Trzecia strona medalu
Trzecia strona medalu – zbiór artykułów publikowanych w latach 2004–2010 w tygodniku „Wprost”, których autorem jest Dariusz Baliszewski; cyt. za: Wydawnictwo Bukowy Las, Wrocław 2010, ISBN 978-83-62478-00-2.
- Gdyby ludzie wiedzieli, że w Warszawie wybuchnie powstanie, pewnie staraliby się do niego jakoś przygotować. Zgromadziliby pewnie większe zapasy mąki, kaszy czy cukru. Gdyby wiedzieli, że wybuchnie powstanie, najpewniej spróbowaliby wywieźć z miasta ludzi starych i niedołężnych czy choćby kobiety w ciąży i nowo narodzone dzieci. Ale ludzie nie wiedzieli, że wybuchnie powstanie. Szczerze mówiąc, nikt nie wiedział, że w Warszawie wybuchnie powstanie.
- Źródło: Powstanie, którego nie planowano; s. 172.
- Historia, wbrew temu, co sądzimy, nie płacze. Historia natomiast żywi się łzami. Każda historia, także nasza polska, w której czego, jak czego, ale łez nigdy nie brakowało. Historia zimno i bezwzględnie notuje fakty i zdarzenia, notuje słowa i zachowania. Na wszystko patrzy bez emocji i bez łez, by wszystko dostrzec i zapisać. Historia jest w kwietniu 2010, w tych dniach polskiej żałoby, wszędzie i wszędzie próbuje zrozumieć to, co się dzieje. Kiedyś będzie to chciała opowiedzieć bez wzruszeń i bez łez, prawdziwie.
- Źródło: Narodziny legendy, s. 90.
- Nie ma w całych polskich dziejach większej zagadki i większej tajemnicy niż ta historia sprzed blisko tysiąca lat, historia o złym królu Bolesławie i dobrym biskupie Stanisławie. Zły król, porywczy i gwałtowny, nieludzki i brutalny, kazał zabić, a może nawet sam zabił biskupa, który po wielokroć go upominał, ganiąc królewską niemoralność i zbytnią surowość wobec poddanych. A gdy wszelkie upomnienia zawiodły, zły król dalej za nic sobie miał przestrogi kapłana, ten rzucił na niego z ambony klątwę, co w owym XI wieku równało się cywilnej śmierci przeklętego, nawet jeśli był on królem. Szlachetny kapłan Stanisław za swą nieugiętą służbę prawdzie zapłacił męczeńską śmiercią, a występny król musiał porzucić tron, musiał opuścić kraj i udać się na wygnanie, z którego nigdy miał już nie powrócić.
- Źródło: Początki, s.7.
- Pisanie historii nad Wisłą zawsze było pracą trudną, poważną i niesłychanie odpowiedzialną. Trzeba było bowiem pisać ją tak, by nikogo specjalnie nie obrazić, nikogo nie urazić ani nie dotknąć, a już w żadnym razie nie obwinić czy nie oskarżyć. Trzeba było pisać ją tak, jak gdyby los ludzi i narodów już wcześniej zapisany został gdzieś na górze, a sprawą człowieka było tylko co najwyżej przepisanie i dodanie ilustracji. Wszelkie zaś oceny, sądy i osądy historii należało pozostawić na później, najlepiej na czas Sądu Ostatecznego. Nawet dzisiaj, w XXI wieku, trudno jest wprost napisać, że generał Taki-to-a-taki był tchórzem, pajacem, a wszystko wskazuje na to, że przede wszystkim był zdrajcą.
- Źródło: Generał i zdrada, s. 285.
- Polacy, jak powszechnie wiadomo, też swój język mają. Także język polityki. Jednak żywe do dzisiaj publiczne przekonanie, że polski język parlamentarny kiedykolwiek znaczył tyle, ile: przyzwoity, zgodny z dobrymi obyczajami, kulturalny – jest zwyczajnym nadużyciem semantycznym. Polski język polityczny zawsze bowiem był taki jak polska polityka: gruby, szorstki, nieporadny i pełen błędów. Jaki zresztą miałby być?
- Źródło: Polskie chamy i warchoły, s. 55.
- Polacy zawsze uważali, że kto jak kto, ale oni jak nikt inny znają się na Rosji. Po kilkuset latach bliskiego sąsiedztwa, po trzech dokonanych przez Rosję rozbiorach Polski, po rzezi Pragi 4 listopada 1794 roku, w której zamordowani zostali prawie wszyscy mieszkańcy, po kolejnych rosyjskich pacyfikacjach kolejnych polskich powstań, po szubienicach, zesłaniach i katorgach setek tysięcy Polaków, po wielokrotnej grabieży naszego kraju – Polacy uważają, że jeśli nie potrafią zrozumieć Rosji, bo tego nikt nie potrafi, to na pewno potrafią przewidzieć Rosjan. Uważają więc po prostu, że po Rosji można się spodziewać wyłącznie najgorszego.
- Źródło: Pokochać Rosję, s. 111.