kim są, a ta pamięć tworzy kulturową tkankę, która trzyma nas razem.
- Zobacz też: New Age
- Uzupełnieniem wiejskich, wspólnotowych organizacji powinni być bystrzy, zorganizowani ludzie, którzy występują w naszym imieniu w miastach. Oni mają możliwości, których my nie mamy. Współpraca z ludźmi spoza rezerwatów pomaga też zmienić relacje drapieżnika i ofiary. Umacniamy więzi w poprzek podziału na tych co konsumują i tych co produkują.
- W ostateczności wszyscy odpowiadamy przed naturalnym prawem. Jeśli skazimy wodę, będziemy ją pić. Jeśli zatrujemy powietrze, będziemy nim oddychać. Jeśli uzbroimy kogoś na świecie, to będzie więcej przemocy.
- Wydaje mi się, iż władze uważają, że plemiona są suwerenne, kiedy chcą kasyn czy wysypisk śmieci. Ale kiedy chcą kontrolować poziom pestycydów lub zarządzać prawami wodnymi, to suwerenność nagle znika...
- Zachowanie kulturowej różnorodności jest kluczem do ochrony środowiska. Nadmierna konsumpcja jest kluczem do kryzysu środowiska.