Opium w rosole: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Alessia (dyskusja | edycje)
Alessia (dyskusja | edycje)
formatowanie automatyczne, łamanie wierszy
Linia 2:
'''[[w:Opium w rosole|Opium w rosole]]''' – piąta część [[Jeżycjada|Jeżycjady]] autorstwa [[Małgorzata Musierowicz|Małgorzaty Musierowicz]], powstała w roku 1986. Cytaty za wyd. Akapit Press, Poznań 2000.
==Wypowiedzi postaci==
===Profesor Dmuchawiec===
===Gabriela Pyziak (z d. Borejko)===
* Do ludzi trzeba wyciągać rękę. Trzeba. Możemy się nie doczekać odzewu. Ale jeśli nie wyciągniemy ręki, to odzewu nie doczekamy się z całą pewnością.
{{osobne|Gabriela Borejko}}
** Źródło: s. 215106
* Każdy jest doświadczony przez życie.(...) Ale to nie może automatycznie oznaczać pesymizmu.
** Źródło: s. 215
** Zobacz też: [[pesymizm]]
 
* (...) Janka w trosce o moje zdrowie ogranicza się tylko do opowiadania wybranych dowcipów.
* To, co dają za darmo, na ogół nic nie jest warte.
** Źródło: s. 97182
** Zobacz też: [[cena]], [[wartość]]
 
* Nie można podobać się wszystkim, trudno. A przecież chciałoby się...
* Uśmiech bywa aktem męstwa, smutek to słabość i postawa zbyt wygodna. Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to mi dopiero odwaga.
** Źródło: s. 11184
** Opis: cytując profesora Dmuchawca.
 
** Źródło: s. 56, 57
* (...) tak okropnie trudno jest znaleźć drogę do drugiego człowieka.
** Zobacz też: [[uśmiech]], [[odwaga]], [[smutek]]
** Źródło: s. 149183
 
===Aurelia Jedwabińska vel Genowefa===
{{osobne|Aurelia Jedwabińska}}
* A sama skoczyła jeszcze po... (...) Ojejusiu, o mało się nie wygadałam, że skoczyła po kwiaty!!!
** Źródło: s. 95
 
* Ja się nie znam jeszcze na zegarku (...). Ale chyba już jest ta pora obiadowa, bo mi się chce jeść obiad.
** Źródło: s. 95
 
* Przyszłam na obiadek (...).
** Opis: przychodziła do obcych ludzi i witała się tymi słowy.
** Źródło: s. 11
 
===Ewa Jedwabińska===
Linia 46 ⟶ 40:
 
===Janina Krechowicz (Kreska)===
{{osobne|Janina Krechowicz}}
* Jeżeli chcemy (...), żeby nas traktowano jak ludzi z godnością – to miejmy ją (...), to zachowujmy się godnie. Z poczuciem godności moje nieuctwo i twoje wygłupy jakoś się nie godzą.
** Opis: do Jacka.
** Źródło: s. 149
** Zobacz też: [[człowiek]], [[godność człowieka]]
 
* Kultura dzisiaj rzecz bezcenna.
** Źródło: s. 27
** Zobacz też: [[kultura]]
 
* (...) może zbyt często lubimy wszytko zwalać na jakąś, no, siłę wyższą, która nam uniemożliwia to czy owo... podczas gdy wiele rzeczy, a już na pewno to, jacy jesteśmy, zależy głównie od nas samych.
** Źródło: s. 115
 
* Nie martw się, bo nie jest źle. Po prostu – nie jest dobrze.
** Źródło: s. 83
 
* Nikogo nie wolno nienawidzić i nikim nie wolno pogardzać. Dlatego (...), że nienawiść i pogarda są niszczące – niszczą tego człowieka, którym pogardzam, bo nie zostawiają mu już szansy na odmianę. I niszczą też mnie – bo skoro jest we mnie miejsce na nienawiść, to znajdzie się i miejsce na zło.
** Źródło: s. 149
** Zobacz też: [[nienawiść]], [[pogarda]]
 
