Szósta klepka: Różnice pomiędzy wersjami

Usunięta treść Dodana treść
Alessia (dyskusja | edycje)
+1
Alessia (dyskusja | edycje)
+3, int., formatowanie automatyczne
Linia 43:
** Źródło: s. 69
** Zobacz też: [[kobieta]]
 
* Wszyscy możemy mieć jakiś wpływ na to wszystko (…). Z drobin powstaje całość, siły się sumują, jedno ziarnko prochu nic nie znaczy, wiele ziarenek prochu to materiał wybuchowy. Ty się tym nigdy nie interesowałaś, ale i ja na swój skromny sposób mam jakiś wpływ na losy świata, chociaż projektuję zaledwie silniki okrętowe. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że chciałem w życiu robić coś zupełnie innego. To, co robię teraz, jest bardzo potrzebne i uważam, że powinnaś być ze mnie dumna.
** Opis: do Celestyny, która martwiła się, że nie ludzie nie mają wpływu na to, iż świat zmierza ku zagładzie.
** Źródło: s. 101
 
* Zdaje się, że umiejętność przypalania każdej potrawy jest w tym domu dziedziczna.
** Źródło: s. 102
 
* Życia nic nie zmoże, jak pisze Jeremi Przybora.
** Źródło: s. 102
** Zobacz też: [[Jeremi Przybora]]
 
===Inne postacie===
Linia 52 ⟶ 60:
** Źródło: s. 127
** Zobacz też: [[mężczyzna]]
 
* Kłótnie o pieniądze zabijają prawdziwą miłość.
** Postać: Julia Żak
** Źródło: s. 106
** Zobacz też: [[kłótnia]]
 
* Kobiety (…) muszą wygadać zmartwienie.
Linia 70 ⟶ 83:
** Źródło: s. 123
 
* – Cielęcino, ty masz zmartwienie – rzekł ojciec tonem twierdzącym.<br /> – Skąd – tępo odpowiedziała Cesia, nawet na niego nie patrząc.<br /> – Przecież widzę. Co się stało?<br /> – Nic. Słowo honoru. Można pęknąć ze śmiechu – powiedziała Celestyna i konsekwentnie wybuchnęła płaczem.
** Źródło: s. 172
 
Linia 119 ⟶ 132:
** Źródło: s. 153, 154
 
* Wejścia Cesi prawie nie zauważono.<br />–…i– …i moje najlepsze, angielskie kalki! – ojciec Cesi kończył właśnie akt oskarżenia. – Co ty sobie właściwie myślałeś, Bobek?<br />– Myślałem sobie właściwie, że fajnie się palą – odpowiedział chłopczyk prawdomównie.<br />– Ale dlaczego właśnie kalki?<br />– Sam je palisz – wytknął Bobcio wujowi.<br />– Ale zużyte! Rozumiesz?<br />– Rozumiem – zgodził się Bobcio wpijając w wuja wierne i uczciwe spojrzenie.<br />– A firanki, firanki, panie tego?! – wtrącił ochryple dziadek. – Od firanek zazwyczaj zaczyna się…<br />– Pożar! – krzyknął Bobcio, który był dzieckiem mądrym i domyślnym.<br />Dziadek irytował się, kiedy mu przerywano lub, co gorsza, pozbawiano jego wypowiedzi puenty.<br />– Cicho bądź, smarkaczu! Czegoś to taki wesoły, hę?<br />– Bobeczku – wtrąciła mama Żakowa swoim ciepłym altem. – Czy ty się wcale nie boisz?<br />– A czego?<br />– Kary. Za ten pożar.<br />Bobcio zastanowił się głęboko, starając się wniknąć w samego siebie.<br />– Nie za bardzo – wyznał wreszcie.<br />– On sobie z nas bimba! – warknął dziadek.<br />– Hi, hi! – wyrwało się Bobciowi.<br />Cesia usiadła ze znużeniem przy wielkim stole.<br />– A co się właściwie stało?<br />– Bobcio usiłował w nocy podpalić dom – rąbnął ojciec.<br />– Aha – mruknęła Celestyna bez zdziwienia.
** Źródło: s. 19, 20
 
Linia 139 ⟶ 152:
* Jak wiadomo, każdej minuty rodzi się na Ziemi dwieście trzydzieścioro pięcioro dzieci. A za każdym razem jest to tak samo cudowne.
** Źródło: s. 114
** Zobacz też: [[dziecko]], [[narodziny]], [[poród]]
 
* Jak zwykle złośliwy los stykał ich w taki sposób, by spotkanie to wypadło możliwie najbardziej krępująco i niezręcznie. A ponieważ oboje byli nieśmiali i pełni skrupułów, los nie mógł mieć, doprawdy, łatwiejszego zadania.