Sklepy cynamonowe: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Alessia (dyskusja | edycje)
m Dodano kategorię "Bruno Schulz" za pomocą HotCat
m drobne redakcyjne, drobne merytoryczne + źródło
Linia 2:
 
{{chronologiczny}}
==[[s:Sklepy cynamonowe/Traktat o manekinach|''Traktat o manekinach'']]==
* Materii dana jest nieskończona płodność, niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci do formowania.
** Źródło: Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 71.
 
* Materia jest najbierniejszą i najbezbronnniejszą istotą w kosmosie. Każdy może ją ugniatać, formować, każdemu jest posłuszna. Wszystkie organizacje materji są nietrwałe i luźne, łatwe do uwstecznienia i rozwiązania. Niema żadnego zła w redukcji życia do form innych i nowych. Zabójstwo nie jest grzechem. Jest ono nieraz koniecznym gwałtem wobec opornych i skostniałych form bytu, które przestały być zajmujące. W interesie ciekawego i ważnego eksperymentu może ono nawet stanowić zasługę. Tu jest punkt wyjścia dla nowej apologiiapologji sadyzmu.
** Źródło: Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 72.
 
==[[s:Sklepy cynamonowe/Sklepy cynamonowe/Ulica krokodyli|''Ulica krokodyli'']]==
* Będziemy się wikłali w nieporozumieniach, aż cała nasza gorączka i podniecenie ulotni się w niepotrzebnym wysiłku, w straconej na próżno gonitwie.
** Źródło: Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 171.
 
* Rdzenni mieszkańcy miasta trzymali się z dala od tej okolicy, zamieszkiwanej przez szumowiny, przez gmin, przez kreatury bez charakteru, bez gęstości, przez istną lichotę moralną, tę tandetną odmianę człowieka, która rodzi się w takich efemerycznych środowiskach. Ale w dniudniach upadku, w godzinach niskiej pokusy zdarzało się, że ten lub ów z mieszkańców miasta zabłąkiwał się na wpół przypadkiem w tę wątpliwą dzielnicę. Najlepsi nie byli czasem wolni od pokusy dobrowolnej degradacji, zniewoleniazniwelowania granic i hierarchii, pławienia się w tym płytkimpłytkiem błocie wspólnoty, łatwej intymności, brudnego zmieszania. Dzielnica ta była eldoradem takich dezerterów moralnych, takich zbiegów spodz pod sztandaru godności własnej. Wszystko zdawało się tam podejrzane i dwuznaczne, wszystko zapraszało sekretnem mrugnięciem, cynicznie artykułowanym gestem, wyraźnie przymrużonem perskiem okiem — do nieczystych nadziei, wszystko wyzwalało z pęt niską naturę.
** Źródło: Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 157-158.
 
* W tym mieście taniego materiału ludzkiego brak także wybujałości instynktu, brak niezwykłych i ciemnych namiętności.<br />Ulica Krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego. Widocznie nie stać nas było na nic innego, jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet.
** Źródło: Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 172.
 
* Ulica krokodyli była koncesją naszego miasta na rzecz nowoczesności i zepsucia wielkomiejskiego. Widocznie nie stać nas było na nic innego, jak na papierową imitację, jak na fotomontaż złożony z wycinków zleżałych, zeszłorocznych gazet.
 
==''Inne''==
* Każdy wie, że w szeregu zwykłych, normalnych lat rodzi niekiedy zdziwaczały czas ze swego łona lata inne, lata osobliwe, lata wyrodne, którym, jak szósty, mały palec u ręki, wyrasta kędyś trzynasty, fałszywy miesiąc.
** Źródło: [[s:Sklepy cynamonowe/Noc wielkiego sezonu|''Noc wielkiego sezonu'']], Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 199.
 
* Strychy, wystrychnięte ze strychów, rozprzestrzeniały się jedne z drugich i wystrzelały czarnymiczarnemi szpalerami, a przez przestronne ich echa przebiegały kawalkady tramów i belek, lansady drewnianych kozłów, klękających na jodłowe kolana, ażeby, wypadłszy na wolność, napełnić przestwory nocy galopem krokwi i zgiełkiem płatwi i bantów.
** Źródło: [[s:Sklepy cynamonowe/Wichura|''Wichura'']], Tow. Wyd. Rój, Warszawa 1934, s. 185-186.