* Nikt nie ma prawa do nienawiści.
** Źródło: s. 149
 
* Rygle, zamki, łańcuchy – co jest, rewizji się spodziewasz?
** Źródło: s. 26
 
===Jacek Lelujka===
Linia 94 ⟶ 70:
** Źródło: s. 163
** Zobacz też: [[kobieta]], [[krytyka]], [[mężczyzna]], [[pochlebstwo]], [[pochwała]], [[szczerość]]
 
===Gabriela Pyziak (z d. Borejko)===
{{osobne|Gabriela Borejko}}
* Każdy jest doświadczony przez życie.(...) Ale to nie może automatycznie oznaczać pesymizmu.
** Źródło: s. 83215
** Zobacz też: [[pesymizm]]
 
* To, co dają za darmo, na ogół nic nie jest warte.
** Źródło: s. 2797
** Zobacz też: [[cena]], [[wartość]]
 
===Inne postacie===
* Dziecko zdrowe i szczęśliwe zawsze ma apetyt.
* Do ludzi trzeba wyciągać rękę. Trzeba. Możemy się nie doczekać odzewu. Ale jeśli nie wyciągniemy ręki, to odzewu nie doczekamy się z całą pewnością.
** Postać: profesorMarta DmuchawiecLewandowska
** Źródło: s. 106205
 
* Z bliska widać najgorzej. Czasem trzeba oddalenia, żeby kogoś zobaczyć naprawdę. A czasem własne nieszczęście zasłania widok na bliskiego człowieka.
Linia 106 ⟶ 92:
 
==Dialogi==
* – A! Jedwabińska. No, a gdzież twoje warkocze?<br /> – Obcięłam je. Dawno. Nie wypada... w pracy.
** Opis: Ewa odwiedza profesora Dmuchawca.
** Źródło: s. 102
Linia 114 ⟶ 100:
** Zobacz też: [[tombak]]
 
* – Aurelia nie cierpi rosołu! Nienawidzi! Trzeba ją zmuszać, żeby przełknęła choć łyżkę! Czy może to był jakiś specjalny rosół?...<br /> – Zwykły chudy rosołek.<br /> – Może... jakaś specjalna przyprawa?...<br />Pani Borejko roześmiała się.<br /> – Może. Przyprawa pana Ogorzałki. Zresztą potem i Gabrysia, moja córka, przyprawiała, i ja. To niezawodna przyprawa. Wszystko z nią smakuje, nawet suche ziemniaki.<br /> – Maggi? – dopytywała się Ewa całkiem już natarczywie, po czym zreflektowała się i pokryła zmieszanie suchym śmieszkiem. – Albo może jakiś narkotyk?<br /> – Może to i narkotyk: trochę serca – śmiała się pani Borejko.
* – Być może ma za mało dyscypliny...<br /> – O, nie – żywo zaprzeczyła pani Lelujkowa. – Dyscypliną to dostawał dość często, aż mi go było żal. Mąż mu dawał lanie za każdą dwóję...
** Źródło: s. 149221
 
* – Być może ma za mało dyscypliny...<br /> – O, nie – żywo zaprzeczyła pani Lelujkowa. – Dyscypliną to dostawał dość często, aż mi go było żal. Mąż mu dawał lanie za każdą dwóję...
** Opis: Ewa Jedwabińska rozmawiała z matką Jacka o jego niestosownym zachowaniu.
** Źródło: s. 119
** Zobacz też: [[dyscyplina]]
 
* – Chciałbym, żebyś była moją dziewczyną – wypowiedział Maciek w formie luźnej propozycji.<br /> Kreska odzyskała oddech mniej więcej po pięciu sekundach.<br /> – Wydaje mi się, że już masz swoją dziewczynę (...).<br /> – Z Matyldą koniec! – zakrzyknął Maciej. – Okazało się, że jest nikczemna! (...) <br /> – I od razu ujrzałeś mnie w innym świetle.<br /> – Janka, ty chyba źle to rozumiesz. Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.<br /> – Ma.<br /> – Nie ma!... Zwyczajnie, podobasz mi się. Lubię cię.<br />Kreska zatrzymała się przed swoją bramą.<br /> – Ja też cię lubię (...). I szanuję cię (...). I dlatego postaram się zaraz zapomnieć o twoim nietakcie.<br /> – Nietakcie!... Słuchaj, no co ty... co ty mówisz?! Ja ci przecież tylko proponuję...<br /> – ... Falsyfikat – wpadła mu Kreska w słowo.
** Źródło: s. 160
 
