Imieniny: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Alessia (dyskusja | edycje)
uzupełnienie, formatowanie automatyczne, łamanie wierszy
Alessia (dyskusja | edycje)
uzupełnienie, formatowanie automatyczne, łamanie wierszy
Linia 6:
 
* Wszelka zwłoka w podjęciu decyzji uszczupla hipotetyczny okres trwania ich szczęśliwego małżeńskiego związku.
 
===Laura Pyziak (Tygrys)===
* (...) trzeba będzie dołożyć starań, żeby zatrzeć i pozbawić znaczenia te przykre oznaki tak młodego wieku.
 
* Życie, pomyślała Laura odchodząc od okna, jest jednak pełne nieoczekiwanych zwrotów akcji, a charaktery ludzkie objawiają niespodziewanie wciąż nowe rysy.
 
===Róża Pyziak===
* Czy można się kochać w prymusie?
 
* Na pokładzie jest ciasno, ale każda osoba wydaje się niezbędna, absolutnie niezastąpiona, przy czym, kiedy znika na trochę, jej obecność trwa, a kiedy powraca – wtapia się w tło niezauważalnie. Co jakiś czas na pokład wchodzi ktoś nowy, statek nieco bardziej się zanurza, ale płynie dalej i zawsze znajdzie się jeszcze trochę miejsca – przy stole i w sercach.
** Opis: o swojej [[rodzina|rodzinie]].
 
* Widocznie naprawdę więcej we mnie z pyzy niż z róży.
 
===Fryderyk Schoppe===
* Na niebie nie ma przecież odległości w ziemskim sensie, gdyż nie ma na nim końców. Są jedynie fragmenty łuków.
 
* To niedopuszczalne (...) – żebyś we własne imieniny musiała pisać klasówkę z chemii. Napiszesz kiedy indziej.
** Opis: zabierając Różę na wagary.
 
* (...) w obliczu wieczności nasz czas wydaje się dosyć ograniczony.
 
===Bernard Żeromski===
Linia 20 ⟶ 35:
** Opis: o [[Gabriela Borejko|Gabrieli Strybie]] do jej córek.
 
===Inne postacie===
* Mama znajdzie zupę. A gdyby nawet nie znalazła zupy, to nasz syn jest dość duży, by nie umrzeć z głodu po zjedzeniu na obiad suchej bułki, albo i nawet spleśniałej marchewki.
** Postać: Grzegorz Stryba
 
* Nasza mama nie ma wyższego wykształcenia. Za to ma nas.
** Postać: Wiktor Lelujka
Linia 28 ⟶ 46:
 
==Dialogi==
* – Będę cię kochał, dopóki żyję – szepnął Ignacy, biorąc jej rękę w swoje chłodne dłonie i ściskając ją mocno.<br />– Cóż, jeszcze żyjesz. I to nieźle – kpiąco mruknęła żona
 
* – Chciałem tylko powiedzieć, Milu, że naszej miłości starczy na całą wieczność.<br />– Znów jakby kicz. W sam raz na Dzień Zakochanych.
 
* – Ciekaw jestem, czy w dwudziestym pierwszym wieku ludzkość nadal będzie taka mięsożerna. Horror. Ja myślę, że to się musi zmienić. Mnożą się wszak symptomy, znaki i ostrzeżenia: masowość ruchu wegetariańskiego, wściekłe krowy i te zawirusowane bidule, kurczaki w Chinach, istna hekatomba...<br />– W dwudziestym pierwszym wieku może się okazać, że nawet marchewka ma świat uczuć – wtrąciła Natalia, która była wegetarianką już od kilku lat. – Ja sądzę, że ludzkość przerzuci się na potrawy syntetyczne, w pigułkach i galaretkach.
 
* – Czy wy nie słyszycie, że ktoś dzwoni? – zrzędziła babcia (...).<br />– Kto to może być? – zdziwiła się mama.<br />– Ja myślę, Gabrysiu – rzekł dziadek, promieniejąc pysznym humorem – że z całą pewnością dowiesz się tego, gdy tylko otworzysz drzwi.
 
* – Dokąd cię podrzucić?<br />– A dokąd jedziecie?<br />– My? – rzekł Grzegorz z wahaniem. – A–w nieznane.<br />– Świetnie – ucieszył się Bernard. – Szedłem właśnie w tym samym kierunku.
 
* – Gdzie dziewczynki?<br />– Laura u siebie, w złym humorze. Pyza na pierwszej randce – wyjawiła Gabrysia z uśmiechem.<br />– Boże! – Ida była wstrząśnięta. – Więc to już?!<br />– Co: już?<br />– Już jesteśmy stare?!<br />– Nie my jesteśmy stare, tylko one dorastają.<br />– Na jedno wychodzi.
 
