Romans na receptę – powieść Moniki Szwai z 2004 roku.

A B C Ć D E F G H I J K L Ł M N O Ó P Q R S Ś T U V W X Y Z Ź Ż

 
Okolice
pojawiające się w fabule powieści
(na zdjęciu schronisko Samotnia
w Karkonoszach)
  • – A jak wrócisz, idź do ginekologa, niech ci zaordynuje hormony na przekwitanie. Taki plasterek na tyłek. Mówię ci, pomaga. Moja żona jest nie ta sama kobieta, a już myślałem, że się z nią rozwiodę. Albo ją zabiję.
    – A jeśli ci ginekolog nie pomoże, idź do psychiatry – dorzucił Rysio (…). – Muszę tam wysłać moją starą. Stworzycie we dwie grupę kobiet wykończonych przez telewizję.
    – Ile lat ma twoja żona?
    – Dwadzieścia sześć. Ale już ma objawy.
    • Opis: o klimakterium.
  • – A może byś się, mama, udała na wstępne rozpoznanie? (…) Wiesz, na zasadzie: jestem sąsiadką, przyszłam spytać, czy czegoś nie trzeba, a w ogóle nazywam się Manowska Eulalia, a państwo tu mieszkają prywatnie czy służbowo?
    – A jak służbowo, to z mafii rosyjskiej czy ukraińskiej? – uzupełniła Sławka.
  • Ale jakim cudem one zeszły ze Śnieżki? i nie połamały sobie nóg już na początku drogi? Wszystkie trzy były w rozklapanych sandałkach na podwyższonych obcasach.
  • Atek wspomniał kiedyś, że [matka] wpłaca swoje pieniądze na specjalne konto przeznaczone na grobowiec rodzinny. Jeżeli robi to od czasu, kiedy mieszka z Atanazym, to może już sobie wybudować katakumby na sto dwadzieścia osób.
  • Bo co do młodości, to wiesz, jak mówi jeden mój znajomy, nie liczy się tego w latach, tylko w spontanicznie przeżytych chwilach.
  • Czuła się byle jak i bolała ją głowa. Coś było nie w porządku.
    Ach, prawda. Przypomniała sobie wczorajszy wieczór. Wczoraj zdecydowała, że dziś wyjedzie.
    To tylko klimakterium. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Na razie natychmiast trzeba się wykąpać!
    Wstała z tapczana i spojrzała w lusterko. Niedobrze. To też klimakterium? A nie, to niechlujstwo.
  • Dlaczego miałby się we mnie zakochiwać? Bo mnie ściągnął z gór? Ma z dawna zakorzeniony instynkt ratownika. Jak pies bernardyn.
  • Eulalia dużo słyszała o rajdzie Safari, ale uznała, że to, co przeżyli w wąskich i stromych uliczkach Karpacza, było dużo lepsze.
  • – I po co ja cię karmiłam własną piersią?
    – Nie oszukuj, mama (…) – Nie karmiłaś nas piersią, bo miałaś jakieś zakażenie, a potem my, idioci, woleliśmy flaszkę.
    – Bo podobno miała większy otworek niż twoja… propozycja – dołożył Kuba.
  • – (…) ja nawet temu dzieciakowi współczuję. To w końcu moja mała córeczka i całowałem ją w dupcię, kiedy miała dwa miesiące. Boże, jakie to były piękne czasy! Nie mówiła, nie pisała wierszy, nie tańczyła, nie malowała i nie komponowała na pieprzony keyboard! Umiała tylko jeść, robić kupę i uśmiechać się do tatusia. I bełkotała rozkosznie, kiedy jej pokazywałem palec…
    – Teraz też bełkoce – wtrąciła bezlitośnie Eulalia.
    – Ale z mniejszym wdziękiem.
  • Kamienie na drodze tłuc byłoby łatwiej, niż rozmawiać z tym człowiekiem!
  • Kobieta w wieku czterdziestu ośmiu lat to już raczej nie kwiatek, tylko jabłuszko, i to dość przejrzałe. Albo gruszeczka ulęgałka.
  • Mają zmontować fascynujący odcinek poradnika dla właścicieli zwierząt domowych – o pasożytach układu pokarmowego.
    Pasożyty. Bleeeee.