* – Co się martwisz, ja ciągle kaszlę – beztrosko rzuciła Genowefa. – To samo przejdzie.<br /> – To przejdzie w zapalenie płuc (...).
** Źródło: s. 62
 
* – (...) czy tobie też czasem wszystko się wydaje małe, brudne i brzydkie? (...)<br /> – Bywa, że tak (...). Ale nie, jednak nie wszystko, nie. Zawsze jednak pozostaje parę spraw wielkich, czystych i pięknych. I te nie podlegają żadnym zmianom. Są wieczne.
** Źródło: s. 82
 
* – Kryzys jak licho, wcale nie trzeba się stroić. O, patrz, tamta dziewczyna przyszła do opery w dżinsach i w golfie.<br /> – Tamta dziewczyna nie ma krzty wyczucia – oznajmiła Kreska z mocą. – Równie dobrze mogła przyjść w szlafroku, bo jest kryzys, albo przywlec kozę na sznurku.
** Źródło: 37
** Zobacz też: [[odzież]], [[ubranie]]
Linia 140 ⟶ 129:
** Źródło: s. 46
 
* – Jak ty to robisz, że nie jesteś smutna?<br /> – Opowiadam sobie dowcipy – odrzekła Gabrysia (...).<br /> – Ty sobie dałaś radę ze wszystkim. Żadne nieszczęście cię nie złamie. (...) Jak można być radosnym na tym strasznym świecie?<br /> – Nie „można”, a „trzeba” – mruknęła Gabrysia (...). – Nikomu nic nie przyjdzie z tego, że ja się rozkleję.
** Źródło: s. 56, 57
 
Linia 147 ⟶ 136:
** Zobacz też: [[doświadczenie]], [[klęska]]
 
* (...) , jestem tylko człowiekiem doświadczonym przez życie i dlatego – pesymistą.<br /> – Każdy jest doświadczony przez życie. Ja również – oświadczyła Gabriela. – Ale to nie może automatycznie oznaczać pesymizmu (...). Pesymizm jest (...) słabością ludzi małodusznych.
* – Ma okropny charakter!<br /> – Lepszy okropny niż żaden (...).
** Źródło: s. 26215
** Zobacz też: [[kulturapesymizm]]
 
* – Ma okropny charakter!<br /> – Lepszy okropny niż żaden (...).
** Źródło: s. 163
** Zobacz też: [[charakter]]
 
* – Masz dzieci?<br /> – Jedno. Aurelię (...).<br /> – Aha – rzekł profesor. – Aurelia. Jak się zdrabnia to imię?<br />Ewa spojrzała na niego ze zdziwieniem.<br /> – Wcale się nie zdrabnia.<br /> – To pewnie ją nazywasz Pyzą albo Ciapusiem?<br /> – Proszę?! Nie, skąd.<br /> – To... zaraz... to jak się do niej zwracasz?<br /> – No, po prostu: Aurelio (...).
** Źródło: s. 103
** Zobacz też: [[dziecko]], [[imię]], [[zdrobnienie]]
 
* – Matylda... de La Mole...<br /> – Skąd – spojrzała ona ze zdziwieniem. – Stągiewka.<br /> – Proszę? (...) Nie, nie... ja... Stendhal...<br /> – Stągiewka – powtórzyła Matylda z naciskiem.
** Źródło: s. 42
 
* – Nie ma ich w domu...(...)<br /> – E, to jeszcze nie tragedia – pan Ogorzałka potarmosił małą za ucho. – Nie płacz. Nie ma ich, ale przecież przyjdą – tu uśmiechnął się do małej krzepiąco (...).<br /> – Też tak myślę (...). Dobrze, więc pójdę na obiadek do ciebie.<br /> – Proszę? – wyrwało się zaskoczonemu Piotrowi.<br /> – Dziękuję – z godnością odrzekła dziewczynka i podniosła na niego wilgotne, lśniące oczy w kolorze jeżyn.
** Źródło: s. 66, 67
 
* – No, to dobranoc pani i dziękuję.<br /> – Nie ma za co – powiedziała przymilnie pani Lisiecka. – Nie ma za co.<br />Przez krótką, pełną irytacji chwilę Ewa gotowa była przyznać jej rację.
** Źródło: s. 178