* – Jak by pani zareagowała na wiadomość, że pani sąsiad to homo sapiens? (...)<br />– Zareagowała? No, nie wiem – odrzekła. – A co bym miała powiedzieć takiemu? Mało to dzisiaj człowiek musi wyrozumieć i ścierpieć? (...)<br />– Przepraszam, dzień dobry – słowa te zostały skierowane do przesadnie dynamicznej blondynki w purpurowym poncho, która szła, wymachując czarną aktówką. – Co by pani zrobiła, gdyby się okazało, że pani kolega z pracy to homo sapiens?<br />– A! To szczególne pytanie! – syknęła pani z aktówką, zatrzymując się natychmiast i ciskając pełne potępienia spojrzenie zza metalowych okularów. – Wiele to mówi o mentalności naszego zakłamanego społeczeństwa. Zaścianek! (...)<br />– Czyli co? – kociooka trwała niewzruszenie w postawie pełnej wyczekiwania. – Jak by pani konkretnie zareagowała?<br />– Oczywiście wcale bym nie reagowała! – oburzyła się rozmówczyni. – Nie wtykam nosa w nie swoje sprawy, jak pierwsza lepsza drobnomieszczanka! (...)<br />– Co by pan zrobił, gdyby się okazało, że pański kumpel to homo sapiens?<br />– W mordę bym dał – odparł bez namysłu młodzieniec, odpychając mikrofon.
Linia 37 ⟶ 63:
* – Józinku, jest prawdą niezbitą, że Ignaś kocha spokój i ciszę. Nigdy jeszcze nie zaczepił pierwszy nikogo. To ty zaczepiasz. I to głównie jego. Czy jest coś, co cię specjalnie denerwuje w twoim kuzynie, Ignacym Grzegorzu?<br />– Jest – Józinek zawsze udzielał odpowiedzi lakonicznych.<br />– A! Więc jednak. A co cię tak w nim denerwuje?<br />– On – odparł Józinek.
 
* – Pyzuniu, co się stało? Gdzie jesteś? Jak przeżyłaś tę burzę? – posypały się z Gabrieli pytania, zgodnie ze specyfiką serca matki.<br />– Burzę? – powtórzyła Pyza. – Ach, burzę... w stogu siana, z Fryderykiem... nie to była słoma.<br />Och, właściwie to nawet nie pamiętam.<br />No a teraz suszymy spodnie, pijemy szampana i jemy tort z bitą śmietaną.<br />I, mamusiu nie mów nikomu, no, chyba że dopiero za pięć lat... więc ja mamusiu, przed chwilą się zaręczyłam
 
==Cytaty z narracji==
Linia 43 ⟶ 69:
 
* (...) kiedy się ma lat szesnaście, nie bardzo jeszcze człowiek zna siebie samego i nie zawsze łatwo mu się zorientować w tej mgle, w której tonie.
 
* Nie można pozwolić, by się człowiekowi udzieliło coś tak głupiego i zbędnego, jak wrogość.
 
* Nikt nie może odpowiadać za cechy, jakimi go obdarzyła natura.
 
* Przedwiośnie wtargnęło do klasy jednym potężnym skokiem i wypełniło wszystkie oklapłe płuca.
 
* [Laura] słuchała, z takim zachwytem, jakby z ust Wiktora padały lilie oraz fiołki. Zachwyt słuchacza zwykle powoduje u mówcy, w sposób jakże zrozumiały, przypływ elokwencji i narastanie potoku informacji.
 
* Teraz do pokoju wkroczyła twardym krokiem ciotka Ida, prowadząc obu malców za wywijające się rączki. – Siadać, panowie – zakomenderowała, sadowiąc chłopców na kanapce. – Jest tylko jeden sposób na to, żebyście mogli wziąć udział w uroczystości rodzinnej: wzorowe zachowanie. Od tej chwili, powtarzam, od tej chwili będziecie się zachowywać jak dwa alabastrowe anioły cmentarne, czyli będziecie sobie kulturalnie gwarzyć z dziadkiem i ciocią, zresztą, róbcie sobie, co tam chcecie, byle na siedząco i po cichu. Zrozumiano?<br />– Zrozumiano – padła karna, podwójna odpowiedź. Ida powiedziała „Nnno!”, i odeszła, stukając z impetem obcasami. Natychmiast potem Józinek – rumiany osiłek o zamglonych oczkach i ryżej czuprynce uczesanej na jeża – wyrżnął kuzyna w bok z taką siłą, że solenizant sfrunął z krawędzi kanapki i siadł z impetem na podłodze. Tam na moment stracił dech. Kiedy wstał, podjął natychmiastową próbę odwetu. Ponieważ jednak z natury był łagodniejszy i zapewne mniej zdeterminowany niż syn Idy, zamach mu się nie powiódł: Józinek, stabilnie wparty ciężkim tyłeczkiem w tapicerkę, ani drgnął.<br />Wobec tego Ignacy Grzegorz z całą rozwagą dał mu w ucho.<br />Józinek wystrzelił w powietrze jak pocisk i zaatakował kuzyna bykiem w brzuch.<br />– Dużym błędem jest – zauważył spokojnie dziadek Borejko, wpatrując się z zachwytem w dwa krzepkie ciałka wnuków, tarzających się po podłodze jak małe niedźwiadki – sadzanie ich w tak bliskiej odległości od siebie. Na miejscu Idy raczej bym ich rozdzielał możliwie znaczną przestrzenią. Chłopcy, uspokójcie się w tej chwili!<br />Ignacy Grzegorz natychmiast posłuchał rozkazu dziadka i zamarł w bezruchu, wskutek czego Józinek bez trudu powalił go na łopatki i usiadł mu okrakiem na głowie.<br />(...) Właśnie wtedy przytłoczony i upokorzony Ignacy Grzegorz, w poczuciu bezgranicznej krzywdy, ugryzł go dotkliwie w pośladek.