    No, no, bez takich. Tasiemiec pudla Aresa zarobi na jej tygodniowe utrzymanie!
    Uśmiechnęła się na myśl o tym, co powiedziałby krewki bóg wojny, gdyby wiedział, że jego imię nosi pudel z tasiemcem.
  • Mamusiu, nie martw się na zapas. (…) Musieliśmy kiedyś skończyć szkołę. Musieliśmy dorosnąć. Ale tak naprawdę zawsze będziemy twoimi dziećmi.
  • Matka, jaka ty jesteś inteligentna! To po nas, genetyczne.
  • Miłość robi z ludzi idiotów. (…) Seks to co innego, ale te wszystkie komplikacje emocjonalne…
  • – Może ma dzieci w moim wieku – odezwała się Marysia tęsknym głosem.
    Eulalii znowu zrobiło się żal dziewczynki. Biedna, samotna, znudzona mała!
    – Bo jakby miał (…) moglibyśmy stworzyć teatr. Grałabym Pippi Langstrumpf. (…)
    – A te dzieci co by grały? (…)
    – Widzów oczywiście. – Marysia wzruszyła ramionami.
  • – (…) Mówiłaś, że miał dwie żony? I co z nimi zrobił?
    – Obie go rzuciły.
    – Ohoho, to ja ci gwarantuję, że on się boi dwa razy więcej niż ty. Ciebie rzucił tylko jeden mąż.
  • Na diabła chłopu myślące spojrzenie u kobiety?
  • Nawet nie próbowała czytać. Nie widziałaby przecież ani jednej litery, tylko jego twarz, oczy, uśmiech…
  • – Nie jedz z pełnymi ustami (…)
    – Inaczej nie potrafię.
    – To znaczy nie mów!
  • Nie lubię, kiedy się mnie traktuje jak powietrze. I to nieświeże!
  • – O Boże, Grzesiu…
    – Nie mów do mnie Boże, to mnie peszy.
  • (…) od najmłodszych lat nie była pewna, czy ludzie chcą z nią utrzymywać kontakty dla niej samej, czy może tylko z grzeczności. Zawsze, kiedy otrzymywała dowody, że ktoś ją bezinteresownie polubił, czuła wzruszenie.
  • Odprężeni już i zadowoleni z życia filmowcy prawdopodobnie pobili rekord świata w długości zejścia ze Strzechy do Samotni: pokonanie kilkuset metrów zajęło im równo półtorej godziny. Głównie dlatego, że Rysio miał półbuty na skórzanych podeszwach i co dwa metry zaczynał zjeżdżać w przepaście.
  • – On ma uraz na punkcie telewizji (…).
    – Program go brzydzi?
  • Operatorowi nie mogą trząść się ręce. Jak się wyśpimy, to popracujemy.
  • – Po Arturku pocieszyłam się sto lat temu!
    – Co mówisz! I jak mu na imię?
    – Święty spokój!
  • Serce matki jest nieracjonalne, musi się mazać.
  • Stryjkowa pobiegła do Bacówki i wróciła z kolejną butelką stosownie schłodzoną.
    – Mamy tu jeszcze rozmowną wodę – zawołała beztrosko.
  • Telewizja go prześladuje. Jakby w starożytności była telewizja, to by mu wychodziła w tarocie.
  • – (…) to świetni ludzie, wszystko potrafią znaleźć, wszystkie dane…
    – Jeżeli w Internecie – pomyślała – to ja też potrafię. I taniej nam to wyjdzie. Wolę sobie zapłacić niż trzem panienkom z uniwersytetu…
  • Tym pampersom wydaje się, że dziennikarstwo zaczyna się od nich (…).
  • Z gór my syny (…).
  • – Zapraszali, ale czy ja wiem… Może z grzeczności tylko?
    – Za grzeczność trzeba płacić. (…) Jedź bez skrupułów.
  • (…) zgrzytając zębami uciekła do łazienki, ostatniego miejsca w domu, gdzie nikt nie mógł jej zakłócić spokoju. Symulując zaburzenia systemu trawiennego, przebywała tam bite pół godziny. W tym czasie przeczytała trzydzieści stron kryminału Chmielewskiej, co przywróciło jej nadszarpniętą równowagę ducha (…).
  • (…) „zrozumieć” to niekoniecznie to samo co „wybaczyć”…