* – Piotr pisze kronikę.<br /> – Historię – sprostował starszy Ogorzałka. – Zrozumiałem któregoś dnia, że to, co przeżywamy dziś, już jutro stanie się części historii. Pamięć jest zawodna. Po latach ten mój zeszyt będzie bezcenny. Wszystko tu mam. Każdy dzień. Każdą zbrodnię. Każde kłamstwo.<br /> – Myślisz, że tylko z tego tworzy się historia? – obruszyła się Gabrysia (...).<br /> – Na ogół (...).<br /> – Ejże, a bohaterstwo? A idee? A...<br /> – Tak, tak, idee, te wszystkie piękne idee, które nieodmiennie nikczemnieją...
** Źródło: s. 164
 
Linia 172 ⟶ 168:
** Zobacz też: [[dobro]], [[świat]], [[zło]]
 
* – Światem rządzi kłamstwo, nienawiść i chciwość – skondensował się Piotr.<br /> – Coś takiego odkrywa się na ogół w wieku pokwitania! – wrzasnęła Gabriela (...).
** Źródło: s. 165
** Zobacz też: [[chciwość]], [[kłamstwo]]
Linia 180 ⟶ 176:
** Zobacz też: [[intelektualista]]
 
* – To miejsce musi być wolne, wiesz? – wyjaśniła [Gabriela] (...). – Czekamy na kogoś.<br /> – Aha, on zaraz przyjdzie, tak? – domyślnie spytała Genowefa (...).<br /> – To jest Pyzunią? – chciała wiedzieć Genowefa, zaglądając do wózka.<br /> – Tak (...).<br /> – A kto jest jej tatusiem? – spytała Genowefa siorbiąc (...).<br />Znów nie utrafiła z pytaniem.(...)<br /> – Tatą jest pewien człowiek niegodny tego miana – oświadczyła wreszcie pani Gabriela (...) – Obecnie znajduje się on w Australii (...), bo tam można zarobić dolary na samochód. A tu nie można.<br /> – Nic nie rozumiem – oświadczyła Genowefa (...). – To na niego czeka ten talerz? – pytała wytrwale. Znów cisza.<br /> – O, nie – powiedziała zajadle pani Gabrysia. – Nie na niego. Janusz Pyziak zresztą i tak tu nie wróci.<br />Siwa pani usadziła dziecko na swoich kolanach i spojrzała na Genowefę błękitnymi oczami, które teraz były całkiem smutne.<br /> – Talerz czeka na mojego męża – wyjaśniła równym głosem. – Na ojca tych tu czterech panien.<br /> – On też jest na końcu świata? – spytała Genowefa z właściwym sobie taktem.<br /> – A, nie. Nie. On jest w Polsce. Jak zawsze – odparła siwa pani tak cicho, że ledwie ją było słychać.
** Opis: ze względu na [[cenzura|cenzurę]] (książka powstała w 1983 roku) autorka nie mogła wprost napisać, że Ignacy Borejko został internowany.
** Źródło: 51, 52
 
* – Zauważyłaś, że do niej [nienawiści] zmuszać się wcale nie trzeba? (...) Czy to by znaczyło, że nienawidzić jest łatwiej niż kochać i wybaczać?<br /> – No, jasne. Zło jest łatwiejsze.
** Opis: rozmowa Jacka i Kreski.
** Źródło: s. 149, 150
 
* – Zostań, Eugeniuszu, bardzo cię proszę – z naciskiem powie działa Ewa. – Zostań w domu i czekaj na moje dziecko.<br /> – O, nie, chwileczkę – zaoponował pan Jedwabiński. – Idę z tobą. Ostatecznie, to także i moje dziecko.<br /> – Jakoś rzadko o tym pamiętasz! – wybuchnęła Ewa. – Zazwyczaj całkiem cię ona nie obchodzi! Biedna mała! Traktujesz ja jak zabawkę, jak... jak tresowaną małpkę! Potrzebna ci jest tylko po to, żeby deklamowała wierszyki, kiedy przyjdzie twój dyrektor!<br /> – A tobie nie jest potrzebna wcale! Nawet do wierszyków! – wrzasnął rozżalony małżonek. – Obcym ją oddajesz, bo ci przeszkadza! Całymi dniami nie ma jej w domu! Co to za dom zresztą! To nie dom, tylko wystawa mebli! Nic dziwnego, że dziecko wolało uciec! Ja też co dzień uciekam!
** Źródło: s. 56202, 57203
 
==Cytaty z narracji==
* (...) była to rzeczywiście świetna dziewczyna, tylko że Maciek nie przepadał za jej towarzystwem. Raził go w Kresce całkowity brak poetycznej zadumy i tego tchnienia romantyzmu, który cechować winien dziewczynę – zwłaszcza ładną. Kreska była, niestety, przeraźliwie rzeczowa, odpychająco koleżeńska, i w ogóle zachowywała się jak kapral.
** Źródło: s. 26
 
* Cała ona, ta pani Jedwabińska, była taka odprasowana i sztywna. Zdawało się, że porusza się, mówi i oddycha z trudem, skrępowana ciasnym szklanym pudełkiem, które ogranicza każdy jej bardziej swobodny gest.<br />Dystans między nią a resztą świata był wprost nie do przebycia.<br />Brak zaufania do niej – absolutnie nie do przełamania.
** Opis: charakterystyka Ewy Jedwabińskiej.
** Źródło: s. 87
 
* Dziwaczna jakaś, o ile on się znał na dzieciach. Drobna była i chuda, nóżki miała jak zapałki, buzię brzydką – wyrazistą i komiczną, z oczkami jak czarne wiśnie i plackowatymi rumieńcami w kolorze malin. Rozciągając usta w szerokim uśmiechu, szła teraz za Maćkiem krok w krok i wymachiwała rakami. Unosiła ramiona lub nimi wzruszała, a przy tym co jakiś czas wybuchała monotonnym, rozdzierającym kaszlem, brzmiącym tak, jakby miała zamiar wycharczeć z siebie płuca.
** Opis: charakterystyka Aurelii.
** Źródło: s. 7
 
* Głupie serce zachowywało się jak zwykle. Powodowane zapewne odruchem warunkowym, zatłukło jak szalone, raptem zwolniło akcję, na zakończenie ścisnęło się boleśnie. Kresce odpłynęła z głowy cała krew, zabrakło jej tchu. Stała cicho i nieruchomo, w bladej twarzy ciemniały jej oczy jak błyszczące kamyki i bielał cienki nosek (...).
** Opis: reakcja Kreski na widok Maćka.
** Źródło: s. 85
** Zobacz też: [[miłość]], [[serce]]
 
* Jak dotąd, nie udało mu się znaleźć klucza do jej upodobań. Podobał się Matyldzie zazwyczaj wtedy, kiedy robił to tylko, co mu kazała. Ale na to Maciek – młody, romantyczny idealista – jeszcze nie wpadł.
Linia 216 ⟶ 203:
** Zobacz też: [[samotność]]
 
* Każdy chyba uczynił choć raz w życiu coś, czego się wstydzi i z powodu czego miewa wyrzuty sumienia. (...) wyrzuty te mogą stanowić męczarnię dla duszy lub też być słabym zaledwie świerzbieniem na powierzchni pamięci; zależy to od kalibru owego uczynku, od tego – czy miało miejsce grube świństwo, czy też zaledwie potknięcie towarzyskie. Zależy także od kalibru, stylu i klasy człowieka. Jeden skręca się ze wstydu przez długie lata, bo zdarzyło mu się plotkować o osobie, której obecności nie był świadomy. Kto inny (...) skrzywdzi lub poniży bliźniego, oszuka go, pobije lub zabije – i nie będzie miał z tego powodu żadnych niepokojów, prócz może jednego, czy się jednak na nim ktoś kiedyś nie zemści. Różnie bywa. (...) przykłady można by mnożyć. Wniosek z nich jednak zawsze ten sam: mało kto może sobie powiedzieć „jestem w porządku”.
** Źródło: s. 29
** Zobacz też: [[sumienie]]
 
* Ledwie tylko otworzyła oczy, ledwie się podniosła, ledwie ujrzała różowy, świetlisty prostokąt okna na błękitnawym tle ściany – już poczucie bezmiernego szczęścia chlusnęło w nią jak morska fala!
** Źródło: s. 207
 
* Lekarze twierdzą podobno, że stan ducha zwany zakochaniem przypomina pewne formy obłędu. Jeżeli tak im się kojarzy stan zakochania z wzajemnością, to cóż powiedzieliby o miłości nieszczęśliwej, zawiedzionej i odepchniętej, pozbawionej nawet ociupinki nadziei?<br />Nic człowieka nie cieszy. Nic. Każda myśl, od czego by nie wyszła, maniacko nawrócić musi do tego samego wciąż obiektu i tematu. Tragiczna, doprawdy, mania. Człowiek nią owładnięty godzien jest naprawdę głębokiego współczucia, tym głębszego, im mniej ma szans na uzyskanie jedynego potrzebnego mu lekarstwa, to jest – wzajemności.<br />Idzie się, na przykład, ulicą i nagle gest przypadkowego przechodnia albo brzmienie czyjegoś głosu nawodzą na pamięć – jakżeby inaczej – tę jedną, jedyną osobę – i naprawdę można by umrzeć z tęsknoty wprost na zakurzonym chodniku.
Linia 229 ⟶ 213:
** Źródło: s. 51
 
* Maciek zatrzymał się, postać ludzka też się zatrzymała i podniósłszy zaśnieżone rzęsy, ukazała w ich białej oprawie chłodne jak źródło, jasne oczy o przejrzystych tęczówkach i tajemniczym wejrzeniu. Oczy te lśniły w twarzy zaróżowionej od mrozu, dość nijakiej (...), ale harmonijnej. Natomiast położone poniżej usta były całkowicie niezwykłe. Mianowicie miały taki wyraz, jakby ich właścicielka bezustannie gotowała się do całowania.<br />W Maćka jakby grom strzelił. <br />(...) stał w miejscu i patrzał w przejrzyste oczy, a one sygnalizowały mu takie mnóstwo różności, że biedaczysko doznawał niemal zawrotu głowy. Po raz pierwszy bowiem oczy dziewczęce mówiły mu z tak bliska i tak bez ogródek, że jest przystojny, wspaniały i męski, i bardzo-bardzo interesujący, i że kto wie... kto wie...
** Źródło: s. 20
 
* Mamusia nie pozwalała brać do łóżka Pieska. (...) to była kudłata żółta zabawka jeszcze z dawnych czasów (...). To wtedy zaczęła ssać kciuk, ssała go zawsze, kiedy tylko dotykała puszystego Pieska. Nie wiedziała, dlaczego to robi. Musiała ssać ten palec. To jej zawsze pomagało na strach.<br />Mamusia mówiła, że od tego ssania zrobi się Aurelii krzywy zgryz. Ale dotąd jakoś się nie zrobił. Poza tym Aurelia nawet nie wiedziała, gdzie go ma, tego zgryza, i wszystko jej było jedno, czy będzie to zgryz krzywy, czy prosty. Piesek jej pomagał. I to tylko było ważne.
** Źródło: s. 139
** Zobacz też: [[strach]], [[zabawka]]
 
* Matylda dbała o to, by wciąż mieć na twarzy uśmiech Giocondy, co było bez wątpienia zajęciem absorbującym (...).
Linia 246 ⟶ 226:
** Źródło: s. 109
** Zobacz też: [[pocałunek]]
 
* Na widok Maćka Kresce mdlało serce i oczy zachodziły łzami wzruszenia. Żeby nic nie pokazać po sobie, w obronnym odruchu stawała się szorstka i rzeczowa, chociaż sama świetnie wiedziała, jak go to drażni i złości.<br />„To się musiało skończyć jakąś Matyldą” – pomyślała (...) z rozpaczliwą jasnością.
** Źródło: s. 45
 
* Na zastępstwo przyszedł młody i wesoły praktykant – student matematyki. Miał wąsa jak elektryk i bujną czuprynę (...).<br />(...) dziewczyny z Ib gapiły się na niego pozorując zainteresowanie nauką, lecz on przez bitą godzinę opowiadał kawały o aktualnym wydźwięku. Co do matematyki nie napomykał o niej przesadnie często. Zadał tylko do domu parę potężnych ćwiczeń i uspokoiwszy w ten sposób sumienie, dołożył jeszcze kawał o ślepym i kulawym.